Faktycznie, nie mógł być to wrak po jakiejś bitwie, a w każdym razie nie wyglądał na taki. Nie wirowały wokół niego fragmenty kadłuba i ogólnego żelastwa, więc na pewno nie przywlókł ich za sobą przez nadprzestrzeń po jakimś starciu. Ogólnie rzecz biorąc wyglądał na w pełni sprawny i kompletny, jedynie potężne silniki pozostawały wyłączone, podobnie jak światła pozycyjne i inne oświetlenie pokładowe, które można byłoby dostrzec z zewnątrz. Zupełnie jak sprawna jednostka na której całkowicie padło jakiekolwiek zasilanie.
- 1284 przygotujcie się na dokowanie - poinformowała uprzejmie panna Magnetofon - Jednocześnie informujemy was, że wszelka broń i inne materiały niebezpieczne zostaną zabezpieczone na czas pobytu załogi na pokładzie zaraz po dokowaniu, przez obsługujących lądowisko żołnierzy.
- Zaraz zaraz - Kel Dor zdawał się tyleż zaskoczony, co zaniepokojony - Jaka broń? Jakie "zabezpieczyć"? Jacy żołnierze? Kto tam jest do cholery?
Chwila ciszy, zarówno w eterze jak i pośród was.
- 1284 przygotujcie się na dokowanie - usłyszeliście ponownie ten sam komunikat, czy też raczej nagranie - Jednocześnie informujemy was, że wszelka broń i inne materiały niebezpieczne zostaną zabezpieczone na czas pobytu załogi na pokładzie zaraz po dokowaniu, przez obsługujących lądowisko żołnierzy.
Omon zaliczył klasyczny facepalm
- Dobra panowie... Słyszycie chyba co tu się wyprawia... - powiedział zrezygnowanym tonem - Przygotujcie się na lądowanie, ktokolwiek miałby nas tam powitać. Choć osobiście spodziewam się smrodu stęchlizny i niewietrzonych pokładów.
Zbliżaliście się coraz bardziej. Po chwili widziałeś już niebieskie pole siłowe otaczające jedną ze śluz lądowiska, przez którą w następnej chwili przelatywaliście, siadając w doku.
Wyciągam zaczepione po zewnętrznych stronach goleni pistolety (umieściłem je tam ale zapomniałem napisać ) po czym wkładam do obszernej kieszenie płaszcza znajdujących się na biodrach.
Czekam aż cała hołota wyjdzie po czym sam wychodzę. Rozglądam się uważnie i próbuję wyczuć coś mocą.
Od tego, co wyczułeś wręcz zawróciło ci się w głowie. Cały statek nie tyle wydzielał z siebie, co uderzył cię odorem śmierci. Ponownie wrócił kontrast z grobowcem Kuna. Tam Moc, jej Ciemne, mroczne oblicze, była uśpiona, pogrzebana w milczeniu, oczekiwaniu. To miejsce było pustką, wyrwą w Mocy, czarną otchłanią rozkładu i śmierci. Pełną Ciemnej Strony, to prawda, lecz jej martwej, trupiej postaci. Kirlan opowiadał ci kiedyś o czymś podobnym, mówiąc jak wyczuć moment, w którym twa własna moc i gniew zaczną cię pożerać, ale dopiero teraz mogłeś zrozumieć o co mu chodzi.
Pokład powitał was grobowym milczeniem i półmrokiem przyciszonych, "nocnych" świateł. Poza majaczącymi wzdłuż ścian pudłami z plastali, jednym wozem technicznym i wybebeszonym myśliwcem w całym doku nie było nikogo ani niczego. Echo waszych ostrożnych kroków rozpełzało się po gładkiej posadzce...
Rozglądam się wokoło w poszukiwaniu drzwi.
Mówię cicho, ale tak żeby mnie wszyscy słyszeli.
- Tu nie jest normalnie. Nie ma śladów walki, a wali tu morowym powietrzem. - Po czym zwracam się do Omona - Jako 'ochroniarz' radzę zabrać się do działa jak najszybciej... po czym spierdalać.
Szukając drzwi dodaję - Idę się rozejrzeć, ktoś idzie ze mną? - Patrze po zgromadzonych.
Drugi z was - ludzi - oraz Wookie kiwnęli w milczeniu głowami, kierując się w stronę najbliższych drzwi po lewo, a dokładniej standardowej, szerokiej, pancernej śluzy z obrotowym zamkiem.
- Pan Zet ma rację, dajcie mu wódki - usłyszałeś cichy głos Kel Dora w komunikatorze - Wszyscy macie mieć oczy na plecach i uszy w dupie, cholera wie kto się tu kręci. Oby nikt z branży... Rozdzielcie się i poszukajcie jakiejś ładowni, sterowni czy zbrojowni, na pewno mają tu niejedną. Był ktoś kiedyś na imperialnym okręcie?
Podeszliście do śluzy, którą Wookie otworzył zanim zdążyłeś się wystraszyć. Po drugiej stronie powitał was jedynie pusty pokój kontrolny z trzema panelami, kilkoma szafkami i plastalowymi pudłami. W kącie stał bezwładnie, niczym manekin, porządkowy droid z urwaną ręką. W drugim końcu pomieszczenia znajdowały się drzwi magnetyczne, niewątpliwie prowadzące na pokładowy korytarz.
Cisza.
Rozglądam się po pomieszczeniu po czym mówię
- Ten droid... Nie znam się na na tym.. da się go jakoś przywrócić do świadomości i dowiedzieć się co się tu stało? - Patrze po 'towarzyszach'
W odpowiedzi Wookie jedynie warknął cicho. Zrozumiałeś to jako "nie".
- Raczej wątpię... - odezwał się człowiek - Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, to pewnie musimy dostać się do którejś z kontrolek tego pokładu albo lądowiska... Co to za szajs? - zapytał sam siebie po tym, jak wyjął z jednego z plastalowych pudeł coś, co wyglądało jak moduł wspomagający coś mocno skomplikowanego i mechanicznego. Odrzucił go z pogardliwym prychnięciem.
- Nic tu nie ma. A na pewno nikogo - oznajmił któryś z członków załogi, niemal szeptem, przez komunikator.
Cisza, wszędzie wokół. Nie licząc stłumionego stukotu waszych kroków.
Wookie otworzył drzwi korytarza, trzymając swoją kuszę w pogotowiu. Odrzwia wsunęły się w ścianę z sykiem, ukazując długi, szeroki korytarz, pogrążony w niemal całkowitej ciemności. Co kilka sekund na nie więcej niż sekundę rozbłyskiwał bladym światłem wielkiej lampy na suficie, jedynej, która jeszcze nie była całkowicie niesprawna. Ten stroboskop jasności i ciemności raził boleśnie twoje oczy, które zdołały dostrzec jedynie jakieś kable sterczące tu i ówdzie z sufitu, jakieś niewielkie przedmioty w głębi korytarza... A także - chyba - jakiś humanoidalny kształt na jego przeciwległym krańcu. Słychać było tylko brzęczenie przepięcia na instalacji elektrycznej i charakterystyczne pykanie migającej świetlówki.
- Oaacrorhra rarcaohushwocuf... - prychnął pogardliwie Wookie, usiłując wypatrzeć coś w mroku.
- Ja mam, osłaniajcie mnie - człowiek wyszedł na przód z lekkim ręcznym karabinem, wyposażonym w punktową latarkę przy celowniku. Okrąg światła wielkości pokrywki od plastalowego pojemnika padła na podłogę przed wami. Idąc bardzo, bardzo powoli i bardzo, bardzo ostrożnie człowiek oświetlał ściany i sufit. W jednym miejscu widać było ślad po wypaleniu, może po wybuchu małego granatu, gdzie indziej seria pocisków z karabinu prześlizgnęła się po ścianie. Parę metrów dalej zajaśniała brunatna, zaschła plama czegoś, co kojarzyło ci się niezbyt przyjemnie. Gdy najemnik przeniósł światło na koniec korytarza, w waszych oczach zajaśniał refleks strumienia latarki na czymś metalowym, być może pancerzu. Niemal w tym samym momencie znikł, wraz z czymś... a stawiłbyś rękę, że kimś... niknącym za załomem korytarza.
Daję znak ręką aby się zatrzymali, po czym pytam się wyrazem twarzy i ruchem głowy czy widzieli to samo (na ile da się coś takiego zrobić w ciemności).
Jeśli widzieli, pokazuję Wookiemu aby przeniósł się maksymalnie na prawo, ja zaś idę maksymalnie na lewo zostawiając człowieka na środku z latarką. Będziemy szli powoli aż dojdziemy do załomu korytarza, potem jednocześnie wyskoczymy. Ja dodatkowo wyciągam moje pistolety, odbezpieczam je i trzymam w pogotowiu.
Zdecydowanie twoi towarzysze widzieli to samo i najwyraźniej uznali sprawę za na tyle poważną, by nie kłócić się o to kto w tej chwili dowodzi. W rzeczonej formacji dotarliście do końca korytarza, aż za załom. Przygotowani, kiwając krótko do siebie, wyskoczyliście zza winkla, gotowi na wszelki atak czy zagrożenie.
Cisza...
Przed wami rozciągała się obszerna przestrzeń pokładu, skąpanego w zimnym, awaryjnym świetle kilku działających lamp. Wokół nie poruszało się nic ani nikt. Widziałeś drzwi do kolejnych pomieszczeń, długą pleksiglasową szybę dalej w głębi pokładu, prowadzącą chyba do centrum medycznego, widziałeś kilka małych robotów porządkowych, tzw. "szczotek", stojących lub leżących bezwładnie w różnych częściach piętra. Widziałeś także kilkanaście ciał żołnierzy, leżących bez życia pod ścianami czy też bliżej środka pokładu, niekiedy z wciąż trzymaną w ręku bronią.
Idziemy powoli w obranym szyku. Rozglądam się wszędzie gdzie 'nie-do-końca-dostrzeżony-i-nie-wiadomo-czy-prawdziwy' jegomość mógłby się schować.
Staram się także wyczuć coś za pomocą Mocy. Być może ten ktoś wydziela aurę.
Nic się nie rusza, nic się nie zmienia, czujesz jedynie, że pogrążasz się coraz głębiej i głębiej w swoistym wirze śmierci. Daleko przed wami - windy na kolejne pokłady. Po bokach - drzwi do sal, pomieszczeń, korytarzy. Wokół - cisza. I trupy.
Pokazuję człowiekowi aby zaśniecił latarką po trupach. Staram się przyjrzeć od czego zginęli. Od blasterów?
Po wstępnych oględzinach, gestykulując wskazuję kierunki w które możemy się udać. Czekam na propozycję towarzyszy.
Zwłoki okazują się być w różnym stanie rozkładu. Niektóre pozbawione są kończyn lub fragmentów twarzy, inne noszą wyraźne oznaki kontaktu z ogniem. Przestrzelone czaszki i pancerze sugerują wyraźnie ogień blasterowy różnego kalibru, gdzieniegdzie zaś ślady eksplozji, choć zdarzają się także rany szarpane.
Człowiek, bardzo ostrożnie zbliżył się do pomieszczenia z pleksiglasową szybą, w drugiej połowie pokładu przy prawej ścianie. Okazało się, że to nie MedLab, a zbrojownia.
Również podchodzę do szyby i przyglądam się wnętrzu. Czy bronie amunicja itd, czy są na swoim miejscu? Czy ktoś może coś wyniósł? Jeśli jest wszystko jak należy, pokazuje człowiekowi żeby powiadomił szefa o zbrojowni.
Nic nie jest jak należy, ale jest tego sporo. Amunicja i broń leżą na stołach, szafkach i podłodze, porozrzucane w bezładnym pośpiechu. Część z nich stoi jeszcze na stojakach lub leży na półkach, skąd nie zdążyli zabrać ich walczący żołnierze. Jednak wszystkiego, co tam widzisz, a widzisz nie tylko standardowe szturmowe rozpylacze, wystarczy spokojnie na wyposażenie małego oddziału.
- Tu Ex, znaleźliśmy zbrojownię - powiedział ściszonym głosem przez komunikator człowiek
- To świetnie, rozumiem, że jakąś mniejszą - odpowiedział Omon - Albo sami pakujcie co potrzeba z powrotem na statek, albo idźcie dalej szukać głównej zbrojowni, a ja wam kogoś tu wyślę.