Sesja eimyra
Pobiegłeś tuż przy skraju dżungli na wschód. Słyszałeś i widziałeś poruszenie w bazie, gdy ludzie niewątpliwie przygotowywali się do walki z napastnikiem. Po niecałej minucie, jakieś 45 stopni na wschód od miejsca z którego strzelałeś, znalazłeś spory wywietrznik stanowiący jednocześnie wejście do kanału. Jego ogromna, ciężka pokrywa była pogięta i rozerwana w środku.
Wskoczyłeś do kanału ściekowego, w którym mogłeś spokojnie iść wyprostowany mając jeszcze metr zapasu. Woda - czy cokolwiek to było - sięgała ci do kostek. Co dziwne, nie zwalił cię z nóg wszechogarniający smród ekskrementów, lecz zapach dziwnej chemii. Zapewne ludzie stosowali jakieś środki mordujące robactwo i pasożyty. Być może też pomagała w tym para, która niewątpliwie była tędy wypuszczana w razie potrzeby.
Słyszałeś stłumione dudnienie strzałów czy eksplozji nad głową. Słyszałeś również odbijające się echem wzdłuż ścian i lewego korytarza przeciągłe, mrożące krew syknięcie.
Słyszałeś stłumione dudnienie strzałów czy eksplozji nad głową. Słyszałeś również odbijające się echem wzdłuż ścian i lewego korytarza przeciągłe, mrożące krew syknięcie.
Okazało się, że sieć kanałów jest tutaj naprawdę nieźle rozbudowana. Korytarz w prawo, korytarz w lewo, potem znowu w lewo... Odgłosy walki dobiegały cię coraz silniej i to nie tylko na górze, ale również z głębi kanału. Słyszałeś pojedyncze syknięcia, śpiew ostrza tnącego powietrze i kamień... Który chwilę potem zagłuszył huk rozpadającej się tuż przed tobą ściany korytarza, wzbijającej tumany kurzu. Odskoczyłeś, a gdy po chwili dało się zobaczyć cokolwiek, pośród gruzu przy wyrwie dostrzegłeś nieruchomą sylwetkę Łowcy.
Szybko dobywam shurikena i ciskam go najszybciej jak potrafię w dolną część ciała stwora - celując jak najbardziej w nogi, ale idąc raczej w kierunku pewnego trafienia niż ryzykownego rzutu. Zaraz potem rzucam się wstecz, aktywując działko. Jeśli rzucił się za mną, biegnę co sił w nogach ku wyjściu na powierzchnię, sprawdzając, czy nie zbliża się zbyt prędko.
Gdy rzuciłeś, przeciwnik opadł na cztery łapy i szybko wycofywał się po okręgu, usiłując uniknąć ostrza wchodząc na ścianę. Niknąc w tunelu nie widziałeś ostatecznego efektu jego starań, ale kupiłeś sobie kilka cennych sekund, które musiał poświęcić na unik. Gdy minąłeś pierwszy załom usłyszałeś wściekły wrzask i rozchodzące się po ziemi głuche dudnienie ciężkich kroków. Zanim stwór znalazł się w zasięgu twojego wzroku, dotarłeś do klapy na prowadzącej na powierzchnię.
Mógłbyś tak zrobić, gdybyś miał na to trochę czasu i spokoju. Jednakże po wyjściu z ciasnego włazu znalazłeś się bardzo nieopodal drugiej z głównych bram oraz bardzo nieopodal totalnego rozpierdolu. Kilka metrów przed tobą ział wielki lej, z którego strumieniem wyciekała woda z pękniętej rury, zraszając wszystko w promieniu kilkunastu metrów. Krzątający się żołnierze, których liczby przez to krótkie omiecenie wzrokiem przestrzeni nie byłeś w stanie ocenić, strzały w powietrzu, zaś niedaleko od fontanny miotający pociski Łowca, którego rozpoznasz z każdej odległości...
Obsypały cię grudki ziemi, a raczej błota w które się zmieniła pod wpływem tryskającej niczym fontanna wody z pękniętej rury. To pocisk z granatnika, których chybił Yartaja, eksplodował nieopodal. Jednocześnie klapa włazu wyleciała w powietrze niczym wyrzucone eksplozja, gdy Smok wyskoczył z kanału na dobre 2 metry nad ziemię, zmiatając ją siłą rozpędu. Nie trafiłeś w łeb, ale zdołałeś go zahaczyć.
Kilka pociągnięć wybiło mu ze łba ewentualny plan szybkiego zmienienia cię w strzęp szmat. Dodatkowo uchylanie się przed kolejnymi cięciami zmusza go do wycofywania się bliżej w stronę "frontu". Trudno stwierdzić, czy ludzie postanowili ukatrupić kolejną obok Yartaja poczwarę, czy też nie trafiając w niego stwarzają zagrożenie dla zwierzęcia. Nie jest niestety tak całkiem wesoło. Albo ty również zostałeś uznany za kolejną - obok Yartaja oczywiście - godną eksterminacji poczwarę, albo po prostu nie jest to twoje miejsce i twój czas, gdyż seria z karabinu przecięła ziemię niemal pod twoimi stopami.
Zyskałeś wobec niego trochę dystansu, gdy musiał unikać mierzonych w jego kierunku serii z karabinów. Zanim przeciwnik zorientował się gdzie jesteś, dobiegałeś już do budynku. Zobaczyłeś też, z niemałym przerażeniem i wściekłością, że w sytuacji zorientował się także rozkręcający imprezę Yartaj. Gdy tylko zobaczył pędzącego w twoim kierunku Smoka, cisnął w jego stronę jeden ze swych dysków. Smok, oczywiście nie mógł tego widzieć, więc byłeś pewny, że wciągu tej sekundy skończy się ta część polowania... Gdy w połowie dystansu dzielącego go od celu dysk Yartaja został strącony przez inny. Całość trwała może dwie, trzy sekundy, więc nie miałeś czasu rozejrzeć się za drugim rzucającym. Twój przeciwnik był już tuż tuż, a Yartaj wrzasnął, otrzymując postrzał w ramię.