Sesja Kiyuku

- Jak nowo narodzony. - odpowiedział z głupim uśmiechem.
- Czyli? Bo nie rozumiem. Przecież... umarłeś.
- I w pewnym sensie urodziłem się na nowo. - uśmiech zniknął mu z twarzy i odniosłeś wrażenie, że nie bardzo ma ochotę na ciągnięcie tego tematu.
- Dobra, nieważne. Rozumiem, że lepiej mi tego nie wytłumaczysz. Żegnaj. - kieruję kroki do swojego pokoju.
Tam też dotarłeś. Zmęczenie i stres ostatnich godzin ponownie splótł się z błogim uczuciem spokoju, płynącego z cichej, bezpiecznej samotności, której zaznawałeś teraz w swych własnych "czterech ścianach".
Zdejmuję plecak, kładę go na stole, i rzucam się w ubraniu na łóżko. Powieki mi się tak kleję, że nie jestem w stanie nawet wstać i go zdjąć. Przebiorę się, gdy się obudzę. Powieki opadają mi na oczy, i zasypiam.
Zasnąłeś jak zabity, głębokim, nieco niespokojnym, choć relaksującym snem. Nie pamiętałeś wiele więcej ponad rozmazane, zmieniające się obrazy, migawki twarzy, zdarzeń, z których po przebudzeniu nie pozostał nawet cień sensu czy znaczenia. Obudziłeś się jednak wypoczęty, choć jednocześnie odrętwiały zmęczeniem ostatnich dni, fizycznym i psychicznym.
No i, nie dało się ukryć, dość solidnie śmierdziałeś.
Wstaję z łóżka, przeciągam się, po czym idę do łazienki, gdzie zrzucam ubranie, biorę prysznic i myję głowę. Z mokrymi włosami i okręconym wokół bioder ręcznikiem, idę do szafki w pokoju, skąd wyciągam wszystkie potrzebne mi rzeczy(spodnie, buty, bieliznę). Jeszcze jeden rajd do łazienki, gdzie zakładam wszystko na siebie i wychodzę z pokoju, wyrzucając przy okazji moja stare rzeczy do prania. Drapię się po mokrej głowie.
- Co teraz powinienem zrobić...
No właśnie, to pytanie było równie dobre, co nierozstrzygnięte. Nie wiedziałeś jak ustosunkować się do siebie w nowych okolicznościach, ani co powiedzą o tym twoi (przynajmniej do niedawna) współbracia. Medytować? Ćwiczyć? Siedzieć w bibliotece? Zamknąć się w kiblu? Decyzja była trudna, widok twej zmęczonej, jakby postarzonej o 10 lat twarzy w lustrze nie pomagał. Był jednak jeden pozytyw - czułeś, że powoli Moc wraca do ciebie i równowagi.
Wychodzę z pokoju, w stronę sal ćwiczeń.
Wszedłeś do bardzo przestronnej, wypełnionej ćwiczebnymi manekinami, droidami i hologramami sali, w której przyszło ci spędzić tak wiele godzin, wylać tak wiele potu, niekiedy łez. Widziałeś treningowe miecze, na jakich uczyłeś się posługiwania się tajemną jeszcze wówczas bronią Jedi, widziałeś ekrany na których wyświetlały się instruktażowe filmy do odpowiednich form, ataków, postaw, zasłon, które do znudzenia wyświetlali ci niegdyś twoi dawni mistrzowie. Widziałeś także kilku Jedi, którzy wraz z twym wejściem przerwali trening, patrząc w napięciu w twoją stronę.
Zapadła cisza, powietrze wypełniło się nerwowym wyczekiwaniem. Kilka par oczu obserwowało cię, oceniało...
W końcu jeden z nich gestem zaprosił cię do ćwiczeń.
Znałeś dobrze to miejsce. Byłeś przecież w domu...

[Jeśli nie masz innej propozycji, to sugeruję w tym miejscu zakończyć tę część sesji Chyba, że masz silną chęć pociągnąć to teraz dalej, to mów]
[Hmm... no wiesz, jak nie masz już żadnych pomysłów na wątki, to chyba jestem zmuszony ]
[Mieć jeszcze mogę, ale też nie wiem na ile sam jesteś usatysfakcjonowany i zmęczony dotychczasowym wątkiem, nie chcę też tego w nieskończoność ciągnąć bez potrzeby. To zależy od Ciebie czy jeszcze chcesz grać, czy jak na razie wystarczy Ci atrakcji. ]
[Powiedzmy, że na razie, jestem zainteresowany, co się stanie z moja postacią, więc chciałbym jeszcze trochę to pociągnąć ]

Kiwam głową, w podziękowaniu, za zaproszenie, po czym przyzywam mocą jakiś podwójny miecz treningowy - wiem, takie są bardzo rzadkie, ale cóż, nie mam ani ochoty niszczyć droida treningowego, ani uczyć się czego innego niż techniki w której jestem najbardziej uzdolniony - Teräs Käsi.
Sparowałeś z jednym młodym, świeżo pasowanym rycerzem, którego imienia za cholerę nie mogłeś sobie przypomnieć, choć twarz była ci znajoma. W trakcie walki malowała się na niej ostrożność, ciekawość i niepewność, bez niechęci towarzyszącej niektórym z pozostałych, którzy obserwowali cię niezbyt dobrze skrywanymi spojrzeniami. Młody był dobry. Szybki, pomysłowy, jednak sporo brakowało mu do ciebie, bez większych trudności parowałeś jego ciosy i rozbijałeś zasłony. Sparring przebiegał powoli, acz płynnie, reagowałeś i poruszałeś się znów tak, jak ty sam, choć umysł wciąż pamiętał gwałtowną zwyżkę możliwości, której brak rozpraszał cię nieco, niczym miejsce po wyrwanym zębie.
Zbyt długie rozmyślanie o brakach, o mało co spowodowało, że nie zbiłbym pchnięcia w brzuch - udało mi się je wychwycić w ostatniej chwili. W formie riposty, obracam się i tnę na wysokość nogi, udając że usiłuję użyć Mocy do odrzucenia go.
Zamarkowałeś ruch pchnięcia, powodując przyjęcie przez niego pozycji do obrony. Cięcie poszło na nogę tak, że nie zdołałby sięgnąć do niego mieczem, ale zamiast tego podskoczył, wykonując backflip w miejscu i unikając cięcia.
Obracam się, i tym razem faktycznie ciskam w niego Mocą.
Będąc dokładnie w połowie obrotu, głową w dół, rycerz został ciśnięty o ścianę wyłożoną skórzaną warstwą amortyzującą. Osunął się po niej w dość komiczny sposób, wykonując następnie przewrót w przód, a zgromadzeni w sali na raz zanieśli się śmiechem, zaś sam poszkodowany dołączył do nich.
Chichocząc, zamachuję się w lewo, jakby do rzutu mieczem, jednak korzystając z faktu, że lewa ręka jest do użycia, przyciągam rycerza Mocą.
← Sesja SW
Wczytywanie...