Sesja Matta
- Taak... Niewątpliwie jest w tym sporo racji... - rozważał to spostrzeżenie jak coś zupełnie nowego - Ale też zawsze uważałem, że szukanie splendoru i szacunku w siedzeniu na zdobionym fotelu jest niezgodne z ideą Jedi i żałosne z punktu widzenia obiektywnie rozumianej etyki - uzupełnił również z nutą rozbawienia. - Poza tym wszelkie rady mają sens tylko wtedy, kiedy polegają na radzeniu komuś, a nie wzajemnym potakiwaniu i poklepywaniu po plecach - zakończył dobitnie. - A dlaczego pytasz?
Uśmiechnąłem się lekko. - Twoje doświadczenie i reputacja pozwalałyby na stanowisko w Radzie, ot, byłem ciekaw, dlaczego jest tak, a nie inaczej. - Do tej pory nie powiedział nic, co mogło by mnie nakierować na słowa Heske - "on nie jest do końca Jedi". Ale czego się spodziewałem... - Niemniej dziękuję za pouczającą rozmowę.
- Jeszcze nie czas na to, Mistrzu Harlanie. - Nie było sensu zaprzeczać, ale nie miałem zamiaru jeszcze o tym rozmawiać. Zacząłem zastanawiać się co może dziać się z Kaileen?
Biorąc pod uwagę porę i mocno zaszłe już za horyzont słońce, prawdopodobnie kończy gdzieś w mieście rozmowę z Jonesem, jeśli go znalazła. Było już mocno pod wieczór, ale do północy zostały jeszcze ponad cztery godziny. Dość czasu by pomyśleć, odprężyć się albo posiedzieć w spokojnym milczeniu, przerywanym tylko ledwie słyszalnym pobrzękiwaniem kostek lodu o brzeg szklanki Harlana.
Postanowiłem odprężyć się, zamknąć oczy i pomedytować. Po cichu liczyłem, że Harlan ponownie nie oprze się pokusie wtrącenia się w moją medytację i może, MOŻE uda mi się choć troszeczkę przebić przez szarość jego aury.
Wyciszyłeś się i faktycznie, poczułeś ponownie współobecność Harlana w twoim strumieniu świadomości. Wahałeś się, czy próbować ogarnąć swym "wzrokiem" postać Coruscant przez pryzmat Mocy. Taki ogrom myśli, miriady form, istot, życia, mógł okazać się zbyt przytłaczający. Jednak Harlan w przedziwny, efemeryczny sposób "chwycił cię za rękę" i pokazał widok na miasto, planetę i jej aurę przez "okno" w waszej medytacji.
Aura rozlewała się zewsząd, krążyła, falowała, parowała znad każdej istoty, rośliny. Konstelacje myśli, labirynty idei i pragnień błyszczały przed tobą czystą formą Mocy.
- Tak wiele jest ścieżek, którymi można iść, Riahl - szumiał obok ciebie szept Harlana, którego nie było tam przecież fizycznie, tak samo jak i ciebie - To właśnie prawdziwa Moc. Moc wyboru. Czy chcesz poznać, czym jest Wybór, Jedi...?
Aura rozlewała się zewsząd, krążyła, falowała, parowała znad każdej istoty, rośliny. Konstelacje myśli, labirynty idei i pragnień błyszczały przed tobą czystą formą Mocy.
- Tak wiele jest ścieżek, którymi można iść, Riahl - szumiał obok ciebie szept Harlana, którego nie było tam przecież fizycznie, tak samo jak i ciebie - To właśnie prawdziwa Moc. Moc wyboru. Czy chcesz poznać, czym jest Wybór, Jedi...?
Dryfowałem pośród tych cudów wraz z Harlanem. Może nie było to do końca to, czego się spodziewałem, ale było to... piękne. Piękne i niebezpieczne, tak jak słowa, które sączył mi do uszu towarzyszący mi mentalnie Jedi. Niemniej nie byłbym sobą, gdybym odpowiedział inaczej. - Chcę. - Prosto, bez niepotrzebnych słów. Jeśli taka była droga do poznania jego sekretów i siebie samego... byłem gotów.
- Pytałeś o różnicę między Jedi a Sithami... mówiłeś o "przewadze", którą mają w działaniu... - szeptał mistrz, razem z tobą unosząc się ponad i pośród wizji świetlistego Coruscant - Oto i ona.
Przez chwilę szept zamilkł i zastanawiałeś się, czy Harlan się rozmyślił, czy też namyśla się nad odpowiednimi słowami. Zaraz potem jednak usłyszałeś głos. Głos, który nie należał do Harlana. Był dźwięczny, mocny, stanowczy. Na swój sposób groźny i inspirujący. Nie poczułeś "obecności" kogoś nowego, uznałeś więc, że Harlan recytuje z pamięci, a dokładniej przywołuje wspomnienie słów, które krążyły wokół ciebie, wypełniając obraz mieniący się przed wami wszelkimi odcieniami złota.
- Wybór, to przywilej i odpowiedzialność silnych. - mówił twardo głos - Władza, siła i groźba, które ze sobą niesie, nakazują nam działać zdecydowanie, pewnie, niekiedy bezlitośnie. To jednak również tylko środki do celu, nie cel sam w sobie. Ci z nas, którzy tego nie rozumieją, upadną, zdeptani zgodnie z prawem silniejszego. Z prawem tych, którzy silni są mocą swoich wyborów. Jedi również nie są w stanie tego pojąć. Ich słabość wynika nie tyle z ograniczeń technik, formuł i reguł, co ze strachu przed możliwością wyboru i mrocznych ścieżek, które przed nami odkrywa. Dlatego właśnie nigdy nie posuną się dalej, niż określa to granica ich nieodpowiedzialności. Zapamiętaj, są granice, których Jedi nigdy nie przekroczy. Znajdź te granice, określ je i przekrocz, a następnie złam głupca, który ugnie się pod siłą twojego wyboru.
Przez chwilę szept zamilkł i zastanawiałeś się, czy Harlan się rozmyślił, czy też namyśla się nad odpowiednimi słowami. Zaraz potem jednak usłyszałeś głos. Głos, który nie należał do Harlana. Był dźwięczny, mocny, stanowczy. Na swój sposób groźny i inspirujący. Nie poczułeś "obecności" kogoś nowego, uznałeś więc, że Harlan recytuje z pamięci, a dokładniej przywołuje wspomnienie słów, które krążyły wokół ciebie, wypełniając obraz mieniący się przed wami wszelkimi odcieniami złota.
- Wybór, to przywilej i odpowiedzialność silnych. - mówił twardo głos - Władza, siła i groźba, które ze sobą niesie, nakazują nam działać zdecydowanie, pewnie, niekiedy bezlitośnie. To jednak również tylko środki do celu, nie cel sam w sobie. Ci z nas, którzy tego nie rozumieją, upadną, zdeptani zgodnie z prawem silniejszego. Z prawem tych, którzy silni są mocą swoich wyborów. Jedi również nie są w stanie tego pojąć. Ich słabość wynika nie tyle z ograniczeń technik, formuł i reguł, co ze strachu przed możliwością wyboru i mrocznych ścieżek, które przed nami odkrywa. Dlatego właśnie nigdy nie posuną się dalej, niż określa to granica ich nieodpowiedzialności. Zapamiętaj, są granice, których Jedi nigdy nie przekroczy. Znajdź te granice, określ je i przekrocz, a następnie złam głupca, który ugnie się pod siłą twojego wyboru.
Nie musiałem długo się zastanawiać, aby pojąć, czyje słowa mógł recytować Harlan. Nie dosłownie, w sensie osoby, ale rodzaju człowieka. Na chwilę zawrzało we mnie, gdy pojąłem implikacje tego, czego właśnie doświadczyłem. Harlan recytował to w taki sposób, jakby sam kiedyś był obiektem tej przemowy, a jej treść wyraźnie wskazywała, że nie była przeznaczona dla zwykłego Jedi. "Nie jest w pełni Jedi" - słowa mojego mistrza wbiły się gdzieś pomiędzy przemyślenia. Zatem Harlan poznał smak obu stron, dokonywał wyborów, które sprowadziły by większość Jedi na ścieżkę zatracenia, a mimo to... wciąż obstawał za Republiką, przynajmniej oficjalnie. Skoro Rada wiedziała o nim tyle i nie starała się go zlikwidować, znaczyło to, że albo Harlan jest wciąż wierny Republice, albo gra toczyła się na zupełnie innej, niedostępnej zwykłym Jedi płaszczyźnie. Myśli kotłowały mi się w głowie. Pełen sprzeczności, otworzyłem umysł, aby zagłębić się mocniej w doznania serwowane przez Harlana. Taka szansa mogła już nigdy się nie powtórzyć i choć gra była szalenie niebezpieczna, postanowiłem stawić czoła wyzwaniu.
Głos przemówił ponownie, nie tracąc nic ze swej stanowczości i charakteru. Harlan milczał, choć niewątpliwie był wciąż obecny.
- Gniew to najbardziej podstawowa broń, jaką dysponuje Sith i najbardziej podstawowa i istotna rzecz odróżniająca go od Jedi. Oto jego przewaga, możliwość i wybór. Jedi boją się prawdy o sobie, nie pozwalając na doznawanie gniewu. To prawda, że wielu z nas, nie potrafiąc kontrolować gniewu, zamienia ten wielki dar i możliwość w prymitywny popęd, który niszczy ich samych. Ale to właśnie strach przed prawdą o sobie, która ujawnia się poprzez ukierunkowany gniew, sprawia, że Jedi niszczą samych siebie. Wznieć w nich gniew, odżyj ich z maski fałszywej racji i opanowania, zakłamanej uczciwości, ukaż im zakazany dla nich potencjał, a następnie zmiażdż swoim własnym gniewem, swoim własnym, przemyślanym, kontrolowanym wyborem, którego mocy nikt nie powstrzyma. Gniew jest prawdą, kontrola jest prawdą. Pasja i emocją są prawdą. To my, nie oni, jesteśmy prawdą o Mocy. Mocy, która nie ma pierwotnych kolorów.
- Gniew to najbardziej podstawowa broń, jaką dysponuje Sith i najbardziej podstawowa i istotna rzecz odróżniająca go od Jedi. Oto jego przewaga, możliwość i wybór. Jedi boją się prawdy o sobie, nie pozwalając na doznawanie gniewu. To prawda, że wielu z nas, nie potrafiąc kontrolować gniewu, zamienia ten wielki dar i możliwość w prymitywny popęd, który niszczy ich samych. Ale to właśnie strach przed prawdą o sobie, która ujawnia się poprzez ukierunkowany gniew, sprawia, że Jedi niszczą samych siebie. Wznieć w nich gniew, odżyj ich z maski fałszywej racji i opanowania, zakłamanej uczciwości, ukaż im zakazany dla nich potencjał, a następnie zmiażdż swoim własnym gniewem, swoim własnym, przemyślanym, kontrolowanym wyborem, którego mocy nikt nie powstrzyma. Gniew jest prawdą, kontrola jest prawdą. Pasja i emocją są prawdą. To my, nie oni, jesteśmy prawdą o Mocy. Mocy, która nie ma pierwotnych kolorów.
Dopuszczałem do siebie słowa mówiącego, ale wciąż traktowałem z dystansem - niczym pies obwąchujący jeża czy człowiek, który pierwszy raz zakłada parę nowych rękawiczek. Badałem swoją reakcję na informacje, które przetaczały się przez moją świadomość niczym grom. I odkryłem, że nie wzbudzają we mnie niepopartego niczym sprzeciwu, tak jak powinny to robić. - A więc to tak, Harlanie. Zaczynam wszystko rozumieć. - Przynajmniej tak mi się zdawało. Czekałem na jego reakcję lub na dalszą część "kazania" Sitha.
Szybko wyrwałem się z transu i ruszyłem w stronę drzwi apartamentu. Kilka chwil i już byłem w pełni świadom otoczenia. Spojrzałem przez ekranik wizji, aby zobaczyć czy to Kaileen. Starałem się zachowywać normalnie, co po latach szkoleń nie kosztowało mnie wiele trudu. Zastanawiałem się czy Harlan "zrobił" to samo z Sa`as.
- Dobry wieczór, panom. Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała od wejścia, kłaniając się, Sa'as.
- Nie ma za co, Kaileen, mamy jeszcze sporo czasu. Jakieś nowiny w sprawie Jonesa? Spłukał się już z majątku? - zapytał tonem wskazującym, że właśnie skończyliście pogaduchy przy ciastkach i herbacie.
Czy zrobił to samo z nią? Ciężko stwierdzić. Choć przypuszczasz, że wątpisz.
- Nie ma za co, Kaileen, mamy jeszcze sporo czasu. Jakieś nowiny w sprawie Jonesa? Spłukał się już z majątku? - zapytał tonem wskazującym, że właśnie skończyliście pogaduchy przy ciastkach i herbacie.
Czy zrobił to samo z nią? Ciężko stwierdzić. Choć przypuszczasz, że wątpisz.
Roztropnie milczałem, czekając na słowa Harlana. Pojąłem, że to, co się przed chwilą zdarzyło przeznaczone jest tylko dla nas. Jakże cieszyłem się w tej chwili, że nikt nie może spojrzeć mi w oczy. Wciąż czułem moc usłyszanych słów, jakby wryły mi się w pamięć i miały już nigdy nie zniknąć. - Chcesz się czegoś napić? - Rzuciłem od niechcenia, naśladując frywolny ton Harlana.
- Tak, poproszę wódkę z sokiem pomarańczowym bez wódki - zamówiła przedziwnie i odpowiedziała Harlanowi - Jeszcze nie. I dzięki jego pomocy wygrałam sporo pieniędzy. Umówiłam się jutro z nim na obiad. Wtedy spróbuję coś od niego wyciągnąć.
- Hoho, no proszę! - zawołał ze śmiechem - Czyżby pochłonęła cię magia hazardu? - pytał retorycznie - No dobrze, gotowa na noc w operze?
- Jeszcze nie, ale dajcie mi bilety i podajcie szczegóły.
Harlan wręczył jej wejściówki.
- Proszę, zdobyte dzięki wyśmienitym talentom perswazyjnym Riahla - żartował bezczelnie - Jak już mówiłem, twoje zadanie będzie polegać głównie na cieszeniu się koncertem i sprawianiu dobrego wrażenia. Jeśli van Rem będzie cię zanudzał kazaniami na temat opery, musisz być tym zafascynowana, bo przecież właśnie dlatego wysłałem cię z nim na ten koncert. Uważaj na to co i po co mówi, słuchaj ile się da i nie daj mu się podejść jakimiś podchwytliwymi pytaniami. Ale nie próbuj udawać idiotki, natychmiast to wyłapie.
- Hoho, no proszę! - zawołał ze śmiechem - Czyżby pochłonęła cię magia hazardu? - pytał retorycznie - No dobrze, gotowa na noc w operze?
- Jeszcze nie, ale dajcie mi bilety i podajcie szczegóły.
Harlan wręczył jej wejściówki.
- Proszę, zdobyte dzięki wyśmienitym talentom perswazyjnym Riahla - żartował bezczelnie - Jak już mówiłem, twoje zadanie będzie polegać głównie na cieszeniu się koncertem i sprawianiu dobrego wrażenia. Jeśli van Rem będzie cię zanudzał kazaniami na temat opery, musisz być tym zafascynowana, bo przecież właśnie dlatego wysłałem cię z nim na ten koncert. Uważaj na to co i po co mówi, słuchaj ile się da i nie daj mu się podejść jakimiś podchwytliwymi pytaniami. Ale nie próbuj udawać idiotki, natychmiast to wyłapie.
- Po prostu oczaruj go swoją osobą, moja droga, powal na ziemię charyzmą, przytłocz urodą, wgnieć w siedzenie elokwencją! - Zawtórowałem Harlanowi, przezornie stając tak, aby dzieliła mnie od niej pewna przestrzeń. A my w tym czasie sobie porozmawiamy, dodałem w myślach, skupiając uwagę na Harlanie.
- I co ja mam zrobić z tymi biletami? Podejść do niego i powiedzieć: "Witam, mam dla nas dwie wejściówki do opery, pójdziesz?". Myślałam, że zostaniemy sobie przedstawieni, to on mnie zaprosi...
- Niezupełnie Kaileen, tak naprawdę to ja go zaprosiłem - prostował Harlan - Można powiedzieć, że za twoim pośrednictwem przekazuje mu te bilety. To moja przysługa wobec niego, do której dorzucam jeszcze swoją protegowaną, chętną poznać trochę prawdziwej, wszechświatowej kultury i sztuki za pośrednictwem jego wyszukanego smaku i obycia - podsumował kwaśno - Wybacz, jeśli zabrzmiało to zbyt przedmiotowo, ale uznałem, że taka formuła jest najbezpieczniejsza dla nas i dla ciebie.
- Niezupełnie Kaileen, tak naprawdę to ja go zaprosiłem - prostował Harlan - Można powiedzieć, że za twoim pośrednictwem przekazuje mu te bilety. To moja przysługa wobec niego, do której dorzucam jeszcze swoją protegowaną, chętną poznać trochę prawdziwej, wszechświatowej kultury i sztuki za pośrednictwem jego wyszukanego smaku i obycia - podsumował kwaśno - Wybacz, jeśli zabrzmiało to zbyt przedmiotowo, ale uznałem, że taka formuła jest najbezpieczniejsza dla nas i dla ciebie.
Zaniosłem Kaileen jej "drinka" i uśmiechnąłem się lekko. - Jeśli chcesz, możemy kręcić się gdzieś niedaleko. W razie czego w kilka chwil będziemy na miejscu. - Jakby miało to jakikolwiek sens.