- Jesteś pewnie gdzieś na jednym z pierwszych pięter naziemnych pałacu, patrząc po koordynatach. - powiedział Sky.
Tylko sobie kiwnąłeś głową, rzuciłeś jeszcze raz okiem na gabinet i postanowiłeś zeń wyjść. Wróciłeś do poprzedniego pomieszczenia, przeszedłeś przez nie, zerkając na droidy bojowe po bokach i podszedłeś do drugich drzwi. Znowu musiałeś wziąć się za łamanie kodów w terminalu przy framudze. Po kilku minutach grzebania się w tym, drzwi zaskoczyły i otworzyły się, a przed tobą pojawił się korytarz. Szedł prosto przez jakieś trzydzieści metrów, mając po bokach po kilka drzwi i rozwidlał się w T. Oświetlony był pięknie zdobionymi kryształami różnych kolorów. Oprócz tego na ścianach wisiały obrazy różnych Mostów Cato Neimoidii, a cały sufit przedstawiała panorama Mostu Centralnego. Pięknie namalowane, żywymi barwami zrobiły na tobie wrażenie. Nikogo nigdzie nie widziałeś.
Sądząc po zdobieniach i rozmiarach korytarza, a także poprzednich pomieszczeń, w oparciu o informacje uzyskane od reszty oddziału doszedł do wniosku, że właśnie znajduje się...
Gdzieś.
Jak dotąd wiedział na pewno dwie rzeczy. Pierwsza - nie znalazł dotąd miejsca, które przedstawiałoby sobą taktyczne znaczenie w kontekście ich zdania. Druga - nie znalazł dotąd miejsca, które przedstawiałoby sobie jakiekolwiek znaczenie jako potencjalna kryjówka.
Mandalorianin uśmiechnął się w duchu. Wszystko idzie tak, jak zazwyczaj. Co oznacza, że nie jest tak źle, jak mogłoby być.
Szedł dalej korytarzem, a właściwie nie tyle szedł, co skradał się bardzo ostrożnie, omijając w miarę możliwości promienie świateł kryształów, by zminimalizować jak to tylko możliwe szansę, że ktoś nagle wychodzący z naprzeciwka lub któregoś z pokoi zobaczy jakiś refleks na jego osłonie.
Tymczasem do rozwidlenia korytarza i dalej gdzie Moc poprowadzi...
'Ja pierdolę, jak można rozmawiać w taki sposób.' - zaśmiał się w myślach, komentując styl wypowiedzi Jedi.
Omijając drzwi i kryształy, dotarłeś do rozwidlenia. Już na kilka kroków wcześniej wiedziałeś, że coś tutaj jest. Po przeciwnej do twojej stronie korytarza za rogiem stał droid z karabinem. Prawdopodobnie za drugim załomem stał drugi. Nie usłyszały cię na razie, pewnie dzięki dywanowi. Stały nieruchomo, skierowane głowami przed siebie, najwidoczniej pilnując.
Cofnął się parę metrów, wziął do ręki jeden z noży i przydzwonił nim o zamknięte drzwi. Następnie jak najszybciej wrócił do załomu korytarza i zamarł w oczekiwaniu, aż któryś z droidów pójdzie sprawdzić hałas. Prostego typu jednostki bojowe funkcjonowały zwykle w trybie "seek&destroy", więc nie spodziewał się po nich popisów inteligencji, a potrzebował tylko przedostać się na parę sekund za ich posterunek.
Rozejrzał się jeszcze dokładnie po ścianach tworzących korytarz. Gdyby były metalowe, zbrojone itp, wówczas można by przejść po nich za pomocą magnesów, omijając tym samym sprowokowane droidy. Zapewne jednak tak dobrze nie było. Wzdragając się przez chwilę nad koniecznością zniszczenia obu droidów w niewiadomym celu, postanowił spróbować wejść do jednego z pomieszczeń przy korytarzu. Ciekawe jak radziła sobie druga ekipa, z podstawianym cesarzem. Nawet słowem się nie odezwali, a teraz to on szlaja się nie wiadomo gdzie. Ech, kij im w bary i więcej szczęścia. Jeśli nie da się zastosować opcji "na pająka", poszuka oświecenia lub czegoś pożyteczniejszego w jednym z pokojów.
Jeśli do któregoś wejdzie, zależnie od zabezpieczeń.
Wycofałeś się ze skrzyżowania, gdyż ściany były wyłożone kamieniem i bez rozwiązania siłowego chyba byś nie przeszedł, kamuflaż był za bardzo ryzykowny. Podszedłeś do najbliższych drzwi i po cichu, delikatnie sprawdziłeś, czy są zamknięte. Były otwarte. Lekko zdziwiony uchyliłeś je sprawdzając, czy jest ktoś w środku. Widziałeś w świetle z korytarza trochę biurek i noc poza tym. Wszedłeś cichu i zacząłeś zamykać za sobą drzwi. Zauważyłeś jednakże, że droid, który stał na korytarzu, zniknął.
Zatrzymał się w pół kroku i nadstawił ucha. Dźwięk otwierających się drzwi? Nadjeżdżającej za nimi windy? Jakieś głosy?
Tak czy inaczej w tym pokoju nie znalazłby raczej niczego, poza fotelem do przekimania do świtu, co nic by mu nie dało. Szybszym krokiem podszedł z powrotem do miejsca, z którego zniknął mechaniczny strażnik. Jeśli zauważy zamykające się drzwi, spróbuje możliwie najszybciej podejść do nich "krokodylkiem", by ten, kto ewentualnie wyszedłby z nich w tym samym czasie, zamiast wpaść na niego frontalnie przeszedł nad nim lub potknął się nie wiadomo o co.
Wyszedłeś z powrotem na korytarz, nasłuchując odgłosów. Usłyszałeś mechaniczny stukot dochodzący z lewej odnogi korytarza. Sądząc po nich, droidy oddalały się korytarzem dość szybkim krokiem, jednakże nie wiesz, dlaczego.
Dylemat pojawił się równie szybko, jak zniknęły droidy. Czy iść za nimi, bo skoro odwołano je z posterunku, to może mieć to związek z jego ekipą (Papadopulos strącił trzystuletnią wazę z jakiegoś parapetu), czy wykorzystać okazję i przejść tam, gdzie teraz nikt nie pilnuje? Jeśli pójdzie za nimi, nie będzie wiedział gdzie i po co trafi, a przy okazji pewnie wpieprzy się w jakiś syf. Jeśli pójdzie przed siebie, to znowu może trafić na jakiś pilnie strzeżony sekretariat, z którego wychodząc wejdzie na plecy droida, który już wrócił.
Ech...
Jebać droidy i ich problemy. Mamy własne. Idziemy dalej.
Poszedłeś więc ostrożnie w drugą stronę korytarza. Właściwie nie różnił się on wiele od wcześniejszego, nie był jednakże tak zdobiony. Ciąg drzwi przypominał ci sytuację z piwnic - wszystko takie same i łatwo się zgubić. Dotarłeś do okna po prawej lewej stronie korytarza. Wyjrzałeś zza niego delikatnie. zobaczyłeś Most Centralny z wysokości kilkunastu metrów, nie byłeś wcale tak wysoko, jak ci się wydawało. Prawdopodobnie w reprezentacyjnej, bardziej oficjalnej części pałacu. Odwróciłeś się od okna z powrotem na korytarz. Pusto. Nie wchodząc w żadne drzwi dotarłeś do szerokiej klatki schodowej, schodzącej niżej. Gdy wyjrzałeś na nią, na podeście niżej zobaczyłeś oddział droidów z karabinami w rękach, schodzący niżej w pośpiechu.
Cholera, chyba jednak Papadopulos faktycznie wpadł w jakąś wazę...
- Tu Sev, jestem w części pałacu z widokiem na most centralny. Kilkanaście droidów zeszło właśnie gdzieś niżej z posterunków. Co się u was dzieje? Odbiór.
Klatka schodowa w dół... On powinien iść raczej do góry. Ale skoro w tej chwili się nie dało, to pozostawało podążyć za droidami i podejrzeć co się wyczynia.
Wszyscy odpowiedzieli ci zgodnie, że u nich się (względnie) nic ciekawego nie dzieje. Obejrzałeś dokładniej miejsce. Schody prowadziły niżej na szeroki podest, z którego prowadziły halle na boki i na wprost, lecz w bocznych nawach znajdowały się schody z powrotem idące na górę, wiodące do innej części pałacu. Droidy po zejściu na podest pomaszerowały jednakze na wprost. Wydaje ci się, że w oddali dostrzegasz brak posadzki, czyli musi być kolejne zejście niżej.
Po raz wtóry tej nocy stwierdził, że błądzi niczym uzbrojone po zęby aspołeczne dziecko - morderca we mgle. "Nie włazić tam, gdzie nie trzeba", mówił reszcie chłopaków, a jak dotąd odbija się od drzwi do drzwi. Sprawdził ile zostało do świtu, przecież mieli się wtedy spotkać przed pałacem. Jeśli miał jeszcze czas, wybrał drugie schody wiodące w górę, w nadziei, że zaprowadzą go wyżej, niż poprzednie. Jeśli nie było sensu ryzykować spóźnienia i ostatecznego zgubienia drogi, to zacznie wycofywać się w stronę wyjścia z pałacu.
Wydaje ci się, że jest coś koło 3 nad ranem. Sprawdziłeś na zegarku i rzeczywiście tak było. Postanowiłeś więc jeszcze pozwiedzać. Poczekałeś aż oddział droidów oddali się, po czym z włączonym kamuflażem zszedłeś schodami po miękkim, zielonym dywanie i poszedłeś w nawę boczną, gdzie można było znaleźć schody na górę. Te były wyższe od dopiero przez ciebie użytych, z białego żyłkowanego złoto marmuru i złotymi poręczami, o nie za szerokich stopniach. Zakręcały wyżej lekko i kończyły się kilka metrów nad tobą. Wszedłeś nimi czym prędzej. Na szczycie wyłonił się przed tobą prosty, szeroki korytarz, z zagłębieniami na różne ławeczki, a także krętą klatką schodową znajdującą się w jego połowie. Ktoś po niej schodził.
Na wszelki wypadek schronił się w jednej z takich wnęk i obserwował kto i dokąd idzie. Jeśli jakiś droid albo inna sprzątaczka, to niechaj sobie idzie, a on poczeka i pójdzie dalej w górę. Jeśli ktoś bardziej...hm... interesujący, to wtedy pomyślimy, zapewne bardzo szybko.
Gdy postać odwróciła się w twoją stronę, zobaczyłeś, że to neimoidiańczyk. W czarnym płaszczu i niewysokim kapeluszu na głowie, zszedł niespiesznie po kręconych schodach i równym krokiem zaczął się od ciebie oddalać, idąc dalej korytarzem.
O, wreszcie jakaś żywa istota. Śledzenie go będzie zapewne równie bezcelowe, jak jego dotychczasowe szwendactwo w górę i w dół. Ciekawe jak wytłumaczy dowództwu, że choć byli w pałacu i obeszli zabezpieczenia, to nawet nie widzieli cesarza... hmm....
W takim razie równie dobrze może iść za nim, jak za kimkolwiek innym. Przynajmniej wtedy znudzenie nie zastąpi czujności. Idziemy.
Jak pomyślałeś, tak zrobiłeś. Zacząłeś podążać za szwendającym się w nocy po pałacu jegomościem. Najpierw szedł korytarzem przed siebie, mijając wszystkie drzwi. Korytarz skręcił dwa razy w prawo i znowu natrafiłeś na schody w górę. Śledzony wszedł nimi pospiesznie i skręcił za róg. Dotarłeś do szczytu schodów i wychylając się za róg nad donicą z kwiatem, zobaczyłeś, że neimodiańczyk przebywa krótki korytarzyk i znowu skręca. Wysunąłeś się szybko i idąc przy ścianie doszedłeś do następnego rogu. Znajdował się za nim korytarz długi na kilka metrów, na końcu którego znajdowały się drzwi. Było pusto, gość zniknął.
O nie, co to, to nie. Zgubienie celu mogło mu się przytrafić w jakichś Dolinach Cienia, gdzie więksi od niego tropiciele nie mogli sobie poradzić, ale nie na takiej przestrzeni. Szybkim, acz ciągle miękkim krokiem szedł w stronę drzwi, za którymi zapewne zniknął Neimodiańczyk, jednocześnie z ręką lekko sunącą po powierzchni ściany, by wyczuć coś, co mogłoby być ukrytym zawiasem lub świadectwem ukrytego przejścia.