Chaos na kółkach
Trzydzieści sześć lat temu na ekranach kin pojawił się pierwszy film opowiadający o przygodach Mad Maxa. Momentalnie stał się klasykiem i mimo że był w gruncie rzeczy westernem osadzonym w niedalekiej przyszłości, wpisał się na stałe w kulturę masową, a w jego kolejnych częściach niektórzy doszukiwali się rozważań na temat ludzkiej kondycji, świata oraz odniesień do aktualnych wydarzeń. Mimo wszystko, w czasie wypełniającym lukę między "Kopułą Gromu", ostatnią częścią oryginalnej trylogii, a filmem, który niedługo zagości na ekranach polskich kin – opatrzonym podtytułem "Na drodze gniewu" – nie było ciszy. Wzlot, upadek i odrodzenie sagi "Fallout" czy seria "Borderlands" w świecie gier, marka "Metro" wśród książek i niezliczone tytuły filmów dodały wiele pomysłów, a także motywów postapokaliptycznych.... Czytaj dalej!
Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!
Dokładnie, film mógłby obyć się bez tytułu "Mad Max", bo tak na prawdę mało co, jeśli w ogóle coś, ma wspólnego z główną sagą. Sama postać Maxa była na tyle enigmatyczna i nierozwinięta, że irytowała. Sam film to typowa produkcja nastawiona na akcję, wybuchy, głośne dudnienie i krew. I bardzo dobrze to wyszło. Moim zastrzeżeniem jest jedynie zbyt duże wykorzystanie efektów komputerowych, które nie są subtelne, lecz wręcz plastikowe. W ogóle oglądając film, czułem się, jakbym grał w grę komputerową. Zwłaszcza, że tło fabularne jest bardzo ciekawe i warto byłoby to jakoś rozwinąć, bo jest potencjał. No i wprowadzenie do sagi większej ilości ról kobiecych, zwłaszcza wojowniczych modelek, dobrze wpłynęło na całość. Po prostu dobre kino akcji.
Jak dla mnie za dużo było właśnie wybuchów, krwi i szamotaniny a za mało fabuły. Jeśli już się pojawiała, to chaotyczna, bardzo nieskładna i często pozbawiona logiki. Szkoda. Wszystkiego w tym filmie było ogólnie za dużo, efektów specjalnych także.
Świetne postapo. Klimat czuć od pierwszej minuty, a scenografia robi niesamowite wrażenie (przy czym ja nie odczuwałem przesilenia komputerowymi efektami, zdaje mi się, że choćby w takim "Czasie Ultrona" było ich więcej). Sekwencje akcji po prostu wyśmienite, przewaga rywali jest zdecydowaniie wyraźna, a walka rewelacyjna w swoim chaosie, nieskładności, wybuchach i ogólnym brudzie. Początek najbardziej mi się podobał, doszedłem do wniosku, że właściwie najlepsze sceny zawierają najmniej treści - bo czasami przy dialogach film już tak nie skupiał uwagi. Szczególnie pierwsze momenty z dzikim Maxem wypadają genialnie - nie odzywa się, jest absolutnie szalony, walczy o wolność niczym zwierzę, reaguje zachowawczo. Później poziom trochę spada.
Tom Hardy jak dla mnie lepszy od Gibsona. Fabularnie szału nie ma, a z postaci dalszych to tylko Furiosa i główny antagonista byli w miarę interesujący. Niemniej film bardzo dobry.
Jakże strasznie myliłem się, gdy pisałem, że o tym filmie prędko zapomnimy. Kajam się i prostuję. Mad Max: Na Drodze Gniewu na długo zostanie zapamiętany jako drogowskaz dla przyszłych pokoleń, które będą mogły podziwiać jak należy wskrzeszać markę omijając pułapkę nostalgii. Film jest już kultowy.