Nie byłeś w stanie jasno określić efektu, jaki twe zaklęcie wywarło na samej iluzji, miałeś natomiast pewność, że przestrzeń tuż za nią stała się zmyślną, niezwykle skomplikowaną pułapką. Przed oczyma na krótką chwilę jako żywo stanął ci obraz Lauzorila, przyglądającego się menzurce z Myślokształtem. Jafaar jednak ciągnął cię już za rękaw, ponaglając naprzód, podczas gdy iluzoryczna ściana raz po raz drżała i błyskała pod naporem forsujących ją, chwilowo bezskutecznie, zaklęć po drugiej stronie.
[
Ilustracja ]
Tym, co uderzyło cię od razu, było dojmujące zimno panujące wszędzie wokół. Jak dotąd nie było w tym nic dziwnego - brak dostępu światła, erozja, wilgotna skała, jednak nie do tego stopnia. Kolejna rzecz, której nie mogłeś przeoczyć, to nieco szerszy i, zdawałoby się, całkiem niedawno odnowiony korytarz, któremu mogłeś dość dobrze, choć pospieszenie, przyjrzeć się w wyczarowanym przez mistyka świetle.
Korytarz nie ciągnął się daleko w przód, więc i wędrówka nie trwała długo. Gdy dotarliście do kamiennych schodów, prowadzących oczywiście w dół, zrobiło się już naprawdę chłodno i wilgotno, na tyle, że znajdujące się tutaj dwie ścienne pochodnie piszczały co pewien czas i trzeszczały drewnem, które zdążyło nałykać się wilgoci.
Schodziliście wolniej, schodek po schodku, tym ostrożniej, że stopnie systematycznie poszerzały się, a posługiwaliście się jedynie słabnącym światłem zaklęcia. Po dobrych czterdziestu stopniach, gdy końca wciąż nie było widać, Jafaar zatrzymał się i wskazał na stopień przed wami. Znajdowały się tam niewyraźne, namalowane jakąś białą farbą znaki opisane linią, która ciągnęła się dalej w boki i w dół, na kolejne stopnie, prawdopodobnie sięgając ścian.
-
Ideogram ochronny. - oznajmił starzec niepewnym głosem. -
Zatarty, więc pewnie nieaktywny... - pochylił się tuż przed linią, wodząc ręką przed znakami, jakby przymierzając się do ich dotknięcia. Nie uczynił tego jednak. Wstał i westchnął cicho:
-
Bogowie, że też nie zgłębiałem dokładniej sztuki konjuracji... Ale, jak mówiłem, zatarty. Raz się żyje. -
Z hardą miną przestawił nogę za linię run. Nic się nie stało. Stał tak dwie sekundy i postąpił kolejny krok. Również nic.
Przeszedłeś za nim. Nie wiedziałeś jak wielkie jest pomieszczenie, w którym się znaleźliście, bo żadna z pochodni nie oświetlała ani jednej ściany, a nie zamierzaliście oddalać się w mrok. Pięćdziesiąt, sześćdziesiąt kroków dalej - kolejna linia z kolejnymi znakami, tym razem jednak było ich znacznie więcej, a ich wzory były jeszcze bardziej wymyślne. Gdy zbliżyliście się do niej, ta zajaśniała nagle, choć krótko, i zaraz potem przygasła. Tak samo jak światło wyczarowane przez Jafaara.