Sesja Lionela

Starzec wykrzywił usta w przelotnym uśmiechu, lecz w lot poruszył inną kwestię.
- Zaiste, wiele można powiedzieć o Thay. Ciekawe co o nim może powiedzieć sam Thayańczyk? A zważywszy obecną sytuację i cel naszej podróży, co Thayańczyk, zwłaszcza tak wysokiej rangi, może powiedzieć o Velen, jego lordzie i Tethyrze jako takim? - uśmiechnął się ponownie, tym razem inaczej, niż poprzednio, i spojrzał na Koella badawczo. - Lord Greystor słynie ponoć jako człowiek sprytnego umysłu, nie wahający się przed żadnymi posunięciami. Dobrze byłoby nam wiedzieć o nim coś więcej, o ile oczywiście posiadasz, mistrzu, jakieś wartościowe informacje w tym zakresie.
Odpowiedz
- Z pewnością nie zaskoczę Was żadnymi nowinkami. Zresztą i tak pewnie wiecie wszystko lepiej - Oznajmił z kolejnym szyderczym uśmiechem pod twoim adresem.
- [i]Gdybym wiedział wszystko lepiej, byłbym władcą świata, mistrzu Koell.
- odciął się natychmiast mistyk. - Gdyby wiedział wszystko w tej sprawie, nie pytałbym. Ale jeśli nie posiadasz żadnych użytecznych informacji... cóż. Być może zechcesz podzielić się z nami swym doświadczeniem z zakresu dyplomacji? Bywały w świecie z ciebie człowiek, mistrzu Koell, znacznie bardziej niźli zasuszony starzec przywiązany do ciepłego dworu swego pana. Co innego Khadijah, niemniej nie wątpię, że i ona chętnie posłucha co macie w tej kwestii do powiedzenia.[/i]
- Nie wiedziałem że ci co wiedząc coś ode mnie lepiej, są władcami świata. - Zaśmiał się Thayańczyk, nie spiesząc z udzieleniem odpowiedzi. - Oh, z pewnością chciała by wiedzieć co mam do powiedzenia. Lecz w odróżnieniu do twojej zacnej towarzyszki, potrafię trzymać język za zębami. - Posłał wam kolejny uśmiech, ukłonił i wrócił do swojej kajuty.
Odpowiedz
Khadijah nie była zaskoczona reakcją Thayańczyka. Można powiedzieć, że nawet się tego spodziewała. A owe zdarzenie jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że Czerwoni Czarodzieje to koklusz męczący zdrowie społeczeństwo. Zakaźna choroba, dusząca i niepozwalająca na normalne egzystowanie. Dlatego też dziewczyna z wielką radością przyjęłaby informację, że nie będzie musiała mieć z nimi więcej do czynienia. Chciała, by ta podróż skończyła się jak najszybciej.
- Jak długo będziemy musieli znosić jego impertynencję, Jafaarze? Czy ta nieukrywana tajemniczość nie powinna już dawno zostać przez nas uznana za zagrożenie? Wiem, że w aktualnej sytuacji Thayańczycy są nam niezbędni, lecz czy to jest powód, byśmy musieli znosić jego obelgi i humory?
Dziewczyna miała cichą nadzieję, że jeden z pokładowych majtków pozostawił na drodze Koella resztki popłuczyn, na których mógłby się zachwiać i roztrzaskać kilka swoich przesiąkniętych arogancją kości. Mimowolnie kąciki jej ust zwrócił się ku górze.
Odpowiedz
Wbrew twoim nadziejom, Czerwony mag zniknął pod pokładem nie doznawszy po drodze żadnego szwanku.
- No właśnie... Czy faktycznie są nam niezbędni...? - zastanowił się mistyk. - Ciągle zachodzę w głowę jaki cel w przypodobaniu się wezyrowi miały czerwone żmije, a także jak ten tutaj zdołał tego dokonać. Nie ulega wątpliwości, że przy pierwszej okazji mistrz Koell wbije nam sztylet w plecy. - odwrócił wzrok od schodów prowadzących pod pokład i przeniósł go na ciebie, rozpromieniając się przy tym nadzwyczaj ciepłym uśmiechem. - Dlatego też do nas należy zrobienie tego przed nim.
- Żagiel na horyzoncie!
- rozległo się wołanie z wysokości bocianiego gniazda. Spojrzałaś w górę, gdzie marynarz wskazywał kierunek wyciągniętą ręką. Od strony dziobu błysnęła soczewka rozkładanej przez kapitana lunety.
Odpowiedz
Słowa mędrca zafrasowały dziewczynę. Miała nadzieję, że mówił metaforycznie, gdyż nie chciała maczać palców w roli asasyna. Jednakże teraz nie było to aż tak ważne. Spojrzała w kierunku, który wskazywał marynarz, lecz nie wiele dostrzegła. Okręt był zbyt daleko, by móc stwierdzić jego pochodzenie tudzież zamiary. Odeszła od burty, przybliżając się o kilka kroków do kapitana, by tam wyczekiwać jego słów.
Odpowiedz
Kapitan, ogorzały od wiatru, rosły mężczyzna około trzydziestki, jeden z licznych kuzynów admirała Faldana, patrzył w milczeniu przez przyrząd z poważną miną.
- Średnia jednostka, szybko się zbliża... - odezwał się po minucie. - Na pewno już nas zobaczyli. Oficjalnie jesteśmy niewielkim statkiem handlowym po wyładunku... - odwrócił się w stronę pokładu. - Żagiel na horyzoncie! - zakrzyknął, a reszta załogi powtarzała jego słowa, kierując je również pod pokład. Kapitan spojrzał na ciebie poważnie. - Na wszelki wypadek radziłbym ukryć się na dole, pani. Jeśli to piraci...
Odpowiedz
Kapryśny los sprawił, że w drodze na dół musiałaś przepychać się przez biegnących w przeciwnym kierunku marynarzy, a także uciekać przed wzrokiem wychodzącego z kajuty aroganckiego Thayańczyka. Czując się jeszcze gorzej, również za sprawą gwałtownych przechyłów, które wzmogły się gdy statek zwiększył prędkość i zaczął zmieniać kurs, wykonując zwrot, rozglądałaś się po niemal pustej ładowni, szukając zakamarku mogącego służyć ci za w miarę bezpieczne schronienie. Nim jednak zdołałaś zdecydować, czy upokorzyć się wchodzeniem między beczki, czy też ukryć swą hańbę pod stertami okrętowych lin, usłyszałaś skrzypienie desek za sobą i powodującego je Jafaara, który również zszedł z pokładu.
- Droga Khadijah, nie godzi się by doradca i protegowany wielkiego wezyra spędzał chwile w samotności, przegapiając ważne dyplomatycznie wydarzenia, z których może później zdać relację. - oznajmił przedziwnie, jakby opowiadał jakąś anegdotę. - Czy zechcesz pani udać się ze mną na górę, by osłonięta przed nieżyczliwym wzrokiem obserwować rozwój wypadków? - zapytał, ściskając mocniej swój kostur i uśmiechają się. - Nasi przyjaciele z Thay już podjęli decyzję.
Odpowiedz
[ty mnie jawnie nienawidzisz ]

Nie mogła skupić myśli od tego kołysania. Jednak podróże dywanem są o wiele bardziej wygodne... i mniej tłoczne. Skłoniła lekko głową, chociaż może bardziej wyglądało to na powstrzymywanie odruchu wymiotnego równie stosownego w zaistniałej sytuacji. Milcząco podążyła za Jafaarem ku pokładowi.
Odpowiedz
[A gdzie tam... W żadnej mierze nie "jawnie"... ]

[ Ilustracja ]

Zakręciwszy kosturem starzec wymamrotał kilka słów, po których dotknął cię zwieńczeniem kija. Poczułaś dziwną sensację, jakby zimny dreszcz przechodzący po całym twoim ciele, a zaraz potem jego kontury stały się rozmyte i niemal idealnie przezroczyste.
- Chodźmy. Postaraj się na nikogo nie wpadać.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, zwłaszcza gdy wszędzie wokół biegają marynarze wykonujący wykrzykiwane rozkazy. Jeszcze na schodach sam o mało co nie wpadłaś na wybiegającego z kuchni spóźnialskiego majtka, a zaraz po wyjściu na pokład odbiłaś się ramieniem od przeskakującego stertę lin mężczyzny. Ten był jednak zbyt zaaferowany, by zdać sobie sprawę, że zderzył się z powietrzem, dzięki czemu udało ci się jakoś doczłapać w stronę mostka i wcisnąć między reling a schody do kajuty kapitana. Mogłaś teraz dokładnie przyjrzeć się zorganizowanemu chaosowi, jaki zapanował na statku i ocenić, że Fanzir wysłał z wami naprawdę dobrą załogę. Marynarze pracowali jak tryby niewidzialnej maszyny, rzucając sobie liny, odwiązując i zawiązując węzły, wspinając się na maszt i zeskakując z niego, zjeżdżając po linie w dół by zaraz zabrać się za kolejne zadanie. Drugi żagiel rozłożył się i wydął gwałtownie na wietrze, pchając statek w przód, zaś kapitan, wykrzykujący zza steru komendy po calimshańsku, wykonywał właśnie ostry zwrot. Płynęliście szybko, dość szybko byś mógła poczuć charakterystyczny ucisk w żołądku, jednak druga jednostka zbliżała się nieubłaganie, z prędkością na tyle dużą, byś po paru minutach mógła dostrzec dwie rzeczy: pierwsza - płynący od północy statek był przynajmniej dwukrotnie większy od waszego, druga - na jego maszcie powiewała czarna flaga z białymi, wciąż niewyraźnie widocznymi znakami.
- Chyba robię się za stary na dalekie podróże. - mruknął stojący obok ciebie Jafaar i dodał coś jeszcze, ale jego słowa zagłuszył wiatr i dźwięk fal rozbijających się o wasz statek. Żagle łopotały wściekle, wybijając rytm wojennego marsza, podczas gdy okrzyki marynarzy tonęły w chłodnym wyciu północnego wiatru. Statek piratów zbliżył się na tyle, byś mógła dostrzec wyraźnie banderę powiewającą na jego maszcie - dwa skrzyżowane pirackie rapiery górujące nad ukoronowanym szkieletem psa. Dostrzegałeś małe sylwetki członków wrogiej załogi przechylające się przez reling, słysząc niewyraźne echa wznoszonych przez nich okrzyków.
Odpowiedz
[psa? rly? xD]

Odruchowo obmacała pas, by upewnić się, że sai są na miejscu, gdyby zaszła potrzeba ich wykorzystania. Nurtowało ją pytanie, dlaczego piracki okręt w ogóle zainteresował się ich podróżą. Przecież to misja dyplomatyczna. Nie przewozili ani cennych skarbów, ani nie mieli na pokładzie sprzętu do walk morskich. Ich okręt był o wiele mniejszy i z pewnością nie mógł sugerować, że znajduje się na nim coś wartego dla morskiego półświatka. Przez to sytuacja nie spodobała jej się jeszcze bardziej niż sam fakt, że są atakowani. Przybliżyła się do mędrca, by przypadkowo nie przerwać zaklęcia i stanąć w środku zamieszania.
Odpowiedz
Póki co nie zanosiło się, by Jafaar zamierzał zadziałać w jakikolwiek sposób. Wsparty na kosturze, stojąc spokojnie przy schodach, obserwował rozwój wydarzeń. Tymczasem piraci byli już tak blisko, że słyszałaś wywrzaskiwane przez nich okrzyki i mogłaś dokładnie odróżnić ich ubiory, a nawet niektóre z parszywych gąb. Co najmniej piętnastu z nich stało wspartych o reling, trzymając w rękach liny. Gdy oba okręty zrównały się, wasz kapitan zakręcił do oporu kołem sterowym, wykonując zwrot przez sztag. Ponad połowa z piratów, którzy zamierzali przeskoczyć na wasz pokład za pomocą lin, odbiła się od burty i powpadała do wody z głośnym krzykiem, jednak pięciu z nich powiodło się. Jeden z nich wylądował niedaleko waszej dwójki i wzorem swych kompanów rzucił się w stronę najbliższego marynarza.
W ciągu kilkunastu kolejnych uderzeń serca wszystko rozwinęło się bardzo szybko i nieciekawie. Choć calimshańscy marynarze znacznie przeważali liczebnie nad piratami, nie należeli do wytrawnych wojowników. Dwóch z nich padło pod ciosami pirackiego oręża, a pomimo udanego manewru waszego kapitana, piracki statek zaczynał ponownie was doganiać.
Odpowiedz
Sytuacja wydała jej się nerwowa i co rusz spoglądała na maga. Nie chciała rozpoczynać walki, bo nie była w tym najlepsza. Z drugiej strony, nie znosiła czekać bezczynnie. Z tego powodu całą odpowiedzialność pragnęła zrzucić na Jafaara, jako jej zwierzchnika.
Odpowiedz
Odpowiedzialność za aktualną sytuację wyraźnie nie była czymś od czego mistyk zamierzałby uciekać. Widziałaś jak mamroce coś w swoim dziwnym, magicznym języku, gestykulując przy tym dłońmi, podczas gdy z pokładu ścigającej was jednostki zaczęły dobiegać dziwne dźwięki. Usłyszałaś beztroskie śmiechy, krzyki, jęki, płacz, wrzaski, wszystko bardzo niepasujące do całej śmiertelnej rozgrywki i jeszcze przed momentem niedosłyszalne. Rzuciłaś ukradkowe spojrzenie na wrogi statek, by zobaczyć sylwetki piratów chodzących bez sensu to w górę, to w dół po takielunku, niekiedy skaczących na pokład z wysokości kilku metrów. Równocześnie na rufie waszego statku zupełnie znikąd pojawił się Thayańczyk wraz ze swą ubrana w czarną skórzaną zbroję strażniczką. Mogłabyś przyrzec, że jeszcze przed sekundą go tam nie było.
Tymczasem na waszym pokładzie walka wciąż trwała. Żeglarze z Manshaki zdołali zabić jednego z napastników i nieco porządniej zabrać się za pozostałych, którzy zbiwszy się w grupę walczyli z nimi kryjąc wzajemnie swe plecy. Nie wiadomo ile potrwałaby taka walka w normalnych okolicznościach, zwłaszcza, że piraci bez wątpienia nawykli do walki w grupie, lecz oto seria jasnych, błękitnych pocisków wystrzeliła w powietrze z rąk Jafaara, by natychmiast rozdzielić się i spaść magiczną burzą na pozostałych piratów, którzy z głośnym jękiem padli martwi. Zobaczyłaś, jak dotąd rozmyte i przezroczyste kontury twojej sylwetki powracają do normalnej formy, zaś sam mistyk uśmiecha się w stronę Koella porozumiewawczym uśmiechem.
Wtem obydwaj, Thayańczyk i stary mistyk, jak na komendę spojrzeli gdzieś za prawą burtę, a ty poszłaś za ich przykładem.

[ Ilustracja ]

Oto dokładnie znikąd, jakby wprost z powietrza, pojawił się wspaniały, potężny okręt wojenny, górujący nad piracką galerą w ten sam sposób, w jaki ona górowała nad wami. Płynął z wielką szybkością, rozrywając dziobem resztki magicznej mgły, która pozostała w powietrzu tak, jak resztki maskującego efektu. Nim rozbrzmiały dwa uderzenia twego serca, okręt zrównał się z płynącym mu naprzeciw pirackim statkiem i otworzył ogień ze wszystkich dział. Mimowolnie skryłeś głowę w dłoniach przed dojmującym hukiem wystrzałów i świstem pocisków rozrywających kadłub. Piracki maszt złamał się i upadł, podczas gdy na maszcie ratującej was jednostki łopotała bandera z piękną, płonącą różą.
Odpowiedz
Hałas był niemożebny. Krew zaczęła dudnić w jej głowi i uszach. W połączeniu z zapachem siarki, gryzącego dymu i morską solą wywołało to u dziewczyny mdłości. Na twarzy miała grymas spowodowany napięciem mięśni, które powstrzymywały wypływ zawartości żołądka na zewnątrz. Nie była w stanie nawet zastanowić się, czy ten okręt marynarki to przyjaciel czy wróg. Nie to teraz było ważne. Nie mogła już. Podbiegła do najbliższej otwartej beczki. Fala żrącej wydzieliny zalała gardło dziewczyny i opuściła żołądek. Gdy trzewia stały się puste, Khadijah podniosła głowę znad beczki i wytarła rękawem usta. Następnie odwróciła się, wspierając na metalowej obręczy beczułki. Nie podeszła do Jafaara, gdyż nogi wciąż miała słabe, i spojrzała ponownie na nowoprzybyły okręt.
Odpowiedz
Na twoje szczęście nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na nagły atak twej trzewiowej niedyspozycji. Jafaar, podobnie jak drugi mag i pozostała część załogi, skupiali się na wydarzeniach rozgrywających się obok was.
Piracki statek zaczynał tonąć. Krzyki znajdujących się na nim łupieżców zlewały się z odgłosami pękającego drewna i świstem wiatru, który akompaniował wygłodniałemu chórowi fal łapczywie pożerających galerę we wszystkich miejscach przebitych przez armatnie kule. Sama "Płonąca róża" nie fatygowała się rozstrzeliwaniem go dalej, czy to z oszczędności, czy też z braku amunicji lub jeszcze innych pobudek. Zupełnie nie przejmując się losem tonących powoli, lecz nieubłaganie piratów, okręt mozolnie ruszył dalej, podobnie jak wy zostawiając pokonanych na łasce Umberlee lub innego morskiego bóstwa. Do tego zdało ci się, że zmienili kurs na taki, który pozwoli im spotkać się z wami.
Odpowiedz
- Na pewno nie piraci. - odparł mistyk z przekąsem po chwili zastanowienia. - Bardzo możliwe, że szczęśliwym zbiegiem okoliczności nasz przyszły gospodarz posłał nam komitet powitany, który uchronił nas przed niechybnym końcem... Choć zaprawdę niezwykły byłby to zbieg okoliczności...
Okręt wojenny schował wszystkie działa i podniósł główny żagiel, by łatwiej było mu utrzymać waszą prędkość i wyrównać kurs. Gdy znalazł się w bezpośredniej bliskości i zasięgu wzroku, można było dostrzec wołających do was marynarzy, którzy gestami namawiali do zatrzymania statku.
- Zatrzymać statek, pani? - zawołał kapitan od steru.
Odpowiedz
Skinęła głową na znak aprobaty. Insynuacje Jafaara, iż równie dobrze nagły piracki atak mógłby być zaplanowaną dywersją władcy Velen, wzbudził w niej bliżej niewyjaśnioną chęć poznania w końcu słynnego, lecz enigmatycznego, wielmoża. Uznała, że rozmowa w cztery oczy z ową personą nakreśli wyraźniejszy obraz aktualnej sytuacji, która obecnie nie wyglądała zbyt najlepiej.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Lionela - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...