Artur pociągnął za klamkę i w tym samym momencie gdzieś na prawo od was, całkiem niedaleko i chyba na tym samym piętrze rozległa się krótka seria wystrzałów.
Missy szybko odwróciła wzrok od drzwi, spojrzała na czujnik, ale nic nie wskazywał. Wróg nie wszedł do pokoju. - Wracamy. Tam coś się dzieje.
Nagle słyszycie szybkie stuki metalu schodów, gdzieś kilka pięter niżej. Robią się coraz bliższe i głośniejsze.
[Dodano po 5 godzinach]
Stuki robią się coraz głośniejsze. Już wiecie, co to jest. To te potwory biegną z niższych pięter.
Na prawo od was rozlegają się kolejne serie, które milkną po chwili. Missy podejmuje decyzję. - Wycofujemy się! Ben i Artur kryją wyjście z klatki schodowej, reszta przód i wentylację. Idziemy!
*On krył przód. Wycelował w kierunku dźwięków i potworów. Cofał się zaskakująco skutecznie jak na kogoś z skręconą noga. Cóż, adrenalina* A co z tymi strzałami z boku? *Spytał nie odrywając jednak wzroku od miejsca które miał skutecznie osłaniać*
*Artur odbiegł szybo od drzwi by nie zasłaniać celu, obrócił się i cofając przygotował do strzału. Lufa smartguna była skierowana na drzwi klatki schodowej.* Ben wolisz strzelać przy jeszcze zamkniętych drzwiach, by je odstraszyć czy czekamy jak wyskoczą? *Polak miał uśmiech na twarzy, mimo, że się bał to walka należała do jego natury tu mógł się wykazać. Spojrzał na sufit czy nie znajdują się blisko któregoś szybu wentylacyjnego i w razie czego odsunął się jeszcze trochę.* Niech ktoś osłania nam wentylacje za plecami by nam na plecy nie wskoczyły!*Zaczął obserwować drzwi i czujnik ruchu.* Dobra gotowy.
- Nie ma co strzelać na oślep, trzeba szanować amunicje. *Miał już trochę zszargane nerwy. Póki co wróg ukrywał się przed nimi całkiem dobrze, a teraz w końcu szykowała się porządna walka.* - Gotowy, ruchy tam z tyłu !
*Ange odwróciła się w stronę z której przyszli i przytuliła się mocniej do broni. Zanim jednak chwyciła ją mocniej silnym szarpnięciem oderwała z paska wykrywacz ruchu i przywiązała go do karabinu.* Bamos. *Szepnęła. Gotowa do strzału zaczęła iść spokojnie przed siebie. Celowała to w korytarz, to w szyby wentylacyjne nad ich głowami. Cóż by dała za możliwość siedzenia za sterami dropa i wspierania oddziału z powietrza. A tak jeszcze musieli do niego wrócić.*
Zaczęliście się wycofywać. Artur i Ben idąc obok siebie małymi krokami do tyłu, celowali w drzwi na klatkę schodową, zza których dochodziły coraz głośniejsze hałasy. Stuki metalu, a także skrzeki i krzyki potworów. Drzwi na schody były porządne - grube, metalowe, z szybką pośrodku. Na ścianie obok znajdywał się terminal, którym były otwierane. Tylko co on da? Jeśli nie umieją obsługiwać takich rzeczy, to po prostu się przebiją.
Arturowi wydawało się, że zobaczył jakiś ruch za szybą. Było jednak ciemno i nie był pewien. Jednak po chwili szyba zaparowała od oddechu obcego. Były tuż za drzwiami.
Doszliście do rogu, Missy prowadziła, celując przed siebie i czasami zerkając nad głowę. Angie sprawdzała wentylację czujnikiem ruchu, jednak ten nic nie wykrywał. Do rogu doszli Ben i Artur. Zawachali się. Gdy miną narożnik, nie będą widzieli celu. Nie mają jednak ochoty zostawać zbytnio w tyle. W końcu jednak postanowili iść dalej, tracąc z oczu drzwi. W tym samym momencie rozległo się o nie głuche uderzenie. Jeszcze przyspieszyliście.
Usłyszeliście przeszywający wizg, chwilę potem kolejne, mocniejsze tym razem uderzenie, zaraz po nim kolejne. W tym samym momencie pękła kratka wentylacyjna i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, Missy została wciągnięta za głowę do góry. Wystawały tylko nogi. Angie wrzasnęła i zaczęła pruć sufit obok wentylacji. W tym samym momencie usłyszeliście krzyk podporucznik: - Zdychaj skurwysynu! - kolejne serie, rozbłyski w wentylacji. Na podłogę spadają łuski. Spada także Missy. Ma zakrwawioną głowę, ale chyba nic jej się nie stało. - Zajebałam skurwiela.
Chyba to była prawda, bo przez sufit zaczęła kapać jakaś zielona ciecz, od której podłoga zaczyna się dymić. Angie odskoczyła do tyłu, prawie trafiło jej buta. Harry rzucił się do podporucznik i zaczął macać jej głowę. Odepchnęła go, rzuciwszy "Nic mi nie jest" i wstała na nogi. Chris oszołomiony powiedział: - Skąd on się tam wziął? Czujnik nic nie pokazywał. - Siedział tam już wcześniej bez ruchu. Pamiętacie? Gdy tędy przechodziliśmy za pierwszym razem, słyszeliśmy syczenie z wentylacji. Jednak tam siedział.
Zaczęliście z powrotem zwracać uwagę na dudnienia. Słyszeliście kolejne uderzenia, ale już nie głuche. Rozlegał się odgłos pękającego i dartego metalu. I wrzaski.
*Kobieta spojrzała w miejsce, gdzie niedawno stała, a gdzie teraz podłoga dymiła lekko.* Dziwne... *Skwitowała szeptem. Patrzyła jeszcze chwilę na dymiący metal. Pokręciła kilka razy głową.* Co to jest za cholerstwo... *Powoli podniosła wzrok i spojrzała na swoją drużynę. Sprawdziła czujnik ruchu, ilość amunicji w magazynku. Broń skierowana w sufit.* Rozkazy, ma'am? *Upomniała się.*
Spieprzamy szybciej do pokoju z trzema drzwiami. W tamtym kierunku ktoś jest, musimy zobaczyć kto. - mówiła to nie zatrzymując się.
Usłyszeliście kolejne uderzenie, po chwili odgłos padającego kawału metalu, wrzaski i stuki pędzących potworów. Już widzicie cienie wychylające zza zakrętu.
*Chrissy sięgnął do swego czoła po noktowizorek i nasunął go sobie na oczy. Ot lepiej dokładniej widzieć co się dzieje. A potem po prostu wyprostował dłoń i zaczął pruć z pistoletu w ciemne kształty wytaczające się zza rogu. Strzelał częściej niż jedną kulę na sekundę. Magazynek zejdzie mu w kilka sekund, ale co tam. Ma jeszcze dragunowa, a oszczędność w kulach nie będzie chyba zbyt pożądana. Zaklął jeszcze szpetnie pod nosem, ale nie panikował ani nie był wściekły. Ot praca. Zabić wroga albo zginać próbując* Kwas?! Cholera jasna, kwas? *Skomentował tylko tę krew*
Polak nadal nie biegł. W myślach powtarzał sobie, że ma ciężką broń która go spowalnia ale daje mu przewagę nad tymi stworami w postaci 1000 kul. Nie strzelał jeszcze, zacznie strzelać jak wyłoni się cała grupa. Cofał się dalej skrupulatnie.
*Odwróciła lekko głowę. Zauwazyła kątem oka jak cienie paskudztw rosną na przeciwległej ścianie. Zerknęła przed siebie. I znów za siebie... Szła obok pani podporucznik. Panowała nad oddechem, aby jak najbardziej uspokoić się i skoncentrować na tym, co może pojawić się z przodu lub z tyłu. Oparła broń nad łokciem i przycisnęła do siebie mocno. Palec wskazujący prawej dłoni delikatnie muskał spust karabinu. Zaczynała być głodna, a palić chciało się jak po seksie. Uśmiechnęła się do siebie. Zapali na statku. Najpierw jednak dojdzie do niego w na tyle jednym kawałku, żeby wszystkie komponenty potrzebne do palenia były na miejscu.*
*Poruszał się ramię w ramię z Arturem, póki co też nie strzelał. Kto wie jak po tej bitwie będziemy stać z amunicją ? Miał tylko cholerną nadzieje, że ci z przodu trafią na miejsce dogodne do obrony, gdzie będziemy mieli szanse przeżycia. I to szybko.*
Wypadły zza rogu. Biegły wszędzie. Nie tylko po podłodze. Po ścianach i suficie także. Biegły strasznie szybko, ze ściany na sufit, na podłogę na ścianę, znowu sufit. Otworzyliście ogień, gdy tylko się wyłoniły. Pruliście ile wlezie. Z naprowadzaniem i bez, zdejmowaliście je ze ścian, rozmazywaliście na podłodze, spadały z sufitu. Wrzaski, krzyki, piski i wizgi. Chris wyładowywał magazynek przed siebie, nie było sensu celować, były wszędzie. Nagle wyskoczyły także z wentylacji przed wami. Missy i Angie otworzyły ogień, Harry zaczął drzeć mordę jak opętany, waląc w co popadnie. Strzelił granatnikiem w korytarzu. Rozległ się wybuch. Szczątki obcych wraz z kwasem poleciały na was. Czuliście jak parzą wam palce, zaczynają przepalać kurtki. Od tyłu biegły te szybkie potwory, niskie, brązowo-rdzawe. Ich ruchy umykały waszym oczom. Wybiegły także dwa duże. Te nie biegły po ścianach. Dostawały serię za serią w głowę, wielki, potworny kołnierz sięgający sufitu. Łapy z pazurami od ściany do ściany. I koszmarne wrzaski. Nie panowaliście nad sobą. Pruliście przed siebie i darliście się. Kilka z potworów skoczyło na was. Część została rozwalona w locie, kilka nie trafiło, unikając waszych kul. Jeden ze zwinnych przeleciał wam nad głowami. Usłyszeliście ryk Harrego. Krwawił z głowy. Padł na ziemię. Angie wypuściła broń z rąk, miała je poparzone. Harremu przód hełmu już się stopił, jego twarzy nie chroniło już nic. Ben nie czuł, że kwas przeżarł mu buty i zaczyna ranić stopy. Nie wiecie, ile to trwało. Nagle się skończyło. Na podłodze wiły się ciała, ruszały odcięte, urwane kończyny. Kwas przetopił podłogę do piętra niżej. Nie nadbiegało nic nowego. Na razie...
*Klik. Sztaba magazynka poleciała w dół, ku ziemi. Zbawiciel sięgnął do paska po kolejny magazynek i wsunął go w pistolet. Rozejrzał się po podłodze i szukał kilku miejsc, lub ciał, na które mógłby postawić stopę i wyskoczyć poza okręg ciał. Przy tych ilościach ciał i kwasów podłoga może się dosłownie obsunąć. Trudno było mu postawić ciężar ciała na zwichniętej stopie, ale teraz musiał to zrobić. Nie miał żadnego sensownego komentarza od sytuacji. Spoglądał po wszystkich*
*Polak ściągną plecak i przykucną. W dziwnym odrętwieniu wymruczał * Osłaniajcie zmiana magazynka * Wyciągną szybko i płynnie skrzynkę ze smartguna i zastąpił ją pełną z plecaka. Sprawdził na oko ile zostało w starym magazynku po czym schował go do plecaka i zarzucił na plecy. Wstał i wycelował w stronę skąd nadbiegały wcześniej potwory.* Gotowe, rozkazy? *Stał dokładnie w tej samej pozycji co przed walką i patrzył pustymi oczami w korytarz.
Spadajmy stąd, co? *Zaproponowała. Syknęła, skóra na dłoniach zaczynała lekko palić. Machała nimi, chcąc jakby strzepnąć z nich kwas. Zimne powietrze z jakim stykały się jej dłonie w ruchu koiło nieco ból. Sięgnęła po broń i złapała ją za pasek i pozwoliła się jej zsunąć na zgięcie ręki.*
- Chryste, co za smród... z czego oni są ? Z gówna ? *Ben nie czuł jeszcze bólu, póki co działała adrenalina. Nie patrzył na resztę grupy, celował w miejsce skąd wychodziły potwory.* - Fakt, trzeba stąd zmiatać i to szybko. Nie wiadomo kiedy te monstra wrócą i w jakiej liczbie. Harry co z tobą ?