Sesja eimyra
- Podróż.- Niklo patrzył chwilę w ciszy na kosmos za płytą z durapleksu.- Nie obchodzi mnie cel, w tym wypadku Tatooine, a sama wędrówka i co będzie później. Prawdopodobnie długo tam nie zabawie. Na Nar Shaddaa byłem trochę ponad miesiąc. Wcześniej Nal Hutta, Rodia, Sluis Van i wiele innych planet rubieży. Byłem nawet na Barab I ale było tak nie przyjemnie, że w ciągu dwóch dni się zmyłem. Ciągle mnie ciągnie w inne miejsca. Słyszę o czymś ciekawym i chcę tam lecieć. Tatooine to pretekst do dalszej podroży. Kiedyś jeszcze chcę zobaczyć Taris ale obecna sytuacja to komplikuje. A wy? Bo wątpię by tylko dla 500 credytów.
- Haha. Też cię to ciekawi? Sam nie wiem. To prezent. Mam nie otwierać to nie będę bo inaczej nie dostanę zapłaty. Jak mówiłem, dla mnie to tylko pretekst by ruszyć się z Nar Shaddaa - Nautolianin zamyślił się przez chwilę.- Podejrzewam, że to jakiś posąg albo coś podobne. Nie martw się jeśli to bomba to nie zagraża statkowi. Jest przeznaczona dla kogoś ważniejszego. - dodał ze szczerym uśmiechem - No ale jestem odpowiedzialny za tą skrzynkę. Dobrze by było bym nie musiał sam pilotować królowej Heavy Metalu.- zakończył w sposób, którego sens zostawił ci pod rozwagę i spokojnie odwrócił się, zmierzając najwyraźniej w stronę swojej kajuty.
Całe szczęście, że podróż nie miała trwać długo. O ile po drodze nie zdarzą się żadne niespodziewane "atrakcje"...
- Któregoś dnia nawet mojej dobroci serca nie wystarczy i skończysz jako wiele drobnych przycisków do papieru, blaszany idioto - charczał w centrum Makankos, po raz dwa tysiące pięćdziesiąty kłócąc się o coś z HK i wzajemnie szafując obietnicami rychłego zgonu
Stwierdzenie: Szczerze wątpię, jednoręki bandyto. Według moich obliczeń jedyną twoją szansą na przetrwanie byłby mój strzał w okolice twojego mózgu, który jak dotąd ci nie odrósł.
... które miałyby zakłócić plan lotu. Ale chyba się nie zanosiło. O ile nikomu nie zachce się wypuszczać gizek z paki i potem szukać ich po kiblu i ładowni.
- Któregoś dnia nawet mojej dobroci serca nie wystarczy i skończysz jako wiele drobnych przycisków do papieru, blaszany idioto - charczał w centrum Makankos, po raz dwa tysiące pięćdziesiąty kłócąc się o coś z HK i wzajemnie szafując obietnicami rychłego zgonu
Stwierdzenie: Szczerze wątpię, jednoręki bandyto. Według moich obliczeń jedyną twoją szansą na przetrwanie byłby mój strzał w okolice twojego mózgu, który jak dotąd ci nie odrósł.
... które miałyby zakłócić plan lotu. Ale chyba się nie zanosiło. O ile nikomu nie zachce się wypuszczać gizek z paki i potem szukać ich po kiblu i ładowni.
Pieprzę to. Nie takich dziwaków się woziło. Może sobie zgrywać pana tajemniczego... rutyna. Jeśli mu nie odpieprzy baniak, zamierzam robić to co zwykle, czyli wkurzać Makankosa, gapić się na cycki Iziz i być wkurzanym przez HK. Na pana mackowatego ustawiam czujkę - chcę wiedzieć gdzie chodzi i po co. Na Makankosa najlepiej też - żebym wiedział, kiedy się spotkają. A nuż będzie trzeba zbierać kończyny... Oby Tatooine nie było problemem.
- Generalnie rzadko rozmawiamy o "stosunkach" - zaakcentowała ze śmiechem ostatnie słowo, podnosząc się z krzesła.
Działo się coś niepokojącego...
- Być może powinniśmy bardziej "ustosunkować się" do tej kwestii? - znowu akcent i pochylenie się w twoją stronę. Na bogów wszechświata, tylko nurkować w ten dekolt!
... albo nieprawdopodobnie wspaniałego...
Twoje łóżko zatrzęsło się i zaskrzypiało.
Otworzyłeś oczy wprost w paszczę koszmaru, którym była kaprawa gęba Makankosa, wyrywającego cię ze snu solidnym kopnięciem w twe łóżko.
- Wstawaj, śpiąca królewno, niedługo lądujemy - dobiegł cię najobrzydliwszy w dziejach stworzenia charkot, najohydniejszego z kiedykolwiek istniejących języków, gdy kosmos twych sennych marzeń rozpadał się tak okrutnie w pył.
Działo się coś niepokojącego...
- Być może powinniśmy bardziej "ustosunkować się" do tej kwestii? - znowu akcent i pochylenie się w twoją stronę. Na bogów wszechświata, tylko nurkować w ten dekolt!
... albo nieprawdopodobnie wspaniałego...
Twoje łóżko zatrzęsło się i zaskrzypiało.
Otworzyłeś oczy wprost w paszczę koszmaru, którym była kaprawa gęba Makankosa, wyrywającego cię ze snu solidnym kopnięciem w twe łóżko.
- Wstawaj, śpiąca królewno, niedługo lądujemy - dobiegł cię najobrzydliwszy w dziejach stworzenia charkot, najohydniejszego z kiedykolwiek istniejących języków, gdy kosmos twych sennych marzeń rozpadał się tak okrutnie w pył.
[ ]
W nieco lepszym humorze i nieco mniej spięty docierasz do sterówki.
- Jak tam słodziutki? - zapytała siedząca w fotelu Iziz - Dobrze się spało? Zaraz lądujemy w naszym kurorcie - oznajmiła nie odrywając wzroku od przyrządów i wskazań.
Faktycznie, mała pomarańczowa plamka Tatooine widniała już przed wami na ciemnym płótnie kosmosu.
W nieco lepszym humorze i nieco mniej spięty docierasz do sterówki.
- Jak tam słodziutki? - zapytała siedząca w fotelu Iziz - Dobrze się spało? Zaraz lądujemy w naszym kurorcie - oznajmiła nie odrywając wzroku od przyrządów i wskazań.
Faktycznie, mała pomarańczowa plamka Tatooine widniała już przed wami na ciemnym płótnie kosmosu.
[Pusty pęcherz faktycznie pomaga na samopoczucie, paskudo]
Siadam na fotelu drugiego pilota, sprawdzając dla pewności koordynaty podejścia. - Wyśmienicie, błękicie Heavy Metalu. A jak królowka? - klik, klik. Gdzie to ten pacan mówił? Mos Espa czy coś innego to było? Cholera, nie pamiętam...
Siadam na fotelu drugiego pilota, sprawdzając dla pewności koordynaty podejścia. - Wyśmienicie, błękicie Heavy Metalu. A jak królowka? - klik, klik. Gdzie to ten pacan mówił? Mos Espa czy coś innego to było? Cholera, nie pamiętam...
Przecież pamiętałem! - natychmiast wykorzystuję tę cenną informację do wytyczenia krzywej podejścia... przez jakieś trzy czwarte planety. Taaa... może uda się przeorbitować większość trasy hamując studnią. No to zaoszczędziliśmy parę kredytów na soczku. - Okej, tak to wygląda. Makankos, nasz kolega gotów do lądowania? - pokazuję jej listę waypointów i ilustrację krzywej z zaznaczonymi punktami przegięcia, jednocześnie wyszczekując drugą kwestię do komunikatora.