Sesja Wiktula
Sunąc ręką po marmurowej ścianie szedłeś w stronę drzwi. Ściany korytarza wyłożono marmurowymi płytami, które miały między sobą przerwy z zaprawy. Przyglądając im się, niczego nie zauważyłeś, ani nie wyczułeś. Podszedłeś do drzwi. Były z typu tych wsuwających się w sufit. Po prawej znajdowała się konsola na hasło numeryczne. Gdy przyjrzałeś się bliże, wydało ci się, że widzisz ponad klawiaturą mikroskopijny otwór.
Sięgnął po swój zestaw do łamania zabezpieczeń. Hack - click - fuck? Wątpił, by to zadziałało, choć dotąd dawało radę. Jeśli nie, trzeba będzie cofnąć się do schodów, po których schodził dziwny koleś i wejść na górę z pierwotnym planem.
- Jak gówno w przeręblu. - szepnął sam do siebie, bardziej z rozbawieniem, niż irytacją. Ciekawe, gdzie wyślą go w nagrodę za ewentualne niewykonanie zadania? Szpiegowanie Ludzi Piasku na Tatooine? Hehehe, to by mu się nawet podobało. Cisza, spokój, niechby tylko zabrał ze sobą symbiont i z klimatyzacją miałby prawie rajskie wakacje na zesłaniu...
Ach, marzenia. A gdzie mandaloriańska dusza? Łupić, grabić, zabijać, gwałcić! No, może nie w tej kolejności. Po prostu rozjebie te drzwi z kopa i tyle!
Albo podłubie przy nich na ile pozwala mu zawodna technika i w razie potrzeby pójdzie gdzie indziej. Cierpliwie, ostrożnie. Taaak... Tatuś raczej nie byłby z niego dumny.
- Jak gówno w przeręblu. - szepnął sam do siebie, bardziej z rozbawieniem, niż irytacją. Ciekawe, gdzie wyślą go w nagrodę za ewentualne niewykonanie zadania? Szpiegowanie Ludzi Piasku na Tatooine? Hehehe, to by mu się nawet podobało. Cisza, spokój, niechby tylko zabrał ze sobą symbiont i z klimatyzacją miałby prawie rajskie wakacje na zesłaniu...
Ach, marzenia. A gdzie mandaloriańska dusza? Łupić, grabić, zabijać, gwałcić! No, może nie w tej kolejności. Po prostu rozjebie te drzwi z kopa i tyle!
Albo podłubie przy nich na ile pozwala mu zawodna technika i w razie potrzeby pójdzie gdzie indziej. Cierpliwie, ostrożnie. Taaak... Tatuś raczej nie byłby z niego dumny.
Obejrzałeś najpierw ustrojstwo, czy nie ma zabezpieczeń, następnie zdjąłeś panel przedni. Znajdowała się na nim mikrokamerka ze smart pixelem z radiowym sterowaniem. Odbiornik znajdował się w ścianie. Pokombinowałeś jeszcze trochę, stosując swój sprzęt i zdekodowałeś sygnał, podpinając się do niego. W końcu znalazłeś adres sygnału decyzyjnego i wysłałeś odpowiednia komendę. Drzwi przy których stałeś otworzyły się, lecz nie do góry, tylko w lewo. Ściana była w tym miejscu wystarczająco gruba, by mógł się w niej zmieścić człowiek stojący bokiem. Prawej framugi nie było, jedynie wąski korytarz, schodzący po chwili niżej.
Hoho, czyżbyśmy wleźli gdzieś, gdzie nie wolno? Dziwne drzwi... Jednak czasem dobrze mieć przy sobie te wszystkie okablowane ustrojstwa z guziczkami. I dobrze, że jak tępą małpę wytresowano go wykonywania czynności, które rozumiał tyle o ile. Chyba powinien urodzić się Tuskanem, oni mają podobne poglądy na technologię.
Przecisnął się przez drzwi, wystawiając przed siebie przedramię, bo nie wiedział na ile skutecznie zhackował terminal i czy nie zechcą zamknąć się wraz z nim bez uprzedzenia. Następnie podążył w chyba jedynym możliwym kierunku, dalej za śledzonym tajemniczym kapelusznikiem, ufając, że to nie bezmyślność, a instynkt komandosa pchają go do tych działań.
Przecisnął się przez drzwi, wystawiając przed siebie przedramię, bo nie wiedział na ile skutecznie zhackował terminal i czy nie zechcą zamknąć się wraz z nim bez uprzedzenia. Następnie podążył w chyba jedynym możliwym kierunku, dalej za śledzonym tajemniczym kapelusznikiem, ufając, że to nie bezmyślność, a instynkt komandosa pchają go do tych działań.
Albo ciekawość.
Zszedłeś krótkimi schodami na dół i mogłeś już iść normalnie, choć nadal było wąsko. Korytarzyk, ceglany i dość prosty, szedł prosto. Mając ciągle włączony kamuflaż ruszyłeś przed siebie. Powietrze było suche, czułeś zapach cementu, a cisza dzwoniła w uszach.
Dotarłeś do wysokich, wąskich schodów idących znowu w dół. Całość oświetlona jest delikatnym, białym światłem diodowym, dzięki któremu nie musisz używać noktowizji. Zacząłeś powoli i ostrożnie schodzić na dół. Po 200 schodkach przestałeś liczyć. Gdzieś przy 500 korytarz wyprostował się i zaczął iść prosto, poszerzając się przy okazji. Po niedługim czasie marszu dotarłeś do skrzyżowania dwóch prostopadłych dróg. Żadnych oznaczeń na ścianach nie ma, korytarze wyglądają także tak samo.
Gdzie on mógł pójść?
Zszedłeś krótkimi schodami na dół i mogłeś już iść normalnie, choć nadal było wąsko. Korytarzyk, ceglany i dość prosty, szedł prosto. Mając ciągle włączony kamuflaż ruszyłeś przed siebie. Powietrze było suche, czułeś zapach cementu, a cisza dzwoniła w uszach.
Dotarłeś do wysokich, wąskich schodów idących znowu w dół. Całość oświetlona jest delikatnym, białym światłem diodowym, dzięki któremu nie musisz używać noktowizji. Zacząłeś powoli i ostrożnie schodzić na dół. Po 200 schodkach przestałeś liczyć. Gdzieś przy 500 korytarz wyprostował się i zaczął iść prosto, poszerzając się przy okazji. Po niedługim czasie marszu dotarłeś do skrzyżowania dwóch prostopadłych dróg. Żadnych oznaczeń na ścianach nie ma, korytarze wyglądają także tak samo.
Gdzie on mógł pójść?
Rozejrzał się dokładnie we wszystkie strony, szukając jakichś punktów orientacyjnych. Czyżby były tak długie, że nie widać było drzwi z wysokości rozwidlenia? Jeśli jednak nie, w ostateczności wybrałby te bliższe lub bardziej charakterystyczne, np. z kolejnym zamkiem czy czymś podobnym. Jednak chwilowo stanął, rozejrzał się i nasłuchiwał. Jakieś odgłosy rozmowy? Pracujących maszyn?m
W trakcie tego dzikiego pościgu na oślep po podziemiach pałacu przyszło mu do głowy pewno spostrzeżenie. Czy przy wszystkich nadzwyczajnych środkach ostrożności, zastosowanych w celu ochrony następcy tronu, nie byłoby bardziej rozsądne ukryć go jak najgłębiej pod pałacem, w jakimś osobistym bunkrze, opatrzonym labiryntem korytarzy, niż w dość oczywistym miejscu, jakim był szczyt pałacu lub komnaty królewskie?
Cóż... Prędzej czy później do wie się o tym, w ten lub inny sposób.
W trakcie tego dzikiego pościgu na oślep po podziemiach pałacu przyszło mu do głowy pewno spostrzeżenie. Czy przy wszystkich nadzwyczajnych środkach ostrożności, zastosowanych w celu ochrony następcy tronu, nie byłoby bardziej rozsądne ukryć go jak najgłębiej pod pałacem, w jakimś osobistym bunkrze, opatrzonym labiryntem korytarzy, niż w dość oczywistym miejscu, jakim był szczyt pałacu lub komnaty królewskie?
Cóż... Prędzej czy później do wie się o tym, w ten lub inny sposób.
Labirynt korytarzy czy nie, nie miałeś pomysłu, w którą stronę mógł pójść twój cel. Popatrzyłeś po podłodze - kurzu nigdzie nie było, widocznie nie miał z czego się tworzyć. Włączyłeś termowizję. Sporo ciepła promieniowało z sufitu, lecz po przeskalowaniu obrazu dostrzegłeś już bardzo niewyraźny ślad dłoni na narożniku prawego korytarza. Jakby się ktoś chwycił, by szybciej skręcić. Postanowiłeś więc iść w tę stronę. po niedługim czasie trafiłeś do niewielkiej sali, w której poustawiane zostały sarkofagi, niektóre piętrowo. Widocznie byleś w katakumbach. Na trumnach widoczne były symbole, których nie rozpoznawałeś, ale najprawdopodobniej należały one do dawno zmarłych władców i możnych tego miasta. Z sali szedł dalej korytarz prosto, ale także jeden w lewo.
Sprawdził jeszcze raz tryby widzenia, nie tylko termoskaner, choć ten powinien być teraz najbardziej pomocny. Katakumby? Może gdzieś tutaj przetrzymują poprzedniego władcę? Przy odrobinie szczęścia mógłby wyjąć ciało, wleźć do środka, zaczekać na stosowny moment i...
Hehehe, nie, to byłoby przegięcie większe, niż senator wysadzony w kiblu.
Jeśli znalazł kolejne ślady cieplne - podążał za nimi. Znalezienie ich powinno być łatwiejsze w takim parku sztywnych, ale różnie mogło to być. Jeśli ich nie dostrzegł, starał się ponownie zobaczyć co kryją dalsze części korytarzy, ewentualnie podążyć za jakimś kluczem powtarzających się oznaczeń lub kształtów sarkofagów. W ostateczności - chybił trafił, choć raczej w lewo. Jeśli korytarz na wprost był długi, a nie było w nim widać śledzonego faceta, to raczej nie szedł tamtędy, w końcu nie odskoczył mu na więcej niż kilkadziesiąt metrów. Chyba, że biegiem, ale wtedy zostawiłby ślad cieplny.
Sev pamiętał też, by nie lecieć na pałę w zupełnie nieznane miejsce, po którym nie wiedział, czego się spodziewać. Jeśli facet jednak przemieszczał się tak szybko, że aż musiał skręcić "na ręcznym", chwytając się o ścianę, to mógł wiedzieć, że ktoś go śledzi. Było to bardzo, baaardzo mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. W takiej sytuacji mógł liczyć właśnie, że śledzący go komandos wybiegnie pospiesznie za jakiś skręt, zapominając o ostrożności. Niedoczekanie.
Hehehe, nie, to byłoby przegięcie większe, niż senator wysadzony w kiblu.
Jeśli znalazł kolejne ślady cieplne - podążał za nimi. Znalezienie ich powinno być łatwiejsze w takim parku sztywnych, ale różnie mogło to być. Jeśli ich nie dostrzegł, starał się ponownie zobaczyć co kryją dalsze części korytarzy, ewentualnie podążyć za jakimś kluczem powtarzających się oznaczeń lub kształtów sarkofagów. W ostateczności - chybił trafił, choć raczej w lewo. Jeśli korytarz na wprost był długi, a nie było w nim widać śledzonego faceta, to raczej nie szedł tamtędy, w końcu nie odskoczył mu na więcej niż kilkadziesiąt metrów. Chyba, że biegiem, ale wtedy zostawiłby ślad cieplny.
Sev pamiętał też, by nie lecieć na pałę w zupełnie nieznane miejsce, po którym nie wiedział, czego się spodziewać. Jeśli facet jednak przemieszczał się tak szybko, że aż musiał skręcić "na ręcznym", chwytając się o ścianę, to mógł wiedzieć, że ktoś go śledzi. Było to bardzo, baaardzo mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. W takiej sytuacji mógł liczyć właśnie, że śledzący go komandos wybiegnie pospiesznie za jakiś skręt, zapominając o ostrożności. Niedoczekanie.
Termowizja tutaj niewiele pomaga. Tło pozostawione przez istotę żyjącą jest za słabe, nie wspominając już o cieple, które promieniuje z zamku. Oba korytarze odchodzące od sali były ciemne, więc daleko noktowizją nie widziałeś. W każdym razie jak podszedłeś trochę, to ciągnęły się prosto. Obejrzałeś sarkofagi. Zdało ci się, że widzisz na nich daty śmierci osób, w nich pochowanych, kilka tysięcy lat. Całkiem nieźle. Prawdopodobniej ze względu na miejsce w dalszych salach leżą pochowani później. Nie mając nic do stracenia skręciłeś w lewo.
Korytarz był trochę węższy i niższy w tym miejscu. poszarpana cegła wyglądała, jakby wypalano ją na szybko. Dalej korytarz rozszerzał się w salę z kolejnymi sarkofagami. Od niej odbiegały znowu dwie inne drogi: prosto i w prawo. Postanowiłeś obejrzeć daty na płytach. Leżący tutaj ludzie byli trochę młodsi.
Korytarz był trochę węższy i niższy w tym miejscu. poszarpana cegła wyglądała, jakby wypalano ją na szybko. Dalej korytarz rozszerzał się w salę z kolejnymi sarkofagami. Od niej odbiegały znowu dwie inne drogi: prosto i w prawo. Postanowiłeś obejrzeć daty na płytach. Leżący tutaj ludzie byli trochę młodsi.
Po chwili zastanowienia postanowił iść według klucza nowszych dat zgonu. W razie, gdyby wszedł w jakąś ciemną dupę, łatwiej mu będzie znaleźć drogę powrotną. Kolejna rzecz, o której nie może zapomnieć - czas. Ile pozostało go do umówionej zbiórki, szybkie wyliczenie ile będzie go potrzebował, by pokonać drogę do miejsca spotkania.
- Jestem w katakumbach, pełno tu szytwnych. Odbiór. - szepnął cicho i szybko do komunikatora, idąc w wyznaczonym przez daty kierunku.
- Jestem w katakumbach, pełno tu szytwnych. Odbiór. - szepnął cicho i szybko do komunikatora, idąc w wyznaczonym przez daty kierunku.
Odpowiedział ci jedynie szum. Sygnał był tutaj tłumiony. Trochę dziwne, nawet jeśli się weźmie pod uwagę grubość murów na około. Zacząłeś iść przed siebie pilnując, by wchodzić do nowszych sal. Mijałeś wiele pokoi, niektóre niewielkie, inne ogromne. Z raz czy dwa musiałeś się wrócić, ponieważ cofnąłeś się datą. W końcu dotarłeś do pomieszczenia, z którego odchodziły dwie drogi - jedna prosto, druga w bok. Idąc prosto napotykałeś kolejną niewielką salę z następnymi korytarzami, daty śmierci były z przed kilkuset lat. Jednakże w bocznym korytarzu zauważyłeś co innego. Gdy poszedłeś tam, droga skręciła, rozszerzyła się i ukazała ci długi korytarz, niknący w ciemności, w którego ścianach wykuto półki. Leżały na nich czaszki. Tysiące czaszek, wszystkie równo ułożone jedna obok lub na drugiej.
Czaszki? No no, więc jednak każdy ma jakiegoś trupa w szafie... Widać radośnie ciotowaci Neimodiańczycy nie są tacy znowuż przyjemni, choć może to tylko specyficzne obyczaje pogrzebowe. Hehehe, sithom by się to pewnie spodobało.
Jednak Mandalorianin patrzył na to z ciekawością. Tego typu horrorowe zagrywki i klimaty miał od zawsze we krwi - czy mu się to podobało, czy nie, rodziny się nie wybiera - , dlatego też zaczął ostrożnie lustrować to miejsce. Najpierw sarkofagi, teraz czaszki, potem co? Mumie? Kompletne szkielety? Na Korriban grobowce miały p0odobny...hmm... wystrój, ale...
Kurwa, nie zaraz. Po co tutaj przyszedł? Chyba nie po to, żeby pozwiedzać sobie pieprzoną galerię osobliwości. Szanse, że facet poszedł w tym samym co on kierunku były prawie żadne, a pomimo całej swej cierpliwości Sev nie mógł zupełnie uciec od irytacji tym faktem. Jednak te zakłócenia... Klatka Faradaya? Jeśli to umyślne, to widocznie musiało być tu coś istotnego (a przynajmniej on sam chciał tak myśleć). Tak czy inaczej - żadne katakumby i labirynty nie były nieskończone.
Jednak Mandalorianin patrzył na to z ciekawością. Tego typu horrorowe zagrywki i klimaty miał od zawsze we krwi - czy mu się to podobało, czy nie, rodziny się nie wybiera - , dlatego też zaczął ostrożnie lustrować to miejsce. Najpierw sarkofagi, teraz czaszki, potem co? Mumie? Kompletne szkielety? Na Korriban grobowce miały p0odobny...hmm... wystrój, ale...
Kurwa, nie zaraz. Po co tutaj przyszedł? Chyba nie po to, żeby pozwiedzać sobie pieprzoną galerię osobliwości. Szanse, że facet poszedł w tym samym co on kierunku były prawie żadne, a pomimo całej swej cierpliwości Sev nie mógł zupełnie uciec od irytacji tym faktem. Jednak te zakłócenia... Klatka Faradaya? Jeśli to umyślne, to widocznie musiało być tu coś istotnego (a przynajmniej on sam chciał tak myśleć). Tak czy inaczej - żadne katakumby i labirynty nie były nieskończone.
Trzymając się dalej tego przekonania, poszedłeś dalej tym korytarzem. Czaszki, równo ułożone, ciągnęły się jeszcze trochę, po czym ich miejsce zastąpiły duże zbiorniki, w których poukładano kości, typami oddzielnie. W kilku leżały kości udowe, gdzie indziej przedramienia, a jeszcze gdzie indziej miednice. Najwyraźniej ze względu na miejsce składowano wszystkie starsze kości w jednym miejscu, zachowując jednakże szacunek dla nich.
Droga w końcu połączyła się z grobowcami i znowu napotkałeś salę z sarkofagami. Te tutaj były nowe. Wszystko wyłożono marmurem i prawdopodobnie czyszczono dość często, ponieważ nie widziałeś żadnego osadu. Patrząc po dacie na nagrobku, zmarły musiał być ojcem niedawno zmarłego cesarza. Z sali, w której się znajdowałeś, odchodziły dwa korytarze. Jeden w bok, dość wąski, drugi prosto. Zauważyłeś, że był świeżo wykuty w skale. Gdy tylko do niego podszedłeś, usłyszałeś odgłosy kucia i szlifowania, dobiegające z na wprost.
Droga w końcu połączyła się z grobowcami i znowu napotkałeś salę z sarkofagami. Te tutaj były nowe. Wszystko wyłożono marmurem i prawdopodobnie czyszczono dość często, ponieważ nie widziałeś żadnego osadu. Patrząc po dacie na nagrobku, zmarły musiał być ojcem niedawno zmarłego cesarza. Z sali, w której się znajdowałeś, odchodziły dwa korytarze. Jeden w bok, dość wąski, drugi prosto. Zauważyłeś, że był świeżo wykuty w skale. Gdy tylko do niego podszedłeś, usłyszałeś odgłosy kucia i szlifowania, dobiegające z na wprost.
Hm-hm-hm. Bingo.
Trzeba przyjrzeć się dokładnie jak tam kamieniarze przygotowują poprzedniemu władcy trumienne posłanko. Na razie nie ma im co przeszkadzać, jeśli nie będzie wyraźnej potrzeby. Zobaczymy, czy gdzieś dałoby się bezpiecznie ulokować małą bombkę, czy od razu nakryją go płytą itd. Sam jaśnie wielmożny denat przebywa pewnie w jakiejś kostnicy, choć kto to tam wie. Skoro lubią bawić się czaszkami, to może sarkofagi też kują na miarę. Ale sprawdźmy, cierpliwości.
Trzeba przyjrzeć się dokładnie jak tam kamieniarze przygotowują poprzedniemu władcy trumienne posłanko. Na razie nie ma im co przeszkadzać, jeśli nie będzie wyraźnej potrzeby. Zobaczymy, czy gdzieś dałoby się bezpiecznie ulokować małą bombkę, czy od razu nakryją go płytą itd. Sam jaśnie wielmożny denat przebywa pewnie w jakiejś kostnicy, choć kto to tam wie. Skoro lubią bawić się czaszkami, to może sarkofagi też kują na miarę. Ale sprawdźmy, cierpliwości.
Podszedłeś ostrożnie korytarzem do przodu i zajrzałeś do środka. Pracowało tam dziesięciu neimoidiańczyków, wyrównując ściany, posadzkę, kładąc marmurowe płyty i wykuwając sarkofag. Znajduje się on na środku sali i dolna jego część będzie jednolitą skałą. Płyty na razie nie ma, kamieniarze zajmują się wnętrzem i zdobieniami. Widać trumna jest robiona na miarę. Wszędzie jest kurz, leżą dłuta i młotki, robota wykonywana jest ręcznie. Pomieszczenie oświetlono mocnymi lampami, które przestawiano w zależności od potrzeby.
Przesunął się nieznacznie, by nikt z pracujących nie wpadł na niego przypadkiem lub nie skierował lampy na niego. Przyjrzał się dokładniej sarkofagowi. Bez wątpienia tutaj złożą ciało po uroczystości pogrzebowej, sarkofagu nie sposób przenieść, a już na pewno nie przez tak wąskie korytarze, windy i schodki. Najprawdopodobniej będzie przy tym obecny następca tronu, bo oficjalne złożenie do grobu też jest przecież ceremonią najwyższej rangi, nie powierzą tego zwykłym grabarzom. Wtedy nowy władca będzie musiał zejść tutaj, gdzie będzie słabiej strzeżony i pewniejszy swego bezpieczeństwa, z dala od tysięcy gości na wcześniejszej ceremonii pożegnalnej, czy późniejszej koronacyjnej.
Sev miał dylemat. Zostać tutaj i czekać na cel, zgodnie z własnymi przypuszczeniami, czy zostawić to na razie i spróbować wrócić tu po naradzie z resztą. Przy okazji sprawdził, czy zabrał jakikolwiek nadajnik, który mógłby umieścić w tym miejscu i wrócić za jego sygnałem.
Sev miał dylemat. Zostać tutaj i czekać na cel, zgodnie z własnymi przypuszczeniami, czy zostawić to na razie i spróbować wrócić tu po naradzie z resztą. Przy okazji sprawdził, czy zabrał jakikolwiek nadajnik, który mógłby umieścić w tym miejscu i wrócić za jego sygnałem.
Miałeś ze sobą nadajniki. Jeden z nich wykorzystałeś w kuchni, ale potem zabrałeś ze sobą. Zastanawiasz się tylko, czy sygnał nie będzie tłumiony, tak jak twojego komunikatora. Stając w bezpiecznym miejscu uruchomiłeś go. Póki co sygnał odbierasz.
Doszedłeś do wniosku, że musi być tutaj jakieś bliższe, normalne wejście. W końcu teraz odwiedzana jest jedynie nowsza część katakumb, więc możliwe, że dojście tutaj nie musi być wcale takie upierdliwe.
Doszedłeś do wniosku, że musi być tutaj jakieś bliższe, normalne wejście. W końcu teraz odwiedzana jest jedynie nowsza część katakumb, więc możliwe, że dojście tutaj nie musi być wcale takie upierdliwe.
Przyjrzał się jeszcze pracy robotników, czekając aż któryś z nich skończy i wskaże mu kierunek. Łatwiej będzie za nim podążyć do wyjścia, niż szukać go znowu po omacku, z gracją ślepego terentateka. Będzie problem, jeśli wyjściem nr 2 okaże się jednoosobowa winda, ale cóż, łatwo nie ma generalnie. Nadajnik działa - to ważne na tę chwilę. Gdy spotka się z resztą spróbuje wymyślić jak to wykorzystać.