Kobieta zastanowiła się nad twoimi słowami, jakby je rozważała i jedynie skinęła krótko głową. Wolno wyszła z balii, pozwalając, by jej nagie ciało zalśniło w świetle świec i równie niespiesznie zaczęła się ubierać.
Gdy oboje byliście już odziani i gotowi, pozwoliłeś czekającemu przed drzwiami służącemu zaprowadzić cię na ucztę.
Przeszliście przez długi korytarz i stanęliście u drzwi do wielkiej sali, do której razem z tobą wchodzili też inni goście. Oprócz Khadijah, Jafaara oraz kapitana waszego statku wraz z dwoma oficerami, ubranymi w galowe stroje marynarki Manshaki, pojawili się też goście bardziej miejscowi. Jeszcze w drzwiach spotkałeś siwiejącego mężczyznę w zwykłej, choć nowej kolczudze i częściowym pancerzu, rozmawiającego o czymś z idącym obok ser Steverronem, prezentującym się iście paradnie w lśniącym, przypominającym paladyński napierśniku. Obaj rycerze ukłonili się dwornie Khadijah, przepuszczając przodem ją oraz trzy inne damy, wyraźnie arystokratycznego pochodzenia - matkę oraz dwie cudownej urody córki, wszystkie wyraźnie nawykłe do tego typu okazji. Honory owym damom oddawali dwaj młodzi, nad wyraz eleganccy mężczyźni w strojach bogatych patrycjuszy lub reprezentantów podobnego stanu, a po szerokich schodach wchodził właśnie starzec, który na pierwszy rzut oka zdawał się nie młodszy od Jafaara, choć poza tym w niczym go nie przypominał.
Wielka sala rozmiarami dorównywała sali tronowej wezyra, choć jej rozkład był nie koncentryczny, a podłużny. Podobnie jak cały zamek, prezentowała się majestatycznie i surowo, rozświetlona setkami świec zwisającymi z sufitów na wielkich żyrandolach, wystającymi ze ścian lub stojących rzędem pod ścianami na kandelabrach. Ponownie wspomnienie twierdzy zulkirów stanęło przed twymi oczami. Po środku sali, u podnóża niewielkiego podwyższenia, na szczycie którego znajdował się tron, rozstawiono dwa długie, dębowe stoły, zastawione po brzegi najróżniejszymi specjałami zamkowej kuchni. Oprócz dziczyzny i pieczystego, najlepszych wypieków, świeżych warzyw, owoców i słodkości, mogłaś nacieszyć się widokiem istnej ławicy ryb kilkunastu gatunków i przyrządzeń. Wieczerza była wystawna, choć nie ociekała tłuszczem i chorobliwym nadmiarem pokarmów, które tuż po jej zakończeniu zmieniłyby się w marnotrawną karmę dla psów. Wspomniałeś ostatnie dni spędzone na morzu, marynarską strawę oraz niebezpieczeństwa, na jakie natrafiliście i poczułeś jak twój żołądek wywraca się do góry nogami. Z najwyższym trudem opanowałeś potrzebę rzucenia się na jedzenie i wraz z Keirą zająłeś miejsce za stołem. Bard powitał was pieśnią, zaskakująco miłą dla ucha i niebanalną, a gdy zamilkł, głos zabrał gospodarz.
Mężczyzna w sile wieku, z długimi, spiętymi luźno w kitę włosami, odziany w t szatę aksamitu w kolorze błękitu i morskiej zieleni ze złotymi wstawkami, prostszą i chłodną, pasującą do stereotypowego wyobrażenia władcy nadmorskiej krainy. Na szyi zawiesił niewielki, bez wątpienia ręcznie robiony amulet, który na moment przykuł twą uwagę, lecz szybko musiałeś przekierować ją na wypowiadane przez niego słowa.
- Clovis Greystör, Lord Gubernator Okręgu Veleńskiego, Protektor Lasu Tethyrskiego, Dziedzic Miilvuthan, Mistrz Handlowy z Darromar, Młot na Czarownice, Filantrop... - Zrobił charakterystyczny gest dłonią, aby zakończył tę farsę. Po krótkiej chwili odezwał się głośno i pewnie, tak aby usłyszeli go wszyscy obecni. - Witam w moich progach, szlachetni goście. Zarówno starych przyjaciół, jak i tych nowych. Mam nadzieję, że miłościwa Umberlee oszczędziła Wam przykrych trudów podróży i zesłała pomyślne wiatry, a zbliżająca się wieczerza będzie sycąca zarówno dla ciała, jak i dla ducha.
Następnie podszedł do Khadijah i zgodnie ze wszystkimi zasadami dobrego tonu, ucałował ją w dłoń. - Pani, jeżeli plotki o tym, że Twój intelekt dorównuje urodzie są choć w części prawdziwe, to już nie mogę się doczekać naszej dysputy. Przyznam, że jestem na równi ciekaw Twoich przemyśleń na temat obecnej sytuacji politycznej Tethyru, jak i filozofii południowych krain. - popatrzył jej prosto w oczy i rzekł pewnie - Moi ludzie byli pod wrażeniem Twojej odwagi w obliczu zagrożenia na morzu. Tak mi przykro, że była Pani ofiarą zdradzieckiego ataku "Królewskiej Admiralicji"... o ile jeszcze zasługuje na ten tytuł... której tradycje ostatnio bardzo mocno podupadły. Podobnie, jak i całego dworu Haedraka III. - zakończył tonem pełnym bolesnego smutku w głosie.
W drugiej kolejności ukłonił się mistykowi. - Mistrzu Jafaarze, nie mogę wyrazić swojej radości, że postanowiłeś nas zaszczycić. Wielu uważa, że Magia i Velen to przeciwne strony tej samej monety, lecz nasz lud pragnie jedynie pokojowej koegzystencji i pewnej rozwagi. Cieszy mnie niezmiernie, że jesteś gotów rozważyć naszą propozycję starannej edukacji wszystkich obdarzonych talentem magicznym przy jednoczesnym surowym zakazie praktykowania degenerujących aspektów magicznych, będących zbrodnią przeciwko ludzkości.
Po tych słowach skierował wzrok na ciebie i uśmiechnął się promiennie. - Mistrzu Koellu z Thay, witam serdecznie. Twoja wizyta jest tyleż miła, co niespodziewana. Sądziłem, że ostatnia wiadomość, jaką wysłałem Zulkirom była wystarczająco klarowna i wyjaśniła wszystkie wątpliwości. Może przynosisz nowe informacje związane z moim ojcem? - zapytał, enigmatycznie jak dla ciebie i nie czekając na odpowiedź wrócił na swoje miejsce u szczytu stołu, po czym zaprosił was gestem do wieczerzy, tym samym niemal wyczarowując wokół was zastęp służących. Zastanawiałeś się o co mogło mu chodzić. Nie studiowałeś szczególnie historii władców tych okolic, nie wydawało ci się, by Czerwony Zakon prowadził tu kiedyś interesy, choć jak przez mgłę kojarzyłeś, że lord Greystör i Thay mieli już ze sobą coś wspólnego.