Im szybciej szliście tym wyraźniejsze i gwałtowniejsze były odgłosy walki. Po chwili wypadliście na skrzyżowanie kilku korytarzy, za którym znajdowała się jaskinia w kształcie okręgu. Tuż przy jej wyjściu wycofywali się trzej nowicjusze, ścigani przez kłębowisko atakujących Xenomorfów. Gantoris i Kil'tor jak na komendę wystrzelili z działek w centrum kłębowiska, tuż obok głów nowicjuszy, zmieniając sześć Xenomorfów w kwasową papkę.
- Chyba przybyliśmy zbyt późno... - zauważył Kil'tor patrząc po trzech poharatanych, ledwo stojących nowicjuszach i na ciało czwartego, leżące dalej.
- Albo zbyt wcześnie, zależy jak spojrzysz - zażartował makabrycznie Gantoris. Wszędzie w jaskini, przypominającej arenę, leżały trupy Xenomorfów, na pierwszy rzut oka więcej niż dziesięć.
- To jak? Na nas chyba czas... - zapytał jeden z nowicjuszy o dwóch ostrzach na nadgarstkach.
- Tak jak ustaliliśmy, poskładamy się do kupy i tak dalej - powiedział drugi z nich - Teraz panowie dowcipni będą się bawić. - Po bliższym przyjrzeniu się poznałeś w nim swojego przeciwnika z ringu na statku.
Komnata ma inne wyjścia obszerne?
- Wycofujemy się trochę. Nie ma sensu walczyć na otwartej przestrzeni, poza tym naszym celem nie jest walka z nimi.
Wycofuję się z bronią w pogotowiu i liną w ręce.
- Nowicjusze, wiecie coś o położeniu królowej ula?
- Na pewno musi być gdzieś przed nami, chyba w tym największym korytarzu - odpowiedział ten z dwoma ostrzami, wskazując szeroki korytarz po drugiej stronie "areny". - Choć pewności nie ma, bo z tej jaskini odchodzą cztery korytarze, a jeszcze ze sklepienia wychodzą tunele.
-Znaleźliście jakąś szerszą drogę do tej komnaty?
*Wariactwo, ale chyba trzeba się będzie przebić. Inaczej zajmie nam to zbyt dużo czasu.*
Jeżeli jestem jeszcze w stanie, sprawdzam, czy po "naszej" stronie komnaty jest jakis szerszy korytarz.
- Co powiecie chłopaki na mały jogging na drugą stronę?
Dar'yutaj wzruszył obojętnie ramionami.
- Czemu nie? Wygląda na to, że chłopaki chwilowo poradzili sobie z nawałą. Cicho i przytulnie. - powiedział, po czym postąpił naprzód.
Poszliście więc kilka kroków dalej. Z wąskiego gardła korytarz przeszedł w coś na kształt podziemnej, niemal idealnie okrągłej i wysokiej sali, w której bez problemu zmieściłby się osobisty śmigacz. Na wprost widzieliście niemal identyczny jak przy pierwszym rozgałęzieniu, ogromny tunel przypominający bramę do wielkiego budynku. Po prawo i po lewo dochodziły od kulistej "sali" dwa mniejsze i niższe tunele. Zauważyłeś też całą masę tuneli i kanalików wychodzących ze sklepienia, wysoko nad wami.
Jestem w stanie określiś jak głęboko jesteśmy? Jakiś czujnik wysokości?
- Idziemy szybko przez komnatę. Szyk jak poprzednio. Przejdziemy się głównym korytarzem, skoro zapraszają.
Oglądam się za siebie.
- Nowicjusze, możecie albo iść z nami, albo uciekać. Wasza wola.
Głębokość może wynosić jakieś 50 metrów. Co się tyczy korytarza, to w jego wylocie dostrzegasz faktycznie sylwetkę Pretorianina. Który wita was donośnym AAAAAAAARRRRRGGGGGGHHHHH!!!!! (tudzież inną, nieartykułowaną onomatopeją).
- Ho ho, widać dzieciaki mocno podrażniły tubylców, skoro wytaczają ciężką artylerię... - zdziwił się Gantoris.
Chowam pistolet sieciowy i przygotowuję dysk oraz kuszę.
- Strzelajcie do niego z czego wlezie.
Strzelam z kuszy w głowę obcego, a zaraz potem rzucam dyskiem.
Dzyń - brzdęk! - Pocisk z kuszy tak samo jak dysk odbiły się od pancerza Pretorianina, zadając mu tyleż bólu, co gniewu. Totalnie rozjuszony i jednocześnie zaskoczony ilością napastników ruszył wprost na ciebie.
Kolejny dysk również odbił się od niego. Jednocześnie trzy strzelone serią strzały z kuszy sięgnęły celu, lecz tylko dwa wbiły cię w wielki łeb stwora, a ten zaryczał tak, że aż zatrzęsło stropem. Wszystko to trwało może dwie sekundy. Gdy napastnika dzieliło od ciebie jakieś 10 metrów obaj brać 'tor oflankowali go. Kil'tor, obiegając z prawej, strzelił w niego siecią. Pretorianin natychmiast zerwał ją i odwrócił się w jego stronę, a wówczas Kolin'tor wskoczył okrakiem na plecy Xenomorfa, oplatając je mocno nogami i tnąc ile wlezie za pomocą ostrzy. Pretorianin zawył i zaczął miotać się dziko, usiłując strząsnąć z siebie napastnika, wywijając łapami i ogonem.
Kolin'tor zeskoczył z przeciwnika, który natychmiast ruszył za nim w pogoń. Wstrzymał go jednak pocisk wystrzelony przez Kil'tora w jego plecy. Wyprężył się, zawył i odwrócił o 180 stopni.
Strzelanina trwała dobrą chwilę. Jaskinię wypełniło dudnienie przypominające walenie w blachę. Po jakichś pięciu sekundach zmasowanego ostrzału Pretorianin jęknął żałośnie i opadł na ziemię.
Postąpiliście dalej wgłąb korytarza. Z każdym krokiem towarzyszyło wam echo szeptów i syków, rozlegających się z nieokreślonego kierunku - ścian, stropu, ziemi. W ostatniej chwili zdążyłeś odepchnąć Kil'tora, na którego z tunelu w sklepieniu spadał jeden truteń. W tej samej chwili sam poleciałeś na ścianę, pchnięty przez Goriona, który w ten sam sposób uratował cię od drugiego Xenomorfa. Z drugiej strony waszej grupy ziemia się zatrzęsła i kątem oka zobaczyłeś tylko Kolin'tora rzuconego o przeciwległą ścianę przez szarżującego Pretorianina.
Pierwszy pocisk przystopował Petorianina. Drugi, trzeci, czwarty - cofnął się kilka kroków osłaniając łapami. Obok ciebie Gantoris chwycił za ogon atakującego go Trutnia i rzucił nim w drugiego, przebijając obydwu szybkim rzutem włóczni. Piąty strzał - Pretorianin zawył i popędził z powrotem wgłąb tunelu.