Sesja Danny'ego

- To już zależy od ciebie i Riahla. Van Rem nieumyślnie załatwił naszą sprawę za nas, choć w najmniej delikatny i pożądany przez nas sposób, jeśli chodzi o styl. Na wczorajszym posiedzeniu Senatu przedstawiłem wszystkim zgromadzonym to, co i tak zdążyli już usłyszeć - że świetnie znany i zasłużony senator Rick van Rem był w rzeczywistości szpiegiem Imperatora i lordem Sithów, który chciał pozbawić życia mnie i dwojga innych wysłanników z ramienia Rady Jedi, którzy zamierzali pomóc w przegłosowaniu niekorzystnej dla Imperium ustawy o interwencji na Balmorze. - uśmiechnął się drapieżnie, rozciągając pajęczynę blizn - Efektem tego jutro odbędzie się głosowanie w sprawie ilości środków, które Republika przeznaczy na wznowienie wojny na Balmorze. Jeśli chcecie możemy zostać do tego czasu i wziąć udział w tej sesji, poprzednio nie mogliście się wypowiedzieć z oczywistych względów. Ale nie naciskam i tak naprawdę nie sądzę, żeby nasza tam obecność była teraz niezbędna. Możemy równie dobrze odpocząć i szykować się do powrotu.
- Chciałabym udać się do senatu. Nie ma sensu nic mówić, ale chciałabym zobaczyć, jaki będzie przebieg głosowania. Po coś tu jednak przybyłam. - poprawiam lekku. - A tymczasem musze chyba jeszcze trochę wypocząć i się przebrać.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Zdrowiej szybko.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Po zażyciu kolejnej dawki snu i medykamentów, obejrzeniu przez dwa droidy i lekarza, zostałaś zwolniona ze szpitala. Wychodząc spotkałaś Riahla, który zdawał się być już w pełni sprawny i zdrowy.
- Witaj Riahlu. Widzę, że czujesz się już dobrze. Cieszę się. Będę miała do ciebie jeszcze kilka pytać, ale chciałam się udać na decydującą sesję senatu. Co o tym myślisz? Chcesz także pójść?
- Będę musiała się tylko przebrać i przygotować.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Nie ma problemu - Miraluka uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób - Sam nie zamierzałem wybierać się na posiedzenie, średnio mnie ono interesuje w tej sytuacji, mówiąc szczerze, ale jeśli masz ochotę, to mogę ci potowarzyszyć.
- To w takim razie daj mi chwilę.
Odbieram moje rzeczy przechowalni, idę gdzieś w prywatne miejsce, toaletka, przebieram się w któryś z eleganckich strojów, przypinam płaszczyk i wracam.
- To możemy iść.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Opuściwszy szpital udaliście się do najbliższego aerobusu, który mógł zawieść was na miejsce.
- O co chciałaś mnie zapytać? - uprzejmie nawiązał Riahl do twojej wcześniejszej delkaracji.
- Chciałam prosić o wyjaśnienie tej sytuacji. Widziałam was podczas walki. Obaj nie byliście sobą. Nie będę ukrywać, że mnie to przeraziło...
Spoglądam w jego stronę z wyrazem twarzy trudnym do odgadnięcia: mieszanka zaciekawienia, zaniepokojenia i podejżliwości.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Nie do końca rozumiem, o czym mówisz? - odparł pogodnie, tonem nieco przypominającym ci Harlana - Walka była ciężka i bylibyśmy zginęli gdyby nie Harlan i ostatecznie głupota van Rema. - wzruszył ramionami.
- Nie traktuj mnie jak idiotki, dobrze? Wiem, co widziałam i mi nie wmówisz, że było inaczej. Więc?
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- No dobrze. Co takiego zatem widziałaś? - ponownie odpowiedział pytaniem na pytanie, utrzymując ten sam pogodny ton.
- Miałeś równie złą aurę jak tamten drugi miraluka. Harlan także nie był sobą. Można powiedzieć, że nie różniliście się niczym od nich, od Ciemnej Strony...
Patrzę przed siebie z niepokojem.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- To prawda, przynajmniej tak mogło się wydawać. To trudna technika, użyłem jej dopiero drugi raz w życiu - polega na lustrzanym odbiciu aury przeciwnika, co ma na celu wytrącenie go z równowagi. - uśmiechnął się lekko - Podejrzewam, że Harlan takie sztuczki ma w jednym palcu, moja droga. - Na koniec, jakby od niechcenia, dorzucił. - Jak inaczej można sobie to tłumaczyć?
- Nie wiem, wszechwiedząca nie jestem.
Trochę mi ulżyło, ale kwestia Harlana nadal mnie niepokoiła.
Poprawiam strój, bo mnie uwiera podczas siedzenia.
- Mam nadzieję, że nie ma za tym niczego niezwykłego.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Niezwykłe w tym wszystkim jest jedynie to, że udało mi się przeżyć. - odparł z pewną ulgą - Zaraz dojdziemy na miejsce. Ciekaw jestem co tam się będzie działo.

Lada moment dotarliście na miejsce. Strzelisty, monumentalny gmach Galaktycznego Senatu Republiki powitał was surowym dostojeństwem. Po pokonaniu stanowczo zbyt wysokich i stromych schodów (jednych z wielu, gdyż budynek zajmował znaczną część tego kwadratu miasta) oraz przedstawienia się w kancelarii Senatu, udaliście się w stronę sali obrad. Cały gmach aż po niebotyczne sklepienie wypełniony był gwarem rozmów, toczonych w najrozmaitszych dialektach przez przedstawicieli najrozmaitszych, często nieznanych ci ras, wchodzących i wychodzących w najrozmaitszych kierunkach z nieprzeliczonych sal, drzwi i korytarzy. Dziękując Mocy za tablice informacyjne wskazujące drogę do sali obrad.



Był to ostatni ekscytujący element waszego pobytu w gmachu. Weszliście kilkanaście minut po rozpoczęciu posiedzenia, którego celem było poddanie pod głosowanie finansowania nadchodzącej ekspedycji zbrojnej. Choć po raz pierwszy znaleźliście się w centralnym ośrodku polityki całego cywilizowanego wszechświata, pomimo lekkiego podniecenia z twej głowy nie znikała analogia zachodząca między toczącymi się obradami, przemówieniami i kłótniami, a godnymi pożałowania szopkami lokalnych watażków, arystokratów i samorządów małych, wszawych kraików i planet, które przyszło ci odwiedzić w trakcie twej dotychczasowej kariery konsularnej. Kto? Gdzie? Co? Ile? Za ile i dlaczego tak drogo? Wszystko to już gdzieś było, różnica występowała jedynie na poziomie skali.
Spędziliście, czy też zmitrężyliście w ten sposób ponad godzinę, nie dowiadując się praktycznie niczego godnego odnotowania. Dochodząc do wspólnego wniosku, że przebywanie tutaj dłużej nie ma większego sensu, wyszliście z sali obrad. Jeszcze w kuluarach kilku bardziej znajomych (Organa, Jones) i mniej znanych polityków zamieniło z wami dwa słowa, bolejąc nad niecnym zamachem na wasze życie, stanem zdrowia Harlana, który ponoć pogorszył się mocno w jego wyniku, a także gratulując wam ostatecznego rezultatu tego, jakże nieszczęsnego zdarzenia. Z pośród wszystkich standardowych lamentów nad obecnością szpiegów Imperium na tak wysokich stanowiskach, w osobach tak znanych, wpływowych i poważanych, najbardziej wyróżnił się pan gubernator Henry, który - zalatując whisky niczym wodą kolońską - klepnął Riahla po ramieniu i śmiejąc się rzekł:
- No, panie Riahl, toś się pan wpierdolił. Poprawka - tośmy się wszyscy wpierdolili, hie, hie... - i odszedł lekko rozkołysanym krokiem.
Dziękuję za życzenia, choć wiem, że są one w większości wymuszone. Po odejściu Henry'ego, dorzucam:
- A cóż to za słownictwo w obecności damy? - nie żebym sama od czasu do czasu nie klęła bardziej, ale to jest senat i senatorzy
- Wyjdźmy już stąd, mam dosyć tego cyrku. Myślałam, że jednak spróbują to wszystko dobrze ogarnąć.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Riahl podbiegł do odchodzącego senatora i odwrócił go twarzą do siebie.
- Co pan ma na myśli? - zapytał uprzejmie.
- Emmm...CoooOOoo? *Hik!* ... Aaa... No cuuuszsz, panie Riahl, przeżył pan atak Sithów i rozpętał wojnę, hie, hie... Nie tylko Republika będzie o tym pamiętać - tłumaczył radośnie, klepiąc go po ramieniu.
Riahl machnął ręką i pozwolił mu odejść.
- Proponuję odnaleźć Harlana - mruknął do ciebie - Najwyższy czas pożegnać tę planetę.
Niecałe dwadzieścia minut później staliście w holu senackiego hotelu.
- Nie rozdzielajmy się, chodźmy do pokoju Harlana. - zaproponował Riahl
Spoglądam na niego.
- Możemy iść. Miłych wspomnień na tej planecie mieć nie będę. Ale dopięliśmy swego. Balmora nie pozostanie sama. Oby wszystko się udało.
Idziemy raźnym krokiem do Harlana.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Zastaliście mistrza w jego pokoju, siedzącego na fotelu z kawą w ręce, przeglądającego holograficzne wydanie dziennika.
- Witajcie! Jak tam obrady? - powitał was radośnie.
- Strata czasu, niepotrzebnie się fatygowaliśmy. - Parsknął Riahl siadając w jednym z foteli. - Kiedy możemy opuścić to przeklęte miejsce?
- Haha, choćby zaraz - Harlan zwinął holograficzną rozkładówkę dodatku sportowego, na której widniał zwycięzca ostatnich wyścigów podów - Potrzebujemy tyle czasu ile wy potrzebujecie na spakowanie się i ewentualny odpoczynek czy inne rzeczy, które macie do zrobienia. To kiedy chcecie ruszać?
- Spakuję się w godzinę. Nic więcej nie potrzebuję. Spotkamy się na dole w holu.
Odwracam się i idę w stronę drzwi. Wychodząc rzucam jeszcze do Harlana:
- Miło widzieć, że wracasz do zdrowia.
Po czym wychodzę i idę do swojego pokoju spakować się. Wszystko skrzętnie do walizek na sobie zostawiając ubranie podróżne. Gdy jestem gotowa schodzę na dół.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

← Star Wars
Wczytywanie...