Sesja!
*Hammer wyszedł spokojne ze statku rozglądając się.*Lili zostaje? Czy niech lata by nam statku nie podpieżyczono? Ostatecznie piraci mogą być zdesperowani.*Rozglądał się po terenie, starał się przywyknąć do powietrza. Poskakał sobie trochę by sprawdzić czy wszystko się trzyma. Sprawdził czytnik ruchu i odbezpieczył broń.* Wiem, że późno o to pytam ale czy odkryto na tej skale jakieś życie?
Nad wami niebo pochmurne. Macie uczucie, że w każdej chwili na wasze głowy powinny zacząć kapać krople deszcz. Jednak tak się nie dzieje. Może nie dawno padało? Nie widzicie jednak żadnej wilgoci na powierzchni skał.
Missy odwróciła się do Hammera.
- Nie, na tej planecie nie wykryto życia większego niż bakterie. Bio-Nat dokładnie ją zbadał. A o statek się nie bój. Jego zewnętrzna powłoka jest bardzo wytrzymała, a Lili będzie zamknięta. Nawet jakby się ktoś dostał do środka, to jej nie odpali.
Roy pomachał do was jakąś dziwną częścią, którą zawiesił sobie na szyi.
Missy odwróciła się do Hammera.
- Nie, na tej planecie nie wykryto życia większego niż bakterie. Bio-Nat dokładnie ją zbadał. A o statek się nie bój. Jego zewnętrzna powłoka jest bardzo wytrzymała, a Lili będzie zamknięta. Nawet jakby się ktoś dostał do środka, to jej nie odpali.
Roy pomachał do was jakąś dziwną częścią, którą zawiesił sobie na szyi.
*Popatrzył na zachmurzone niebo* - Jednak nie chciałbym się przekonać co za gówno spadnie z tych chmur...*Planeta nie należała do zbyt przyjaznych, to też jak najszybciej chciał ją opuścić. Są lepsze i gorsze miejsca na śmierć, to było to gorsze miejsce. Szkoda by było pożegnać się z życiem na tym zadupiu.*- Pośpieszmy się lepiej, im dłużej zwlekamy, tym mniejsze prawdopodobieństwo spotkania kogoś żywego. Z daleka to wyglądało na niezgorszą katastrofę.
*Kobieta jako ostatnia wyszła ze statku. Po pierwsze dlatego, że siedziała z Royem najdalej wyjścia, po drugie, bo piloci zawsze maszynę opuszczają ostatni- włączają wszystko, sprawdzają stan statku po lądowaniu, przełączają switche w stan off lub auto, przechodzą przez checklisty po lądowaniu. Ange poza tym musiała się jeszcze przepakować. Przytwierdziła nóż do spodniej części rękawa pancerza, przełożyła Berettę i trzy magazynki do kieszeni, zawiesiła latarkę przy pasie.* Dobrze, szybka bramka i do domu. *Powiedziała po wyjściu z maszyny.* Osłony zewnętrzne Lili są sprawne, dziewczyna będzie czekała gotowa do powrotu. *Ange jako pilot wyznawała prostą zasadę- szanuj maszyny to i one Ciebie uszanują. Obchodziła się więc z nimi jak z przyjaciółmi, a że takich brakowało, trzeba ich było traktować nader dobrze. Niektórzy żartowali z niej mówiąc, że w jej żyłach zamiast krwi płynie paliwo lotnicze... Cóż, prawda była taka, że uwielbiała latać... Wyjście ze statku okazało się śmieszniejsze, niż by sobie wyobrażała. Kilka skoków, mniej lub bardziej kontrolowanych, ale złapała równowagę. Wyglądała jak Armstrong robiący pierwszy krok na Księżycu- jakże to było dawno temu...*
- Dobra, bierzcie dupy w troki i idziemy. – Krzyknęła Missy. – Nie wiemy, co stało się z naszymi kolegami i musimy się tym bardziej spieszyć. Wymarsz!
Wzięliście manatki i poszliście na wschód. Planeta była strasznie monotonna. Ciągle szare, skaliste podłoże, czasem wystawało z nich coś, co można by nazwać wyschłymi patykami. Poczuliście, że teren lekko się podnosi i już stąd zobaczyliście, że przed wami ziemia opada. Podeszliście jeszcze trochę, Missy machnęła ręką, a wtedy Chris padł na ziemię i podczołgał się do przodu. Obejrzał teren i machnął ręką, po czym wstał. Weszliście na kraniec wzniesienia i spojrzeliście w dół. Przed wami rozpościerała się niecka szeroka na jakiś kilometr i długa po horyzont. Moglibyście dać głowę, że to koryto wielkiej rzeki, która tu niegdyś musiała płynąć. Dno jest pokryte bardzo dużą ilością niewielkich skał. Missy znowu machnęła ręką i zrozumieliście, że schodzicie na dół.
Uważając na ostre skały, które wystawały gdzieniegdzie ze zbocza, zeszliście na sam dół i ruszyliście przed siebie. Po pewnym czasie zaczęło was coś dziwić. Skał, które zalegały koryto rzeki było strasznie dużo. Pokrywały je na całej szerokości i po horyzont, rozmieszczone od siebie co kilka metrów. I były całkiem podobne do siebie. Wszystkie wysokie na jakieś dwie stopy, szare i obłe. Nawet zaczęliście sprawdzać, czy to skały, ale tak było niewątpliwie. Podobne do wapienia.
- Pamiętajcie, że znajdujemy się całkiem niedaleko portu kosmicznego, więc zachowajcie szczególna uwagę.
Nagle potknęła się i upadła na ziemię.
- No rzesz kurwa!
Wzięliście manatki i poszliście na wschód. Planeta była strasznie monotonna. Ciągle szare, skaliste podłoże, czasem wystawało z nich coś, co można by nazwać wyschłymi patykami. Poczuliście, że teren lekko się podnosi i już stąd zobaczyliście, że przed wami ziemia opada. Podeszliście jeszcze trochę, Missy machnęła ręką, a wtedy Chris padł na ziemię i podczołgał się do przodu. Obejrzał teren i machnął ręką, po czym wstał. Weszliście na kraniec wzniesienia i spojrzeliście w dół. Przed wami rozpościerała się niecka szeroka na jakiś kilometr i długa po horyzont. Moglibyście dać głowę, że to koryto wielkiej rzeki, która tu niegdyś musiała płynąć. Dno jest pokryte bardzo dużą ilością niewielkich skał. Missy znowu machnęła ręką i zrozumieliście, że schodzicie na dół.
Uważając na ostre skały, które wystawały gdzieniegdzie ze zbocza, zeszliście na sam dół i ruszyliście przed siebie. Po pewnym czasie zaczęło was coś dziwić. Skał, które zalegały koryto rzeki było strasznie dużo. Pokrywały je na całej szerokości i po horyzont, rozmieszczone od siebie co kilka metrów. I były całkiem podobne do siebie. Wszystkie wysokie na jakieś dwie stopy, szare i obłe. Nawet zaczęliście sprawdzać, czy to skały, ale tak było niewątpliwie. Podobne do wapienia.
- Pamiętajcie, że znajdujemy się całkiem niedaleko portu kosmicznego, więc zachowajcie szczególna uwagę.
Nagle potknęła się i upadła na ziemię.
- No rzesz kurwa!
*Chris najpierw sięgnął po karabin, wynurzając go spod płaszcza i przez celownik przyjrzał się dziwnemu szlakowi kamieni* Dziwne? *Skomentował. Miał swoje teorie, ale się nimi nie dzielił. Przesunął swe spojrzenie aż po horyzont. Ale wtedy wywróciła się Missy, co sprawiło że odwrócił do niej wzrok, odejmując oko od szkiełka* Wszystko w porządku?
*Ange podeszła do jednego z kamieni i zaczęła go dokładniej oglądać, uważając na... cokolwiek. Zastanawiała się co to, bo raczej niekoniecznie prawdopodobne było dla niej to, co widziała- kamienie takiego samego kształtu, rozmiaru i wyglądu, dodatkowo rozrzucone na ogromnym obszarze. Wyprostowała się.* Czy możemy już iść, nie podoba mi się to. *Nie, nie bała się- miała jakieś złe przeczucie. Poza tym zaczynało padać... Chwyciła mocniej karabin.*
Przyspieszając kroku kontynuowaliście marsz. Deszcz padał coraz bardziej. Gdy doszliście do przeciwległego zbocza, była już ulewa. Jednak nie wyglądała jak na Ziemi. Krople padały rzadziej i wolniej. Gdyby nie to, że nie mogliście się patrzeć nad siebie, to byście mogli ich unikać. Zaczęliście się wspinać po drugim zboczu, które miało więcej większych kamieni, utrudniających wam podchodzenie. Dostrzegliście coś, o czym wiedzieliście, choć i tak was to zdziwiło. Ziemia i głazy były suche. Harry zbliżył twarz do kamienia.
- Zobaczcie, ta woda od razu wsiąka. Jak to możliwe?
Rzeczywiście, kropelka wody po upadnięciu na głaz natychmiast w niego wnikała i znikała. Jakby była wsysana.
Ostatecznie weszliście na górę i przed sobą zobaczyliście równinę idącą lekko do góry. Chris obejrzał teren z lunetki, Missy za pomocą lornetki, po czym dała rozkaz do marszu dalej, lecz nie wypuszczała lornetki z ręki. Jednak nic się nie wydarzyło, było pusto i cicho, nie licząc szumu deszczu. Raz wzięliście mały odpoczynek, by nabrać tchu. Maszerowanie z ciężkim ekwipunkiem, jaki mieli co poniektórzy z was wcale nie było wygodne. Jednak po pięciu minutach ruszyliście dalej. Po jakimś czasie można było dosłyszeć ciężkie oddechy ludzi, idących pośród kamieni. Pomimo tego, że grawitacja była mniejsza, wy odczuwaliście normalną i już wam to zaczęło przeszkadzać.
Chris
Szedłeś pierwszy. Odwróciłeś się na chwilę, bo Ben się potknął. Już miałeś zacząć kontynuować marsz, gdy dostrzegłeś niewielki ruch jakieś sto metrów za wami.
- Zobaczcie, ta woda od razu wsiąka. Jak to możliwe?
Rzeczywiście, kropelka wody po upadnięciu na głaz natychmiast w niego wnikała i znikała. Jakby była wsysana.
Ostatecznie weszliście na górę i przed sobą zobaczyliście równinę idącą lekko do góry. Chris obejrzał teren z lunetki, Missy za pomocą lornetki, po czym dała rozkaz do marszu dalej, lecz nie wypuszczała lornetki z ręki. Jednak nic się nie wydarzyło, było pusto i cicho, nie licząc szumu deszczu. Raz wzięliście mały odpoczynek, by nabrać tchu. Maszerowanie z ciężkim ekwipunkiem, jaki mieli co poniektórzy z was wcale nie było wygodne. Jednak po pięciu minutach ruszyliście dalej. Po jakimś czasie można było dosłyszeć ciężkie oddechy ludzi, idących pośród kamieni. Pomimo tego, że grawitacja była mniejsza, wy odczuwaliście normalną i już wam to zaczęło przeszkadzać.
Chris
Szedłeś pierwszy. Odwróciłeś się na chwilę, bo Ben się potknął. Już miałeś zacząć kontynuować marsz, gdy dostrzegłeś niewielki ruch jakieś sto metrów za wami.
*Zbawiciel odwrócił się aby spojrzeć krótko, jakby krytycznie na Bena. Przez moment wyglądał jakby chciał się obrócić znów przodem do marszu, ale coś najwyraźniej się stało, bo Chrissyemu lekko poruszyły się brwi. A pół sekundy potem, bez większego ostrzeżenia wyszarpnął broń spod płaszcza i płynnym ruchem przyłożył sobie wizjer do oka a kolbę do barku. Rozstawił jeszcze nogi o piętnaście centymetrów szerzej* Ruch *Powiedział tylko ostrym, ale dość cichym głosem. Celował niewiele ponad barkiem Bena i rozglądał się za źródłem ruchu przez lunetkę*
Wszyscy odwrócili się gwałtownie i spojrzeli w kierunku, w którym patrzył się Chris. Podniesiono bronie, część padła na ziemię.
Spoglądasz przez lunetkę w miejsce, gdzie wydawało ci się, że widzisz ruch. W okolicy leżą tyko mniejsze kamienie, najwyżej stopa wysokości. Oprócz tego tylko mały żwirek. Narazie nic nie widzisz. Nie jesteś pewien, co to mogło być, coś małego.
Spoglądasz przez lunetkę w miejsce, gdzie wydawało ci się, że widzisz ruch. W okolicy leżą tyko mniejsze kamienie, najwyżej stopa wysokości. Oprócz tego tylko mały żwirek. Narazie nic nie widzisz. Nie jesteś pewien, co to mogło być, coś małego.
*Chriss na moment opuścił broń o trzy centymetry w dól, aby spojrzeć w kierunku węża normalnie, a nie przez celownik. Potem znów przyglądał się owemu zjawisku przez lunetę* Hm. Zdaje się że jednak jest tutaj życie. Jaszczurka jakaś. Nic groźnego *Opuścił broń i spojrzał na Missy* Zbadać to?
Missy odetchnęła z ulgą.
- Nie trzeba. Na tej planecie jest szczątkowe życie, już mówiłam. Dobra, drużyna wstawać i idziemy.
Wszyscy odetchnęli, opuścili broń i ruszyli przed siebie. Po jakiejś godzinie doszliście na szczyt tej wznoszącej się równiny. Rzucono rozkaz padnięcia na ziemię i podczołgaliście się do przodu. Przed wami zbocze opadało już trochę stromiej, a u stóp niego zobaczyliście port. Kilka starych, brudnych i zniszczonych hangarów, budynków mieszkalnych i szopy. W większości zbudowane z metalu, kompozytów, trochę kamienia. Nie widzicie żadnego ruchu na zewnątrz. Kawałek na południe dostrzegacie wrak zniszczonego statku kosmicznego. Musiał z dużą siłą uderzyć o ziemię. Duża część jest zmiażdżona, wiele poodpadało. Gdzieniegdzie są ślady po płomieniach.
- Ściemnia się już. Na tej planecie dzień trwa krótko. Byłoby dobrze, już zaczynać. Chris, schodzimy na dół, a ty osłaniasz nas stąd. Widzisz tamte okna? - Missy pokazała ci na okna najbliższego z hangarów. Większość z nich jest powybijana, ale można dostrzec wnętrze. - Gdy będziemy schodzić, obserwuj także wnętrze. Gdy już zejdziemy na dół i zabezpieczymy hangar, zejdziesz do nas. A teraz ruchy!
- Nie trzeba. Na tej planecie jest szczątkowe życie, już mówiłam. Dobra, drużyna wstawać i idziemy.
Wszyscy odetchnęli, opuścili broń i ruszyli przed siebie. Po jakiejś godzinie doszliście na szczyt tej wznoszącej się równiny. Rzucono rozkaz padnięcia na ziemię i podczołgaliście się do przodu. Przed wami zbocze opadało już trochę stromiej, a u stóp niego zobaczyliście port. Kilka starych, brudnych i zniszczonych hangarów, budynków mieszkalnych i szopy. W większości zbudowane z metalu, kompozytów, trochę kamienia. Nie widzicie żadnego ruchu na zewnątrz. Kawałek na południe dostrzegacie wrak zniszczonego statku kosmicznego. Musiał z dużą siłą uderzyć o ziemię. Duża część jest zmiażdżona, wiele poodpadało. Gdzieniegdzie są ślady po płomieniach.
- Ściemnia się już. Na tej planecie dzień trwa krótko. Byłoby dobrze, już zaczynać. Chris, schodzimy na dół, a ty osłaniasz nas stąd. Widzisz tamte okna? - Missy pokazała ci na okna najbliższego z hangarów. Większość z nich jest powybijana, ale można dostrzec wnętrze. - Gdy będziemy schodzić, obserwuj także wnętrze. Gdy już zejdziemy na dół i zabezpieczymy hangar, zejdziesz do nas. A teraz ruchy!