Szedłeś spokojnym krokiem w stronę komnat Rady, wezwany przez mistrzów w sprawie jakiejś dyplomatycznej misji. Niby nic nowego, ale tym razem razem z tobą udział miał w niej brać mistrz Halran, a to duża niespodzianka i zdecydowanie duży format. Ostatnie z twych zadań, polegające na wyperswadowaniu jednemu z przybyłych na Tythona senatórw zupełnego wycofania republikańskich sił z Barlmory przyniosło pewne efekty i może wreszcie coś ruszy się w tej sprawie. To byłby naprawdę spory i potrzebny przełom.
Mijałeś Salę Pamięci, gdzie rozmaite hologramy przedstawiały licznych mistrzów, którzy zasłużyli się w historii Zakonu. Była tu mistrz Shan, mistrz Vandar i wielu, wielu innych. Zabawne, jesteś niemal pewny, że widzisz ich tak samo, jak wszyscy inni wzrokiem...
Mistrz Harlan... To naprawdę coś ważnego, skoro przydzielają cię do niego. Chcą żebyś się sprawdził... Albo żebyś porządnie się przejechał. Mistrz Harlan to chyba najbardziej światowy ze wszystkich znanych ci mistrzów. Przez te wszystkie lata widziałeś go zaledwie kilkanaście razy i zamieniłeś z nim może dziesięć zdań, a jednak jego mądrość onieśmielała i zachwycała cię przy każdym spotkaniu. Mniej było też w nim tej mentorskiej, protekcjonalnej i lekko zarozumiałej formy, którą często można było spotkać u innych Jedi tej rangi. Zastanawiałeś się czy właśnie z tego względu nigdy nie zasiadał w Radzie...
Pozostawał dla ciebie zagadką także z innego względu. Nie byłeś w stanie określić jego aury. Każdy człowiek, istota żyjąca, emanująca Mocą, zwłaszcza Jedi, promieniowali w twym umyśle aurą. Wyrażała ona nie tylko balans między Jasną a Ciemną stroną, ale także wiele innych subtelności, mogących zdradzać charakter, emocje, zamiary, osobowość czy stan umysłu. U większości Jedi była ona jasno błękitna, płowo niebieska lub bliska purpurze, jak u członków Rady. Ale aura Harlana pozostawała niezmiennie szara.