Przestudiowałaś mapę uważnie, przynajmniej na tyle, na ile zdołałaś wyobrazić sobie kolejne poziomy i rozmieszczenie komnat. Na pierwszy rzut oka twoja komnata, gdy już ją odnalazłaś, w przeciwieństwie do paru innych nie posiadała sekretnego przejścia. Wszystko wskazywało więc na to, że Koell faktycznie zniknął z niej w jakiś magiczny sposób. Tobie jednak tego typu sztuczki nie były znane. Wiedziałaś za to, że raczej prędzej, niż później, zakonnicy wrócą i zapewne zaproszą cię na szczerą rozmowę z panem tego zamku, z całą masą niekoniecznie przyjemnych pytań.
Sesja Lionela
Okno. Długa droga w dół. Rzędy ostrych, brunatnych skał, szczerzących się z morza ku górze, jak zęby morskiego potwora. Była to ostatnia droga ucieczki, jaką chciałabyś obrać, ale czego nie robi się w desperacji...?
Usłyszałaś kroki i szczękanie zamka. Szybko odeszłaś od okna i usiadłaś na łóżku, akurat w chwili, gdy do komnaty weszli zakonnicy wraz ze swoim lordem. Ten przyglądał ci się przez chwilę, zapewne bijąc się z myślami, następnie zaś rozsiadł się swobodnie na antycznym fotelu, który zapewne pamiętał jeszcze szalone czasy pomylonego lorda Velena. Wyciągnął z cholewy buta sztylet.
- Piękny prawda? Ostrze jest idealne wyważone, a jego kunsztowne zdobienia z pewnością wymagały setek godzin żmudnej pracy. Nie mówiąc już o jego wielkiej mocy, potrafiącej przebijać najpotężniejsze bariery magiczne. Trzeba przyznać, że elf, który go stworzył, włożył w niego całą swoją duszę i może nawet uznał sztylet za dzieło swego życia. Jestem przekonany, że pragnął, aby jego wytwór dokonywał wielkich rzeczy. Obalał monarchów, wydzierał ostatni dech z serca wielkich kochanków lub smakował tętniczej krwi wpływowych i otłuszczonych lordów. Natomiast ja... - wykonał gest dłonią w kierunku kapitana. Ten błyskawicznie zrozumiał sygnał i zręcznie rzucił mu pomarańczę pyszniącą się na srebrnej wazie -...zazwyczaj używam go do otwierania listów i obierania cytrusów.
Zaczął powoli obdzierać ze skórki soczysty owoc. - Bo widzi Pani, los każdego przedmiotu zależy od jego posiadacza. Choćby nie wiem jak znakomicie stworzony i zjawiskowy, jeżeli jego użycie dąży do osiągnięcia istotnych dla właściciela celów, ten zdecyduje się nawet na jego prozaiczne wykorzystanie czy poświęcenie. Byle tylko spełnić swoje elementarne zachcianki. Tym sztyletem jest Pani. - uśmiechnął się półgębkiem i uczynił ironiczny ukłon w twoją stronę - Została Pani wykorzystana i poświęcona przez swojego ukochanego władcę, aby osiągnąć jego enigmatyczne cele. Nie ma w tym nic nowego ani zdrożnego, bo takie są koleje losu, lecz problem w tym, że jestem cholernie ciekawskim typem i zżera mnie zainteresowanie, jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa". - Wziął kawałek owocu do ust i powoli rozkoszował się chwilą. - Proszę się dobrze zastanowić, bo od tego, co łaskawa panienka zaraz powie, zależy jej dalsza dola. Podpowiem, że zależy mi na prawdzie.
[Dodano po 7 dniach]
[Lio, się określ, czy grasz, czy Cię zanudziłem do ostateczności ]
Usłyszałaś kroki i szczękanie zamka. Szybko odeszłaś od okna i usiadłaś na łóżku, akurat w chwili, gdy do komnaty weszli zakonnicy wraz ze swoim lordem. Ten przyglądał ci się przez chwilę, zapewne bijąc się z myślami, następnie zaś rozsiadł się swobodnie na antycznym fotelu, który zapewne pamiętał jeszcze szalone czasy pomylonego lorda Velena. Wyciągnął z cholewy buta sztylet.
- Piękny prawda? Ostrze jest idealne wyważone, a jego kunsztowne zdobienia z pewnością wymagały setek godzin żmudnej pracy. Nie mówiąc już o jego wielkiej mocy, potrafiącej przebijać najpotężniejsze bariery magiczne. Trzeba przyznać, że elf, który go stworzył, włożył w niego całą swoją duszę i może nawet uznał sztylet za dzieło swego życia. Jestem przekonany, że pragnął, aby jego wytwór dokonywał wielkich rzeczy. Obalał monarchów, wydzierał ostatni dech z serca wielkich kochanków lub smakował tętniczej krwi wpływowych i otłuszczonych lordów. Natomiast ja... - wykonał gest dłonią w kierunku kapitana. Ten błyskawicznie zrozumiał sygnał i zręcznie rzucił mu pomarańczę pyszniącą się na srebrnej wazie -...zazwyczaj używam go do otwierania listów i obierania cytrusów.
Zaczął powoli obdzierać ze skórki soczysty owoc. - Bo widzi Pani, los każdego przedmiotu zależy od jego posiadacza. Choćby nie wiem jak znakomicie stworzony i zjawiskowy, jeżeli jego użycie dąży do osiągnięcia istotnych dla właściciela celów, ten zdecyduje się nawet na jego prozaiczne wykorzystanie czy poświęcenie. Byle tylko spełnić swoje elementarne zachcianki. Tym sztyletem jest Pani. - uśmiechnął się półgębkiem i uczynił ironiczny ukłon w twoją stronę - Została Pani wykorzystana i poświęcona przez swojego ukochanego władcę, aby osiągnąć jego enigmatyczne cele. Nie ma w tym nic nowego ani zdrożnego, bo takie są koleje losu, lecz problem w tym, że jestem cholernie ciekawskim typem i zżera mnie zainteresowanie, jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa". - Wziął kawałek owocu do ust i powoli rozkoszował się chwilą. - Proszę się dobrze zastanowić, bo od tego, co łaskawa panienka zaraz powie, zależy jej dalsza dola. Podpowiem, że zależy mi na prawdzie.
[Dodano po 7 dniach]
[Lio, się określ, czy grasz, czy Cię zanudziłem do ostateczności ]
[no teraz to muszę przewertować temat, jak mi zadałeś takie pytanie ]
Khadijah zacisnęła dłonie w piąstki i lekko szurnęła pantoflem o zakurzoną posadzkę. Zwęziła powieki i nieco zmarszczyła czoło, powodując pojawienie się dwóch falowanych linii pod grzywą włosów.
- Jaką mogę mieć pewność, że słowa, które wypowiem, zostaną uznane przez lorda za prawdę. Proszę zrozumieć, swoje życie cenię wysoko i nie chciałabym być ofiarą przypadkowego nieporozumienia. Rozumie wasza lordowska mość, że byłaby to śmierć tragikomiczna, a sama nigdy nie lubiłam tego typu treści, a cóż dopiero zostać jedną z jej bohaterów.
Dziewczyna próbowała utrzymać werwę i nie okazywać wielkiego przerażenia, co raczej jej się nie udawało, zważywszy na coraz wilgotniejsze dłonie i nerwowe ich zaciskanie.
Khadijah zacisnęła dłonie w piąstki i lekko szurnęła pantoflem o zakurzoną posadzkę. Zwęziła powieki i nieco zmarszczyła czoło, powodując pojawienie się dwóch falowanych linii pod grzywą włosów.
- Jaką mogę mieć pewność, że słowa, które wypowiem, zostaną uznane przez lorda za prawdę. Proszę zrozumieć, swoje życie cenię wysoko i nie chciałabym być ofiarą przypadkowego nieporozumienia. Rozumie wasza lordowska mość, że byłaby to śmierć tragikomiczna, a sama nigdy nie lubiłam tego typu treści, a cóż dopiero zostać jedną z jej bohaterów.
Dziewczyna próbowała utrzymać werwę i nie okazywać wielkiego przerażenia, co raczej jej się nie udawało, zważywszy na coraz wilgotniejsze dłonie i nerwowe ich zaciskanie.
[ Ilustracja ]
Beznamiętnie odłożył pomarańczę na antyczny mahoniowy stolik stojący nieopodal. Nieśpiesznie wytarł dłoń o wams, jakby oprócz lepkiego soku chciał się pozbyć słodkiego zapachu oraz specyficznego ciepła, które nierozerwalnie było połączone z owocem i bezczelnie śmiało przylgnąć do jego palców. Jego rysy twarzy stały się nagle ostre niczym zimowy mróz, a błękitne oczy, wcześniej pogodne oraz pełne życia, błyskawicznie utraciły skłonność do krotochwil. Były oknami hardej duszy, wyrażającymi potęgę i bezgraniczną siłę woli - każdy, kto spotkał się w tej chwili z tym wzorkiem nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego serce przekłuwa lodowaty sopel.
- Obawiam się, że żadnej. Nieświadomie stałaś się zwykłym pionkiem w bezlitosnej rozgrywce, której finał zmieni kształt okolicznych krain. Przykro mi, ale nie masz wielkiego wyjścia. Możesz nadal próbować zgrywać napuszoną i głupią szlachciankę, co doprowadzi do twojego ostatecznego, bardzo przykrego upadku albo... współpracować. Licząc, że potencjał lub wiedza, jaką posiadasz będzie wystarczająco przydatna oraz warta zachowania ciebie w dalszej grze. Szczęśliwie, należę do ludzi z otwartym umysłem i w przeciwieństwie do lwiej części paniątek doskonale zdaje sobie sprawę, iż niepozorny pionek potrafi być o wiele bardziej przydatny niż znaczniejsze figury. - W tym momencie zrobił pauzę i po krótkiej chwili dodał. - Takie jak świętej pamięci Jaafar, który w ostateczności okazał się kundlem na usługach chłopców od harfy oraz inny nieodżałowany gość, mistrz Koell, złodziejski posługacz zulkirów. Zatem pytam i żądam zwięzłej odpowiedzi. Jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa"? Bo jeżeli chodziło o naplucie na wszystkie uświęcone prawa gościnności, zimnokrwiste morderstwo kilku zakonników kapitana Jeditta i nieudaną próbę włamania do mojego skarbca, to z pewnością mu się ta sztuka udała. - Odwrócił w twą stronę swój poparzony profil - Chyba, że chodziło mu jedynie o korektę w moim wyglądzie.
Beznamiętnie odłożył pomarańczę na antyczny mahoniowy stolik stojący nieopodal. Nieśpiesznie wytarł dłoń o wams, jakby oprócz lepkiego soku chciał się pozbyć słodkiego zapachu oraz specyficznego ciepła, które nierozerwalnie było połączone z owocem i bezczelnie śmiało przylgnąć do jego palców. Jego rysy twarzy stały się nagle ostre niczym zimowy mróz, a błękitne oczy, wcześniej pogodne oraz pełne życia, błyskawicznie utraciły skłonność do krotochwil. Były oknami hardej duszy, wyrażającymi potęgę i bezgraniczną siłę woli - każdy, kto spotkał się w tej chwili z tym wzorkiem nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego serce przekłuwa lodowaty sopel.
- Obawiam się, że żadnej. Nieświadomie stałaś się zwykłym pionkiem w bezlitosnej rozgrywce, której finał zmieni kształt okolicznych krain. Przykro mi, ale nie masz wielkiego wyjścia. Możesz nadal próbować zgrywać napuszoną i głupią szlachciankę, co doprowadzi do twojego ostatecznego, bardzo przykrego upadku albo... współpracować. Licząc, że potencjał lub wiedza, jaką posiadasz będzie wystarczająco przydatna oraz warta zachowania ciebie w dalszej grze. Szczęśliwie, należę do ludzi z otwartym umysłem i w przeciwieństwie do lwiej części paniątek doskonale zdaje sobie sprawę, iż niepozorny pionek potrafi być o wiele bardziej przydatny niż znaczniejsze figury. - W tym momencie zrobił pauzę i po krótkiej chwili dodał. - Takie jak świętej pamięci Jaafar, który w ostateczności okazał się kundlem na usługach chłopców od harfy oraz inny nieodżałowany gość, mistrz Koell, złodziejski posługacz zulkirów. Zatem pytam i żądam zwięzłej odpowiedzi. Jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa"? Bo jeżeli chodziło o naplucie na wszystkie uświęcone prawa gościnności, zimnokrwiste morderstwo kilku zakonników kapitana Jeditta i nieudaną próbę włamania do mojego skarbca, to z pewnością mu się ta sztuka udała. - Odwrócił w twą stronę swój poparzony profil - Chyba, że chodziło mu jedynie o korektę w moim wyglądzie.
Na widok nadpalonej tkanki dziewczyna nieco się obruszyła, zwężając powieki i przekręcając głowę na bok. Wciągnęła powietrze nozdrzami i powiedziała:
- Dobrze więc, widząc, że nie mam innego wyboru niż zdradzenie celów delegacji, wyjaśnię przyczyny naszego przybycia. Poselstwo wysłane przez Wielkiego Fanzira związane było wyłącznie z rodzimym konfliktem ludu piasków. Manshaka i Calimport to dwie, skąpane w słońcu metropolie, których władza ma niepoślednie znaczenie w południowych krainach. By uzyskać znaczną przewagę nad Calimportem, zwłaszcza w sferze handlu morskiego, prawowity władca Manshaki uplótł sprytny plan wykorzystania twoich sił okrętowych, milordzie. Veleńska marynarka nie od dziś znana jest ze swego kunsztu i finezji, jeśli chodzi o opływanie morskich toni. Tego rodzaju zdolności miały zostać wykorzystane do blokady bądź nawet zniszczenia najbliższych transportów morskich tych calimportowych psów. Decyzja o tak rychłym wyruszeniu w podróż spowodowana była nagłym atakiem na wezyrskie włości, do którego przyczynił się prawdopodobnie Calimport.
Khadijah zrobiła krótką pauzę, by wziąć odpowiedni oddech i ocenić szybko sytuację. Niestety, nie ujrzała żadnego wyjścia z tej sytuacji, które nie kończyłoby się jej śmiercią.
- Jeśli natomiast chodzi o Jaafara, był on długoletnim, zaufanym doradcą Manshaki i nic mi nie wiadomo, by przynależał do Harfiarzy. Fanzir nigdy nie słuchałby jego rad, wiedząc o jego przynależności. Ci... harfiarze nie cieszą się zbyt dobrą opinią wśród ludów południa, wprowadzając zamęt w calimshańskiej tradycji sprawowania władzy. Dlatego też sądzę, że zarówno mi, jak i Słońcu Słońc, Wielkiemu Wezyrowi Fanzirowi, zakryto oczy woalem kłamstw i półsłówek. W sprawie thayanskiego lisa nie mam nic do powiedzenia - nie znam jego motywów i celów. Miał być on wyłącznie częścią delegacji z powodów politycznych na rzecz przyszłej współpracy z zulkirami.
- Dobrze więc, widząc, że nie mam innego wyboru niż zdradzenie celów delegacji, wyjaśnię przyczyny naszego przybycia. Poselstwo wysłane przez Wielkiego Fanzira związane było wyłącznie z rodzimym konfliktem ludu piasków. Manshaka i Calimport to dwie, skąpane w słońcu metropolie, których władza ma niepoślednie znaczenie w południowych krainach. By uzyskać znaczną przewagę nad Calimportem, zwłaszcza w sferze handlu morskiego, prawowity władca Manshaki uplótł sprytny plan wykorzystania twoich sił okrętowych, milordzie. Veleńska marynarka nie od dziś znana jest ze swego kunsztu i finezji, jeśli chodzi o opływanie morskich toni. Tego rodzaju zdolności miały zostać wykorzystane do blokady bądź nawet zniszczenia najbliższych transportów morskich tych calimportowych psów. Decyzja o tak rychłym wyruszeniu w podróż spowodowana była nagłym atakiem na wezyrskie włości, do którego przyczynił się prawdopodobnie Calimport.
Khadijah zrobiła krótką pauzę, by wziąć odpowiedni oddech i ocenić szybko sytuację. Niestety, nie ujrzała żadnego wyjścia z tej sytuacji, które nie kończyłoby się jej śmiercią.
- Jeśli natomiast chodzi o Jaafara, był on długoletnim, zaufanym doradcą Manshaki i nic mi nie wiadomo, by przynależał do Harfiarzy. Fanzir nigdy nie słuchałby jego rad, wiedząc o jego przynależności. Ci... harfiarze nie cieszą się zbyt dobrą opinią wśród ludów południa, wprowadzając zamęt w calimshańskiej tradycji sprawowania władzy. Dlatego też sądzę, że zarówno mi, jak i Słońcu Słońc, Wielkiemu Wezyrowi Fanzirowi, zakryto oczy woalem kłamstw i półsłówek. W sprawie thayanskiego lisa nie mam nic do powiedzenia - nie znam jego motywów i celów. Miał być on wyłącznie częścią delegacji z powodów politycznych na rzecz przyszłej współpracy z zulkirami.
Prychnął wyraźnie nieukontentowany.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Zdradź mi zatem, dlaczego miałbym pomagać jakiemuś piaskowemu lordowi i angażować się w jego przaśne wojenki, skoro nie potrafił wykryć wrogiego agenta wśród swoich najbliższych doradców, natomiast cała delegacja dyplomatyczna jest prawdziwym policzkiem dla mnie? Powiedziałbym, że jesteście szpiegami króla, którzy mieli odciągnąć moją uwagę od spraw wojennych, gdyby nie pokaz nieudolności, jaki zaprezentowali twoi przyjaciele - położył wyraźny akcent na tym ostatnim słowie. - Droga Pani, jestem handlowcem i nie widzę zysku, aby wchodzić z wami w układy - wzruszył ramionami.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Zdradź mi zatem, dlaczego miałbym pomagać jakiemuś piaskowemu lordowi i angażować się w jego przaśne wojenki, skoro nie potrafił wykryć wrogiego agenta wśród swoich najbliższych doradców, natomiast cała delegacja dyplomatyczna jest prawdziwym policzkiem dla mnie? Powiedziałbym, że jesteście szpiegami króla, którzy mieli odciągnąć moją uwagę od spraw wojennych, gdyby nie pokaz nieudolności, jaki zaprezentowali twoi przyjaciele - położył wyraźny akcent na tym ostatnim słowie. - Droga Pani, jestem handlowcem i nie widzę zysku, aby wchodzić z wami w układy - wzruszył ramionami.
- Skoro nie ma chęci dalszej współpracy, dalsze przebywanie manshackiego poselstwa na veleńskich ziemiach jest bezcelowe. Udam się w takim razie do portu, by niezwłocznie powrócić do macierzy.
To powiedziawszy, z werwą ruszyła ku drzwiom z miną godną niejednej szlachcianki.
To powiedziawszy, z werwą ruszyła ku drzwiom z miną godną niejednej szlachcianki.
Jak gdyby nigdy nic skierowałaś się ku drzwiom z zamiarem wyjścia. Naiwność tego posunięcia zaskoczyła Greystöra na tyle, że nie zdążył powstrzymać pojawiającego się na jego twarzy uśmiechu rozbawienia, który poszerzył się tym mocniej, gdy w drzwiach wpadłaś na wchodzącego do komnaty kolejnego z mnichów. Ten, odsuwając cię mechanicznie i zamykając za sobą drzwi, podszedł wprost do swego lorda i skłoniwszy się oznajmił zdyszanym głosem.
- Wasza Lordowska Mość... Ruszyli. Jeśli wiatr się nie zmieni, będą tu przed jutrzejszym księżycem. - wyrzucił z siebie szybko, podając mu coś, co wyglądało na wyjątkowo sfatygowany strzępek pożółkłego płótna, na którym ktoś równie niedbale nakreślił kilka zdań.
Po chwili lektury skinął w zamyśleniu, jakby przekonywał do czegoś samego siebie. Zgniótł kartkę papieru i wyrzucił przez okno, prosto w fale dziwnie spokojnego morza.
- Tanio skóry nie sprzedam, kurwi synu, to tobie solennie przyrzekam. - Mruknął, po czym wstał pełen werwy i determinacji.
- Panie Jedit, - zwrócił się do kapitan straży - rozpoczynamy operację "Karmazynowy przypływ", kod czerwony, wszyscy nasi ludzie mają być w pełni gotowości. Proszę koniecznie przekazać Eskelowi, aby oddziały umieszczone w leprozoriach były w pełni zaopatrzone w broń i świadome swoich wytycznych. - uśmiechnął się po nosem. - Jutro z samego rana omówimy taktykę bitwy, zaraz po tym jak rozprawimy się z naszym mały ptaszkiem, który śmiał sobie uwić plugawe gniazdko w mojej flocie.
Następnie spojrzał naciebie hardym wzrokiem, w którym mogła być ukryta zarówno grzeszna obietnica, jak i ponura groźba. - Czy to na pewno twoje ostateczne oficjalne stanowisko, droga pani? Jak widzisz trochę mi śpieszno, mam wojnę do wygrania. Stąd też, nie mam czasu na zwyczajową kurtuazję, zabawę w podcieranie nosa i wysłuchiwanie żalów rozhisteryzowanej panny, która nie potrafi przedstawić mi konkretnej oferty. To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
- Wasza Lordowska Mość... Ruszyli. Jeśli wiatr się nie zmieni, będą tu przed jutrzejszym księżycem. - wyrzucił z siebie szybko, podając mu coś, co wyglądało na wyjątkowo sfatygowany strzępek pożółkłego płótna, na którym ktoś równie niedbale nakreślił kilka zdań.
Po chwili lektury skinął w zamyśleniu, jakby przekonywał do czegoś samego siebie. Zgniótł kartkę papieru i wyrzucił przez okno, prosto w fale dziwnie spokojnego morza.
- Tanio skóry nie sprzedam, kurwi synu, to tobie solennie przyrzekam. - Mruknął, po czym wstał pełen werwy i determinacji.
- Panie Jedit, - zwrócił się do kapitan straży - rozpoczynamy operację "Karmazynowy przypływ", kod czerwony, wszyscy nasi ludzie mają być w pełni gotowości. Proszę koniecznie przekazać Eskelowi, aby oddziały umieszczone w leprozoriach były w pełni zaopatrzone w broń i świadome swoich wytycznych. - uśmiechnął się po nosem. - Jutro z samego rana omówimy taktykę bitwy, zaraz po tym jak rozprawimy się z naszym mały ptaszkiem, który śmiał sobie uwić plugawe gniazdko w mojej flocie.
Następnie spojrzał naciebie hardym wzrokiem, w którym mogła być ukryta zarówno grzeszna obietnica, jak i ponura groźba. - Czy to na pewno twoje ostateczne oficjalne stanowisko, droga pani? Jak widzisz trochę mi śpieszno, mam wojnę do wygrania. Stąd też, nie mam czasu na zwyczajową kurtuazję, zabawę w podcieranie nosa i wysłuchiwanie żalów rozhisteryzowanej panny, która nie potrafi przedstawić mi konkretnej oferty. To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
- Zdecydowanie. Wymuszaniem na mnie zdrady, nic lordowska mość nie wskóra. Jako poseł Manshaki jestem zobligowana przez lud, by wiernie reprezentować jego oczekiwania, a zdrada z pewnością do nich nie należy. Tak... To moje ostateczne zdanie. - Ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie spokojniej. - Pozwolę sobie jednak wspomnieć, że atak na dyplomatę wezyra Fanzira jest równoznaczne z wypowiedzeniem jemu wojny... Nie tylko zbrojnej, ale i gospodarczej.
Dowódca zakonnej straży parsknął głośno, nie kryjąc rozbawienia i niedowierzania.
- Zdaje mi się, że błędnie interpretuje pani pewne słowa i fakty, aczkolwiek nie wyznaje się na dyplomacji. Wyznaję się jednak na moich obowiązkach, a do tych należy, by nikt nie groził memu lordowi, zwłaszcza w przytomności mojej i moich podwładnych.
- Daj pokój, bracie Jeditt. - przerwał mu łagodnie Greystör - Taka olbrzymia lojalność względem swojego seniora jest we współczesnych krainach niespotykaną rzadkością, więc nie powinniśmy piętnować tego zachowania, lecz chwalić je tak mocno jak kochamy naszą potężną Umberlee i sławimy jej imię - kończąc zdanie opuścił głowę w geście szacunku dla Suczej Królowej, to samo w mig uczynili pozostali bracia. Następnie podszedł do ciebie spokojnie i ujął delikatnie twą dłoń, ku twemu pewnemu zaskoczeniu. - Jestem pod autentycznym wrażeniem, naprawdę. Żałuję, że kapryśna Tymora zgotowała nam spotkanie w takich okolicznościach i połączyła nasze losy w tak podły sposób - ucałował dłoń z nabożnym szacunkiem, z zachowaniem wszelkich zasad etykiety.
Odszedł kilka kroków i westchnął mocno. - Tym bardziej szkoda, że muszę w tak paskudny sposób Panią wykorzystać. Mam nadzieję, że to kiedyś zrozumiesz... racja stanu i polityka są niesamowicie wymagającymi kochankami. - Całe ciepło błyskawicznie wyparowało z jego twarzy, a na jego miejscu pojawił się charakterystyczny chłód. Każdy, kto na niego w tym momencie patrzył, mógłby przyrzec, że temperatura w komnacie nagle spadła o dobrych kilka stopni. - Khadijah z Manshaki. Jesteś aresztowana za czynny udział w spisku mającym na celu zamordowanie Lorda Gubernatora Okręgu Veleńskiego, szpiegostwo oraz usiłowanie kradzieży artefaktów, będących pod pieczą skarbca dworu Miilvuthan. Dodatkowo, za zaplanowanie zimnokrwistych morderstw pięciu zakonników i okaleczenie dwunastu kolejnych. Tego typu czyny są karane tutaj śmiercią lub, jeżeli zrzekniesz się heretyckiej wiary i postanowisz oddać swoją duszę Umberlee, trwałym okaleczeniem oraz niewolniczą pracą do końca swoich dni. Dopuszczając się serii tak bestialskich czynów tudzież plując na wszystkie prawa gościnności, w oczach krain, szlachty oraz bogów, tracisz immunitet ambasadorski. Dość gadania... wtrącić ją do lochów! - Skinął w stronę zakonników, aby uczynili swoją powinność, ci zaś bez namysłu przystąpili do dzieła, we dwóch biorąc cię pod łokcie tak, jak stałaś, i, bardziej niosąc niż ciągnąć, wyprowadzili z komnaty ku korytarzowi oraz dalej, niechybnie w kierunku kazamatów.
- Zdaje mi się, że błędnie interpretuje pani pewne słowa i fakty, aczkolwiek nie wyznaje się na dyplomacji. Wyznaję się jednak na moich obowiązkach, a do tych należy, by nikt nie groził memu lordowi, zwłaszcza w przytomności mojej i moich podwładnych.
- Daj pokój, bracie Jeditt. - przerwał mu łagodnie Greystör - Taka olbrzymia lojalność względem swojego seniora jest we współczesnych krainach niespotykaną rzadkością, więc nie powinniśmy piętnować tego zachowania, lecz chwalić je tak mocno jak kochamy naszą potężną Umberlee i sławimy jej imię - kończąc zdanie opuścił głowę w geście szacunku dla Suczej Królowej, to samo w mig uczynili pozostali bracia. Następnie podszedł do ciebie spokojnie i ujął delikatnie twą dłoń, ku twemu pewnemu zaskoczeniu. - Jestem pod autentycznym wrażeniem, naprawdę. Żałuję, że kapryśna Tymora zgotowała nam spotkanie w takich okolicznościach i połączyła nasze losy w tak podły sposób - ucałował dłoń z nabożnym szacunkiem, z zachowaniem wszelkich zasad etykiety.
Odszedł kilka kroków i westchnął mocno. - Tym bardziej szkoda, że muszę w tak paskudny sposób Panią wykorzystać. Mam nadzieję, że to kiedyś zrozumiesz... racja stanu i polityka są niesamowicie wymagającymi kochankami. - Całe ciepło błyskawicznie wyparowało z jego twarzy, a na jego miejscu pojawił się charakterystyczny chłód. Każdy, kto na niego w tym momencie patrzył, mógłby przyrzec, że temperatura w komnacie nagle spadła o dobrych kilka stopni. - Khadijah z Manshaki. Jesteś aresztowana za czynny udział w spisku mającym na celu zamordowanie Lorda Gubernatora Okręgu Veleńskiego, szpiegostwo oraz usiłowanie kradzieży artefaktów, będących pod pieczą skarbca dworu Miilvuthan. Dodatkowo, za zaplanowanie zimnokrwistych morderstw pięciu zakonników i okaleczenie dwunastu kolejnych. Tego typu czyny są karane tutaj śmiercią lub, jeżeli zrzekniesz się heretyckiej wiary i postanowisz oddać swoją duszę Umberlee, trwałym okaleczeniem oraz niewolniczą pracą do końca swoich dni. Dopuszczając się serii tak bestialskich czynów tudzież plując na wszystkie prawa gościnności, w oczach krain, szlachty oraz bogów, tracisz immunitet ambasadorski. Dość gadania... wtrącić ją do lochów! - Skinął w stronę zakonników, aby uczynili swoją powinność, ci zaś bez namysłu przystąpili do dzieła, we dwóch biorąc cię pod łokcie tak, jak stałaś, i, bardziej niosąc niż ciągnąć, wyprowadzili z komnaty ku korytarzowi oraz dalej, niechybnie w kierunku kazamatów.
Dziewczyna próbowała się wyrwać z objęć strażników, jednak ich siła była zbyt wielka. W akcie desperacji wyrzuciła z siebie długą wiązkę przekleństw w alzhedo, lecz na nic się to zdało. Khadijah nie miała ochoty poddać się bez walki, więc jak najmocniej opierała się ciągnięciu strażników, powłócząc trzewikami po podłodze, wierzgając nogami niczym rasowa klacz wyścigowa i artykułując nienazwane dźwięki, byle tylko dać znać, że się nie poddała... Jeszcze się nie poddała.