Wszystko zawirowało. Straciłeś poczucie góry i dołu, które do tej pory towarzyszyło ci pomimo niematerialności wizji. Czułeś, jak twoja dusza zostaje wciągnięta, wchłonięta przez niewidzialny wir energii i wcale ci się to nie podobało.
Zmęczenie...
Chłód...
Na Moc, jak tu zimno.
Otworzyłeś oczy, dźwigając ważące tonę powieki i rozejrzałeś się po otaczającym mroku. Klęczałeś na twardej, pokrytej lodem posadzce... grobowca. Tak, grobowca. Klęczałeś na jednym kolanie, dysząc ciężko, a powietrze z twych płuc zamieniało się w parę, fioletowy obłoczek w świetle twojego miecza. Po raz pierwszy w życiu poruszałeś oczami, rozglądając się w okół. To było... Niesamowicie, nieopisanie dziwne i wspaniałe.
Wstałeś i przekroczyłeś cielsko wielkiego terentateka, leżącego bezwładnie przed tobą. Tuż za nim, na podświetlonym w niepojęty sposób piedestale, stała graniastosłupowa kostka.
Wziąłeś holocron w dłonie, otworzyłeś go i...
Ból, który poczułeś, oślepił cię i wyrwał z ciebie resztki świadomości. Pozostało jedynie cierpienie, paniczna, rozpaczliwa potrzeba ucieczki gdziekolwiek, jakkolwiek, dokądkolwiek. Nie znałeś słów na wyrażenie choćby sekundy tego, czym targane było twe ciało.
- Umrzesz, Harlanie. - powiedział do ciebie spokojnie Exar Kun - Wiele jest technik i ścieżek Mocy, wiele jest także rodzajów bólu. Ale, jak właśnie się przekonujesz, są techniki Mocy i rodzaje bólu, przed którymi nie ma obrony.
Wizja urwała się. Ponownie stałeś w mgle. W wirującej szaleńczo smudze czerwieni, szkarłatu, purpury, wypełniającej się kolejnymi strzępkami wspomnień, wizji, doświadczeń. Kolejnym obrazem, zbyt zamazanym by go odczytać i dość zamazanym, by kusić możliwością poznania.