Sesja Vena

Stary mistyk spojrzał na ciebie przeciągle.
- Obym zatem miał okazję go poznać. W najlepszym możliwym wydaniu. A teraz zechciej wybaczyć staremu człowiekowi, który musi udać się na spoczynek po pełnym znojów dniu. Gdybyś mnie potrzebował, znajdziesz mnie w kajucie. - skłonił ci się sztywno i podpierając kosturem zszedł pod pokład.
Odpowiedz
- Odpocznij starcze- Mówię do siebie w myślach z lekką nutą ironii. Gładząc brodę dodaję już głośniej, szeptem - Demony powiadasz...
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Starzec zniknął pod pokładem, a ty zostałeś sam. Nikt nie patrzył na ciebie, nie odzywał się. Uważnie przyjrzałeś się pozostałym członkom załogi, wszystkim, od zwykłych majtków po samego ser Steverrona, mocno zdyscyplinowanym i spokojnym. Widać było, że morze jest ich domem i bez względu na wszystko nie interesuje ich nic poza obranym kursem i rozkazami kapitana.

Czas płynął równie szybko, jak "Płonąca Róża", a może wokół was stawało się coraz spokojniejsze, zupełnie jakby jego bogowie tym przychylniej spoglądali na okręt, im bliżej znajdował się on rodzimego portu. Zapadał zmrok, kładąc się falującym blaskiem na morskiej tafli, posyłającej w twoją stronę krwiste refleksy.
Zmęczenie "atrakcjami" dzisiejszego dnia i natłok myśli, w połączeniu z na pół męczącym, na pół usypiającym kołysaniem statku, nakazało ci położyć się na koi i odetchnąć słonym, wilgotnym powietrzem. Nie przepadałeś za morskimi podróżami i nic nie wskazywało, że ma się to zmienić w najbliższym czasie. Oby tylko ten cały Greystör ze swoją księgą okazał się tego wart.
Zaiste, lord Clovis Greystör. Co tak naprawdę wiedziałeś o waszym przyszłym gospodarzu? Co tak naprawdę mógł, a co będzie chciał wam zaoferować? I co tak naprawdę możecie zaoferować jemu? Wiedziałeś, że nie możesz biernie czekać na rozwój gry między delegacją Manshaki a Velen, zwłaszcza wobec nieustających konfliktów, w jakie uwikłane było to miasto.

Zapowiadał się bardzo intensywny i wzmożony wysiłek intelektualny. Zapewne nie tylko taki. Myśli, zmęczenie i szum fal usypiały cię stopniowo, by ostatecznie pogrążyć w toni nadpływającego snu. Obudziłeś się po niezbyt określonym czasie, choć wnioskując z ciemności w kajucie słońce musiało już zatonąć za horyzontem.
Na pokładzie w pierwszej kolejności powitały cię spokojny szum fal, ciemność rozlewająca się na horyzoncie i wsiąkająca w morską taflę, a także niezmącona cisza i spokój wśród załogi. Marynarze stali przy swoich posterunkach, podczas gdy sprzyjający wiatr prowadził was wprost do mieniącego się kaskadą świateł portu, wyraźnie zaznaczającego się już na linii horyzontu.
Co ciekawe, zauważyłeś też, że w różnych odległościach od was, zarówno przed wami, jak też i obok was, pływają małe, rybackie łodzie, niezbyt liczne, lecz najwyraźniej pozbawione rybaków. Wyglądało na to, że wszystkie płyną od strony portu, przyciągając uwagę niektórych załogantów.
Odpowiedz
Przyglądam się łodziom z lekkim zaciekawieniem. Jak to się mówi, co kraj to obyczaj. Czasami jednak lepiej nie pytać "co to jest" tylko od razu przyją to jako dziwactwo tutejszych. Taki zamiar mam i teraz.
Opierając się o (coś, cokolwiek) rozglądam się wokoło w poszukiwaniu Keiry.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Nie zobaczyłeś jej od razu, lecz to ona znalazła cię po chwili, wpatrzonego w obiekty za burtą, podobnie jak część innych członków załogi.
- Zaraza. - powiedziała cichym, jedwabistym głosem, wbijając wzrok w mijającą was łódkę. - Podsłuchałam rozmowę kapłanów w ładowni. Spławiają ciała morzem, by nie palić ich w mieście. Dopływamy.
Odpowiedz
- Karmią rybki... Trzeba będzie zacząć "rozmowy" zaraz po zejściu na ląd. Czas działa na naszą niekorzyść. - odpowiadam ściszonym głosem.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Kobieta skinęła jedynie głową i zasugerowała, że najwyższa pora przebrać się z podróżnego odzienia, które zniosło już trudy rejsu i napaści piratów. Skoro macie zostać przyjęci oficjalnie, należało się odziać w strój odpowiedni na przyjęcie dyplomatycznego poselstwa, jakie zapewne szykowano dla was w porcie. Wiedziałeś, że teraz zacznie się kolejny pojedynek, inny niż szaleńcze gonitwy za skrytobójcami po korytarzach pałacu wezyra, czy też gwałtowny abordaż dopadających was piratów. Przed tobą była potyczka na słowa, trunki, pozory, kolory, wyćwiczone uśmiechy i bezbłędne riposty, kto wie, czy nie bardziej męcząca od rzucania zaklęć. I bardzo możliwe, że ze znacznie groźniejszym przeciwnikiem, zważywszy na to, co do tej pory słyszałeś o władcy Velen. Te i inne myśli, również dotyczące księgi i twej rozmowy z Jafaarem jeszcze w jego wieży w Manshace, zaprzątały twą głowę podczas zmiany odzienia. Wszystkie te czynności zajęły ci akurat tyle czasu, by ponownie stawić się na pokładzie na moment przed dokowaniem. Teraz nocne Velen rozciągało się przed tobą w całej okazałości, wraz ze wszystkimi dźwiękami i zapachami miejskiego, portowego i nocnego życia.

[ Ilustracja ]

Miasto, choć o wyraźnie prostej, niskiej zabudowie, było bardzo rozłożyste i ulokowane na stoku lub zboczu, co nadawało mu czegoś na kształt piętrowej, pół koncentrycznej formy. Setki chat w dzielnicy portowej i dziesiątki domostw w dalszych, wyższych dzielnicach witały cię spokojnym blaskiem mrugającym z okiennic prosto w morską noc, roztaczającą wokół ciebie woń soli, ryb, zęzy, nieczystości i niezliczonych towarów, mimo późnej pory wciąż możliwych do zobaczenia na niektórych straganach. Płynąca obok was jednostka z calimshanu rzucała już kotwicę w jednym z mniejszych doków, podczas gdy wy stawaliście właśnie w większym, najwyraźniej zarezerwowanych dla jednostek floty lorda Greystora. Tym, co uderzyło cię w drugiej kolejności, były niezliczone jednostki cywilne rozmaitych rozmiarów i przeznaczeń, stłoczone w porcie znacznie bardziej, niż mieszkańcy i przyjezdni wciąż ożywiający nocne uliczki portowej dzielnicy. Widziałeś już do którego doku kieruje się wasz statek, podobnie jak kilka sylwetek w płaszczach i kapturach czekających na nabrzeżu.
Dźwięki dzwonków oznajmiały wasze przybycie, przebijając się przez wszechobecny, żywy harmider nocnego życia Velen.
Odpowiedz
- A więc moja droga, czas ładnie się uśmiechać, stroić dyplomatyczne minki i rozmawiać o wszelakich farmazonach. Wyeksponuj to co warto wyeksponować, ukryj to co ma zostać ukryte - Mówię do towarzyszki nie kryjąc się z wzrokiem który spoczął na jej krągłościach i wypukłościach.
- Trzeba rozpocząć dyplomatyczne gówno, trzeba mącić i ślepić - Dopowiadam szepcząc kobiecie do ucha.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Keira uśmiechnęła się półgębkiem i rozsznurowała rzemienie podwiązane pod szyją, przytroczone do jej czarnego, skórzanego pancerza. Nie zdjęła go, lecz pozwoliła, by istotna część jej wdzięków znalazła się bardziej poza, niż pod ubraniem. I to ta znacznie atrakcyjniejsza część.
- Czyli robić to, co robimy najlepiej? - zapytała retorycznie, poprzez echo okrętowych dzwonów, obwieszczających wasze przybycie.
"Czerwona Róża" zadokowała. Marynarze już wcześniej zaczęli oporządzać takielunek, zwinięto dwa żagle i rzucono kotwicę. Schodzący z mostka ser Steverron podszedł do was i Jafaara, który wyszedł spod pokładu w tym samym stroju, najwyraźniej zostawiwszy cały bagaż na statku z Manshaki.
- Piękna pani, szacowni mistrzowie. - skłonił się wam krótko. - Pozwólcie, że powóz zawiezie was do zamku Millvuthan, siedziby jego lordowskiej mości, Clovisa Greystöra. W jego imieniu witam was w Velen. - zapraszającym gestem wskazał wam trap, po którym zeszliście na nabrzeże. Tam czekał już na was powóz zaprzężony w dwa konie, a także pięciu kolejnych kapłanów Umberlee. Wszyscy przyjechali konno, lecz zsiedli i powitali was zdawkowymi ukłonami

[Dodano po 6 dniach]

[...?]
Odpowiedz
Wymieniam uprzejmości z Steverronem, po czym siadam gdzieś na powozie.
- Ponoć Velen o tej porze roku jest szczególnie piękne - puszczam banalny tekst.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
- To prawda, znajdzie się wielu, którzy tak twierdzą. - zgodził się rycerz, wsiadając na konia. - Jednakże ja osobiście najbardziej kocham je zimą. Trudno o widok piękniejszy i groźniejszy zarazem, niźli zimowy sztorm w środku srogiej zamieci. Usiądźcie wygodnie, lada moment dotrzemy do zamku. - zaprosił was gestem do powozu i ściągnąwszy lejce ruszył przed wami.
Powóz jechał wolno, choć wiodąca nieco pod górę droga nie była szczególnie trudna ani wyboista. Skąpane w nocy miasto nie prezentowało się w twych oczach szczególnie okazale, zwłaszcza wobec splendoru i zbytku niektórych miast, które miałeś już okazję odwiedzić, choćby nawet samej Manshaki. Jednak widziane przez ciebie w blasku świec latarni domy zdradzały uporządkowany, praktyczny charakter miejscowej ludności, zarządzanej przez bez wątpienia sprawny i trzeźwy umysł. Wyglądając przez drugie okno powozu mogłeś stwierdzić, że bez względu na kierunek jazdy stojący na szczycie wielkiego urwiska zamek niezmiennie góruje nad okolicą, niczym milczący strażnik doglądający wszystkiego z wysokości. Odniosłeś niejasne wrażenie, że jedziecie trochę na około, ale nie znając dokładnego rozkładu miasta nie mogłeś stwierdzić tego na pewno.
Tym, co zastanawiało cię znacznie bardziej, była niezwykle silna i aktywna aura magiczna, obecna praktycznie w każdym zakątku Velen, przez które przejeżdżaliście. Nie chodziło bynajmniej o zwykłą, naturalną manifestację energii Splotu, z której każdy mag był w stanie korzystać i dostrzec ją w niemal każdym, niezdegenerowanym nadnaturalnie miejscu, lecz o prawdziwie uporządkowaną, magiczną strukturę, nieprzypominającą niczego, co do tej pory czułeś.
Odpowiedz
- Dziwne - Szepnąłem do siebie tak cicho, że nawet nawet ja ledwo usłyszałem.
To wszystko nie wróży nic dobrego. Ne lubię babrać się w czymś, czego do końca nie rozumiem. Staram się Zbadać właściwości tej aury, o ile jest to możliwe. Staram się to robić dyskretnie.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
To, co ukradkiem usiłowałeś "podejrzeć", przytłoczyło cię mimo wszystko. Nie potrafiłeś stwierdzić jednoznacznie, czy jest to po prostu efekt magiczny o ogromnym obszarze działania, czy też świeży ślad wyjątkowo dużego przyzwania. W każdym razie czułeś wszędzie wokół manifestację przepotężnej woli, przenikającej całe miasto od falochronów u progu portu, aż po miejskie bramy, przez które właśnie przejeżdżałeś.
Pokonaliście ostani odcinek drogi wznoszącej się po niewielkiej stromiźnie i jechaliście drogą prowadzącą wzdłuż czarnej ściany drzew. Las rozciągał się nad miastem niczym żywy mur, spoglądając w milczeniu w dół, na nieodległe morze. Na tym odcinku drogi panowała niezwykła wręcz cisza, kryjąca w sobie jakieś posępne napięcie, mimochodem przykuwające uwagę twoją i Keiry.
Droga uniosła się znów lekko i powóz zakręcił w prawo. Teraz droga oświetlana była przez rzędy płonących po obu jej stronach pochodni, prowadząc prosto do bram siedziby władcy Velen.
Zamek, czy też raczej zamczysko, wydało ci się dość okazałe, swym charakterem nieco podobne do surowych, wyniosłych baszt siedziby twego bractwa w samym Thay.
Kopyta i koła zastukały na bruku przedzamcza, gdy mijaliście żelazną, zdobioną bramę, strzeżoną przed czwórkę strażników. Okrążywszy z wolna przestronne podwóże zatrzymaliście się, docierając wreszcie na miejsce.
Odpowiedz
- Swojsko - mówię do siebie w chwili zadumy, po czym zasiadam z wozu. Czekam na "plan atrakcji" ułożony przez gospodarza. Pewnie będzie coś w stylu: "Jesteście zmęczeni podróżą, zapraszam do swoich komnat". A ja potrzebuję chwili spokoju. Trzeba wszystko obmyślić, zaplanować...
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Istotnie, już na wstępie majordomus, starszy i nad wyraz schludny mężczyzna, stojący na czele szpaleru służby powitał was w wytwornych ukłonach i najuprzejmiej zaprosił do przygotowanych dla was komnat, gdzie będziecie mogli zaznać nieco wytchnienia po podróży i w spokoju przygotować się do powitalnej wieczerzy. Następnie, mijając kolejne pary uzbrojonych strażników, zostaliście przeprowadzeni przez główne wrota zamku, wysokie na dobre dwadzieścia metrów, do wielkiego holu, rozjaśnionego dziesiątkami świec i kandelabrów, rozlewających po surowej przestrzeni zamczyska, z której wyrastały wysokie, szerokie schody.
Weszliście po nich na górę, odprowadzani irytująco pobudzającymi zapachami dobiegającymi z kuchni, coraz mocniej ciesząc się na zaplanowaną wieczerzę. Z każdym kolejnym krokiem zamek coraz bardziej przypominał ci twierdzę twojego bractwa. Mroczny, nieco posępny, zarazem dumny i oporządzony w stylu, który możnaby nazwać wyniosłą gościnnością. Widać było, że władca Velen nie trwoni złota na zbędne wydatki, niemniej wokół nie brakowało niczego, co powinna reprezentować sobą siedziba możnego lorda.
Sama komnata do której wprowadzono ciebie i Keirę była nieco przytulniejsza, choć odpowiadała charakterowi pozostałej części zamku. Szerokie łoże z baldachimem, bez trudu mogące pomieścić cztery osoby, rzeźbione meble z drogiego drewna, oszkolne, wysokie okno z widokiem na atramentową toń rozlewającego się daleko w dole morza, w końcu przyjemne światło świec oraz płomienie traskające w kominku, kąpiące komnatę w migotliwej poświacie oraz przyjemnym cieple, tak różnym od chłodnego, morskiego powietrza veleńskiego portu.
Służący, który poprowadził was do komnaty, pozostał przed drzwiami, na wypadek gdybyście życzyli sobie kąpieli lub czegokolwiek innego. Po chwili kolejnych dwóch służących wniosło wasze bagaże, a poprzedni poinformował, że jego lordowska mość zaprasza na wieczerzę za godzinę.
Odpowiedz
- I jak ci się podoba gościna Pana Velen? - Mówię do Keiry posyłając jej lekki uśmieszek. - Może sprawdzimy jak wygodne mają tutaj łoża?
Kończąc zdanie moje usta rozszerzyły się w jeszcze większym uśmiechu. Ukrywanie jakichkolwiek zamiarów względem nas dwojga jest wysoce bezskuteczne, więc po co się ograniczać?
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Nie znalazłeś po temu odpowiednich powodów, tym bardziej, że najwyraźniej bez twojego wyraźnego życzenia nikt nie zamierzał się wam naprzykrzać jeszcze przez godzinę. Wykorzystaliście ten czas najlepiej jak się dało, nie kryjąc zachwytów nad cudowną miękkością i sprężystością szerokiego łoża.
Bez pośpiechu i nerwowości zajęliście się sobą i odświeżyliście w przygotowanej zawczasu balii pełnej wrzącej, parującej wody, która ostygła przez ten czas do przyjemnej temperatury. Mimo to cały czas odczuwałeś dziwny dyskomfort, jak ci się zdawało niezwiązany bezpośrednio z Keirą ani łączącą was więzią. Było to raczej podświadome uczucie zagrożenia, bycia obserwowanym, choć nie sądziłeś, by władca Velen miał podglądać w alkowie akurat ciebie przez dziurę ukrytą w płótnie obrazu.
Odpowiedz
Po bliżej nieokreślonej chwili wychodzę z parującej wody, zostawiając jeszcze Keirę w bali na jakiś czas.
- Mam jakieś dziwne przeczucie - mówię do kąpiącej się kobiety. Rozmowa o tym co czuję była jako tako niepotrzebna, lecz czułem jakąś potrzebę powiedzenia tego na głos - Coś w powietrzu... Wzrok na karku...
kończę zdanie już bardziej do siebie. Szybko wycieram się do czegokolwiek i wkładam swoje szaty.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Kobieta zastanowiła się nad twoimi słowami, jakby je rozważała i jedynie skinęła krótko głową. Wolno wyszła z balii, pozwalając, by jej nagie ciało zalśniło w świetle świec i równie niespiesznie zaczęła się ubierać.
Gdy oboje byliście już odziani i gotowi, pozwoliłeś czekającemu przed drzwiami służącemu zaprowadzić cię na ucztę.
Przeszliście przez długi korytarz i stanęliście u drzwi do wielkiej sali, do której razem z tobą wchodzili też inni goście. Oprócz Khadijah, Jafaara oraz kapitana waszego statku wraz z dwoma oficerami, ubranymi w galowe stroje marynarki Manshaki, pojawili się też goście bardziej miejscowi. Jeszcze w drzwiach spotkałeś siwiejącego mężczyznę w zwykłej, choć nowej kolczudze i częściowym pancerzu, rozmawiającego o czymś z idącym obok ser Steverronem, prezentującym się iście paradnie w lśniącym, przypominającym paladyński napierśniku. Obaj rycerze ukłonili się dwornie Khadijah, przepuszczając przodem ją oraz trzy inne damy, wyraźnie arystokratycznego pochodzenia - matkę oraz dwie cudownej urody córki, wszystkie wyraźnie nawykłe do tego typu okazji. Honory owym damom oddawali dwaj młodzi, nad wyraz eleganccy mężczyźni w strojach bogatych patrycjuszy lub reprezentantów podobnego stanu, a po szerokich schodach wchodził właśnie starzec, który na pierwszy rzut oka zdawał się nie młodszy od Jafaara, choć poza tym w niczym go nie przypominał.
Wielka sala rozmiarami dorównywała sali tronowej wezyra, choć jej rozkład był nie koncentryczny, a podłużny. Podobnie jak cały zamek, prezentowała się majestatycznie i surowo, rozświetlona setkami świec zwisającymi z sufitów na wielkich żyrandolach, wystającymi ze ścian lub stojących rzędem pod ścianami na kandelabrach. Ponownie wspomnienie twierdzy zulkirów stanęło przed twymi oczami. Po środku sali, u podnóża niewielkiego podwyższenia, na szczycie którego znajdował się tron, rozstawiono dwa długie, dębowe stoły, zastawione po brzegi najróżniejszymi specjałami zamkowej kuchni. Oprócz dziczyzny i pieczystego, najlepszych wypieków, świeżych warzyw, owoców i słodkości, mogłaś nacieszyć się widokiem istnej ławicy ryb kilkunastu gatunków i przyrządzeń. Wieczerza była wystawna, choć nie ociekała tłuszczem i chorobliwym nadmiarem pokarmów, które tuż po jej zakończeniu zmieniłyby się w marnotrawną karmę dla psów. Wspomniałeś ostatnie dni spędzone na morzu, marynarską strawę oraz niebezpieczeństwa, na jakie natrafiliście i poczułeś jak twój żołądek wywraca się do góry nogami. Z najwyższym trudem opanowałeś potrzebę rzucenia się na jedzenie i wraz z Keirą zająłeś miejsce za stołem. Bard powitał was pieśnią, zaskakująco miłą dla ucha i niebanalną, a gdy zamilkł, głos zabrał gospodarz.

Mężczyzna w sile wieku, z długimi, spiętymi luźno w kitę włosami, odziany w t szatę aksamitu w kolorze błękitu i morskiej zieleni ze złotymi wstawkami, prostszą i chłodną, pasującą do stereotypowego wyobrażenia władcy nadmorskiej krainy. Na szyi zawiesił niewielki, bez wątpienia ręcznie robiony amulet, który na moment przykuł twą uwagę, lecz szybko musiałeś przekierować ją na wypowiadane przez niego słowa.
- Clovis Greystör, Lord Gubernator Okręgu Veleńskiego, Protektor Lasu Tethyrskiego, Dziedzic Miilvuthan, Mistrz Handlowy z Darromar, Młot na Czarownice, Filantrop... - Zrobił charakterystyczny gest dłonią, aby zakończył tę farsę. Po krótkiej chwili odezwał się głośno i pewnie, tak aby usłyszeli go wszyscy obecni. - Witam w moich progach, szlachetni goście. Zarówno starych przyjaciół, jak i tych nowych. Mam nadzieję, że miłościwa Umberlee oszczędziła Wam przykrych trudów podróży i zesłała pomyślne wiatry, a zbliżająca się wieczerza będzie sycąca zarówno dla ciała, jak i dla ducha.
Następnie podszedł do Khadijah i zgodnie ze wszystkimi zasadami dobrego tonu, ucałował ją w dłoń. - Pani, jeżeli plotki o tym, że Twój intelekt dorównuje urodzie są choć w części prawdziwe, to już nie mogę się doczekać naszej dysputy. Przyznam, że jestem na równi ciekaw Twoich przemyśleń na temat obecnej sytuacji politycznej Tethyru, jak i filozofii południowych krain. - popatrzył jej prosto w oczy i rzekł pewnie - Moi ludzie byli pod wrażeniem Twojej odwagi w obliczu zagrożenia na morzu. Tak mi przykro, że była Pani ofiarą zdradzieckiego ataku "Królewskiej Admiralicji"... o ile jeszcze zasługuje na ten tytuł... której tradycje ostatnio bardzo mocno podupadły. Podobnie, jak i całego dworu Haedraka III. - zakończył tonem pełnym bolesnego smutku w głosie.

W drugiej kolejności ukłonił się mistykowi. - Mistrzu Jafaarze, nie mogę wyrazić swojej radości, że postanowiłeś nas zaszczycić. Wielu uważa, że Magia i Velen to przeciwne strony tej samej monety, lecz nasz lud pragnie jedynie pokojowej koegzystencji i pewnej rozwagi. Cieszy mnie niezmiernie, że jesteś gotów rozważyć naszą propozycję starannej edukacji wszystkich obdarzonych talentem magicznym przy jednoczesnym surowym zakazie praktykowania degenerujących aspektów magicznych, będących zbrodnią przeciwko ludzkości.

Po tych słowach skierował wzrok na ciebie i uśmiechnął się promiennie. - Mistrzu Koellu z Thay, witam serdecznie. Twoja wizyta jest tyleż miła, co niespodziewana. Sądziłem, że ostatnia wiadomość, jaką wysłałem Zulkirom była wystarczająco klarowna i wyjaśniła wszystkie wątpliwości. Może przynosisz nowe informacje związane z moim ojcem? - zapytał, enigmatycznie jak dla ciebie i nie czekając na odpowiedź wrócił na swoje miejsce u szczytu stołu, po czym zaprosił was gestem do wieczerzy, tym samym niemal wyczarowując wokół was zastęp służących. Zastanawiałeś się o co mogło mu chodzić. Nie studiowałeś szczególnie historii władców tych okolic, nie wydawało ci się, by Czerwony Zakon prowadził tu kiedyś interesy, choć jak przez mgłę kojarzyłeś, że lord Greystör i Thay mieli już ze sobą coś wspólnego.
Odpowiedz
Postanawiam na razie nie angażować się w jakąś szczególną rozmowę. Zamiast tego Nakładam sobie na talerz jakieś przysmaki. Coś co szczególnie wpadnie mi w oko. Morskie podróże wzmagają apetyt.
Zajadając co chwila samkowite kąski ze stołu gospodarza, rozmyślam o wypowiedzianych słowach Greystöra. Trzeba będzie się przygotować na ewentualną pogadankę, a mogę się założyć że takowa w końcu nastąpi. Ojciec Greystöra? To dopiero ciekawe...
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Vena - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...