Sesja eimyra

- Co rozumiesz przez niezwykłą prędkość? Dobra, rozumiem, że granie głupiego nic nie pomoże. - odpowiedział sam sobie - Kiedy skakałem po dachach pomagałem jakiemuś Sithowi który tego wymagał. Choć ich nie lubię, to uznaję, że musi być pewna równowaga. On mi pomógł, ja mu - wziął głęboki oddech - Uprzedzając kolejne pytanie, tak użyłem mocy to mi pozwoliło na skoki po dachach, nie jestem z tego dumny.
Ty użyłeś. Jakie jeszcze masz zdolności? Walka mieczem? Telekineza? Zamienianie w żaby?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Oj, zaraz te stereotypy. Telekineza, walki mieczem. Ale zmienianie ludzi w żaby akurat umiem. Przydaje się podczas dyplomacji.- Uśmiechnął się złowieszczo, jak to tylko zielony mackowaty łeb z wielkimi czarnymi oczami potrafi. - Skąd wy ludzie bierzecie te bajki. Co jeszcze mam umieć? Pogodę zmieniać? Kontrolować ludzi? - pytał tonem, w którym zdenerwowanie mieszało się z rozbawieniem - Dobra, umiem walczyć mieczami, ale tylko świetlnymi. Umiem wykorzystać Moc do kontrolowania własnego ciała; przyspieszenia, większego refleksu, większej siły. Ale inne cuda-niewidy odpadają. No może jeszcze wpływanie na istoty. Ale jestem wojownikiem, jakbyście trafili na dyplomatę Jedi to prawdopodobnie sami chcielibyście teraz lecieć gdzie tylko mi się chcę. Tak czy inaczej, nie chce z tego korzystać. Nie chcę na tym polegać. - Podczas swojej tyrady przyglądał ci się uważnie. - Jestem pilotem i podróżnikiem z kilkoma przejściami, dlatego proszę o miejsce w załodze. - zakończył szczerą, jak się zdawało prośbą.
Cóż, nie znałeś dotąd wielu Jedi, ale z tego, co wiesz, to raczej nie zachowują się w ten sposób. Facet po przejściach...? To akurat nie ulegało wątpliwości.
- Z Jedajem jeszcze nie latałem. Zwłaszcza z odszczepieńcem. A na pewno nie z Sithem. Czego oczekujesz? Że z otwartymi ramionami powitamy jakiegoś przybłędę, który może nam przepalić statek na pół a potem zrobić pranie mózgu? Sorry, ja tego nie kupuję. Jedi latają jak chcą i załatwiają sprawy Jedi. Sithowie latają jak chcą i mordują noworodki, czy co Sithowie tam robią w wolnym czasie. Ty chcesz robić z siebie łowcę nagród płaszczącego się przed "Panem Kapitanem". - chciałem splunąć, ale zmitygowałem się, orientując się, że to nie rozmowa w Tatooińskiej mordowni - Wciskasz mi kit, że tak strasznie żałujesz swojej Mocy i och, jaki nie jesteś z tego dumny. A tuż przed przylotem na Tatkę chełpiłeś się, jaki to jesteś wojownik i jak to cię nie możemy zatrzymać, nawet jakbyśmy chcieli. Coś tu śmierdzi i bynajmniej nie jest to sushi. - kończę tyradę skierowaną wprost do odwrotnego Cthulhu.

- Nie mam pojęcia co ci z tego przyjdzie i nie jestem przekonany o twojej szczerości. Ale powiem tak: chcesz latać, latasz na naszych zasadach. Na razie mamy na ciebie oko i przez parę akcji to się nie zmieni. Zaczniesz strugać wariata, wyczujemy jakieś kombinacje albo ściągniesz na nas uwagę którejkolwiek z Mocowych frakcji - zostajesz na jakiejś smętnej planetce typu Vjun albo Taspir III. Zgoda?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Zgoda. Ale mam jedno pytanie. Jak widziałeś, że skakałem? Albo kto to widział? Zdawało mi się, że byliście okupywani przez inne rzeczy niż rozglądać się za latającym świrem. No i jeśli moje motywy są nie zrozumiałe co mogę myśleć o twoich? Widziałeś, że skaczę po budynkach. Widziałeś jak wychodzę z sali Kamy. Dałem ci wykaz części zajęć jakimi się parałem a jednak dałeś mi znać, że odlatujecie. Rozmawiasz ze mną zamiast, jeśli jestem takim zagrożeniem dla twojej załogi i statku, odmówić współpracy. Nie tylko ja mam sekrety i niejasne motywy. Ale jak już mówiłem odpowiem na pytania. A, i nie wiedziałem co jest w skrzynce
Widzieliśmy obaj. Przeleciałeś tuż nad nami, trudno było nie zauważyć. - wskazałem spojrzeniem na Makankosa - Dałem ci znać, bo byłem zaciekawiony, jak bardzo ci zależy akurat na nas. Gdybyś chciał, mógłbyś wziąć sobie inny statek, choćby tych najemników z doku obok. No nie? Rozmawiam z tobą, bo chciałbym, żebyś mnie, przepraszam, nas przekonał, co jest takiego specjalnego akurat w "Królowej Heavy Metalu"? Z takimi referencjami każdy kapitan cię najmie, nie miałbyś problemu z gapieniem się w gwiazdy. Na razie zręcznie omijasz odpowiedzi. Mogę obejrzeć twój miecz świetlny, gdy będziesz odpowiadał?

[BTW, w sali jest HK?]
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Który? - Wyciągnął oba miecze. Jeden zdobiony w motywy roślinne, od emitera w dół aż do chwytu ciągnęła się latorośl z drobnymi pączkami kwiatów. Położył go na stole. Drugi miał wystające z emitera trzy kły. Kończyły się w 1/3 długości rękojeści, która też była dość krótka. Ten miecz podał tobie. - Najpierw był droid. Masz działającego HK. Przypuszczam, że tego który Revan zbudował. Próbuje zrozumieć motywy Mocy. - Nautolianin westchnął ciężko.- Sądzę, że obie strony się mylą. Gdzieś w naukach jedi jest błąd. Za bardzo polegamy na Mocy. Która ma świadomość. Dlatego odcinam się. Sądzę, że trzeba uczyć się zdolności poza Mocą. Wszystko co robią jedi, robią to z Mocą. Odcięci od niej nie potrafią zrobić nic. Nie mam jeszcze odpowiednich dowodów do swojej teorii. Badam intencje Mocy by znaleźć dowody na jej świadomość. A, że jestem wojownikiem potrafię to robić przez walkę, a do tego wasz język ma za mało słów i to bardzo frustrujące. Nawet teraz ta rozmowa mnie wnerwia bo nie mogę wszystkiego prawidłowo wyjaśnić. Ale wracając do droida. Może być odpowiedzią na nurtujące mnie pytania o los kogoś kto działał przez pewien czas bez mocy. Tak jak i los wygnanej. Ale później pojawiły się kolejne rzeczy. Twój Trandoshański towarzysz walczący stylem formy Makashi. Bez mocy. Ty walczący w porcie bez mocy. Także wasze późniejsze wejście do Kamy. Miałem przeczucie, że Moc działa w tym wszystkim w momencie naszego spotkania na księżycu przemytników. Ale wygłuszam się na Moc i tylko poprzez pewien powtarzający się schemat widzę kiedy Moc zaczyna wpływać wyraźniej na rzeczywistość. Więc w czasie mojego pobytu tutaj będę obserwował was równie usilnie jak wy mnie. Chce się uczyć. Rozumieć. Mam nadzieje, że to wystarczające wyjaśnienia. Bo jeśli chcesz więcej to będę musiał zacząć pisać, bo frustruje mnie brak słów. A i jeszcze jeśli będziemy dalej rozmawiać to chciałbym opatrzyć sobie nogę. Bo próbowano mi odstrzelić kolano na audiencji u Kamy. - zakończył swój długi wywód.

[Zapomniałem odpowiedzieć - tak, HK stoi sobie obok Makankosa i słucha grzecznie]
Chwytam go z zainteresowaniem i próbuję włączyć, trzymając tak, żeby nikogo nie uszkodzić.

Jasne, opatrz się. Trochę pierniczysz, moim zdaniem. Jasne, Makankos jest maniakiem... - spojrzałem na jaszczura wymownie, obserwując jego reakcje. Spojrzałem na Iziz, odczytująć wyraz jej twarzy, wreszcie na HK. - Faktycznie zbudował cię sławny Revan?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Iziz zdawała się być niemniej zaskoczona, niż ty. Jedynie Makankos i HK, swoim zwyczajem, przedstawiali poziom ekspresji tatooińskich pustelników z dwudziestoletnim stażem.
Stwierdzenie: Nie, kapitanie. Przynajmniej tak wynika z posiadanych przeze mnie danych. Zgodnie z nimi zostałem skonstruowany przez grupę techników na Balmorze, 298 lat, 17 miesięcy, 33 godziny i 24 sekundy temu, licząc według czasu Tatooine[ - odpowiedział HK - Niemniej obiekt "Revan" jest mi znany, jako twórca prototypowego modelu jednostki takiej, jak ja. Zgodnie z posiadanymi przeze mnie na jego temat danymi stwierdzam z 68% pewnością, że gdyby faktycznie on był moim konstruktorem, to ze względu na rozliczne doświadczenia mój procesor pamięci mógłby nie posiadać dziś tej informacji, czy to ze względu na uszkodzenia fizyczne na przestrzeni lat, czy to ze względu na ingerencję programową z zewnątrz.
Niezłe rewelacje. Prawie jakbyś mi powiedział, że mam senatora pod pokładem. Na Iziz i mnie też coś masz niezwykłego? - uśmiechnąłem się, podając mu kawałek w miarę czystego materiału - Bo przyznam, że tym razem ci uwierzyłem. Załoga? Co myślicie? Angażujemy się w pionierskie badania?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Jak dla mnie może być, póki co. - odpowiedziała Iziz
Stwierdzenie: Nie odnotowałem przeciwwskazań.
Makankos wzruszył jedynie ramieniem i odwrócił się na pięcie, wychodząc.
Nautolianin rozsiadł się trochę wygodniej. Wystawił ranną nogę i obejrzał efekt konfliktu z najemnikami.
- Jest jeszcze coś. Od was czuję raczej naturalność w stronę pozytywną. A ci najemnicy to negatywne emocje. To chociaż by mi nie pozwoliło służyć na ich statku. We wszystkich bitwach w jakich służyłem robiłem to by chronić. - Skoncentrował się na ranie, która na waszych oczach zaczęła powoli się goić. - Co do HK to prawda, że tylko dlatego iż przypominał oryginał o jakim czytałem zacząłem mieć podejrzenia. Mimo to wiem, że sam bym nie zdołał wydobyć z niego informacji. Sądzę, że potrzeba potomka Revana a znam tylko jednego.- przyłożył ręce do rany. - Możesz mnie uznać za dziwaka. Ale nie ma obaw jeśli chodzi o zagrożenie z mojej strony. Krzywdzę tylko w samoobronie no i czasem rzucam twardym tekstem dla spokoju. Wcześniej miałem nadzieje, że odciągnę was od otwierania skrzyni. A przy okazji jeśli teraz byście mnie wywalili potwierdzilibyście iż nie można uciec przed wyznaczonym przez moc biegiem wydarzeń. No może, że się jeszcze rozbijemy.
Dobra. Skoro tak, dziaraj sobie nogę i słuchaj. My, tutaj, na "Królowej", jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. Jak pooglądasz o patologicznych osiedlach na Holonecie to z pewnością odnajdziesz podobieństwo. Właścicielem statku jestem ja, ale tak naprawdę należy do wszystkich. Kasą za robotę dzielimy się równo po zakupach paliwa, naprawach i tak dalej. Mamy trochę zasad. Nie śmiecimy, nie wyżeramy sobie wzajemnie w kuchni, jak coś gotujesz, robisz dla wszystkich. HK jest pełnoprawnym członkiem załogi, bo jakby każdy szczyl traktował go jak byle droida to już by z niego nic nie zostało i z Królowej też nie, bo to pokładowy mechanik. Iziz jest naszym pilotem, ja jestem ten inteligentny, a Makankos sam widziałeś co robi. Jak masz coś przeciwko, pukasz Makankosa albo HK. Jesteśmy lojalni dopóki jesteśmy lojalni. Huttów omijamy jak się da, nie wozimy przyprawy, nie sprzedajemy broni podejrzanym grupom - co innego jakiś biednym osadnikom, żeby sobie na Tuskenów zapolowali. Jak masz jakieś pytania, wal śmiało. I mów mi Fensen, jak ludzie usyłszą, że mówisz mi "Kapitanie" pomyślą, że sypiamy ze sobą.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Nie wiedziałem, że aż tak lubisz mackogłowych i że można było się dostać na statek przez łóżko. - Nautolianin spojrzał na Iziz.- Bez urazy ale wyglądasz o niebo lepiej ode mnie. Pytania? W czym w ogóle mogę pomóc na statku? Bo znam się na wielu rzeczach po trochu. No i mam tysiąc do podziału, bo bez waz nie ukończyłbym tej skrajnie samobójczej misji. Z resztą kto widział w życiu skrzyżowanie gizki z chyba rankorem albo czymś równie krwiożerczym.- Rozejrzał się po reszcie załogi.
Nie, nie można się na statek dostać przez łóżko. W każdym razie członków załogi obowiązuje niepisana zasada - najpierw noc z Makankosem i HK, dopiero potem wskakujesz do pilota. Kapitan zwolniony. - wyszczerzyłem się do ślicznej Twi'Lekanki. - Tysiąc do podziału czy nie, trzeba nam roboty, latanie na pusto się nie opłaca. Macie jakieś propozycje?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Mówiłem kiedyś, że chciałem zobaczyć Taris, możliwe, że byłaby tam robota bo koloniści będą potrzebowali wszystkiego co się da. Ale można też skoczyć do jakiejś tutejszej osady która jeszcze nie zdążyła nas znienawidzić i popytać. Ja zwykle tak szukam roboty. - Przyjrzał się krytycznie nodze i uśmiechnął. Poruszył nią parę razy. - Z mojej strony to tyle. Mogę miecze z powrotem? Czy chcesz jeszcze pooglądać?
Wyłączam pierwszy, włączam drugi, kontemplując kolory, po czym je oddaję.

-Może być i Taris. Możemy właściwie popytać w okolicy, czy ktoś nie ma jakiegoś taniego lokalnego syfu, zainwetsować i sprzedać kolonistom, jeśli nie uda się znaleźć nic lepszego.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Nautolianin podpiął miecze i wstał. - Do opłacenia towaru można wykorzystać speedera. Dobrze byłoby go upłynnić.- Przeszedł się kawałek po pomieszczeniu by sprawdzić mobilność nogi. - Jeśli to wszystko to bym się gdzieś rozwalił i odpoczął. Czy ktoś miał czas by sprawdzić tego speedera? Może mieć pluskwy albo coś gorszego? - Ruszył lekko kuśtykającym krokiem w stronę ładowni
HK się tym zajmie. - wstaję, udaję się do przedziału z kajutami i ustawiam Nautolaninowi dostęp do jednej z wolnych. Wracając, zaglądam co u Makankosa.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Trandoshanin, jak to zwykle swoim zwyczajem, siedział w zazen w swej kajucie, z zamkniętymi oczami, pięścią wspartą na biodrze i mieczem leżącym tuż przed nim, pogrążony w medytacji.
Te! Cóżeś tak wyszedł, jakby cię sraczka chwyciła? Niklo trafił w czuły punkt?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
← Star Wars
Wczytywanie...