Doszukiwać się można, ale po co? Znaczy się - tylko dla fanatyków.
Oj przestań jęczeć. Byłoby beznadziejnie, gdybyśmy mogli ją ratować. Byłoby zero klimatu.
Zgodzę się z pierwszym twierdzeniem Atis. Doszukiwać się można ale, jako że fanatykiem nie jestem to odpuszczę sobie tą "zabawę".
0 klimatu? Ciekawe dlaczego..Chyba dlatego, że Ari nie stanęłaby na czele luksańskiej ale wtedy można by zrobić inną opcję fabularną...Nie chcę sypać pomysłami bo nie od tego tu jestem i to działka twórców gier (nie zabierajmy im chleba/nie upraszczajmy sprawy, jeszcze jaki tu wejdzie i zobaczmy nasze pomysły i je wprowadzi w życie ;]) Wystarczy, że można Aribeth przekonać pod koniec gry, że podążała ścieżka dark side.
Faktycznie, trochę przesadzam z opcjami fabuły, ale... developerzy zdecydowanie poszli na łatwiznę wprowadzając tak toporną liniowość. Aribeth jest postacią, na którą jesteśmy faktycznie skazani, jeżeli w ogóle chcemy ukończyć grę. Jakaż to przepaść w porównaniu do BG2, gdzie drużynę i questy wybieramy sobie niemalże dowolnie... Przypuszczalnie tak dużo osób nie trawi Ari, ponieważ nie mają wyboru: muszą z Nią rozmawiać... . Gdyby była opcja pozwalająca na zignorowanie Jej (oczywiście nie dla mnie...), bądź zakończenia wątku zdrady Fenthicka już w pierwszym rozdziale... Nie wydaje mi się też, aby było to szczególnie trudne. A tak człowiek musi nasłuchać się bluzgów na prymitywizm NWN...
Hmmm... może i racja. Tło to kompletna psychodelika, koszmar hulaki nad ranem, a jednocześnie całkiem niezła parafraza twardego życia w Faerunie. Następnym razem zapodam coś bardziej uładzonego...
Nooo... oczywiście, że męskie schorzenie - popatrz tylko na Jej zbroję: fragmentaryczny pancerz płytowy, raczej ceremonialny, niż użytkowy, blachy tzw. lustrzanki trawione złotem lub mosiądzem, przynitowane bliźniacze napierśniki, sam kirys z zapięciem z tyłu, na biodrach widoczne lekkie taszki folgowane... Po prostu arcydzieła sztuki płatnerskiej...
Się nie da. Musiałbym zamówić bezpośrednio u kowala zbroję według indywidualnego projektu, przy zachowaniu odpowiednich rozmiarów i proporcji. To niesamowicie droga impreza (koszt kupna samochodu), a zatem - nie będę przesadzał. Poza tym pancerz Ari w rzeczywistości jest dosyć niepraktyczny i niezabezpiecza żywotnych regionów przed zranieniem bronią białą. Przede wszystkim arty sugerują, że była zakładana bezpośrednio na obnażone ciało, a to kompletnie niemożliwe - na 100% zbroję wkładano na gruby, pikowany kaftan zwany przeszywanicą (dla amortyzacji ciosów). Poza tym moja żona nie jest podobna do Ari (oprócz uszek, hehe... ).
Dlatego właśnie jesteśmy starzy. Ale żywi.
A poza tym - zobacz ile kosztują współcześnie wytwarzane zbroje. Nawet te polskie - wyglądające jak lodówki - nie należą do najtańszych, patrząc zaś na pancerz Ari, porównuję go raczej do dzieł japońskich płatnerzy (ze względu na widoczną lekkość i znaczną liczbę ergonomicznych folgowań):
Hmmm... zawsze uważałem, że elfy nie mogą brykać sobie w płytówkach typu ludzkiego. To po prostu nie pasuje. Tod Lockwood ubiera elfy raczej w kolczugi przypominające jedwab, a nie cięższe zbroje. Pominąwszy wagę takiego pancerza, raczej nie pasuje mi tu elf, lub elfka w pobrzękującej, stalowej zbroi. A gdzie tu miejsce na ozdoby, feerie kolorów, na połączenie estetyki z funkcjonalnością? Zwykłe płytówki to zbiór blach. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na trawienia, ozdoby, polerowanie zbroi piaskiem (lustrzanki) lub wcieranie keratyny (szmelcowane). Tymczasem lamelkowe zbroje japońskie wyjątkowo leżą mi jako ekwipunek elfów: wytrzymałe i lekkie, przypominają raczej kosztowny strój, a nie "lodówkę", jarzą się całą gamą barw, są oryginalne i wyraźnie obce kulturze europejskiej. Wystarczy zresztą spojrzeć na zbroję Ari - ma ona więcej folgowanych elementów niż pancerze typu europejskiego. Zresztą zabieg utożsamiania cywilizacji elfów z Japonią nie jest wcale nowy. Tad Williams w "Pamięci, Smutku i Cierniu" zastosował takie właśnie rozwiązanie i wyszło mu to całkiem zgrabnie.
No to dobrze mi się w sumie skojarzyło... Muszę sobie zapamiętać ten tytuł i dodać go do już istniejących.
P.S. co do japońskich tytułów... Przypominam oficjalną definicję tego właśnie określenia:
"Sensei is used to refer to or address teachers, practitioners of a profession such as doctors and lawyers, politicians, and other authority figures. It is used to show respect to someone who has achieved a certain level of mastery in an art form or some other skill. For example, Japanese manga fans refer to manga artists using the term sensei, as in Takahashi sensei for manga artist Rumiko Takahashi; the term is used similarly by fans of other creative professionals such as novelists, musicians, and artists. It is also a common martial arts title when referring to the instructor.
Sensei can also be used fawningly, as evinced by adherents in addressing or talking about charismatic business, political, and religious leaders (especially unordained ones). Japanese speakers will also use the term sarcastically to ridicule overblown or fawning adulation of such leaders, and the Japanese media frequently invoke it (rendered in katakana, akin to scare quotes or italics in English) to highlight the megalomania of those who allow themselves to be sycophantically addressed with the term. A further, similar use is to address or refer to someone who acts in a self-important or self-aggrandizing manner.
This suffix is a little different than others used in the Japanese language in that -sensei can also be used just by itself when talking to someone. So instead of having to add the person's name and then the suffix, the speaker can just say sensei which is the same as just saying Professor or Teacher."