Koniec(już dawno)
dnia drugiego
[Dodano po 4 godzinach]
Podsumowanie
Dzień 2:
Zlinczowani: krzyslewy
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: Tamc.
Zabici przez Czuwającego: Jezid
Nie głosowali i nie pasowali: Hrywi, Kapciowaty, Kota (
2), Robert (
2)
___________________________
Aktualnie grający:
- Amral
- Audrey
- Charon
-
Dalej
- Hrywi
-
Ielenia
-
Jezid
- Kapciowaty
-
krzyslewy
- Kota
- Magggus
- Matt
- Noire Panthere
- Robert
-
Tamc.
- Vitanee
- Von Majden
___________________________
Wciąż skonsternowani wczorajszą porażką, zziębnięci i skostniali po kolejnej nocy przespanej pośród wilgoci katakumb, w ciemności korytarzy, pod ciężarem strachów i nawiedzających was raz po raz koszmarów, postanowiliście mimo wszystko ruszyć dalej. Ukryte w ścianie przejście, odnalezione przez mistrza Taramisa, ukazało długie, wąskie, strome schody prowadzące na niższe kondygnacje przeklętego labiryntu. Pomimo grobowego odoru, postanowiliście nie czekać, pochowawszy poległych wczoraj towarzyszy na tyle dobrze, na ile było to możliwe.
-
Stąpajmy w ciszy, z najwyższą ostrożnością. - szepnął stary Vizjerei, zmniejszając promień światła rozchodzący się od jego kostura do niezbędnego minimum. Jeszcze mocniej odczuliście brak dzielnej amazonki, która nie raz pozwalała wam poruszać się bezpiecznie pośród monstrów w niemal całkowitej ciemności.
Kolejny poziom labiryntu powitał was przestronną kryptą o ścianach ciągnących się poza zasięg magicznego światła. Mimo to już z wysokości schodów mogliście dojrzeć liczne komory grobowe, rozstawione to wzdłuż ścian, to na środku pomieszczenia, w nieregularnych odstępach. Ostrożni i czujni do granic, rozpoczęliście oględziny, te jednak nie przyniosły szczególnie doniosłych rezultatów. Większość grobów była pusta, zamknięta, zawalona lub też ich zawartość, za sprawą działania czasu, obróciła się w proch. Ktoś poślizgnął się na zdechłym z nudów nietoperzu, ktoś inny został chwycony za nogawkę przez stary szkielet, który zaraz rozpadł się od samego patrzenia. Chwilowo zagrożeń brak. Podobnie jak i wyjścia.
Odkrywszy, że komnata, choć pokaźnych rozmiarów, nie prowadzi nigdzie dalej, rozsiedliście się gdzie tylko się dało i pozwoliliście mistrzowi Taramisowi prowadzić oględziny. Był to też wyborny czas na dalsze studium nad towarzyszącą wam klątwą. Od słowa do słowa, znacznie spokojniej niż poprzedniego dnia, drużyna zaczęła dochodzić do wniosku, że największym zagrożeniem jest dla niej... Najbardziej tchórzliwy z jej członków.
-
N.. no co wy...? Hej... - jak zwykle zahukany łowca demonów rozglądał się na około, po coraz mocniej zaciętych twarzach, otaczających go ze wszystkich stron. -
Pokój dajcie tym dykteryjkom, kamraci! Wszak dostatecznie strasznie jest już tu i bez nich, by ducha ze mnie wytrząść nieomal...
Nikt nie słuchał. W ręku czarodziejki pojawiła się ognista kula, podrzucana beztrosko jak dziecięca zabawka, wojownik młynkował wszystkimi ośmioma mieczami, trzymanymi jednocześnie w obu rękach, opleciony wokół krągłości wiedźmy wąż zaczął przybliżać się wraz z irytującymi, wszędobylskimi pigmejami...
Tego wszystkiego za dużo było już
krzyslewemu. Przerażona, przyparta do muru bestia błyskawicznie zmieniła swą cielesną powłokę i rzuciła się do rozpaczliwego ataku. Ten na nic jednak zdał się wobec przeważającej przewagi tak mocno zgranej i nietypowej drużyny.
Gdy upieczone, zamrożone, poćwiartowane, zagryzione, zdeformowane klątwami, nafaszerowane trującymi strzałkami, nadziewane sztyletami, obrzucone miksturami, porozrywane skrzydłomackami, obsrane szczurzym kwasem cielsko wilkołaka wreszcie ostatecznie znieruchomiało, pierwszy z oskarżycieli z dumą i poczuciem dobrze wykonanej roboty otarł spocone czoło i zrzucił z siebie trzy niesione jednocześnie zbroje.
-
Jako rzekłem: tępe bestie z małymi móżdżkami, ot co! Długi miecz i wielkie jaja to podst...
Nie dokończył, bowiem wielkie, pazurzaste łapsko przebiło właśnie jego pierś. Tępe bestie z małymi móżdżkami potrafiły jednak atakować z zaskoczenia.
Kto wie jak dalej potoczyłyby się wypadki, gdyby nie kolejny, błyskawiczny i zaskakujący kontratak. Zanim wszystkie potworne sylwetki zniknęły w mroku, któryś z bohaterów zdołał dosięgnąć jednego z przeklętych, nie dość szybko uciekającego po mordzie na
Tamc.u Gdy reszta drużyny podbiegła ku trafionemu, odkryła, że dzięki
czujności któregoś z nich ubito kolejnego potwora -
Jezida.
Odgłos, który zdawał się dobiegać równocześnie zza ścian i spod podłogi, świadczył wyraźnie, że ten podwójny sukces bardzo mocno komuś
się nie spodobał. Nim jego echo zanikło zupełnie, przez moment patrzyliście po sobie, widząc, jak w oczach towarzyszy chwilowy triumf walczy o lepsze z mrożącą krew w żyłach grozą.
-
Nareszcie! - wyrwał was ze stuporu Vizjerei, odnalazłszy ukryty w ścianie przełącznik. -
Opuśćmy czym prędzej tę przeklętą komnatę.
Gdy stuknął kosturem w kilku różnych miejscach, fragment ściany przed wami ociężale wsunął się z kamiennym chrobotem w inny, grubszy jej fragment. Powstałe w ten sposób przejście otworzyło się na jeszcze szerszą przestrzeń, różniącą się od poprzedniej o tyle, że rozświetlało ją błękitno-blade światło znajdującej się w centrum kapliczki.
Po raz kolejny Vizjerei zabrał się do oględzin, podczas gdy wy zabezpieczaliście teren, rozstawiając pułapki, czujki z towarzyszących wam zwierząt lub przyzwanych sługusów, które - w odróżnieniu od ich panów - nie bały się nieumarłych. Po kilkunastu minutach tajemnych szeptów, inkantacji i gestów, mistrz Taramis odkaszlnął znacząco.
-
Ekhm... Zdaje się, że Niebiosa lub Piekło stawiają przed nami kolejne wyzwanie. Ta kapliczka, bez cienia wątpliwości pamiętająca jeszcze czasy Wojny Grzechu, może wydatnie pomóc nam w naszych wysiłkach... Albo zgubić wszystkich ze szczętem. Słuchajcie tedy, bo rzeczy to złożone, a uradzić nam trzeba, czy podejmiemy ryzyko, czy zostawimy ją nietkniętą, zdając się jeno na własne siły.
Stary Vizjerei mówił, uszczuplona do dwunastu osób grupa śmiałków słuchała.
Rozpoczyna się DZIEŃ TRZECI
oraz misja "
Łaska Niebios"
-
opis