Ściany, sufit, podłoga - wszystko tonęło w zalewie obelg i inwektyw płynących z twych ust, choć cierpienie, którego doznawałeś i tak było niewypowiedziane. Twe wnętrzności skręcały się i prostowały jak na komendę. Trzewia płonęły żywym ogniem. Czułeś się, jakbyś miał zaraz umrzeć.
"Kruwa!
Co te skurwysyny dodały do tej zupy z shyracka?"
To pytanie towarzyszyło ci odkąd dwadzieścia minut temu usiadłeś na kiblu. Na wszystkie świętości, takiego srania nie miałeś jeszcze nigdy w życiu. Przez ten czas nerwowego trzymania się krawędzi sracza stanąłeś na krawędzi przeświadczenia, że oto pojąłeś istotę Mocy.
Przylatywanie na Nar Shaddaa nie mogło wróżyć niczego dobrego. Co jednak robić - takie było zlecenie, a zapłata była solidna. Dość solidna, by pospłacać stare długi i wreszcie porządnie wyremontować starą "Królową". "Heavy metal Queen", jak zwał się twój statek wraz ze wszystkimi jego naczepami i dobrodziejstwami, chyba nigdy nie czuł się lepiej. Czego nie można było powiedzieć o twoim dupsku.
Kurwaaa!!!!!!
Całe szczęście, że Huttowie nie są tak pamiętliwi jak myślałeś. Albo że mają teraz ważniejsze sprawy niż odgrzebywanie starych śmieci. Albo że wówczas nie nabruździłeś im aż tak bardzo. W końcu nie chcieli cię zabić, tylko odciąć jaja. Gdyby wiedzieli, że zaraz odpadnie ci dupa...
Siedziałeś na jednym z czystszych kibli w tej części galaktyki w jednej z bardziej kulturalnych kantyn na Nar Shaddaa. W przeciwieństwie do ciebie, Iziz ucieszyła się na powrót do "domu", choćby na krótko i w związku z biznesem. Do dziś niektórzy pamiętają jej wyczyny na torze, a jeszcze więcej jej cycki i tyłek, jeszcze bardziej niesamowite od latania kupą złomu z prędkością 800 na godzinę. Wszystko byłoby pięknie i można by się stąd zawinąć zanim Huttom coś się jednak przypomni, gdyby nie mały problem. Nie sraczka - to był duży problem. Kłopot był taki, że nasz "kochany" HK złapał usterkę. Przepięcie, zwarcie na płycie, przetarty kabel czy cokolwiek innego, co SPIERDOLILI CI JEBANI JAWA! Tak czy inaczej, po spłacie długów i wcześniejszych naprawach wyszliście na zero. Niby fajnie, ale nie bardzo jest czym zapłacić za naprawę droida, choć chodzenie po mechanikach na Nar Shadda i wypytywanie o części do HK-47 mogłoby skończyć się źle. Do tego trzeba kiedyś zapłacić ludziom. To znaczy, Iziz i Makankosowi. Niby bez ciebie daleko nie polecą, ale zawsze ich jojczenie staje się bardziej znośne, gdy dostaną swoją działkę. Do tego jednak trzeba znaleźć klienta z kasą. I najlepiej by było, gdyby znał się trochę na mechanice i droidach, choć to chyba płonna nadzieja.
Właśnie dlatego szukacie klienta tam, gdzie zawsze jest ich najwięcej - w kantynie. Pilota, przewoźnika, transportera szuka każdy, a ci, którzy szukają, wiedzą gdzie znaleźć. Ty jednak siedzisz na kiblu. Całe szczęście, że macie Iziz. Jej wdzięki na pewno łatwiej przyciągną kogoś, niż "bez-kija-nie-podchodź" ryj Makankosa. Muzyka z sali dudni przez ściany toalety.