Sesja Lionela

- Kłamstwa, które sączycie do uszu ludzi niczym najsłodszy nektar. Harfiarze, Czerwoni Magowie, Nie-ludzie, monarchia... Winnych jest wielu i prędzej czy później, dosięgnie ich karząca ręka sprawiedliwości. Nie mydl nam wszystkim oczu, gdyż to nas jawnie obraża. - Spojrzał prosto w jej oczy.
- Jednak nie ukrywam, że najmocniej nam zależy na złapaniu prowodyrów tego obmierzłego planu. Jeżeli wiesz coś więcej na ten temat i masz konkretne dowody, to chętnie posłucham. W tej chwili to "słowo przeciw słowu", a te Czerwonych Magów znaczy naprawdę niewiele w Velenie. Szczególnie, gdy wypowiada je ktoś, kto nie raczy się nawet przedstawić i ukrywa się pod postacią niewolnicy, wykorzystując moją gościnność. Wtedy może przemyślę jeszcze raz moje stanowisko i nie oprawię Was podobnie jak innych szpiegów magokracji.
- Wasza gościnność, lordzie Greystör, zaprawdę dziwną się jawi wobec wygłaszanych przy wieczerzy gróźb o oprawianiu posłów tylko z tytułu przynależności do tej czy innej grupy. - odparła z miejsca tym samym, niemal męskim tonem. - Pomijam już kierowane pod adresem mistrza Koella drwiny i kalumnie w odpowiedzi na jego uprzejme powitanie, czy despekt i niewybredne zarzuty wobec damy, której godności nawet nie zadano sobie trudu poznać. Dziwi mnie tylko, że tak bezrefleksyjnie obrażana jest delegacja Manshaki, a wraz z nią sam wezyr Fanzir, który w całym swym majestacie miał powody, by uznać nas za równorzędnych i godnych powierników swoich interesów.
Być może zaschło jej w gardle, być może był to tylko nic nie znaczący gest, w każdym razie bez pośpiechu upiła łyk wina i ciągnęła dalej.
- Tak się składa, że wiem, kto bezpośrednio odpowiada za zbrodnię, której dokonano na pana ojcu. Nie sądziłam jednak, że bardziej, niż rychłym sojuszem z Manshaką Wasza Lordowska Mość zechce poświęcić się jawnemu obrażaniu mistrza Koella, jego przełożonych i mnie. Jeżeli z naszej strony mamy więc zakosztować jeszcze veleńskiej gościnności i udzielić sobie wzajemnie cennych informacji, wyrażam nadzieję, że jeszcze raz Wasza Lordowska Mość zechce przemyśleć swoje stanowisko.

- Zapewniam, że to nie są groźby - stwierdził spokojnie gospodarz, jakby rzucił uwagę o pogodzie. - Droga Pani, jeżeli roztropna troska o obopólne interesy i szczerość nazywasz grubiaństwem, to tak, jestem abderytą pierwszej wody. Wybaczcie, że nie jestem szablonowym lordem, którego można z łatwością owinąć sobie wokół palca. Nigdy nie byłem wielkim fanatykiem ubarwiania wszystkiego w piękne słówka i korzystania z wysublimowanych przemów, gdyż uważam to za całkowitą stratę czasu, a na to nie mogę sobie pozwolić, bo to szkodzi biznesowi. Pragmatyzm jest cnotą i znacznie wyżej cenię działania niż piękne, choć puste słowa. Zdaję sobie sprawę, że wielu takie obyczaje nie odpowiadają, lecz każdy, kto pokaże, iż jest ponad drobne uszczypliwości i fochy, a także potrafi przełknąć bolesną prawdę, zyska mój szacunek. Wydaje mi się, że moja lojalność jest tego warta, inaczej w ogóle byście tutaj nie byli.
- Heh... Intrygujące. O dobrym wychowaniu oraz gościnności uczy mnie ktoś, kto sam rzuca oskarżeniami na prawo i lewo, a gdy przychodzi czas konkretów, zmienia temat, atakując swojego gospodarza "ad personam". Ktoś, kto nie ma śmiałości wyjawić nawet swojego imienia, a wkrada się niczym szczur do delegacji moich znamienitych gości i ukrywa się pod postacią damy do towarzystwa, myśląc, że fizyczność zaślepi nasz zdrowy osąd. Osoba, która pod przykrywką przyjaźni i ogłady, w finezyjny sposób wbija klin pomiędzy Velenem a Manshaki. Istota, której celów przybycia nawet nie znam i myśli, że bezrefleksyjnie będę dysputował o układach w jej otoczeniu. Krainy rzeczywiście upadają. Kto tu kogo obraża, dobra Pani?

Tym razem kobieta drgnęła, jakby spoliczkowana niespodziewanie ostrym słowem. Nie odpowiedziała już lordowi, zamiast niej odezwał się Koell.
- Moja towarzyszka wie co mówi Lordzie Greystör. Jeśli mogę coś zaproponować, to aby dalsze rozmowy potoczyły się w kierunku, w jakim pierwotnie miały się toczyć. Na ewentualne pytania z pewnością odpowiemy później. Jak widać sytuacja staję się nieprzyjemnie napięta, ludzie zaczną jeszcze mówić dużo niepotrzebnych słów. Nikt zapewne na tym nie skorzysta. A nie chodzi nam przecież żeby napsuć sobie krwi. - zakończył pojednawczo.

Lord spojrzał na niego z odrazą. - Istotnie, masz mistrzu rację. Mam już serdecznie dość tej pieprzonej farsy i tych łże-pertraktacji. Straciłem już aż nadto czasu. Jedyne, co tutaj widzę to żmije, sączące tylko kłamstwa do moich uszu i zadziwiającą niekompetencję. - powstał energicznie, uniósł kielich do ust i wypił całe znajdujące się w nim wino duszkiem, tak, że kilka kropelek rubinowego płynu pociekło mu po brodzie. Po wszystkim rzucił puchar w przeciwny kąt sali i na odchodne odburknął z kamienną twarzą. - Życzę miłego posiłku, wszyscy jesteście siebie warci. - po czym wyszedł z komnaty.
Odpowiedz
[ty to życia chyba nie masz ]

Khadijah kiwnęła głową z dezaprobatą, przewracając oczami. - Trzeba było zaufać pierwszym instynktom, trzeba było. - Burknęła pod nosem, spoglądając na tę scenkę. Relacja z tego wydarzenia na pewno przysporzy wezyrowi kilka srebrnych loków, a przecież nie z takim zamiarem wybrała się w podróż. Zdecydowanie po ceremonialnym posiłku musiała spotkać się z Lordem Greystörem, by na spokojnie wyjaśnić związek Manshaki z Czerwonymi Czarodziejami, dowiedzieć się więcej na temat śmierci seniora i poznać wymiar wpływu wydarzeń na pertraktacje dyplomatyczne, będące celem jej wyprawy.
- Instynkt jest najważniejszy. - Rzuciła po raz ostatni niewyraźnie i kontynuowała biesiadowanie w dość niezręcznej atmosferze.
Odpowiedz
Czerwony Mag wstał z miejsca, burknął coś o zmęczeniu i trudach podróży, a następnie odszedł od stołu i wraz ze swą towarzyszką opuścił wielką salę. Zapanowała mocno niezręczna cisza, przerywana jedynie nieśmiałymi szeptami brzęczących o talerze sztućców. Ze wszystkich obecnych jedynie ser Steverron i Jafaar nie topili wzroku w nałożonych potrawach. Stary mistyk, uśmiechając się pod nosem, nachylił się do ciebie.
- Wspaniale rozegrane powitanie, nie ma co. Nasz gospodarz zna się na rzeczy. Pytanie na ile umyślnie dopomogli mu w tym nasi thayańscy przyjaciele. Co zamierzamy dalej?
Odpowiedz
Rzuciła w stronę mistyka dziwaczne spojrzenie. - Miejmy nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na spełnienie naszych celów. - Wzięła pokaźny łyk z kielicha i wytarła usta zdobioną serwetką. - Czas porozmawiać z naszym gospodarzem na osobności... bez tej całej dramy.
Odpowiedz
Starzec skinął głową w zamyśleniu.
- Rzecz w tym, co chciał ugrać nasz gospodarz przez jej odstawienie. Zamierzasz rozmówić się z nim sama? Nie łudź się, że cię zlekceważy. Nie słyszałem o drugim takim przypadku, by w królestwach zachodu jakikolwiek monarcha powierzał najwyższe honory i poselstwa kobiecie. On na pewno też nie. Mogę udać się do jego pokoi z tobą, ale przyznam, że niepokoją mnie dotychczasowe i najbliższe posunięcia naszych thayańskich przyjaciół...
Odpowiedz
- Chyba jednak wpierw rozmówię się z Koellem. - odparł po chwili namysłu, gdy wychodziliście już na schody wiodące na piętro z komnatami gości. -Wybadam, co tak naprawdę zamierzają tu działać jego przełożeni za jego sprawą i w miarę możliwości wybiję mu z głowy ewentualny sabotaż naszych posunięć. A co do Greystöra, to nie obawiałbym się o jego obawy związane ze spotkaniem z tobą. Nie mamy chyba aż takiego szczęścia. - skwitował kwaśnym uśmiechem, rozciągającym jego zmarszczki. - Dołączę do ciebie możliwie najszybciej, spotkajmy się przy twojej komnacie. Jeżeli zdecydujesz się jednak porozmawiać z gospodarzem wcześniej, jestem pewien, że sobie poradzisz.
Rozstaliście się na schodach, gdyż mimowolnie pochłaniał was nurt wychodzących z sali biesiadników. Jafaar poszedł przed siebie, w stronę komnat thayańczyka, ty zaś wróciłaś do siebie, by zebrać myśli i przygotować sobie plan rozmowy z Greystörem.
Tu jednak spotkała cię niespodzianka. Nie minął kwadrans od nagłego zakończenia uczty, gdy zza twych drzwi rozległo się uprzejme pukanie, połączone z równie uprzejmym zapytaniem.
- Szacowna Khadijah? Zechciej wybaczyć mi najście, pani, ale czy zechciałabyś zamienić ze mną parę słów na osobności? - usłyszałaś lekko przytłumiony przez drewno głos lorda Clovisa.
Odpowiedz
Co też mogło kierować lordem, że osobiście pofatygował się do jej komnaty. Zwłaszcza ta cała tajemniczość nie wzbudziła jej zaufania, jednakże mimo to musiała wykorzystać okazję.
- Ależ oczywiście, proszę wejść wasza lordowska mość. Pociągnęła za klamkę, umożliwiając wejście, a następnie zrobiła kilka kroków w tył.
Odpowiedz
- Dziękuję za zaproszenie, czy mogę się rozgościć? - Nie czekając na odpowiedź podszedł do złotej tacy, na której leżał dzban pełen wina i kilka kryształowych pucharów. Nalał do dwóch z nich hojną porcje lokalnej ambrozji, jeden z kryształów podając taktownie tobie. Jego towarzysz, jak się zorientowałaś, dowódca pałacowej straży i przełożony kapłanów Umberlee, oparł się o zamknięte drzwi i lustrował od niechcenia pomieszczenie.
- Pozwoli Pani, że usiądę... - rozsiadł się wygodnie w fotelu pamiętającym czasy jego dziadka. Mebel nadal sprawiał wrażenie nowego i był zaskakująco solidny, pomimo mozolnej walki z wilgocią oraz solą morską nawiedzającą dwór. Dobra veleńska robota. Jeden z symboli nieugiętości ludu zamieszkujących ten region. Upił łyk wina i spokojnie delektował się jego bukietem. Po chwili uśmiechnął się szczerze i spojrzał ci prosto w oczy. - Mam nadzieję, że wybaczy mi Pani mój mały teatrzyk, jaki musiał odegrać podczas niedawnej uczty. Kiepsko prowadzi się interesy czy przyklepuje przymierze, gdy ma się na plecach irytujące bachory, które nieudolnie próbują ukryć swoje prawdziwe zamiary. Było tam za dużo szpiegów jak na mój gust i pomyślałem, że warto dać im do myślenia. Poza tym, zostałem zmuszony do pewnej korekty, spowodowanej Pani jawnym przybyciem do moich włości. Wizyta oczywiście radosna, ale nie lubię być na językach całego Faerunu i odkrywać wszystkich kart od razu.
Odpowiedz
- Mogłabym teraz rzucić uwagą, że intryganctwo przypisywane jest przez północne krainy Calishitom. - Skinęła uprzejmie głową, podnosząc kielich i upijając z niego nieco. - W pełni rozumiem, że otwartość nie jest cnotą w kontaktach narodowych. Skoro więc jesteśmy już na osobności - nie mogła sobie nie pozwolić zerknąć na gwardzistę - to możemy skupić się na celu mej wizyty u waszej lordowskiej mości.
Odpowiedz
- Doskonale. - Zamieszał delikatnie pucharem i z należytą nabożnością, przypisaną tej klasy trunkowi, upił kolejny łyk. - Jak znakomicie zdajemy sobie sprawę, szanowny wezyr Artuok Fanzir prosił mnie w ostatnim liście, abym udostępnił mu część mojej floty, zarówno jawnej i ukrytej, do walki z Calimportem. Początkowo byłem temu niechętny, gdyż mam w tym mieście wielu partnerów handlowych i ewentualna wojna przyniosłaby mi znacznie więcej strat niż korzyści, lecz niedawno zmieniłem zdanie. Powód jest oczywisty. Domyślam się, że rojaliści zaproponowali władykom część mrocznej wiedzy, jaką kryją te mury. Tym świniom zawsze było mało koryta i ciągle poszukiwały okazji, aby zaspokoić swój stale rosnąc apetyt. Uważam, że warto dać im odpowiednią lekcję.

Podrapał się po brodzie, namyślając się. - Niestety, w tej chwili nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek uszczuplenie swojej floty, gdyż król w swojej łasce już niedługo przypłynie całą swoją armadą, aby skrócić mnie o głowę. Do czasu, aż nie uporam się z tą kwestią i nie uciszę mojego opętanego seniora, ta prośba jest poza dyskusją. Muszę chronić Velen i tego, co on kryje. Inaczej Faerun, jaki znasz Pani, przestanie istnieć
. - powoli wstał z fotela i skierował się w stronę okna, którego widok pokazywał całe piękno morskiego żywiołu. - Jednak.. nigdy nie byłem zwolennikiem otwartej wojny. To zawsze jest wyłącznie ostateczność. Do sprawy walki o wpływy, trzeba podejść bardziej finezyjnie. W tym momencie, w zastępstwo za statki, proponuje wykorzystanie wszystkich swoich kontaktów i siatki szpiegowskiej do cichej wojny z Calimportem. Wy, Południowcy... zawsze chełpicie się, że jesteście w niej mistrzami. Z dziką rozkoszą sprawdzę karty paszów i zatopię ich małe imperium w fali anarchii oraz zabójstw. Kiedy zbroja tych łasych kuglarzy odpowiednio skruszeje, wtedy otwarcie zaatakujemy.

- Oczywiście, niesie to za sobą ogromne koszta, ale jak mniemam nasze połączone skarbce i surowce, spokojnie wystarczą do wykonania tego niemożliwego zadania. Delikatnie zbiedniejemy, ale ewentualna przyszłość nam to wynagrodzi. Miejmy nadzieję
. - powiedział cierpko i upił kolejny łyk.
Odpowiedz
Khadijah w duchu zgadzała się z wyższością cichych działań nad głośnym harmidrem. - Rozumiem Wasze położenie, lordzie Greystör. Wasza propozycja wydaje się równie wartościowa, co wcześniejsze ustalenia, jeżeli nie bardziej. Martwi mnie jednak pewna sprawa. - Upiła kolejny łyk wina. Wina cierpkiego i nieco mętnego, niedorównującego smakom południowych gron dojrzewających w pełnym słońcu i wysysających wszystko to co najlepsze z calimshańskiej gleby. Jednakże picie tego trunku to niewielkie cierpienie w porównaniu z radością wezyra, gdy dowie się o pomyślności misji. Mianowicie, jaką pewność może mieć Słońce Słońc, Wezyr Fanzir, że w przypadku, jak najlepiej dla nas, hipotetycznym, odniesienia sukcesu przez Waszego seniora w swoim "polowaniu", nasze interesy nie wyjdą na jaw. Wiadomo, że na służbie nie można polegać, gdyż motłoch panikuje, gdy lecą łby. - Ostatnie słowo wywołało nieukrywany uśmiech na jej twarzy. - Manschaka zdecydowanie wolałaby uniknąć skupienia tej formy atencji. Nasze kontakty z Calimportem już są nazbyt napięte, by taki obrót spraw doprowadził do wojny domowej w naszym regionie. Chciałaby mieć również pewność, najlepiej na piśmie opatrzonym odpowiednią sygnaturą, że po zażegnaniu tutejszych problemów, flota Waszej Lordowskiej Mości będzie do pełnej dyspozycji Wielkiego Wezyra.
Odpowiedz
Lord, zwrócony plecami do ciebie, podziwiał w milczeniu widoki rozciągające się za oknem. Dopił wino, odłożył kielich i odwrócił się powoli. Na twarzy Greystöra gościł tylko idealny uśmiech. Taki, który mógłby kruszyć lodowce i otulać w mroźne poranki. - Jestem przekonany, że gdyby Wielki Wezyr wątpił w nasz profesjonalizm i dyskrecję, to z pewnością zgłosiłby się do kogoś innego. Moich ludzi dobieram starannie i potrafią trzymać język za zębami, a jeżeli wśród nich znajdą się niecne czarne owieczki... powiedzmy, iż jutro przekona się Pani o tym, jak tego typu niesubordynację błyskawicznie ukrócam.

Demonstracyjnie zrobił szybkich ruch ręką i nagle w jego dłoniach pojawiła się niewielka srebrna moneta. Na awersie widniały trzy śledzie, natomiast rewersie miecz otoczony pięcioma gwiazdami i ciąg finezyjnych literek na obrzeżu.

- Obawiam się, że będziecie musieli zaryzykować i mi zaufać. Jak to często bywa w interesach. - Mówiąc te słowa podziwiał monetę, jakby był to jakiś antyczny artefakt. Może w istocie tym właśnie ów przedmiot był? Rzucił pieniążek w twą stronę, dostatecznie lekko, abyś go z łatwością złapała. - Kiedy pokażesz to moim kontaktom na Południu, będą wiedzieli, że jesteś przyjaciółką i należy brać Twoje zdanie pod szczególną uwagę. Żadne papiery nie wchodzą w grę, bo taki środek przekazu ma zaskakujące tendencję do wpadania w niepowołane łapska. Chyba, że coś omyłkowo zrozumiałem i pragnęła Pani, abyśmy stworzyli kilka podrobionych dokumentów, które zasieją ferment w sieci szpicli przeciwnika... - podrapał się po podbródku, zastanawiając się nad tym pomysłem. - Tak... istotnie znakomita myśl. Uważaj to za zrobione.

Odchrząknął. - Co do floty, to masz moją obietnicę, że gdy tylko skończę tutaj, moje statki popłyną w kierunku Calimportu. Z "Niezłomnym" na szpicy, którym będę dowodzić ja i nikt inny.
Odpowiedz
Zacisnęła dłoń na zimnej monecie.
- Każda sposobność do skołowania przeciwników Manshaki jest warta wykorzystania. Z doświadczenia, MY - Calishici, wiemy, że zamęt w przeciwnym obozie przynosi więcej korzyści niż otwarty konflikt. Cieszę się, że Wasza Lordowska Mość również kieruje swoje myśli w południowy sposób. To ułatwia wiele, naprawdę wiele. Chciałabym więc jak najszybciej móc ujrzeć MOC tej monety. Czas dla Manshaki nie jest pomyślny.
Odpowiedz
- Cieszy mnie, że podziela Pani moją wizję. Ten fakt doskonale wróży temu sojuszowi i przyszłym fruktom z niego płynącym. Zanim jednak przejdziemy do tematu, jakie będą kolejne kroki w naszym precyzyjnym planie, mam tylko jedno pytanie... - Spojrzał ci prosto w oczy, spojrzeniem, które doskonale znałaś jako czujne na każde nieprzemyślane kłamstwo - Gdzie się podziewa twój towarzysz, ten stetryczały mistyk? Dlaczego opuścił te komnaty tak szybko, Pani, zamiast służyć radą i wykoncypować jak przełamać impas z uczty powitalnej? Zaprawdę dziwny to doradca, który opuszcza Ciebie przy każdej nadarzającej się okazji, jeżeli mogę sobie pozwolić na taką śmiałość.
Odpowiedz
Jako że nigdy z Jafaarem nie była zbyt blisko związana, szczególnie na dworze, gdzie to uznawała go za spoglądającego z góry gbura, dlatego też nie odczuła jego braku, skupiając się na własnych agendach.
- Ten stetryczały mistyk, jak zechciał się Pan wyrazić, zajmuje się naszym thayańskim ambasadorem. Jako gość samego wezyra Fanzira, przysługuje mu towarzystwo oraz wsparcie dworskich elit. Nie chcielibyśmy, by nasz gość przebywał w samotności, nawet jeżeli posiada nie wiadomo jakiego pupila do towarzystwa. W rzeczy samej, dworskie towarzystwo jest o niebo lepsze niż jakiegoś... zwierzęcia.
Odpowiedz
- Tego się obawiałem. - Powiedział, dając wyraz swemu smutkowi. - Niestety, chciałem to przed panienką ukryć, ale wychodzę z założenia, iż sojusz oparty na prawdzie będzie trwalszy. Goście wezyra Fenzira spiskują pod moim dachem. Nie wiem dla kogo pracują ani jakie figury odgrywają na szachownicy Faerunu, lecz z pewnością wiem, czego pragną. Nie trzeba wielkiego mędrca, aby odkryć, iż potencjalny sojusz Velenu z Manshaki znacznie skomplikuje osiągnięcie tego celu...

Jego głos zaczął się łamać i przez chwilę nie potrafił złożyć poprawnie nawet prostego zdania. Nie bardzo wiedziałaś o co chodzi, jakby sam twój rozmówca tego nie wiedział albo był czymś zbyt zestresowany? Zakłopotany?
- Naprawdę nie wiem jak to powiedzieć... Mistrz Jaafar... On... Moi szpiedzy donieśli... - Spojrzał na zakapturzonego dowódcę Meduz, ten ostrożnie skinął głową. Greystör westchnął.
- Obawiam się, że mam twarde dowody potwierdzające, iż mistrz Jaafar zaplanował precyzyjny zamach na życie panienki. Możemy dziękować tylko Umberlee i doświadczeniu morskiemu Ser Steverrona, że dotarła Pani do mojego dworu bez zadrapania. Atak na morzu nie był przypadkiem. Jeden z moich zaufanych ludzi, Kapitan Mordechaj "Rapier" Stein, kilka tygodni temu doniósł mi, iż część jego ludzi podniosła bunt i zdezerterowała, pomimo sutego żołdu oraz sporego udziału w łupach, jakie otrzymywali pod jego banderą. Majaczyli coś o "grubszych zleceniach, południowym złocie i penetracji wilgotnej piczki nałożnicy wezyra". Takie rzeczy zdarzają się w tego typu towarzystwie, ale nie zbiłem majątku lekceważąc nawet najbardziej trywialne sygnały i nie trzymając ręki na pulsie. Obserwacja kanałów przerzutowych nie była łatwa, ale moi szpiedzy donieśli, że pieniądze pochodzą z pewnością od któregoś z mistyków z otoczenia Artuoka Fanzira. Umberlee dziękować, że ja i moi doradcy w porę odczytaliśmy niejednoznaczne sygnały.

- Pomyśli Pani... Wypadek na morzu... Napad na niespokojnych wodach w samym środku kolejnej tethyrskiej wojny domowej... Pechowa śmierć nadobnej Khadijah z rąk krwawych piratów. Przypadek? Takie rzeczy się zdarzają się częściej niż rzadziej i można to zrzucić na zrządzenie losu. Jaafar oraz Koell mogliby wtedy spokojnie prowadzić swoją grę i powiedzieć wezyrowi to, czego pragnęli. Zachować odwieczne Status Quo na południu i bezpieczny dla nich skrajny konserwatyzm. Mieliby szansę skłócić Manshaki z Velenem, zrujnować ideę przymierza zanim kiedykolwiek by ona rozkwitła, wystarczyłoby pstryknąć palcami. Trzeba było usunąć tylko jedną osobę, której wezyr ufa ponad wszystko i wierzy w jej intelekt. Jest gotów porzucić dla niej konwenanse i lata tradycji, gdyż widzi w niej przyszłość jego imperium. Tylko tyle. - Po krótkiej pauzie dodał - Jesteśmy po tej samej stronie, Pani. Dla takich ludzi jak Jaafar, Czerwoni Magowie czy król Haedrak III stanowimy zagrożenie, gdyż patrzymy ponad horyzont. Jesteśmy powiewem świeżości i wiatrem zmian, który zrujnuje ich plugawy styl życia. Dlatego pytam, czy jesteś gotowa walczyć o nową przyszłość i stanąć w szranki z tymi ludźmi?
Odpowiedz
Natłok otrzymanych informacji kompletnie skołował dziewczynę.
- Cóż za impertynencja! Jafaar to długoletni i zaufany doradca Manshaki. Cieszy się nieposzlakowaną opinią wśród dworu i możnych. Nie sądzi Pan, lordzie Greystör, że uwierzę w te brednie, bazujące na opinii rzekomego zaufanego sługi. Piracki napad to tutejsza codzienność, zważywszy na panującą atmosferę polityczną, jak zdążył lord zauważyć. Poza tym określenie "któryś z mistyków" nie daje pewności, iż to właśnie Jafaar.
Z impetem odłożyła kielich na paterze, nie unikając brzmienia metalu.
- W tej chwili zadam kłam tym zarzutom, udając się do źródła. Miejmy nadzieję, że czcigodny Jafaar puści te kłamstwa mimo uszu i nie dojdzie do nieprzyjemniejszych zdarzeń, które mogłyby poróżnić nasze narody.
Odpowiedz
- Zdziwiłaby się Pani, ilu ludzi, którzy wielokrotnie ślubowali mi dozgonną lojalność i nazywali mnie przyjacielem przy setkach świadków, wbijało mi nóż w plecy, gdy tylko wiatr zawiał w korzystną dla nich stronę. - Powiedział z absolutnym spokojem. - Dlatego rozumiem szok i wypieranie prawdy. Byłbym zaskoczony, gdyby reakcja na te rewelacje była inna. Pirackie napady to tutaj codzienność, ale niewiele dzieje się tutaj bez mojej wiedzy i umyka mojemu wzrokowi, jak pewnie rzekł Tobie szanowny wezyr Fanzir. Zlecenie było faktem, a Jafaar jest winny. - Wzruszył ramionami. - Jeżeli wierzysz, że mistyk powiedziałby wprost, że kazał Ciebie zamordować, to jesteś niesamowicie naiwna, moja Pani, i faktycznie powinnaś puścić te informacje mimo uszu.

- Mógłbym rozkazać przeszukać ich prywatne graty, lecz wiążą mnie konwenanse i protokół dyplomatyczny. Szczęśliwie, moi ludzie stale monitorują ich ruchy, a jestem święcie przekonany, że nie doceniają kunsztu zakonników. Kwestią czasu jest, zanim popełnią głupi błąd i spalą swoje przykrywki. Wtedy... może mi uwierzysz. - Wstał i wykonał ukłon na miarę królewskiego dworu. - Tymczasem, proszę Panią o rozwagę i przemyślenie słów, które padły w tej komnacie. Chciałbym, aby ta rozmowa pozostała między nami. Nie ufaj Jafaarowi, tak samo mocno, jak nie ufasz teraz mi. - Wychodząc, rzekł na odchodnym na progu drzwi. - Zaufani słudzy potrafią zranić najmocniej. Wiem coś o tym... jeden z nich zamordował z zimną krwią mojego ojca. - Ostatnie słowa odbiły się echem w pustej komnacie.
Odpowiedz
[normalnie drama się robi ;D, lubię to]

Ostrzeżenie lroda było całkiem rozumne, jednak Khadijah nie mogła pogodzić się z tymi zarzutami, choć ziarno zostało zasiane. Czas jednak sprawdzić, czy jest czym je podlać. Dziewczyna poprawiła fałdy na swojej tunice, przez chwilę zaczęła powoli nabierać powietrze, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Nie ma rady, trzeba sprawdzić, co też Jafaar ma do powiedzenia w tej sprawie. Zamknęła za sobą drzwi komnaty i udała się do skrzydła, gdzie rezydował Koell, a gdzie zwielkim prawdopodobieństwem znajdzie też mędrca.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Lionela - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...