Sesja Matta

Mistrz milczał przez chwilę, by odezwać się w sposób zdradzający zadowolenie zmieszane z zaskoczeniem
- Świetnie, Riahl, bardzo dobrze - pochwalił cię niespodziewanie - Wysyłając cię do tego zadania Rada choć raz podjęła właściwą decyzję - stwierdził niemal z aprobatą. - Czy mogę zatem usłużyć ci jeszcze jakąś odpowiedzią, czy wolisz przygotować się do drogi?
Przez chwilę miałem ochotę zapytać go o jego absencję, jeśli chodzi o Radę Jedi, ale... to nie był jeszcze dobry czas. Pochwały to dobra droga do stracenia czujności, a odtąd już łatwo o wpadki. Ukłoniłem się jednak, mówiąc: - Na tę chwilę wiem wszystko, czego mi trzeba. Spotkamy się, gdy tylko przygotuję się do podróży. - Chwilę potem byłem już w drodze do mojej kwatery. Nie miałem zamiaru zabierać dużo rzeczy, jednak znajdowało się tam parę przydatnych zabawek, których braku mógłbym później żałować.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Po zapakowaniu niezbędnego bagażu pozostało ci jeszcze sporo czasu do odlotu. Jakby go spożytkować? Poszukać jakichś dodatkowych informacji o sprawie lub osobach? Porozmawiać z jakimiś innymi Jedi? Czy może po prostu odprężyć się medytacją?
Gdy już zapakowałem wszystko, czego potrzebowałem, postanowiłem znaleźć Kaileen i przycisnąć ją lekko w sprawie, którą chciała omówić w parku. Przy okazji mogło okazać się, że uda mi się ją trochę lepiej poznać... a to nigdy nic złego. Dla własnego bezpieczeństwa.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Udałeś się do pokoju Kaileen i zapukałeś do drzwi. Te otworzyły się i stanęła w nich Twi'lekanka.
- Tak, czemu zawdzięczam tę wizytę? - zapytała od wejścia - Przepraszam, ale jestem trochę zajęta pakowaniem. Będziemy mieli dużo czasu na rozmowę podczas podróży.
Kobiety. - Zastanawiam się czy kwestia, którą chciałaś poruszyć w parku rzeczywiście musi czekać, aż zaczniemy podróż. Podejrzewam, że całkiem nieźle radzisz sobie z robieniem kilku rzeczy na raz, zatem zamieniam się w słuch. - Nie miałem zamiaru łatwo dawać za wygraną, z uprzejmym uśmiechem czekałem na reakcję.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
- Przepraszam, ale trochę nie wiem, o co ci chodzi. Rada chciała, byśmy wypytali mistrza Harlana o szczegóły. W parku ciebie nie było, więc postanowiliśmy, że podczas podróży będzie więcej czasu, by porozmawiać o tym.
Wzruszyłem ramionami. - Jak chcesz. - I już mnie nie było. Postanowiłem nie tracić już czasu i ruszyć prosto w stronę lądowiska, gdzie czekając na odlot będę mógł oddać się krótkiej medytacji.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Medytacja była jednym z najlepszych sposobów na odprężenie i wyciszenie. Myśli, emocje, zmysły, ciało - wszystko to przestawało mieć znaczenie, jednocześnie nabierając zupełnie innych kontekstów i wymiarów. Wpatrywałeś się wgłąb siebie, wsłuchując w rytm swego serca...
w szum krwi krążącej wartkim potokiem w twych żyłach...
w bezgłośne huragany pracujących płuc...
Kiedy już cisza stała się w tobie jedyną istotną i słyszalną rzeczą, mogłeś otworzyć się na rytm Mocy w otaczającym cię świecie. Widziałeś, jak wpływa w i wypływa z wszystkich żywych istot, sprawiając że wzrastają. Jak wypełnia je blaskiem, szepcząc do ciebie cicho o spokoju, harmonii, jasności...
A także strasząc cię z oddali niespodziewaną ciemnością, bijącą gdzieś w ukrytej części planety, pośród monumentalnych lasów Tythona.
Dryfowałem. W tym stanie nie obchodziły mnie żadne trudy czy radości świata, po prostu czułem, jak przenika przeze mnie Moc, jej obecność w każdej cząstce mnie. Moje ciało i umysł stawało się idealną jednością, a wzrok, którego jestem pozbawiony, sięgał dalej niż ktokolwiek widzący mógłby sobie zażyczyć. Widziałem punkciki Mocy żyjących istot, wędrujących blisko mnie i co raz to dalej. Widziałem obłoki, z pewnością symbolizujące Jedi, te jasnobłękitne i purpurowe - Członków Rady. Gdyby mi na tym zależało, prawdopodobnie byłbym w stanie zidentyfikować w tej chwili każdego z nich, jednak nie było to ważne. Moje zmysły niemal od niechcenia sondowały otoczenie w poszukiwaniu oznak Ciemnej Strony, jednak te, które docierały do mnie z bardzo daleka nie były w stanie zburzyć spokoju i wyrwać mnie z transu. Trwałem. Żyłem.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Zanurzony tak głęboko i daleko wyczuwałeś obecność pobliskich istot bardziej na poziomie podświadomości. Również jak odległe echo, jak szept słyszany spod tafli jeziora, dotarł do ciebie głos, jakby dostrojony, równoległy do twojego transu.
- Świetlistymi istotami jesteśmy, nie tą surową materią...
Teraz już pewnie, choć nadal delikatnie, poczułeś obecność medytującego obok Harlana.
Wytrącił mnie trochę z równowagi - rzadko kiedy ktoś w tak swobodny sposób zakłócał moją medytację. Choć robił to subtelnie i delikatnie, wrażenie i tak było niemiłe. Skoro już jednak zdecydował się na taki krok, postanowiłem wykorzystać to do własnych celów. Stwierdziłem, że w stanie, w którym się obaj znajdowaliśmy powinno być mi łatwiej przyjrzeć się jego aurze... a raczej jego brakowi. W myślach wirowały mi wciąż słowa Mistrza Heske - "on nie jest do końca Jedi". Starałem się wgłębić w istotę sprawy i zobaczyć czy Harlan może odkryć przede mną którąś ze swych tajemnic.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Zacząłeś widzieć go inaczej. Powoli szarość jego istoty nabierała odcieni, barw, kolorów. Powoli okazywało się, że nie jest to szarość, a przedziwna mieszanina błękitu, turkusu, purpury, czerwieni, karmazynu, bieli i czerni, które razem - przenikając się i ścierając - tworzą wrażenie nieokreśloności, jak bardzo drobno i dokładnie zapisana kartka, która z pewnej odległości sprawia wrażenie zupełnie czarnej i pustej...
Tę podróż i analizę przerwała ci uderzająca nagle świadomość, że oto puściłeś mimo uszu uwagę Sa'as, która pojawiła się obok i zniecierpliwiona ponaglała do odlotu, a także że przepłynęło gdzieś w twej podświadomości zarejestrowanie faktu, że ona również pomedytowała z wami, a następnie wstała i odeszła na statek.
- Chyba na nas czas... - usłyszałeś szept Harlana.
Zupełnie już wybity z rytmu otrząsnąłem się i wstałem z ziemi. Po raz kolejny w życiu cieszyłem się, że ktoś nie mógł mi spojrzeć w oczy. W tej chwili Harlan mógłby z nich wyczytać o wiele więcej niż sam bym chciał pokazać. Moje odkrycie uderzyło mnie dość mocno, ale teraz byłem już całkowicie pewien, że na Harlana trzeba uważać. Był niebezpieczny i nieodgadniony. Nie wiem która z tych rzeczy irytowała mnie bardziej. - Chodźmy. - rzuciłem sucho w jego stronę i ruszyłem nieśpiesznym krokiem na statek.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Weszliście na pokład eleganckiej korwety Harlana.
- Rozgość się i czuj jak u siebie - zapraszał ciepło Jedi - Kaileen chyba nie wytrzymała naszej ślamazarności i zajęła już jakąś kajutę. Na miejsce zawiezie nas mój droid, bo ja nie szczególnie radzę sobie z takimi podróżami siedząc za sterem - zakończył lekko zawstydzony.
Skinąłem głową na znak, że przyjąłem do wiadomości jego słowa. Nie rozwodząc się nad całą sprawą po prostu udałem się w stronę poszukiwania jakiegoś cichego kąta, z którego mógłbym sobie zrobić swoje miejsce na czas podróży. Coś mi mówiło, że podczas podróży zdążę się jeszcze nagadać z Harlanem i Kaileen.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Tuż u drzwi kajuty, którą postanowiłeś uznać za wystarczająco komfortową, spotykasz idącą z naprzeciwka, lekko zniecierpliwioną Twi'lekankę.
- Co tak długo? - zapytała uprzejmie.
- Medytacja to piękna rzecz, Kaileen. Pośpiech w takich sytuacjach nie jest wskazany. - Uśmiechnąłem się, w moim mniemaniu dość niewinnie, ale nie miałem nadziei na jakieś wielkie efekty. Wydawało się, że Twi`lekanka jest odporna na mój urok osobisty. Pchnąłem drzwi od mojej nowej kajuty i wszedłem do środka, nie zamykając ich za sobą - jeśli chciała coś ze mną załatwiać, równie dobrze mogła robić to stojąc w progu.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
- Taak, tylko czemu przed lotem, przedłużając wszystko, a nie w jego trakcie? - zapytała i nie czekając na odpowiedź poszła dalej, zapewne szukać Harlana.
Kobiety, zawsze szukają dziury w całym. Nie śpiesząc się zbytnio rozpakowałem rzeczy, które ze sobą zabrałem, po czym postanowiłem wybrać się na krótkie zwiedzanie statku - zawsze warto wiedzieć gdzie można się ukryć, chociażby przed furią rozgniewanej Jedi. Przy odrobinie pecha powinienem trafić na nią i Harlana.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
← Star Wars
Wczytywanie...