(Dobra, można wznowić

)
Czegokolwiek byście nie postanowili, to i tak by nie wyszło. Stojąc tak za rogiem i chwilę rozmawiając, usłyszeliście nagle wrzaski obcych z całkiem niedaleka, krzyki ludzi i odgłosy strzałów oraz szamotaniny. Twarz Missy wykrzywił grymas, chyba złości.
- Dobra, pieprzyć to, kto tam jest. Wiemy, że są tam te paskudy. Idziemy!
Wybiegła zza rogu i pobiegła korytarzem, w którego końcu za kolejnym załomem było słychać hałasy. Pobiegliście za nią. Oczywiście w formacji. Z tyłu byli Ben i Artur, w środku Chris, który powłóczył nogą, a z przodu Angie, Harry i Missy.
Obciążeni ekwipunkiem i zmęczeni mieliście już trochę dosyć.
Wybiegliście zza zakrętu.
Kotłowanina, krew na ścianach i podłodze. Ktoś leży i szamoce się z alienem, kilka osób stoi, padają strzały. Wrzaski ludzi i alienów.
[Dodano po 29 minutach]
Minęła sekunda, gdy rozległo się padnij, poleciał granat i rozległ się wybuch. W waszą stronę poleciały kawałki obcych, przed którymi na szczęście się osłoniliście. Jednak to nie koniec...