Sesja Rademenesa

Czekałeś. I czekałeś. A potem czekałeś jeszcze trochę. Jenkins nie spieszył się, wnikliwie analizując to, co widział pod szkłem mikroskopu. Kilkukrotnie pieczołowicie regulował ostrość i przesuwał próbkę delikatnie w jedną lub drugą stronę. Potem zaczął zdradzać oznaki zdenerwowania, prychając, mrucząc coś do siebie i sięgając do różnych szuflad pobliskich biurek i szafek. Zdawało się, że zupełnie zapomniał o twoim istnieniu, co w tym momencie nie martwiło cię zbytnio. Widziałeś, że znalazł kilka innych próbek, które porównał następnie z otrzymaną przez ciebie. To tylko pogorszyło sprawę.
- Jeśli to jakiś durny dowcip... - zawiesił złowieszczo zdanie, patrząc na ciebie z byka, po czym odwrócił się znów do mikroskopu.
- A jeśli nie, to brawo. Rozwieście list gończy za mutantem trzeciej generacji.
-No ładnie - zdołałem tylko wykrztusić i w odrętwieniu wytoczyłem się z pokoju koronera.
Robertson.
Wparowałem do jego królestwa. Przeczekałem ewentualnych ciekawskich, i gdy byliśmy sam na sam, powiedziałem:
-Mutant trzeciej generacji. Zrób mi teraz zdjęcie do akt, tak na wszelki wypadek, gdybym miał zostać denatem i nie prezentować sobą tej oszałamiającej urody, co teraz. A teraz, skoro o tym mowa, idę do siostry z cichą i rozpaczliwą nadzieją, że przydzielono jej pilnowanie szkółki niedzielnej, a nie tą misję.
Muszę jak najszybciej znaleźć siostrę, dowiedzieć się, czy faktycznie zlecono jej tą misję, a jeżeli tak, zaproponować, że zrobię dla niej zwiad. Że też nie mogła zostać pielęgniarką czy coś w tym stylu...
Gdy wróciłeś na górny poziom posterunku, w umówionym miejscu jeszcze jej nie było. Przeczekałeś nerwowe dziesięć minut, po których zasięgnąłeś języka u pierwszego lepszego funkcjonariusza. Akurat drugi z zapytanych okazał się być Magic.
- Tanner? Jest u szefa, widziałem jak wchodziła. - poinformował cię wielkolud. - A ty Tanner co tym razem kręcisz, że tu przesiadujesz?
-A co ty tym razem kręcisz, że tu przesiadujesz? - mam nadzieję, że załapie aluzję. To, że go lubię i on o tym wie, nie sprawi, że będę się zachowywał jak jeden z jego "podopiecznych"
Murzyn prychnął ze śmiechem i klepną cię wielką łapą w ramię.
- Wy dwoje powinniście być bliźniakami. - basował, mówiąc o twojej siostrze. - W sumie to dlaczego po prostu nie zgłosisz się do nas? Mała miałaby wreszcie sensownego partnera.
-Dzięki, Magic, ale dwóch dowódców wśród dwóch partnerów to o jednego za dużo. Na siostrę czekam po prostu, coś się grzebie. Ten wasz stary ma żonę? Coś za długo z nią rozmawia...
Murzyn roześmiał się gardłowo, śmiechem, który zatrząsł jego cielskiem.
- Pani Buckler od dwudziestu lat zatruwa życie naszemu biednemu komendantowi, co z bólem i żalem powtarza przy każdej odprawie. Nie martw się Tanner, twoja siostra jest dla niego zdecydowanie zbyt młoda i zbyt cięta. O, właśnie. - wskazał na drzwi biura komendanta po środku korytarza, które otworzyły się właśnie, zamykane przez twoją siostrę.
-Dzięki za dobre słowo. Ty faktycznie jesteś Magic, jak chodzi o zjednywanie ludzkich dusz. Właśnie doszedłem do wniosku, że jak będziesz zatroskanego obywatela potrzebował w sytuacji zagrożenia opadami ołowiu, daj znać. Sory, ale jak ona tak długo musi być grzeczna wobec autorytetu, to potem musi gdzies wypluć jad, i tu pojawia się niewdzięczna rola starszego brata. Narka.

Podchodze do siostry.

-Skąd ten promienny uśmiech na twojej twarzy? No dawaj, widzę, że się gotujesz.
- Komendant twierdzi, że nie ma możliwości, żeby pojedynczy funkcjonariusz jechał badać sprawę tam, gdzie dotąd zaginęło trzech. A zwłaszcza "funkcjonariuszka". - faktycznie się gotowała, mało brakowało, by z uszu buchnęła jej para. - Zamierza powołać specjalny oddział, który zajmie się tą sprawą. Bandę nierobów, którzy nie potrafią znaleźć drogi na posterunek bez kontaktu z centralą! Pewnie jakichś nieudaczników z narkotykowego! No i oczywiście facetów!!! - wrzasnęła ci w twarz, jakbyś był winien swojej płci. Kilku policjantów wokół również obejrzało się z przestrachem, nie wiedząc o co chodzi.
-Przepieprzone - kiwam z współczuciem głową.
Korzystając z tego, że mnie ruga, patrze w podłogę, co pozwala mi ukryć cisnący się na usta uśmiech. Dzięki Bogu za panią Buckler, która naprowadziła swego męża na odpowiednie traktowanie kobiet. teraz trzeba tylko odciągnąć lwicę od jagniątek...
-Słuchaj, a ci niewydarzeni złodzieje... nie sypnęli, komu zamierzali opchnąć mój samochód? Dałabyś radę przycisnąć drani? - rzucam podstępnie przynętę, grając na jej ambicji - Nienawidzę złodziei samochodów. Może warto byłoby wsadzić za kratki jakiegoś pasera.
Patrząc na ciebie zmarszczyła brwi tak, że utworzyły niemal połączoną, zygzakowatą linię i obróciła głowę tak, jakby z twojej wyleciał właśnie statek kosmiczny.
- Czyś ty się z chujem na łby pozamieniał? Może jeszcze mam jechać do Detroit powklejać mandaty za przekroczenie prędkości?! O nie, mój drogi, mam tego serdecznie dość. Pojadę, owszem - tam! Nie będę czekać sto lat, aż ktoś łaskawie "coś zrobi z tą sprawą" i po dwóch tygodniach wrzuci ją do archiwum. - wyrzucała z siebie szybko poirytowanym szeptem. - Pan komendant może nie chcieć, żeby "kobieta zajmowała się tą sprawą", ale ja pełnię służbę na terenie całego N.Y i w jego graniach, czy się to panu komendantowi podoba, czy nie. No co tak patrzysz? Powinieneś być ze mnie dumny, choć raz biorę przykład z ciebie. - rzuciła niespodziewanie i wyminęła cię, szybkim krokiem zmierzając ku wyjściu z posterunku.
-Czekaj, młoda - mówię, łapiąc ją za ramię - faktycznie bierzesz ze mnie przykład, żadnego przygotowania. Bądź mądrzejsza ode mnie. A teraz słuchaj się starszego brata - na raz idziemy do Robertsona i razem z nim zastanawiamy się, jak ubić mutka trzeciej generacji, na dwa doradzamy się Magica, a na trzy myślimy, jak wydobyć z Jenkinsa, co to za bydlę i jak można go rozwalić. Gdyby Jenkins był sensowniejszy, mozna byłoby pójśc od razu do niego, ale Robertson i Magic bardziej nas lubią.

-Odpowiadając na pytanie, które zaraz zadasz, nie wiesz, skąd cywil wie, że to mutek trzeciej generacji, a w ramach podpowiedzi - lepiej, żeby Jenkins nie zobaczył mnie bez munduru. Będziesz miał dobrze, mówili - wzdycham do siebie - będzie przyprowadzała swoje koleżanki do domu, mówili. Ech, młodsze rodzeństwo...
- Yargh!!! - krzyknęła nieartykułowanie, gwałtownie opuszczając sztywne ręce ku podłodze. - Zamknij się! Łeb ci rozwalę, to od razu lepiej się poczuję! - zaproponowała kusząco i przeszła przez skrzydłowe drzwi w stronę korytarza na dół, otwierając drzwi z kopa. Podążyłeś za nią, by zastać Robertsona przy jego stałej rozrywce, to jest oglądaniu ostrej jazdy konnej w stylu wolnym.
- I jak tam randka z Jenkinsem? O, cześć Stacy. - powiedział, nie odrywając wzroku od panienki ujeżdżającej hebanowego ogiera. Była inna, niż poprzednio, ale pewnie też miała "styl".
-Mutek trzeciej generacji. Jak namierzyć i rozwalić to paskudztwo? Stacy na pewno ładniej by cię zapytała, ale w tej chwili jest na etapie nienawiści do męskich szowinistycznych świń, co wyraża, jak na nią, nad wyraz oszczędnie.

STaję w bezpiecznej odległości od niestabilnego ładunku atomowego...znaczy się siostry. Wróć: tu nie ma bezpiecznej odległości. Staję w poblizu jakiejkolwiek osłony, za którą będę mógł uskoczyć.
- Trzeciej generacji? - weteran oderwał wzrok od pornosa, by przesłać ci zaskoczone spojrzenie. - No to chyba potrzebna będzie jakaś haubica, nie? Takich pokrak nie widuje się często...
- Robertson, ty stary, zbereźny pierdzielu...! - wycedziła Stacy przez zęby, gdy magazynier ponownie przekierowywał uwagę na swój ulubiony film akcji. Ku jego rozpaczy policyjny but wystrzelił ku odbiornikowi, który zwalił się z biurka i zaśnieżył gniewnie, wzbijając się ponad pełne bólu jęki wiernego widza.
- AAAAA!!! No co, kurwa?! Co ja mam wam powiedzieć? Mutant jak mutant, da się zabić, ale kurewsko trudno i najlepiej kilka razy! Takie zwykle nie grasują daleko od granic Molocha, chyba, że przy jakichś mocno skażonych terenach. Zwykle wysyła swoje produkty nad Missisipi, ale może i tutaj się kręcą... - burczał, schylając się po bezcenny telewizorek i łypiąc z oburzeniem na dziewczynę. - Jeśli faktycznie to gdzieś tam jest, to prędzej namierzy was, niż wy to... Co jeszcze mam wam powiedzieć?!
Układam twarz w empatyczne, pełne współczucia "przepraszam", ale nie mam odwagi, by mu to powiedzieć. Myślę, że skoro pracuje ze Stacy, to mnie rozumie.

-Może konkretnie czym można to opóźnić, albo chociaż spowolnić czy oszołomić. strzelba na strzykawki z jakimś paskudztwem, jak do usypiania zdziczałych psów? Sieć? Miny? A może znasz jakiegoś narwańca, który miałby ochotę na skórę z czegoś takiego i gotów byłby się przyłączyć? Bo my we dwójkę to będziemy jak dwudaniowy lunch dla tego potwora. Może chociaż zdjęcie albo rysunek, jak to badziewie wygląda. Musimy wiedzieć, na co polujemy. Czy Magic albo któryś z policjantów może nam pomóc?
Stary westchnął i przewrócił oczami.
- Chyba nie do końca rozumiesz o co chodzi. To nie jest jakiś prototypowy osobnik, który ma określony wygląd i parametry fizyczne. To po prostu kolejna kategoria mutków, podgatunek. Na pewno są niezwykle silni i sprawni fizycznie, do tego zwykle posiadają wysoką inteligencję. Może być, że zabijesz go po prostu, celnym strzałem w łeb, ale może być też, że tych łbów jest trzy, albo serca ma cztery - jak to z mutkami... Choć trzecia generacja nie jest jak druga, więc mniej tam deformacji i wynaturzeń. - podrapał się po zaroście, za sprawą czego rozległ się cichy, szorstki dźwięk. - A czy znam kogoś... Raczej nie, ale wiem, że w mieście jest jeden człowiek. Edi 8000, tak go ponoć zwą. Łowca, jakiś konkretnie pierdolnięty Meks, do tego chyba z Miami.
-No to czas najwyższy odwiedzić Ediego, prawda, siostra? Możemy jechać, czy masz jakieś obowiązki? Jakby coś, to ci pomogę, żebyśmy dorwali gościa jak najszybciej.

-Dzięki za informacje, Robertson. - zapamiętuję, by postarać się o nowe nagrania z interesującej go dziedziny, by zatrzeć wrażenie, jakie zrobiła Stacy - jak będę się mógł jakoś odwdzięczyć...

-A gdybyśmy ruszali na tego mutka...-zająnknąłem się pod spojrzeniem Stacy - to znaczy, jak ruszymy na tego mutka, to może znalazłby się ktoś, kto miałby ochotę zapolować razem z nami? Na pewno macie w kartotece jakichś łowców mutków albo poszukujących sławy tudzież sprawiedliwości wigilantów? Albo jakiegoś Speca czy ludzi, którzy przezyli spotkanie z III generacją? Każdy strzęp informacji może ocalić nam tyłki. No i na koniec...przydałby się sprzęt o poważniejszym kalibrze, nawet tylko do wypożyczenia i z paroma pestkami...macie tu duży skład - mówię do Stacy - jakby było wzięte tuż przed polowaniem i grzecznie wróciło na miejsce...
Machnęła ręką ze zniecierpliwieniem.
- Jeśli będzie trzeba, to coś się wymyśli. Robertson zamieni parę spluw na parę nowych pornoli, albo Johnson zajrzy gdzie trzeba... Najpierw znajdźmy tego całego Ediego, jeśli już chcesz sięgać po jakichś oszołomów, w dodatku Meksów. - splunęła na podłogę, dając wyraz temu co myśli o tego typu osobnikach. - Ale jeden w zupełności wystarczy. Jeszcze tego brakuje, żeby się za nami pałętała ekipa pierdolniętych partaczy, który ledwie potrafią odróżnić kundla od mutka.
-No to chodźmy, bo widzę, że cię nosi. Poszukamy tego Ediego. I wiesz, rozumiem, że szef cię wkurwił, a pornol zniesmaczył, ale postępuj tak dalej, a nie zostanie ci nikt oprócz rodziny, na kim będziesz mogła się wyżywać. I ogarnij się jakoś, bo lepiej mi się współpracuje z tobą, niż z twoją fazą progesteronową. Trzymaj agresję na wrogów. Koniec kazania. Możemy zatankować policyjną benzynę?
← Sesja Neuroshimy
Wczytywanie...