Nagłe zainteresowanie się sprawą Tybetu to przejaw koniunkturalizmu. Gdyby w Chinach igrzysk nie było, nie było by sprawy, tak jak to się działo przez ostatnich parę dekad. Zawsze łatwiej jest sobie dopomóc przy jakiejś okazji, a igrzyska olimpijskie oglądane przez miliardy są niczego sobie pomocą.
Ja mam zamiar igrzyska oglądać, zapewne jakbym żył 70 lat temu, interesowałbym się też tymi zorganizowanymi w III Rzeszy. Niewiele obchodzi mnie polityczna otoczka, bo nie ona stanowi o sensie rozgrywania zawodów. Nie z powodów politycznych też organizację igrzysk wznowiono tych sto ileś lat temu.
Miną igrzyska, Tybet nie będzie wolny, a za parę lat skończy się szał na poparcie dla niego. Pewnie jak w RPA ruszą mistrzostwa świata w piłce nożnej, ktoś będzie przebąkiwał o jakimś odradzającym się apartheidzie, przy okazji napomknie o tym, że paręset kilometrów dalej eksterminuje się ludzi pod okiem bezradnego ONZ. I co wtedy? Niiiic. Minie parę lat i świat zainteresuje się czym innym. Jak napisał Sodalis - od wieków byli ci, którzy pomiatali i ci, którzy pomiatani byli. Jeśli to się nie zmieniło w przeciągu wieków, nie liczcie że się zmieni, jeśli parę milionów pełnych empatii ludzi oleje igrzyska