Milczenie Hiliona wystarczyło ci za odpowiedź. Można spokojnie powiedzieć, że wpadliście niczym śliwki w gówno.
Bracia 'tor spojrzeli na siebie krótko, jakby nad czymś się zastanawiając, patrząc raz po raz to na siebie, to na ciebie, to na Królową, to znów na siebie. Gorion, w przypływie rozpaczy, cisnął dyskiem prosto w łeb stwora, ale efekt był taki, że nawet nie było czego przywoływać. Stwór nawet nie ruszył się, dysząc lekko, najwyraźniej czekając na komendę Smoczycy.
- Dobra, ciągnijcie królową do liny, przyczepcie ją i zwijajcie statkiem. Pójdzie szybko. Ja odwrócę jego uwagę. Za jakiś czas spróbuję do was dołączyć.
Odsuwam się trochę i wyciągam kuszę.
- Powodzenia życzę.
Odwracam się i idąc na chwiejących się nogach postępuję troszkę ku nowemu przybyszowi. Rzucam jeszcze przez ramię:
- Kil'tor, Kolin'tor, jak teraz uciekniecie, to wam nikt tego potem nie wybaczy.
Odpowiedział ci podwójny, donośny śmiech, poprzedzony sekundą zdziwionej przerwy, jakbyś opowiedział dowcip.
Obaj bracia chwycili cię za ramiona, jeden za jedno, drugi za drugie i wyszli krok przed ciebie. Obaj jednocześnie wbili włócznie na sztorc w ziemię i wystukali kody na swoich panelach. Kil'tor odwrócił się do ciebie.
- Biegnijcie. Macie... Półtorej minuty.
- Co wy odwalacie?! We dwóch chcecie się zabić?! Stąd można wyjść żywym. Więc wyłączcie to i zrobimy jak mówiłem.
Odwracam się do reszty.
- A wy gazu do wyjścia.
- Zatem wyłączymy. Za jakieś... 70 sekund. - odpowiedział ci Kolin'tor i chwycił swą włócznię, podobnie jak jego brat. Za wami Królowa syknęła wściekle, a "Smoczątko" odpowiedziało jej gardłowym pomrukiem, który zatrząsł ścianami i postąpiło w waszym kierunku.
- Jako dowódca odpowiadam za was i nie mam zamiaru was stracić. I nie obchodzi mnie, co o tym myślicie. Więc wyłączcie to, odciągniemy jego uwagę, a potem uciekniemy w korytarze.
Dar'yutaj, Hilion, Gantoris i Gorion, stękając i warcząc, naprężeni niczym struny, odciągnęli Królową kilkanaście metrów dalej. Pierwszy problem polegał na tym, że im bliżej wyjścia, tym bardziej stromy stawał się teren. Drugi problem był tej natury, że Królowa stawała się coraz bardziej wybudzona, a co za tym idzie coraz bardziej upierdliwa.
- Macie jeszcze coś usypiającego? Przydałoby się. Albo ją ogłuszyć. Pobiegnę po linę.
Wymijam ich i biegnę po linę, która powinna być gdzieś obok. Następnie wracam z nią i przyczepiam.
Dar'yutaj przygrzmocił jeszcze kilka razy od serca w kołnierz Królowej. Darła się w niebogłosy, ale musiało ją to skołować, bo trochę się uspokoiła. Chwilowo.
Przyczepiłeś linę. Cokolwiek się stanie z 'torami, macie nie więcej, niż 50 sekund. Chłopakom na czoła wystąpiły już siódme poty.
Chłopaki ciągną, stękając i wrzeszcząc. Ciężko, mozolnie, powoli. Zbyt powoli.
45...
40 sekund...
Odczepiasz, doczepiasz, kręcisz, ciągniesz. Lina trzeszczy, ale trzyma. Ale to wszystko idzie zbyt wolno.
35...
30 sekund...
Mięśnie trzeszczą tak samo jak lina. Niektóre nie wytrzymują. Hilion zawył i upadł na kolano, gdy złapał go skurcz w łydce.
25 sekund...
Ale wstaje, nie ma na to czasu, najwyżej coś sobie zerwie.
Królowa wrzeszczy i szamoce się, usiłując wyzwolić łapę.
- Leż szmato! - wrzeszczy Dary'ytuaj, częstując ją zdrowo włócznią.
20 sekund...
15...
Już widać normalne światło, teren wyrównuje się.
- Szybciej mięczaki, moja żona jest twardsza od was!- pruje się Gantoris, ciągnąc co sił.
10 sekund...
5...
Nie zdążycie. Ale zaraz, już widać wyjście! Dacie radę!
Jaskinia zatrzęsła się w wybuchu, który ogłuszył was wszystkich. Wszystko zaczęło się sypać. Skały, stalaktyty, wszystko odrywa się i spada między was i na was, pozbawiając drogi ucieczki.
Budzisz się. To wszystko było tylko snem? Chyba tak. Ale... co tu robią te dwa kamienie przed twoją twarzą? I to do tego przyklejone pionowo do ściany?
Nie... To jeden kamień, nie dwa. I to nie ściana, tylko ziemia. Leżysz. Trzeba wstać. Jakieś krzyki... Gantoris, Hilion, Dar'yutaj... Męczą się z szamoczącą się Królową. Kupa gruzów... Chyba tam jest Gorion. Ale co wy tu robicie?
Próbuję wstać i dojść do siebie.
*Cholerni bohaterowie* - przypominam sobie o braciach 'tor.
- Hilion... więcej usypiających... daj jej jeszcze... na statku nie ma...?
Jeszcze się zataczam i próbuję powstrzymać wirowanie w głowie.
- Hilion, słyszysz mnie? Pytam się!
Podbiegam do nich, starając się pomóc z królową. Jednocześnie sprawdzam, czy lina jest zwijana i jak daleko znajdujemy się od statku.
- Słyszę! Najpierw musimy tam dojść! - odkrzyknął Ci Hilion.
Do wyjścia macie jeszcze ze 30 metrów, więc do statku będzie jakieś 100 metrów drogi przez mękę.
Sprawdzasz linę i tu spotyka cię zaskoczenie. Ktoś zwija linę, ale nie jest to ani Gantoris, ani Dar'yutaj, ani Gorion, który właśnie wypełza spod gruzów. Nie widzisz maski Łowcy, bo stoi on pod światło, plecami do wyjścia, mocno owijając sobie linę wokół przedramienia.
- Kto tam jest? Czemu lina nie jest przypięta do statku? - patrzę przez chwilę na nieznanego mi Łowcę.
- Hilion, podleć statkiem bliżej do wyjścia jaskini jeśli możesz.
Staram się ogłuszyć królową włócznią. Sprawdzam, jak wygladają wiązania jej łap i nóg.
Wiązania wyglądają marnie, jeśli pójdzie tak dalej, to zaraz puszczą.
Nowy Łowca rzuca linę Hilionowi, który najszybciej jak może biegnie w stronę statku. Następnie podchodzi do was.
- W ten sposób nie da rady, zaraz się zerwie - Powiedział ojciec, stając obok ciebie. - Trzeba jej wyperswadować opór - dodał, po czym podszedł do niej od przodu i wsadził jej ostrza między zęby. Królowa zaczęła wydawać z siebie wężowy, nieprzerwany syk, ale zwiotczała.