Mistrz milczał przez chwilę, by odezwać się w sposób zdradzający zadowolenie zmieszane z zaskoczeniem
- Świetnie, Riahl, bardzo dobrze - pochwalił cię niespodziewanie - Wysyłając cię do tego zadania Rada choć raz podjęła właściwą decyzję - stwierdził niemal z aprobatą. - Czy mogę zatem usłużyć ci jeszcze jakąś odpowiedzią, czy wolisz przygotować się do drogi?
Przez chwilę miałem ochotę zapytać go o jego absencję, jeśli chodzi o Radę Jedi, ale... to nie był jeszcze dobry czas. Pochwały to dobra droga do stracenia czujności, a odtąd już łatwo o wpadki. Ukłoniłem się jednak, mówiąc: - Na tę chwilę wiem wszystko, czego mi trzeba. Spotkamy się, gdy tylko przygotuję się do podróży. - Chwilę potem byłem już w drodze do mojej kwatery. Nie miałem zamiaru zabierać dużo rzeczy, jednak znajdowało się tam parę przydatnych zabawek, których braku mógłbym później żałować.
Po zapakowaniu niezbędnego bagażu pozostało ci jeszcze sporo czasu do odlotu. Jakby go spożytkować? Poszukać jakichś dodatkowych informacji o sprawie lub osobach? Porozmawiać z jakimiś innymi Jedi? Czy może po prostu odprężyć się medytacją?
Gdy już zapakowałem wszystko, czego potrzebowałem, postanowiłem znaleźć Kaileen i przycisnąć ją lekko w sprawie, którą chciała omówić w parku. Przy okazji mogło okazać się, że uda mi się ją trochę lepiej poznać... a to nigdy nic złego. Dla własnego bezpieczeństwa.
Udałeś się do pokoju Kaileen i zapukałeś do drzwi. Te otworzyły się i stanęła w nich Twi'lekanka.
- Tak, czemu zawdzięczam tę wizytę? - zapytała od wejścia - Przepraszam, ale jestem trochę zajęta pakowaniem. Będziemy mieli dużo czasu na rozmowę podczas podróży.
Kobiety. - Zastanawiam się czy kwestia, którą chciałaś poruszyć w parku rzeczywiście musi czekać, aż zaczniemy podróż. Podejrzewam, że całkiem nieźle radzisz sobie z robieniem kilku rzeczy na raz, zatem zamieniam się w słuch. - Nie miałem zamiaru łatwo dawać za wygraną, z uprzejmym uśmiechem czekałem na reakcję.
- Przepraszam, ale trochę nie wiem, o co ci chodzi. Rada chciała, byśmy wypytali mistrza Harlana o szczegóły. W parku ciebie nie było, więc postanowiliśmy, że podczas podróży będzie więcej czasu, by porozmawiać o tym.
Wzruszyłem ramionami. - Jak chcesz. - I już mnie nie było. Postanowiłem nie tracić już czasu i ruszyć prosto w stronę lądowiska, gdzie czekając na odlot będę mógł oddać się krótkiej medytacji.
Medytacja była jednym z najlepszych sposobów na odprężenie i wyciszenie. Myśli, emocje, zmysły, ciało - wszystko to przestawało mieć znaczenie, jednocześnie nabierając zupełnie innych kontekstów i wymiarów. Wpatrywałeś się wgłąb siebie, wsłuchując w rytm swego serca...
w szum krwi krążącej wartkim potokiem w twych żyłach...
w bezgłośne huragany pracujących płuc...
Kiedy już cisza stała się w tobie jedyną istotną i słyszalną rzeczą, mogłeś otworzyć się na rytm Mocy w otaczającym cię świecie. Widziałeś, jak wpływa w i wypływa z wszystkich żywych istot, sprawiając że wzrastają. Jak wypełnia je blaskiem, szepcząc do ciebie cicho o spokoju, harmonii, jasności...
A także strasząc cię z oddali niespodziewaną ciemnością, bijącą gdzieś w ukrytej części planety, pośród monumentalnych lasów Tythona.
Dryfowałem. W tym stanie nie obchodziły mnie żadne trudy czy radości świata, po prostu czułem, jak przenika przeze mnie Moc, jej obecność w każdej cząstce mnie. Moje ciało i umysł stawało się idealną jednością, a wzrok, którego jestem pozbawiony, sięgał dalej niż ktokolwiek widzący mógłby sobie zażyczyć. Widziałem punkciki Mocy żyjących istot, wędrujących blisko mnie i co raz to dalej. Widziałem obłoki, z pewnością symbolizujące Jedi, te jasnobłękitne i purpurowe - Członków Rady. Gdyby mi na tym zależało, prawdopodobnie byłbym w stanie zidentyfikować w tej chwili każdego z nich, jednak nie było to ważne. Moje zmysły niemal od niechcenia sondowały otoczenie w poszukiwaniu oznak Ciemnej Strony, jednak te, które docierały do mnie z bardzo daleka nie były w stanie zburzyć spokoju i wyrwać mnie z transu. Trwałem. Żyłem.
Zanurzony tak głęboko i daleko wyczuwałeś obecność pobliskich istot bardziej na poziomie podświadomości. Również jak odległe echo, jak szept słyszany spod tafli jeziora, dotarł do ciebie głos, jakby dostrojony, równoległy do twojego transu.
- Świetlistymi istotami jesteśmy, nie tą surową materią...
Teraz już pewnie, choć nadal delikatnie, poczułeś obecność medytującego obok Harlana.
Wytrącił mnie trochę z równowagi - rzadko kiedy ktoś w tak swobodny sposób zakłócał moją medytację. Choć robił to subtelnie i delikatnie, wrażenie i tak było niemiłe. Skoro już jednak zdecydował się na taki krok, postanowiłem wykorzystać to do własnych celów. Stwierdziłem, że w stanie, w którym się obaj znajdowaliśmy powinno być mi łatwiej przyjrzeć się jego aurze... a raczej jego brakowi. W myślach wirowały mi wciąż słowa Mistrza Heske - "on nie jest do końca Jedi". Starałem się wgłębić w istotę sprawy i zobaczyć czy Harlan może odkryć przede mną którąś ze swych tajemnic.
Zacząłeś widzieć go inaczej. Powoli szarość jego istoty nabierała odcieni, barw, kolorów. Powoli okazywało się, że nie jest to szarość, a przedziwna mieszanina błękitu, turkusu, purpury, czerwieni, karmazynu, bieli i czerni, które razem - przenikając się i ścierając - tworzą wrażenie nieokreśloności, jak bardzo drobno i dokładnie zapisana kartka, która z pewnej odległości sprawia wrażenie zupełnie czarnej i pustej...
Tę podróż i analizę przerwała ci uderzająca nagle świadomość, że oto puściłeś mimo uszu uwagę Sa'as, która pojawiła się obok i zniecierpliwiona ponaglała do odlotu, a także że przepłynęło gdzieś w twej podświadomości zarejestrowanie faktu, że ona również pomedytowała z wami, a następnie wstała i odeszła na statek.
- Chyba na nas czas... - usłyszałeś szept Harlana.
Zupełnie już wybity z rytmu otrząsnąłem się i wstałem z ziemi. Po raz kolejny w życiu cieszyłem się, że ktoś nie mógł mi spojrzeć w oczy. W tej chwili Harlan mógłby z nich wyczytać o wiele więcej niż sam bym chciał pokazać. Moje odkrycie uderzyło mnie dość mocno, ale teraz byłem już całkowicie pewien, że na Harlana trzeba uważać. Był niebezpieczny i nieodgadniony. Nie wiem która z tych rzeczy irytowała mnie bardziej. - Chodźmy. - rzuciłem sucho w jego stronę i ruszyłem nieśpiesznym krokiem na statek.
Weszliście na pokład eleganckiej korwety Harlana.
- Rozgość się i czuj jak u siebie - zapraszał ciepło Jedi - Kaileen chyba nie wytrzymała naszej ślamazarności i zajęła już jakąś kajutę. Na miejsce zawiezie nas mój droid, bo ja nie szczególnie radzę sobie z takimi podróżami siedząc za sterem - zakończył lekko zawstydzony.
Skinąłem głową na znak, że przyjąłem do wiadomości jego słowa. Nie rozwodząc się nad całą sprawą po prostu udałem się w stronę poszukiwania jakiegoś cichego kąta, z którego mógłbym sobie zrobić swoje miejsce na czas podróży. Coś mi mówiło, że podczas podróży zdążę się jeszcze nagadać z Harlanem i Kaileen.
Tuż u drzwi kajuty, którą postanowiłeś uznać za wystarczająco komfortową, spotykasz idącą z naprzeciwka, lekko zniecierpliwioną Twi'lekankę.
- Co tak długo? - zapytała uprzejmie.
- Medytacja to piękna rzecz, Kaileen. Pośpiech w takich sytuacjach nie jest wskazany. - Uśmiechnąłem się, w moim mniemaniu dość niewinnie, ale nie miałem nadziei na jakieś wielkie efekty. Wydawało się, że Twi`lekanka jest odporna na mój urok osobisty. Pchnąłem drzwi od mojej nowej kajuty i wszedłem do środka, nie zamykając ich za sobą - jeśli chciała coś ze mną załatwiać, równie dobrze mogła robić to stojąc w progu.
- Taak, tylko czemu przed lotem, przedłużając wszystko, a nie w jego trakcie? - zapytała i nie czekając na odpowiedź poszła dalej, zapewne szukać Harlana.
Kobiety, zawsze szukają dziury w całym. Nie śpiesząc się zbytnio rozpakowałem rzeczy, które ze sobą zabrałem, po czym postanowiłem wybrać się na krótkie zwiedzanie statku - zawsze warto wiedzieć gdzie można się ukryć, chociażby przed furią rozgniewanej Jedi. Przy odrobinie pecha powinienem trafić na nią i Harlana.