[
Ilustracja ]
Niepewność i niebezpieczeństwo sytuacji zmotywowały cię dodatkowo, dodając sił. Zebrałeś się w sobie, przywołałeś w myślach treść inkantacji i w jednej chwili, bez słów ani gestów, uderzyłeś w niespodziewającego się niczego mężczyznę. Oczy Greystöra rozszerzyły się w zdumieniu, siła zaklęcia przygięła go do ziemi...
I wtedy poczułeś, że nie w niego trafiłeś.
Tysiące obrazów przeleciały przez twój umysł jak refleksy światła przez szkła kalejdoskopu. Bezkresne pustkowia skąpane w okrutnym, lodowatym błękicie, pełne ostrych jak brzytwy skał, lodowców i istot tak koszmarnych, że nie byłeś w stanie pojąć ich kształtów czy istnienia. Lodowaty wiatr, tak ostry i okrutny, że nikt z żyjących nie byłby w stanie przetrwać jego oddechu.
Bo i nie było to miejsce dla żyjących.
Miliony myśli przelatywały przez twą świadomość niczym odłamki rozbitych witraży. Milenia bytowania poza światem i czasem, doznań i czynów tak wielkich i potwornych, że twój ludzki, śmiertelny umysł zatrzeszczał w szwach, grożąc załamaniem i runięciem w szaleństwo.
Wtedy, mniej więcej pół oddechu później, ocknąłeś się klęcząc na kamiennej posadzce, patrząc z równego pułapu na zaskoczonego Greystöra i zgiętego w pół demona. Linie run wokół was rozbłysły jaskrawo, podczas gdy ze ścian, podłogi i sufitu, a także z gardła samego Mefasma, wydobywał się przeciągły, ogłuszający syk, przywodzący na myśl wielkiego węża. Widocznie demon nie kłamał twierdząc, że tak jak ciebie przed bełtem lorda Velen, tak i jego samego przed każdym atakiem chroni zawarty wcześniej pakt.
Demon wyprostował się gwałtownie i złożył dłonie w znak. Pochodnie wokół sali rzygnęły w górę snopami błękitnych płomieni, takich samych jak te, które jaśniały teraz w miejscu oczu Mefasma. Poczułeś, że twe zaklęcie słabnie, choć równie dobrze mogła być to siła twoich zmysłów. Jednocześnie ziemia wokół ciebie zalśniła od czerwonych kręgów i szkarłatnych run, w które raz po raz uderzały łączące się w snop błyskawice.
-
Przestań. Natychmiast. - rozkazał z lodowatą furią demon, wyciągając ku tobie jedną rękę, którą najwyraźniej powstrzymywał wypowiedziane Słowo Mocy. -
Inaczej uznam nasz pakt za nieważny. Odejdziesz stąd zaraz, na moich warunkach, albo zmienisz się w proch, również na moich warunkach.