- Jaśnie pan w końcu nas zaszczycił, w swej własnej obślizgłej osobie. - powitał go z kwaśną miną i niezbyt energicznymi oklaskami. Nigdy nie lubił Bernarda Mquisa, którego pogardliwie przezywano "Słodyczkiem". Szlachcic, dobre sobie! Pucołowata twarz, palce przypominające serdelki, tłuste włosy, potężny mięsień piwny i obszarpany strój, który najlepsze lata miał już chyba za sobą. No i ta urocza aura skwaśniałego wina oraz zgniłego sera. Chłopak posiadał jeszcze nienaganny, śnieżnobiały uśmiech, co zawsze go intrygowało. Czyżby cały wolny czas spędzał na dbaniu o swoje zęby tak, że na generalną higienę całego ciała nie starczyło czasu? Były jeszcze te przerażające, niebieskie oczy. Bił z nich mrożący krew w żyłach chłód, a jedno spojrzenie potrafiło kompletnie zmiękczyć największy suczych synów.
Jego aparycje można było przyrównać raczej do świniopasa niż posiadacza "błękitnej krwi", gdyż naturalniej wyglądałby chyba w chlewie, a nie na światowych salonach. Ba, kiedy jego ojciec, lord Gerard Mquis, przyprowadził Bernarda na jego dwór, pomyślał, że tamten zgotował mu jakiś ponury dowcip. Wzięcie chłopaka na wychowanie było jednym z mniej istotnych punktów układu pomiędzy dwoma lordami tethyrskimi, powszechna praktyka. Później okazało się, iż sprytny lord podrzucił mu "kukułcze jajo". Mimo jego usilnych starań chłopak nie nadawał się ani do miecza, ani do sztuki wojennej. Jeżeli nie leżał we własnych rzygowinach po nocnych libacjach, to siedział z nosem w książkach. Tego piernika Gerarda oczywiście nie obchodziło, co się dzieje z jego trzecim synem, ale pakt pozostawał paktem i trzeba było go honorować.
Nie wiedział, co począć z tym problemem, aż do czasu pewnej wizyty w lochach, gdy postanowił wziąć go na jedno z przesłuchań. To był chyba jakiś zatwardziały elf, którego oddział mocno napsuł mu krwi. Nieludź nie chciał puścić pary z ust przez tydzień i myślał, że sytuacja jest beznadziejna. Wtem chłopak otwarcie skrytykował mistrza przesłuchań oraz jego technikę i samemu wziął elfa w obroty. Co to było za niespotykane i brutalne widowisko! Chędożony elf, zanim przywitał się ze swoimi bogami śpiewał aż miło. Nie zastanawiał się długo i szybko znalazł dla Bernarda pracę odpowiadającą jego talentom. Błyskawicznie zauważył, że młodziak perfekcyjne zna anatomię wielu ras i dokładnie wie, gdzie ukłuć, aby zadać nieopisany ból. Przerażające było też to, że Bernard lubił poszerzać swoją wiedzę o narządach wewnętrznych na żywych organizmach, gdy wszystkie procesy życiowe były jeszcze aktywne. Czasem na prośbę Mquisa podsyłał do jego pracowni jakiegoś heretyka czy kurwę, na której mógł się dokształcać. Kiedy to robił czuł się jak szuja i niekiedy wydawało mu się, że słyszy krzyki więźniów skazanych na upiorną śmierć, ale każdy lord wie, iż w pewnych momentach wybranie "mniejszego zła" jest konieczne. Niejeden mędrzec z Amnu czy Waterdeep rozpływałby się nad mądrością "Słodyczka" w dziedzinie anatomii, ale zapewne chwilę później spaliłby go na stosie, gdyby dowiedział się, jak uzyskał te informacje. Trzeba przyznać, że to był prawdziwy ekscentryk. Na zewnątrz butny cham i prostak, wewnątrz przerażający geniusz. - Trzeźwy?