Sesja eimyra

Jakby w odpowiedzi na twoje słowa, nowicjusz, obrócony siłą własnego chybionego ciosu oraz uderzeniem pięści Zul'zory, obrócił się o 180 stopni i wyprowadził szybkie niskie cięcie kijem na nogi przeciwnika. Wojownik, unikając ciosu, wyskoczył w górę łącząc pięści do uderzenia na głowę nowicjusza. W ostatniej chwili młodokrwisty nastawił swój kij na sztorc, w wyniku czego Zul'zora upadł boleśnie na jego trzonek. Wykorzystując własny ciężar i siłę ciosu, złamał kij w połowie i odtoczył się w bok, zanim nowicjusz zdążył złapać równowagę.
Usłyszałeś, jak łowcy wokół areny uderzają prawymi pięściami w piersi, w wyrazie aprobaty.
- Mój syn jest godnym potomkiem swojego ojca - odpowiedział Nil'Zora obserwując z satysfakcją całą scenę - Ale z tego młokosa też może być w przyszłości łowca. Myśli, podoba mi się to. - odwrócił wzrok w twoją stronę - Kończymy to, czy chcesz jeszcze poobserwować?
Zul'Zora nie przynosi Ci wstydu, jednak ta walka trwała już i tak zbyt długo. Moje pragnienie spektaklu zostało zaspokojone.

Jeśli nie widzę sprzeciwu, wstaję i od razu unoszę dłoń wysoko do góry, klekocząc głośno z uznaniem.

Czeka nas jeszcze jakiś kandydat, czy to koniec eliminacji?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- To nie koniec eliminacji, ale nas nie czeka już żaden kandydat - odpowiedział Honorowy, wstając - Po przerwie przyślą kogoś innego. Być może martwią się, że ze starości nie widzę już kto z kim walczy - dodał, uśmiechając się drapieżnie i przeczesując grubą dłonią swoje długie, lekko posiwiałe włosy.
Świetnie. Czas więc, abym zajął się swoimi sprawami. Dzięki Ci za towarzystwo i zaszczyt dzielenia miejsca na podium sędziowskim. - Unoszę głowę, z szacunkiem pokazując gardło.

Obchodząc ring, zaczepiam zapowiadacza, którego pytam o imię ostatniego młodokrwistego. Zapisuję je sobie, po czym oddalam się w stronę sali publicznej, gdzie znajduję wolny terminal i sprawdzam harmonogram dnia oraz czy nie pojawiły się jakiekolwiek informacje o Łowach, planecie bądź jej mieszkańcach. Puscie niespodzianki psuciem niespodzianki, stary może sobie na to pozwolić, ja muszę być przygotowany. Niewiedza to nóż rzucany wrogom pod nogi.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Główna informacja mówi o tym, że za 2 godziny odbędzie się uroczyste wytypowanie Łowców do Polowania, a następnie podanie instrukcji i podział obowiązków. Wzywa się również wszystkich nowicjuszy, którzy przeszli eliminacje, by w tym samym czasie zgłosili się po swoje wytyczne.
Sama planeta posiada jedną z rozwlekłych, numerycznych sygnatur, który nie mówi ci nic oprócz tego, że jak dotąd jej nie eksplorowano.
- Roślinność: gęsta, tropikalna
- Formy życia: zwierzęta typu 1 - rozwinięte, liczne, niezbadane; zwierzęta typu 3 - Xenomorfy, ilość i lokalizacja nieznana
- Zasiedlenie: (zwierzęta typu 2 i inne organizmy rozumne) brak
Nieznana planeta. Przedatowane i niepełne dane. Xenomorfy w nieokreślonej lokalizacji. Ludzie w dużej liczbie. Próby i jednoczesne Łowy. Nie wrócimy wszyscy z tego rejsu. Mam jednak nadzieję, że Starsi pozytywnie rozpatrzą moją prośbę. Smoczyca! Gdybym ją dorwał, byłbym urządzony na całe życie. Ostatnia królowa mojego klanu została ustrzelona z kuszy wiele lat temu. Poprzednia praktycznie rozerwana przez salwę ciężkiego działka, dobicie jej wręcz to była formalność. Gdybym powtórzył tę sztukę mógłbym... mógłbym wszystko. Tylko jak?

Rozmyślając w ten sposób powoli kroczę przez okręt, pozornie bez celu, ale nieświadomie podążając w stronę swojej kajuty.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Wychodząc z sali publicznej minąłeś syna Nil'Zory idącego w przeciwnym kierunku. Ruch na pokładzie był coraz większy. Przechodząc obok areny dostrzegłeś kątem oka rozbłysk broni i jakąś okazyjną iskrę opadającą na ring, gdzie walczył teraz jeden z ostatnich nowicjuszy. Ów młodokrwisty, którego walkę oceniałeś jako ostatnią, stał pośród widowni obserwując wydarzenia z zainteresowaniem. Kilku Yautja z niższych kast napotykając twoje spojrzenie skłoniło się przed tobą, kilku z twojej kasty kiwnęło na powitanie głowami, inni unikali spojrzeń, by nie musieć robić jednego lub drugiego.
Kiedy stanąłem przy swojej kajucie, zorientowałem się, że nie mam pomysłu na to, jak spędzić kolejne dwie godziny. Nie mam pewności, czy zostanę wytypowany, a nawet jesli, sprzęt utrzymuję w nienagannym stanie, zawsze gotów do natychmiastowego użycia. Nie mam ochoty oglądać żenujących starć młodzików. Siedząc w mojej pojedynczej, samczej kajucie mogłbym medytować, ale, niespodzianka, nie cierpię tego. Nie odwiedzi mnie żadna samica, samiec nie zbliży się do mojego terytorium. Mógłbym sam zajrzeć do wspólnej sali samic, ale prawdopodobnie i tak zostałbym przegoniony. Arrrrrrgh, mam ochotę dać w mordę pierwszemu, który się tu pojawi, żeby tylko coś się działo!
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Usłyszałeś pukanie do drzwi. Czyżby ktoś chętny na zgubienie kilku zębów?
Nie, to tylko jakiś młokos, świeżo upieczony wojownik. Pamiętasz jak przez mgłę jego gębę z poprzednich eliminacji. Skłonił się nisko i nie odrywając wzroku od podłogi wyrecytował:
- Szlachetny i czcigodny, z polecenia Rady przekazuję jej słowa: każdy Łowca chcący wziąć udział w Wielkich Łowach, niezależnie od kasty i uznania, winien zgłosić się na uroczystą odprawę, na której zostaną wytypowani Łowcy biorący w nich udział, w pełnym rynsztunku i z pełnym wyposażeniem, którego w razie wytypowania do udziału nie będzie mógł już zmienić. - skłonił się jeszcze niżej i podał ci niewielki datapad, na którym miałbyś zarejestrować swój wybór.
Spojrzałem wrogo na młodego Yautja. Wsunąłem datapad w szczelinę predikompu i odprawiłem go skinieniem głowy, zwracając uwagę, czy na pewno z szacunkiem odsłonił gardło.

Dobrze. Pełne wyposażenie. Dobrze, że wysłali tego tu zawczasu.

W porządku. Na początek strój. Zamykam drzwi do kajuty, żeby zapewnić sobie minimum prywatności. Rozbieram się ze wszystkich ubrań cywilnych, zostawiając tylko bieliznę. Na gołe ciało wsuwam standardową siatkę utrzymującą temperaturę i zapewniającą punkt zaczepienia dla pola ujemnego współczynnika załamania światła. Na to przychodzi krótka kamizelka pod zbroję oraz wreszcie same elementy pancerza. Każdy z nich zostaje pieczołowicie umiejszczony na swoim miejscu, sprawdzam mocowania, szczeliny pomiędzy elementami, spójność i giętkość folgowych warstw... Wszystko w porządku. Do kamizelki dowiązuję rytualny rzemień... Przechodzi tuż nad blizną, której widok jak codziennie przypomiał mi moje własne próby. Czekam chwilę, aż gniew minie, aby na spokojnie dokończyć zakładanie ekwipunku. Zapinam szeroki, metalizowany pas oraz buty z tego samego materiału. Do nagolenicy przytraczam ząbkowany, wykonany z brązowego metalu sztylet rytualny. Sprawdzać jego ostrości nie ma potrzeby, ten metal nie potrzebuje ostrzenia. Staję w pozycji bojowej, jednocześnie wysuwając ostrza z obu nadgarstków. Kilka szybkich, markowanych cięć, a potem sprawdzam kilka razy mechanizm wysuwania. To broń ostatniej szansy, zarówno dla mnie jak i dla wroga, nie może zawieść. Predikomp połączył się już z pasem i pancerzem, piknięciami odnotował obecność kolejnych elementów ekwipunku. Ze stojaka porywam szybko włócznię, wymierzam nią zabójczy cios wymyślonemu wrogowi, rozkłada się momentalnie. Szlag! Pięść dalej i rozwaliłbym lustro. Ciasne, nędzne pomieszczenie. Zapinam złożony oszczep do pasa z tyłu, nieco po prawej. Pik. Po lewej stronie, po sprawdzeniu zawartości, ląduje medikomp. Pik. Szpula tungstenowej linki, pełna, kompatybilna z generatorem cienia, pas, środek z przodu. Pik. Bicz, prawa strona z przodu... mógłbym go jeszcze sprawdzić, ale robiłem to wczoraj z wieczora i nie było żadnych problemów. Dbam o niego, to broń na tyle rzadka, że w razie uszkodzenia musiałbym drugą zdobyć w rytuale klanowym. Ceną jest ogon dorosłego Praetoriana w idealnym stanie. Nawet teraz to byłby dla mnie wielki wydatek. W porządku, zwijam bicz i mocuję go na szybkozłączce pasa, z rękojeścią tuż pod prawą dłonią. Pik. Lewa strona, shuriken. Niedbałym machnięciem lewej dłoni wysuwam śmiercionośne ostrza, oglądam je uważnie i podwójnym machnięciem chowam. Dwa machnięcia przy zamykaniu, dobry pomysł, krew nie zostaje w środku. Pik. Ten shuriken to moja duma i mój wstyd. Duma, że używam tak starożytnej wersji dysku i potrafię nim trafiać tak, by wracał, jeśli się nie wbije. Wstyd, że brakuje mi mentalnej dyscypliny, by kontrolować nowoczesny, laserowy dysk. Montuję plasma caster na podstawce, jednocześnie predikomp oraz działko wydają z siebie potwierdzający pisk. Potrójny pisk potwierdza pełną gotowość i sprawność układów. Z szacunkiem obejmuję dłońmi maskę, unoszę ją, podpinam do predikompu, uruchamiając pełną diagnostykę. Potrójny pisk znowu upewnia mnie, że wszystko jest w porządku.

Szlag, zeszło mi dłużej niż planowałem. Biorę maskę pod pachę, wyjmuję datapad z logami ekwipunku. Spoglądam przez moment na symbol tuż nad czołem maski. Sierpowate trzy czwarte okręgu i kropka w środku. Dosyć wahania, czas ruszać.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Na całym statku rozbrzmiewa dźwięk rogów, niosący się echem po wszystkich pokładach. Uwielbiasz ten dźwięk. Kroczysz powoli w stronę Wielkiej Sali, rozglądając się wokół. Wszystkie samice, dzieci i młodsi idą w tym samym kierunku, lecz powoli, jeden za drugim wzdłuż ścian korytarzy, robiąc miejsce dla wojowników idących środkiem statku, tak jak ty. Wszyscy, których dostrzegasz są wyposażeni w najróżniejszy oręż, zależnie od ich uznania i kasty. Ciekawe ilu z nich będzie musiało zostawić go w domu...

Wkraczasz do Wielkiej Sali. Monumentalna, wysoka na dobre pięćdziesiąt metrów, przedstawiała na ścianach rozliczne inskrypcje i historie dotyczące twej rasy, zaś jej ściany pokryte były najróżniejszymi trofeami najznamienitszych Łowców. Znasz nawet kilku z nich, lecz tu są ich dziesiątki.
Wszyscy wojownicy i nowicjusze są już na miejscu, za chwilę na podium pojawią się Starsi.
Staję pośród wojowników, na miejscu odpowiadającemu mojemu Uznaniu. Rozglądam się chwilę po sali, po czym staję na baczność, opierając maskę o biodro.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Na podium pojawiło się trzech starych, przyodzianych w złote i purpurowe peleryny, wojowników. Jeden Honorowy - Marar - i jeden Starożytny - Sa'mai - usiedli na wysokich, ustawionych na podium tronach, trzeci członek Rady, drugi z Honorowych, Ram'ris, którego znasz z niepamiętnych czasów swych własnych eliminacji, rozwinął długi pergamin z najszlachetniejszego drewna porastającego waszą ojczystą planetę. Jego treść przebijała przez pergamin, fosforyzując lekko jasnozielonym światłem. Zgodnie z tradycją nazwiska wszystkich wytypowanych do Łowów spisywano tuż przed jego rozpoczęciem krwią członków Rady.
- Nowicjusze! - krzyknął Starszy, a wszelkie gwary w Wielkiej Sali ucichły. Zaczął wyczytywać nazwiska kolejnych nowicjuszy, którzy występowali kolejno przed szereg. Nie zwracałeś na nich większej uwagi, może poza dwoma. "Nienazwany" - młodokrwisty z ostatniej sędziowanej przez ciebie walki. Buri'Kahn... Cóż... Nie, żebyś zbytnio interesował się swoim potomkiem, ale nie możesz nie przyznać, że jesteś ciekaw jak zaprezentuje się podczas Rytuału. W końcu to twoja krew.... - Komnata ciszy - dodał na koniec Ram'ris, wskazując nowicjuszom wejście do komnaty medytacyjnej, a Marar wstał ze swojego tronu i podążył za nimi.
Ram'ris czytał dalej: - Niech każdy wyczytany, chcący rozsławić swe imię indywidualnymi zdobyczami jako Wojownik, pozostanie tutaj. Niech każdy wyczytany, chcący rozsławić swe imię przewodząc innym jako Tropiciel lub przynosząc honor całej swej kaście, przejdzie do Komnaty wiedzy - wskazał wam wejście do pomieszczenia po lewo.
- Hilion, Kil'tor, Kolin'tor, Maltonis, Kel'Kahn...
Fuck Yeah!
Zajmuję miejsce przy innych wyczytanych, przeznaczone dla pojedynczych wojowników.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Słyszałeś kolejne nazwiska. Część wyczytanych stawała obok ciebie, inni przechodzili do Komnaty wiedzy. Ram'ris też się tam udał gdy zakończył wyczytywanie. Było was ośmiu. Patrzyłeś po obecnych, usiłując znaleźć znajomą twarz lub maskę. Nil'Zora, oczywiście, trudno żeby go nie było... Nie widzisz jego syna... A, tak, przeszedł do drugiej komnaty... Tego nie znasz... O nie, Yartaj. Nie znosiłeś tego Łowcy i bynajmniej nie byłeś w tym odosobniony. Trudno było określić cię jako skromnego i uprzejmego, lecz w porównaniu z Yartajem stanowiłeś uosobienie ogłady i ciepła. Ten bufon działał ci zawsze na nerwy o tyle bardziej, że lubował się we wszystkich technicznych nowinkach, angażując się tylko w te walki, w których pewny był wygranej. Nawet człowiek byłby w stanie tak walczyć...

Sa'mai wstał z tronu i podszedł do was. Nie wiedziałeś jak stary był, chyba nikt nie wiedział. Ale wystarczyło spojrzeć na jego twarz, by ujrzeć w niej historię dziesiątków polowań.
- Witajcie, Łowcy. - powitał was, rozkładając szeroko ręce - Nadeszła wspaniała chwila, w której będzie wam dane rozsławić wasze imiona. Sami zdecydujecie która zwierzyna okaże się godna waszej broni. - mówił spokojnym, głębokim głosem, robiąc co chwila długie pauzy - Wiadome jest, że ta lesista planeta obfituje w rozliczne formy życia. Wiadomo także, że znajdują się na niej zarówno Xenomorfy, jak i ludzie, którzy sprowadzili na nią wielu własnych wojowników. - znowu przerwał, wpatrując się w każdego z osobna - Cokolwiek postanowicie, nie zapominajcie o honorze. Choć zdecydowaliście się udowadniać swe zdolności na własną rękę, każdy z was zobowiązany jest - jeśli tylko stanie w obliczu takiej sytuacji - pomóc drugiej grupie wojowników w misji, którą mają wykonać. Jaka to misja, niech nie będzie teraz dla was istotne. Jeśli zobaczycie - zrozumiecie - dodał z przedziwnym uśmiechem. - Udanych Łowów!.
Ryknąłem cicho na znak gotowości. Mam nadzieję, że przygotowania nie potrwają już długo. Brak rozmów i jakichkolwiek innych dźwięków podczas prezentacji wojowników sprawia, że moje myśli uciekają w stronę pokoju ciszy, gdzie znajduje się mój syn. Buri'Kahn. Zabawna historia. Pokłóciłem się wtedy z drugim wojownikiem, który twierdził, że z moim wyborem broni nie mam szans upolować niczego, co lata. Nabijał się ze mnie tak długo, że w irytacji przyjąłem wyzwanie. Obaj polecieliśmy na drugi księżyc P-341, on jako świadek. Pozbawiony wszystkiego co strzela poszedłem w góry, z tym bubkiem, aż do gniazda Rakków. Nie były to bardzo groźne stworzenia ale mięsożerne - nic nadzwyczajnego. Ważne, że latały na dużych wysokościach. Pozwoliłem mu wybrać sztukę. On pokazał jednego takiego, który akurat przelatywał dość nisko nad górą. Rzuciłem odruchowo włócznią... I skurwiel przeleciał dwa metry za mało. Spadł kilkaset metrów w dół, razem z moją bronią. Reszta dnia upłynęła wśród szyderstw. Najpierw dwie godziny szukałem truchła i oszczepu, a on szydził. Potem szydziłem ja, gdy okazało się, że nie dość, że upolowałem Rakka, to jeszcze takiego niebieskiego małpiszona. Włócznia przeszyła ptasiora razem z prymitywem na jego grzbiecie. Ta... Kiedy wróciliśmy poznałem matkę Buri'.

Otrząsnąłem się akurat na czas.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Akurat na czas, by usłyszeć charakterystyczny poklask pozostałych na statku Yautjia, którzy ustawiając się w dwa szpalery odprowadzali wyruszających na Łowy wojowników tym niezwykłym passito. Zobaczyłeś też, że pozostali Łowcy opuścili już Wielką Salę i zmieszali się z grupą nowicjuszy, która wychodziła w tym samym momencie z Komnaty ciszy zmierzając w stronę pokładu startowego. Tylko Sa'mai stał ciągle na swoim podium, przyglądając się z uśmiechem twojemu zamyśleniu.
- Wspomnienia dawnych Łowów często pozwalają śnić o nowych - powiedział do ciebie - Dobrych Łowów i pewnej ręki, wojowniku - dodał i odszedł, zamiatając połami purpurowego płaszcza.
Skinąwszy głową Sa'maiowi prędko podążyłem za pozostałymi wojownikami. Nie chciałem, żebym wyszedł na powolnego. Dogoniwszy ich, otaksowałem pozostałych Łowców wzrokiem, z obrzydzeniem oglądając bajzel, jaki tachał ze sobą Yartaj.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Faktycznie, jest co oglądać. Może zdzierżyłbyś dwa działka na ramionach, może nawet nie zwróciłbyś uwagi na zmodyfikowany pistolet plazmowy, czy zignorował dwa najnowocześniejsze dyski, ale kusza zmodyfikowana elektronicznie tak, by praktycznie niemożliwe było nietrafienie w cel, o ile tylko nie uciekł za plecy myśliwego, to zdecydowanie za dużo jak dla twojego żołądka. Aby uniknąć wymiotów przyspieszasz, mijając Yartaja. W głównym hangarze stoją już przygotowane do lotu statki. Jedna większa jednostka zarezerwowana jest dla nowicjuszy i znajduje się już w doku startowym. Największy, transportowy statek, czeka na grupę Łowców, którym przewodzi syn Nil'Zory. Na was czeka osiem małych, osobistych ścigaczy.
Z trudem zwalczam pragnienie poderżnięcia mu gardła, tak mimochodem, przechodząc, nawet nie zwalniając kroku, ot, starym, konwencjonalnym shurikenem, gładko wzdłuż fałdu szyjnego... Z wielkim trudem.

Wskakuję do śmigacza i machinalnie sprawdzam wszystkie systemy. Podłączam predikomp do konsolety, wyznaczam trajektorię lotu i ustawiam konsoletę tak, żeby wyłączyć autopilota w momencie opuszczenia doku. Trajektoria podejścia mi wystarczy. Niech Yartaj lata sobie z palcem w odbycie, ja robię to po swojemu.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
← Alien 2
Wczytywanie...