Jak nie trudno się domyśleć Trandoshanin nie odszedł daleko. Nie odszedł wcale, leżąc w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłeś. Gdy nachyliłeś się nad nim poczułeś, jak nagrzały się łuski tworzące jego skórę. Jednocześnie posłyszałeś coś jakby chrapliwy, słaby szept...
- Nie... przypominam sobie... żebym zamawiał... solarium....
Chwilę potem rozległo się coś o wiele głośniejszego - dźwięk silników nadlatującego statku, który hamował powoli, podchodząc do lądowania blisko was. Statku, który trudno byłoby pomylić z innym.
-A myślałem, że jaszczurki wychodzą na słońce się nagrzewać. Nie martw się przyjacielu. Zaraz będzie chłodniej.- Nautolianin zastanawiał się jak bardzo zmieniły się biegi płynącej Mocy. Wizja z księżyca przemytników była inna od rzeczywistości, albo się jeszcze nie wydarzyła co było gorsze. Jeśli zabierze dreda na pokład i ten wszystkich pozabija i rozbije statek to wizja się spełni. Niklo zastanawiał się czy ryzykować dopuszczenie do tego. Niech Fensen zdecyduje, ostatecznie on będzie ich przewoził.
Gdy "Królowa" osiadła na piasku i opuściła trap, jako pierwszy pojawił się na niej HK, uzbrojony w ciężki karabin szturmowy Sithów. Rozczarowanie: Po raz kolejny stwierdzam, kapitanie, że wbrew uzyskanym wcześniej danym nie odnotowuję w okolicy żadnych walczących jednostek organicznych, które stwarzałyby pole do popisu dla moich skryptów eksterminacji.
Fensen pojawił się zaraz za nim.
- Och, cholernie mi przykro, ty metalowy psychopato. Widzę, że mimo wszystko jesteś w jednym kawałku. - zauważył, spoglądając na ciebie - Gdzie są nasze pieniądze? Znaczy się, pan kapral generał? I dlaczego Makankos znowu się opieprza?
-Gadaj z tamtym w sprawie wynagrodzenia za przednią zabawę na liniowcu ciemna strona. A jaszczur się opieprza bo ma wypaloną dziurę w klatce po mieczu świetlnym, to nikt z nas. Późnij opowiem a i tak nie uwierzysz. Zajmę się nim jak się stąd ruszymy. Na razie jest stabilny.- Nautolianin jak stał tak pozycji nie zmienił. Nie wiedział w co ręce włożyć. Czy zanieść jaszczura na pokład czy niech tym ktoś się zajmie a on powinien pilnować sithów. Stał przy Makankosie i nawet broni nie schował. Ciągle nie wiedział co zrobić.
Mniej "przyjazny" z Sithów coraz szybciej stawał się małym czarnym punktem wśród Morza Wydm. Huminro natomiast podszedł spokojnym krokiem do Fensena.
- Cieszę się widząc pana, kapitanie. - oznajmił beznamiętnie patrzącego na niego bykiem Fensenowi - Im szybciej stąd znikniemy, tym szybciej dostaniecie swoje pieniądze. A pańskim ludziom należy się chyba coś ekstra. - dodał i minął zaskoczonego kapitana, wchodząc na pokład.
- Co się wydarzyło na tym pierdzielonym statku? - zapytał cię Fensen, wciąż spoglądając za Sithem - HK, zabierz Makankosa do medycznego. Spostrzeżenie: Ależ kapitanie, w tym momencie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek Trandoshanin, jako całkowicie nieefektywny i bezużyteczny członek załogi...
- Jeszcze słowo, a dowiesz się co naprawdę oznacza słowo "bezużyteczny".
-Nic wielkiego. Spotkaliśmy kilkusetletniego sitha i go rozwaliliśmy. Potem on zranił Makankosa i znów go zabiliśmy. A i jestem w posiadaniu datapada z zapewne ważnymi informacjami z pokładu więc masz dobrą kartę przetargową. Ale uważaj to sith Sith. Pójdę się zająć jaszczurem, moje zdolności mogą mu pomóc.- Upadły jedi ruszył w stronę wejścia by skierować się do pomieszczenia medycznego. -A i Huminro ma dwa razy dłuższy miecz, uważaj gdzie stoisz.
Na uwagę o "dwa razy dłuższym mieczu" Fensen zareagował dziwnym grymasem, ale zignorowałeś to. Skierowałeś się prosto do pokoju medycznego, po drodze kątem oka dostrzegając Huminro siedzącego w głównej sali i bujającego się na krześle.
W medycznym natomiast trafiłeś na Iziz, która skakała wokół leżącego na leżance Makankosa.
- Nieźle się zabawialiście, nie ma co. - powiedziała nie odwracając się do ciebie, programując coś na wysłużonym droidzie medycznym. - Do tego wszystkiego mamy tylko taki złom, bo And nie miał ani czasu ani kasy na kupienie czegoś, co nie stwarza zagrożenia dla życia. - mówiła coraz bardziej zirytowana. - Poza tym Trandoshanie mają chyba jakąś specyficzną budowę anatomiczną, nie wiem czy ten trup obsługuje odpowiedni program...
-Spokojnie. Postaram się nim zająć puki nie znajdziemy się gdzieś gdzie go poskładają do stanu używalności. Jak bardzo bym nie lubił polegać na Mocy ma ona techniki które leczą nie zależnie od gatunku. Przyznam, że dawno nie leczyłem nikogo innego poza sobą ale może coś wskóram. W tym czasie dobrze by było byś podrzuciła sitha do najbliższej osady. Chce się go pozbyć bo mam brzydkie myśli.- Niklo usiadł przy rannym towarzyszu. Walczył z sobą czy odwoływać się do mocy. Może ten robot utrzyma go przy życiu? Nautolianin nie wierzył w własne umiejętności. Przeszedł przez podstawy leczenia. On był wojownikiem nie dyplomatą czy medykiem zna się tylko na wojnie. -Mam nadzieje, że wyjdzie z tego. Muszę mu jeszcze udowodnić, że jestem lepszym wojownikiem.
- Więc zapewne stracisz na to całe życie, a i tak ci się to nie uda. - zauważyła sarkastycznie i uruchomiła droida, który zaczął aplikować jaszczurowi rozmaite substancje oraz rozpoczął sporadyczne laserowe zszywanie uszkodzonych tkanek.
- Przypilnuj żeby ten złom przez pomyłkę nie odrąbał mu głowy. Nie żeby była szczególnie wiele warta, ale... - nie dokończyła i wyszła, zapewne wracając za stery.
Nautolianin przyjrzał się pracy maszyny. Oglądał czy droid wykonuje swoją pracę na tyle co wiedział, prawidłowo. Jeśli uzna, że coś jest nie tak siądzie sobie obok i pomedytuje pozwalając Mocy płynąć przez jaszczura by jego ciało samo się naprawiało. Przyspieszy to proces. Powinien skończyć z używaniem mocy, ale teraz jest to najbardziej potrzebne. Przeraziło go jak łatwo było wrócić do jej korzystania. Tak często się starał wynurzyć z nurtu Mocy by odciągnąć się od tego uzależnienia. Pomoże Makankosowi i koniec. Wynurzy się. Jeśli jeszcze będzie w stanie. Po tak długim korzystaniu.
Pomimo obaw Iziz wszystko wskazywało na to, że robot nie jest tak niesprawny i niebezpieczny, jak sugerowałby jego wiek i stan. Choć nie postawił Trandoshanina na nogi, to nie tylko nie urwał mu głowy, ale skutecznie poradził sobie z obrażeniami i ewentualnymi infekcjami. To, co mogło zostać poprawione poprawiłeś sam w drobnym zakresie, ingerując tak nieznacznie, jak tylko się dało.
-No to teraz koniec...- ... Puki znów nie zachcę skorzystania z niej. Ta myśl nie dawała upadłemu jedi spokoju. Spróbował się wynurzyć z Mocy. Znów stanąć poza nią. Nie będzie łatwo nie po tak długim poleganiu na niej zamiast na sobie. Kolejny krok dla Niklo to zajrzeć co porabia kapitan z naszym gościem. Tak dla spokoju i bezpieczeństwa. Najpierw jednak zdecydował się schować swój holocron w kajucie. Tak na wszelki wypadek. Zostawił też notkę by jeśli coś mu się stało przekazać to jedi na Tython i ruszył sprawdzić co się dzieje.
Obu kapitanów zastałeś wraz z Iziz na mostku, najwyraźniej w połowie rozmowy.
- ...że wysadzicie mnie w Anchorhead i odbierzecie zapłatę. - mówił Huminro stojąc za fotelem Fensena z rękami złożonymi na piersi.
- A jaką mam gwarancję, że dzielni żołnierze Imperium nie postanowią wypłacić nam należności blasterami, oszczędzając imperialne kredyty? - zapytał bez ogródek Fensen.
- Taką, że dałem wam swoje słowo. - odparł Sith, a jego beznamiętny ton stwardniał i wyostrzył się. - ZAWSZE dotrzymuję danego słowa. O mało co przez to nie zginąłem, co może potwierdzić wasz kompan. - wskazał na ciebie głową.
-Chodzi ci o tego drugiego? Co mu obiecałeś, że tak się odwdzięczył?- Nautolianin stanął tak by wyglądać spokojnie. Mimo to miał napięte mięśnie by w razie czego szybko wyciągnąć miecz. -Pomijając na chwilę to. Fensen ma trochę racji. Nie uwłaczając pana prawdomówności trudno jest zaufać sithom. Jeśli nie byłby to problem moglibyśmy podrzucić pana przy mieście i jak wylądujemy dopiero dokona pan przelewu. Można to zrobić już nawet na rampie by obie strony nie czuły się uwięzione. Poza tym nawet jeśli nie planuje nas pan zabić jest szansa, że chciałby pan nas aresztować. Byśmy przedstawili nasze zdanie w sprawie. Z powodu przeszłości mi się areszt nie widzi.
Sith westchnął z wyraźną irytacją i opuścił ręce.
- Chyba zaczynam żałować, że nie posłuchałem tamtego... Dobrze, jak sobie życzycie. - zgodził się krótko i obrócił, żeby wyjść z kabiny pilotów.
I wtedy to poczułeś. Wielkie, odległe zaburzenie Mocy. Coś jak głośny krzyk z końca korytarza słyszany przez grube drzwi. Choć wówczas mógł zdawać się jedynie szeptem, wystarczał by wiedzieć, że na końcu owego korytarza ktoś kogoś morduje.
Tak samo jak to zaburzenie wystarczyło by stwierdzić, że coś bardzo niedobrego dzieje się teraz w Świątyni na Tythonie.
Nautolianin złapał się czegoś dla pewności, że się utrzyma. Spojrzał na wszystkich obecnych i zatrzymał wzrok na sithcie. Zapewne też to wyczuł ale czy potrafił stwierdzić źródło? Niklo był tylko raz na Tythonie. Odkryty w początkach wielkiej wojny przez Shan nie był wielce uczęszczany. Dopiero po masakrze na Coruscant kiedy podpisano "pokój" stał się domem dla Jedi. Mięło raptem kilka lat czy znów zaczyna się wojna? Republika nie będzie gotowa. To wszystko tłoczyło się w głowie upadłego jedi. Patrząc na Sitha wiedział, że musi to pochować. Musi myśleć o czymś innym. Ale o czym? Spróbował jakiś wspomnień. Czegokolwiek.
Huminro nawet nie drgnął wychodząc z kabiny. W żaden sposób nie znać było po nim, że poczuł cokolwiek.
- No dobrze śliczna, zabieraj nas na te obrzeża, a potem czym prędzej z tego raju dla idiotów. - polecił Fensen przełączając jakieś guziki nad sobą.
-Nie macie pytań co się stało na pokładzie dziwnego trupiego okrętu? Dziwne, myślałem, że jesteście ciekawscy.- Dla Niklo teraz ważne było by nie pokazać po sobie, że coś wyczuł. Ale zastanawiało go jak to zrobił. Miał wrażenie wypłynięcia z Mocy. Wtedy nie widzi jak inni jej użytkownicy. Puki nie będzie to coś na prawdę wielkiego. Ale czemu nie zareagował sith? Trudno było przyjąć do wiadomości, że zdołałby ukryć wyczucie tego zaburzenia. -Nim sobie pójdę wyrzygać, popłakać i zamknąć w sobie chciałem tylko prosić cię Iziz, że jak go wysadzimy leć nisko puki nie wyjdziemy z zasięgu dział. Bo on może je wykorzystać.- Nautolianin obrócił się by wyjść i jeśli go nie zatrzymają po coś, pójść do Makankosa.
Trandoshanin leżał tam, gdzie go zostawiłeś, oddychając miarowo i najwyraźniej śpiąc. Droid medyczny prześwietlał go teraz, najwyraźniej szukając ewentualnych złamań lub wewnętrznych uszkodzeń.
Po chwili dołączył do ciebie Fensen.
- To jakież atrakcje spotkaliście na miejscu i kto tak urządził naszego zabijakę? - zapytał tonem odmiennym od typowego dla niego sarkazmu i kpiny.
-Nie wiem jak dobrze znasz historie. Trafiliśmy tam na Lorda sith z kilkusetletnim stażem...- Nautolianin przypominając sobie wydarzenia z pokładu sam ledwie wierzył w to co mówi. -Tym sithem był Sion, miał on zginąć z rąk wygnańca. Ale przeżył. Był rodzajem pustki w Mocy i potrafił panować nad zmarłym.- Znów na chwilę przystanął by sobie wszystko ułożyć. -Od początku jak tam wylądowaliśmy coś było nie tak. Później były ataki trupów. A na końcu sith. Był potężny i wydawało się, że nieśmiertelny. Podejrzewając dużo mniejsze problemy doradziłem odbezpieczenie głowic. Możliwe, że to nas uratowało. Tak czy inaczej walka była krwawa i zostaliśmy tylko my. Wspólnie doprowadziliśmy do sytuacji w której Makankos dał radę odciąć Sionowi głowę. Niestety to nie pomogło, zranił jaszczura i zaczął w stawać. Wtedy pokroiłem go na małe kawałeczki i chwilę później była detonacja. Mimo to martwię się, że ten lord sithów wyszedł z tego. Wiesz mi ja sam mam problemy zrozumieć to.