Ze "spożywczaka" wytoczył się, a dokładniej wyleciał, mocno sponiewierany Toydarianin z butelką w ręku. Skrzydła zatrzepotały mu asynchronicznie tuż za drzwiami sklepu, wpadł gębą na ścianę i jak długi osunął się na ziemię, tłukąc przy okazji butelkę.
Niklo tymczasem gdzieś zniknął. Było to o tyle dziwne, że facet z przestrzelonym kolanem raczej nie powinien daleko pobiec.
- Jeśli szukasz wódy albo tutejszych sikaczy - charczał Trandoshanin przy wtórze pijackich czknięć leżącego na ziemi Toydarianina - to chyba właśnie znalazłeś... Osz kurwa.... - zaklął podrywając głowę.
Nad wami, z dachu na dach w poprzek ulicy, przeskakiwał nadludzki susem z nadludzką szybkością Nautolanin, strzelając w powietrzu z pistoletów do kogoś, kogo nie widziałeś, mijając w locie wystrzelony z dachu, na który skakał, promień lasera. Wszystko to stało się tak pioruńsko szybko, że nawet nie zdążyłeś pomyśleć "ojejku".
- To z filmu! - odkrzykuję, olewając otoczenie, dopóki otoczenie olewa mnie - Kochanie, postaw gary na ogniu, możemy mieć gości na obiedzie! - rzucam pieszczotliwie przez comlink.
Gdy dobiegliście do portu poczułeś na sobie gorący pocałunek atmosfery planety. Nie byłeś nigdy wybitnym biegaczem, do największych atletów również się nie zaliczałeś, a tutejszy - nawet wieczorem nieprzeciętnie upierdliwy - skwar nie poprawiał sprawy.
- Co? Spadamy już? Postanawiasz go jednak zostawić? - zapytał nawet nie zasapany Makankos, patrząc na wasz statek, który pluł wokół piachem spod włączonych silników.
- Gdzie ten skur...? - Sprawdzam komunikator, czy zapisał się na nim adres zwrotny do Nikla. - W dupie go mam, jeśli robi takie rozpierduchy. A na pewno nie chcę trzymać Królowej w środku takiego bajzlu. Wkurzeni Huttowie, dobra. Jakiś pajac z mieczami świetlnymi - niech będzie. Ale naraz to już za dużo. Jeśli ten skurczybyk lata tak po dachach jak latał, to nie będzie miał problemu spotkać nas poza portem. O ile w ogóle będzie chciał - dyszę, opierając się o wspornik statku.
Numer Niklo zapisał się, owszem, wszak wysyłał wam wcześniej wiadomość o grasującym w okolicy wściekłym Sithcie.
Makankos rozsiadł się spokojnie na płozie.
- Mówiłem ci, że z nim jest coś nie tak - zasyczał triumfalnie - Jebany Jedi... Tak myślałem. Usłużne stwierdzenie: Zostałem kategorycznie poproszony o przekazanie wam następującej wiadomości: - powiedział wychodzący z pokładu HK i odezwał się głosem Iziz - (Nagranie HMQ-421-07) Co się tam kurwa wyprawia?! Na piwo poszli i już zdążyli naodpieprzać?! (koniec nagrania)
Podchodzę do komunikatora przy rampie - To nie my, kotuś, tylko nasz ładunek. Widziałaś może jakieś bezpieczniejsze miejsce za tą dziurą, gdzie możemy posadzić Królową? - patrzę na comlink... memory... send message... - Zielony, masz pięć minut żeby popisać się lojalnością i troską o krypę, którą chcesz zaludniać. Miłej podróży!
- Jeśli chcesz pozostać dłużej w tym kurorcie, to kilka kilometrów stąd jest drugi port w Anchorhead - odpowiedziała Iziz przez komunikator. Otrzymałeś potwierdzenie dostarczenia twojej wiadomości do Nautolanina. W porcie zaczął panować ruch większy, niż kilka godzin wcześniej. Ktoś właśnie startował niedaleko was, ktoś inny podchodził do lądowania. U wejścia do portu widziałeś ponownie absurdalną ekipę najemników: dwóch niosło niestrudzenie tego samego trupa, dwóch pomagało iść trzeciemu, który mocno utykał na jedną nogę.
Dzięki złotko. Trzy minuty jeszcze, jak się zielony nie pojawi, przestaw się, proszę. Ja wolę tu zostać, przynajmniej póki nie wiem o co chodzi. - przekrzyczałem szum silników.
Od wejścia do portu nadjeżdżał śmigacz, na którym siedział Nautolanin. Zatrzymał się tuż przy rampie.
- Jestem. Tamte to są wasze problemy czy moje? - pytał, wskazując na grupę najemników - A przy okazji przyda się 74-WZ? Jako wpisowe na statek?
- Wsiadaj, nie pierdol. Czeka nas poważna rozmowa w bezpieczniejszych okolicach.
- Odjazd! - rzucam do Iziz, prosząc Makankosa, żeby "przypilnował" nszego gościa.
W samą porę zdecydowaliście się na odlot, bo najemnicy coś zbyt ciekawie patrzyli w stronę Nautolanina.
- "Heavy Metal Queen", nie otrzymaliście zgody na start! - darł się przez głośnik ktoś z kontroli lotu
- Naprawdę? O nie! To straszne! - krzyknęła Iziz i wyłączyła kanał - Pieprz się. Wszyscy siadać! Może trochę szarpać. And, dokąd?
Na początek obojętne, byle nas nie ustrzelili. Potem usiądź w jakimś kącie niczego... zaraz coś znajdę. - do konsoli nawigacyjnej dobiegam, kiedy jesteśmy już w powietrzu. Przeszukuję mapę okolicy za kawałkiem twardej ziemi, najlepiej z dziesięć kilometrów od większych zabudowań. - Tu... OK? Jak zaparkujesz musimy pogadać z naszym ptaszkiem, jaszczur go chyba dogląda.
Jak to z wilkiem z lasu bywa, Niklo właśnie przyczłapał przez korytarz do kontrolki z Makankosem "na plecach"
- Jeśli ta zatęchła dziura ma wieżyczki to leć nisko nad miastem. Artyleria ma ograniczony kont ostrzału, nie dadzą rady strzelać ok 20o poniżej wysokości wieży. - poradził przyjacielsko - Ale jak widzę jesteście wprawieni w nagłe odloty.
- A żebyś wiedział, koleżko, nawet nie masz pojęcia - odwarknęła mu Iziz - I wątpię, żeby ktoś miał do nas pruć z artylerii. Dobra And, za jakieś pięć minut tam będziemy.
- Dzięki, Iziz. - spojrzałem z niechęcią na obecność Nikla w sterówce. - HK, kopnij się do mesy, posprzątaj i czekaj tam na nas. - rzuciłem przez wewnętrzny komunikator.
- A ty kimże jesteś, że oczekujesz bombardowania, hm? Panie kont oszczału? Zaraz pogadamy, mamy sporo do omówienia.
- Kimś kto zaszedł za skórę tutejszemu Huttowi? Nie wiem jaką władzę ma Kama.- Zrobił odruch zakłopotania. Jego macki lekko się poruszyły.- No więc jeśli to możliwe zostawiłbym gdzieś swoje rzeczy i możemy pogadać. Gdzieś z dala od śluzy jeśli łaska.
Czekam aż Iziz wyląduje i pousypia najważniejsze systemy "Królowej". Bez słowa pokazuję drogę do mesy, chociaż Niklo pewnie już ją zna. Gdy wszystko jest gotowe usadzam się u stołu, oczekując, aż pozostali również zajmą miejsca.
To może na początek wyjaśnisz nie to, kim jesteś, ale co robiłeś skacząc z niemożliwą normalnie prędkością z dachu na dach w okolicy jakiegoś Sitha?