Sesja Lionela
Biegłaś ile sił, odgłosy walki nie cichły, a wręcz wzbierały na sile. U szczytu schodów niemalże wpadłaś między gizarmę gwardzisty, a sztylety zamaskowanego zabójcy, którzy walczyli ze sobą na całej szerokości korytarza. Jak niedźwiedź z kotem, pomyślałaś widząc ataki strażnika i uniki asasyna.
Wbiegła do komnaty i od razu rzuciła się do kasetki. Wyciągnęła broń, lecz nie schowała sai pod fałdami materiału, natychmiast wybiegając z sypialni. Ochrona wezyra - to jej zadanie. Wraz z jego śmiercią, a co corsza porwaniem, Manshaka popadnie w anarchię, a każdy zamożniejszy druzir z chęcią przejmie to zaszczytne miejsce. Mogłoby mieć to katastrofalne skutki, a nawet rzucić miasto na kolana, gdzie mogło by już zapomnieć o hegemoni Calimshanu.
[ Ilustracja ]
Biegłaś co sił, uchylając się przed wyskakującą na ciebie z każdych drzwi, zza każdego węgła i komnaty śmiercią, lekceważąc jak tylko się dało nieistotne dla ciebie potyczki. Przy wrotach do sali audiencyjnej trafiłaś na większy kocioł - pięciu zabójców, pięciu strażników. Czterech, jeden właśnie padł, gdy napastnik uniknął jego włóczni zejściem w dół płynnym półobrotem. Drzwi do sali były dwadzieścia kroków przed tobą. Zabójca - już pięć.
Biegłaś co sił, uchylając się przed wyskakującą na ciebie z każdych drzwi, zza każdego węgła i komnaty śmiercią, lekceważąc jak tylko się dało nieistotne dla ciebie potyczki. Przy wrotach do sali audiencyjnej trafiłaś na większy kocioł - pięciu zabójców, pięciu strażników. Czterech, jeden właśnie padł, gdy napastnik uniknął jego włóczni zejściem w dół płynnym półobrotem. Drzwi do sali były dwadzieścia kroków przed tobą. Zabójca - już pięć.
W biegu sparowałaś jedno cięcie, cudem uniknęłaś drugiego. Walka mijanej właśnie pary zakończyła się zwycięstwem gwardzisty, który zajął się ścigającym cię zabójcą. Wpadłaś do wielkiej sali. Tu także toczyło się kilka potyczek, leżało kilka ciał. Na schodach trzech gwardzistów walczyło z trzema zabójcami, zaś sam wezyr stawał z dwoma napastnikami. Momentalnie struchlałaś i jednocześnie przypomniałaś sobie, dlaczego jeszcze parę lat temu zwano go trzecią szablą Calimshanu. Starszy o kilka lat i kilka kilogramów Fanzir nadal mógł zaskakiwać sprawnością i umiejętnościami, a w każdym razie jak dotąd zaskakiwał najwyraźniej swoich przeciwników, którzy wili się dookoła niego jak dwa ogromne węże.
Niewiele myśląc, ruszyła w stronę wezyr, który zręcznie odpierał ciosy przeciwników. W auli panował chaos - szczęk oręży i tłuczonych waz oraz innych cennych przedmiotów odbijał się od jaspisowych stropów i arkad. Za oknami panowała podobna atmosfera, przy czym było o wiele więcej krzyków, co zapewne było sprawką rozhisteryzowanych niewolników i służek dworskich.
Dziewczyna zbliżyła się do jednego z napastników od flanki i spróbowała wytrącić mu z dłoni miecz, blokując go pomiędzy zębami sai i robiąc piruet.
Dziewczyna zbliżyła się do jednego z napastników od flanki i spróbowała wytrącić mu z dłoni miecz, blokując go pomiędzy zębami sai i robiąc piruet.
Pchnięcie, którego usiłował uniknąć przeciwnik, zmieniło się w cięcie, które rozdarło skórę i ciało zabójcy w poprzek brzucha, jednak nie dość głęboko, by pozbawić go życia lub wyłączyć z walki. Kolejnych dwóch zabójców dołączyło do ataku, usiłując przebić się przez ciebie i dwóch pozostałych w sali obrońców wezyra, który sam nie próżnował w swej obronie. Sytuacja robiła się bardzo nieciekawa, gdy do sali wbiegło pięciu gwardzistów, którzy uporali się z asasynami przy wejściu. Kątem oka dostrzegłaś też wchodzącego Thayańczyka, wraz z jego zabójczą służącą.
Szala zwycięstwa przechylała się na waszą stronę. Ty zabiłaś wreszcie swojego przeciwnika, wezyr pozbawiał głowy trzeciego. Gwardziści podbiegali już do odpieranych przez was zabójców, gdy powietrze wokół nich i was przesyciło się gniewem, nienawiścią, furią i śmiercią. Wszystko, co złe, mroczne, wstrętne i negatywne, mieszczące się w istotach na obszarze zaklęcia, eksplodowało w nich i wokół nich, rozświetlając podłogę wokół was karmazynową, krwistą poświatą. Tobą i Fanzirem rzuciło o ścianę, zaś z uszu, oczu i ust gwardzistów bryznęła krew, a oni sami upadli bezwładnie na posadzkę. W locie dostrzegłaś jeszcze postać skrytą pod płaszczem, która weszła przez drzwi przeciwległe do tych, przy których stał Czerwony Mag, wspierający gwardzistów swoimi czarami.
Szala zwycięstwa przechylała się na waszą stronę. Ty zabiłaś wreszcie swojego przeciwnika, wezyr pozbawiał głowy trzeciego. Gwardziści podbiegali już do odpieranych przez was zabójców, gdy powietrze wokół nich i was przesyciło się gniewem, nienawiścią, furią i śmiercią. Wszystko, co złe, mroczne, wstrętne i negatywne, mieszczące się w istotach na obszarze zaklęcia, eksplodowało w nich i wokół nich, rozświetlając podłogę wokół was karmazynową, krwistą poświatą. Tobą i Fanzirem rzuciło o ścianę, zaś z uszu, oczu i ust gwardzistów bryznęła krew, a oni sami upadli bezwładnie na posadzkę. W locie dostrzegłaś jeszcze postać skrytą pod płaszczem, która weszła przez drzwi przeciwległe do tych, przy których stał Czerwony Mag, wspierający gwardzistów swoimi czarami.
Uderzenie o ścianę samo w sobie nie jest przyjemne, a w połączeniu z naciskiem magi już w ogóle. Khadijah zrobiło się niedobrze. Poczuła w ustach krew. Poobijana próbowała się podnieść, lecz próba nie okazała się pomyślna. Ból wydawał się przykuwać do podłoża. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Fanzira. Jego nieprzytomne ciało leżało całkiem blisko pośród porozrywanych liści dracen oraz fikusów i czarnej ziemi z kawałkami glinianych, cynobrowych pozostałości po wazach. Cała aula stanowiła ogromne pobojowisko splamione krwią i strzępami ciał oraz materiałów. Dziewczyna ponownie rozejrzała się po sali zamglonym wzrokiem. Spostrzegła Czerwonego Czarodzieja, Koella, wraz z jego popleczniczką oraz drugą zakapturzoną postać. Nie mogla zidentyfikować twarzy obcego zarówno z powodu przysłoniętej facjaty, co z bólu, który nie pozwalał się skoncentrować.
Wezyr poruszył się lekko, mrucząc przy tym niewyraźnie, jakby nie wiedział jeszcze gdzie i kim jest. Choć uderzenie o ścianę wcisnęło ci plecy w piersi, to chyba wszystkie kończyny i kości pozostały w jednym kawałku.
Tymczasem obaj magowie robili swoje. Koell w milczeniu przypatrywał się drugiemu czarownikowi, lecz nie ulegało wątpliwości, że znaczy to coś więcej, niż tylko gapienie się w osłupieniu. Mag - zabójca w tym czasie rzucił swoje zaklęcie. Obok niego rozbłysł jasny obłok światła, który rozwiał się z charakterystycznym warknięciem, pozostawiając po sobie wysoki szkielet, zakuty w płytową zbroję, trzymający na ramieniu potężny miecz dwuręczny.
Tymczasem obaj magowie robili swoje. Koell w milczeniu przypatrywał się drugiemu czarownikowi, lecz nie ulegało wątpliwości, że znaczy to coś więcej, niż tylko gapienie się w osłupieniu. Mag - zabójca w tym czasie rzucił swoje zaklęcie. Obok niego rozbłysł jasny obłok światła, który rozwiał się z charakterystycznym warknięciem, pozostawiając po sobie wysoki szkielet, zakuty w płytową zbroję, trzymający na ramieniu potężny miecz dwuręczny.
Koell wykreował przed sobą strzały, które zawisły w powietrzu, zapłonęły i pomknęły w stronę szkieleta. Ten zachwiał się lekko pod siłą uderzenia, z jego szczęki i oczodołów buchnął na krótko płomień, który jednak zdał się nie wyrządzić mu poważniejszej szkody. Szkielet-kapitan ruszył na Czerwonego z zadziwiającą żwawością, jednak drogę zagrodziła mu strażniczka maga. Nekromanta tymczasem skupił się, przygotowując kolejne zaklęcie.
Tymczasem Fanzir doszedł do siebie i kompletnie zaskoczony obserwował walczącego z kobietą nieumarłego. Następnie przeniósł wzrok na ciebie, z mocno pytającym wyrazem twarzy.
Tymczasem Fanzir doszedł do siebie i kompletnie zaskoczony obserwował walczącego z kobietą nieumarłego. Następnie przeniósł wzrok na ciebie, z mocno pytającym wyrazem twarzy.
Khadijah odwzajemniła spojrzenie wezyra, ale nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Z ledwością sama mogła ogarnąć całą sytuację. Mogła się spodziewać, że odwiedziny Thayańczyków zwiastują same kłopoty, ale nie spodziewała się, że jeden z nich będzie walczył po ich stronie - a przynajmniej tak się zdawało. Co gorsza, obecne przy tym były arkana nie-śmierci! Zbyt duże zagrożenie. A co jeśli, któraś z postaci zechce rzucić jakieś przeklęte zaklęcie, które porazi cały pałac? Makabryczne myśli kłębiły się w głowie dziewczyny, jednocześnie zastanawiając się nad planem ucieczki z auli. Spojrzała w stronę głównych wrót. Były otwarte na oścież, lecz droga do nich nie była łatwa. Dystans pomiędzy drzwiami a obecnym położeniem Khadijah i wezyra oscylował w granicach trzynastu metrów. Na drodze leżały resztki strażników oraz asasynów rażonych wcześniejszym czarem i pozostałości po dekoracjach oraz meblach. W obecnym stanie - stłuczeń i prawdopodobnych skręceń bądź nadwyrężeń stawów skokowych - owa ścieżka wydawała się nie do pokonania, lecz czas naglił, a życie Fanzira było wciąż zagrożone. Dziewczyna musiała działać szybko i zdecydowanie, jednocześnie nie zwracając uwagi walczących. Czekała na kolejny ruch...
Który wykonał sam wezyr. Mężczyzna podniósł się i zamiast w stronę drzwi podbiegł w stronę ściany, znajdującej się za jego "tronem". Fanzir przywołał cię gestem, następnie wcisnął kilka kamieni ze zdobiącej podłogę mozaiki, a część ściany wsunęła się w pozostałą część, ukazując małe, wąskie sekretne przejście.
[co za spryciarz z tego Fanzira, sekretne przejście tak oczywiste, że zaskakujące ;D]
Ruch wezyra przez chwilę zatrwożył dziewczynę. W pulchnym człowieczku za często odzywała się stara dusza ryzykanta, co również nie dawało spokoju jej duszy opiekunki. Na znak Fanzira spróbowała się podnieść z posadzki. Wciąż czuła się obolała i gdyby nie obecna sytuacja, z pewnością pozostałaby we wcześniejszej pozycji. Podreptała w stronę tajnego przejścia i podążyła za mężczyzną w mrok tunelu.
Ruch wezyra przez chwilę zatrwożył dziewczynę. W pulchnym człowieczku za często odzywała się stara dusza ryzykanta, co również nie dawało spokoju jej duszy opiekunki. Na znak Fanzira spróbowała się podnieść z posadzki. Wciąż czuła się obolała i gdyby nie obecna sytuacja, z pewnością pozostałaby we wcześniejszej pozycji. Podreptała w stronę tajnego przejścia i podążyła za mężczyzną w mrok tunelu.
[ Owszem, to motyw z cyklu "nieee, nikt nie jest tak głupi". Jedyne ściągi jakie robiłem w szkole polegały na napisaniu na odwrocie kartki, na której pisałem klasówkę, wszystkiego co mi było potrzebne. Nikt nigdy mnie za to nie ścignął ]
Bieg, a raczej szybki marsz korytarzem, był niewygodny i nieprzyjemny - co rusz obijałaś się o ściany, potykałaś, nerwowo zdejmując z twarzy kolejne pajęczyny, które rozpięły tu nie niepokojone od dawna pająki. Ostatecznie po niecałej minucie wypadliście do... sypialni Fanzira. Ten, dysząc ciężko i osuwając na sofę, zapytał szczegółowo:
- I... i co?
Bieg, a raczej szybki marsz korytarzem, był niewygodny i nieprzyjemny - co rusz obijałaś się o ściany, potykałaś, nerwowo zdejmując z twarzy kolejne pajęczyny, które rozpięły tu nie niepokojone od dawna pająki. Ostatecznie po niecałej minucie wypadliście do... sypialni Fanzira. Ten, dysząc ciężko i osuwając na sofę, zapytał szczegółowo:
- I... i co?
Dziewczyna wsparła się obiema rękami o cedrowy stolik i próbowała złapać oddech oraz myśli. Po chwili rzekła:
- Nie mam pojęcia co się dzieje, jednak nie będzie mnie to trapiło, póki Wasza Miłościwość nie będzie bezpieczna.
Rzuciła na wezyra spojrzenie, które nie akceptowało sprzeciwu.
- Ruszymy, gdy tylko chwilę odpoczniemy.
Osunęła się na podłogę i zamknęła oczy. Jej ciężki oddech miarowo się uspokajał.
- Nie mam pojęcia co się dzieje, jednak nie będzie mnie to trapiło, póki Wasza Miłościwość nie będzie bezpieczna.
Rzuciła na wezyra spojrzenie, które nie akceptowało sprzeciwu.
- Ruszymy, gdy tylko chwilę odpoczniemy.
Osunęła się na podłogę i zamknęła oczy. Jej ciężki oddech miarowo się uspokajał.