Po około dziesięciu minutach solidnego wiosłowania, komitet powitalny waszych wybawców dobił do waszej burty. Pierwsi marynarze, którzy wyszli na pokład, nie odznaczali się niczym szczególnym, a od tych znajdujących się na waszym statku odróżniała ich praktycznie tylko bardziej śniada, nieoliwkowa cera. Jednak oficer, który pojawił się między nimi, należał już do zupełnie innej kategorii. Wysoki, postawny, dobrze zbudowany i przystojny mężczyzna w sile wieku, odziany w czarną, zapinaną w poprzek kurtkę oraz zbrojny w długi, półtoraręczny miecz.
- Ser Steverron Blacksmith, kapitan "Płonącej Róży", do usług. - oznajmił dźwięcznym, donośnym głosem, patrząc wkoło po nieznanych mu twarzach. - Kto dowodzi tym statkiem? W imieniu jego lordowskiej mości Clovisa Greystora chciałbym złożyć wyrazy szacunku delegacji Manshaki i posłom jaśnie wielmożnego wezyra Fanzira.
- Wzajemnie, kapitanie. - Dygnęła dworsko. - Khadijah Sarraf, ambasador Manshaki, sługa Słońca Słońc, Wielkiego Fanzira i osoba odpowiedzialna za ową misję dyplomatyczną. - Zlustrowała go od stóp do głów, utrzymując poważną minę. - W imieniu załogi i miasta Manshaka, dziękuję wam za asekurację i szybką interwencję. Wezyr z pewnością zostanie poinformowany o waszych bohaterskich manewrach.
Mężczyzna odpowiedział jej równie dworskim ukłonem.
- Pani, zbytnio mi schlebiasz. Ja i moi ludzie wykonujemy jedynie rozkazy jego lordowskiej mości Clovisa Greystora i to jemu należą się wyrazy wdzięczności za przemyślaną opiekę, jaką otacza swych sojuszników w tych niebezpiecznych czasach. Alem rad jest, że szczęśliwym trafem i z woli łaskawej Umberlee znaleźliśmy się tu w samą porę. Mam nadzieję, że nikt z waszych ludzi poważnie nie ucierpiał. Kto jeszcze towarzyszy wam, pani, w tej szlachetnej delegacji?
- Prócz załogi, na pokładzie statku znajduje się Jafaar, mędrzec południa oraz zaufany doradca wezyra. - Wskazała w stronę przedstawianego. - Ponadto emisariusz Czerwonych Czarodziei z Thay wraz ze swą towarzyszką. Jesteśmy radzi, iż lord Clovis Greystor jest na tyle zainteresowany misją dyplomatyczną Manshaki, by organizować konwój witający. Jak daleko stąd do Velen, panie? Pytam, gdyż załoga przeżyła aż zanadto dużo wrażeń, jak na jedną podróż.
- Nie dalej, jak dzień drogi, pani. Przy pomyślnym wietrze nawet szybciej, lecz nie chciałbym ryzykować podróży najkrótszym kursem i spotkania ze zbłąkanymi okrętami królewskiej floty.
- W takim razie zdamy się na waszą znajomość tutejszych wód i podążymy za waszym okrętem. - Kończąc zdanie, spojrzała w stronę calimshańskigo kapitana, lekko skinowszy głową na znak do wykonania polecenia. - Dość tego postoju, nie marnujmy czasu. Lord Greystor wystarczająco długo już nas wyczekuje. Nie dajmy się poznać jako niepunktualny naród wobec naszego sojusznika.
[Dodano po 17 dniach]
[I jak tam...? ]