Koniec dnia czwartego
[Dodano po 5 godzinach]
Podsumowanie
Dzień 4:
Zlinczowani: Robert,
Kapciowaty (autolincz)
Osądzeni przez Sędziego: -
Uratowani przez Kaznodzieję: -
Uratowani przez Doktora: -
Zabici przez Wilkołaki: Von Majden
Zabici przez Czuwającego: Kota
Nie głosowali i nie pasowali: Hrywi (
2), Kapciowaty (
3), Kota (
2), Robert (
2), Matt, Amral
___________________________
Aktualnie grający:
- Amral
-
Audrey
-
Charon
-
Dalej
- Hrywi
-
Ielenia
-
Jezid
-
Kapciowaty
-
krzyslewy
-
Kota
-
Magggus
-
Matt
-
Noire Panthere
-
Robert
-
Tamc.
-
Vitanee
-
Von Majden
___________________________
Dwa zabite potwory, tak skrzętnie ukryte w ludzkiej skórze, powinny stanowić powód do dumy, a przynajmniej radości dla naszych bohaterów. Być może byłoby tak, gdyby nie narastające poczucie zagrożenia wraz ze zbliżaniem się do bijących żarem i siarką, piekielnych czeluści. A także gdyby nie...
-
Klątwa. - stwierdził mistrz Taramis, zakończywszy oględziny użytej wcześniej kapliczki. -
Nie cieszmy się przedwcześnie, przyjaciele, bowiem po raz kolejny władcy Piekieł zakpili z nas, przemieniając kolejnego bohatera w zdrajcę.
Ci, którzy podczas modlitwy dali się zahipnotyzować tajemniczej mocy kapliczki, najwyraźniej wciąż nie do końca doszli do siebie. Jak miało się okazać, stojące naprzeciw was moce świetnie zdawały sobie z tego sprawę...
Śmiech, który nagle wypełnił komnatę, wibrował złowrogą mocą niczym piekielne zaklęcie. I najwyraźniej takim był. Niektórzy sięgnęli po broń, mistrz Taramis silniej ścisnął swój kostur, z ciemności zaś dobiegły was krzyki i jazgot. Trwający od dłuższego czasu w dziwacznym bezruchu Kapciowaty zaczął skręcać się, zwijać, trząść, miotać jakby w konwulsjach. Stary Vizjerei nie zamierzał ryzykować i starł się z różowym aniołem, raz po raz ciskając weń błyskawicami. Gdyby ktokolwiek przyglądał się dłużej temu fascynującemu starciu, dostrzegłby, że zabity na własne życzenie anioł pełnił funkcję drużynowego
Kaznodziei.
Reszta drużyny była jednak zajęta starciem z paladynem. Tłuczki do ciasta wirowały wokół absurdalnie lśniącej zbroi jak szalone, raz po raz obijając się o pancerze i głowy tych, którzy postanowili skończyć jego żywot. Okazało się, że mieli w tym działaniu sporo racji.
Robert momentanie przeistoczył się w monstrum, podobne tym, które przypuściły szarżę na bohaterów. Ci zdołali się rozprawić z nim ostatecznie, jednak walka miała dopiero się zacząć.
Walka była długa i zajadła. Lała się posoka, wirowały wnętrzności, odcięte kończyny obijały się o porozrywane korpusy, słowem - wszystko to, co poszukiwacze przygód lubią najbardziej. Gdzieś w tym wszystkim jedno z większych monstrów zakradło się ku nekromancie wraz z grupą wstrętnych szkieletów, na widok których sparaliżowała go panika. Po bardzo krótkiej chwili stało się jasne, że
Von Majden nikogo już nie wskrzesi. W powstałym, bitewnym szale, gdy dwóch obrońców światła padło, mogło się zdawać, że szala zwycięstwa przechyli się na korzyść sił ciemności. I być może byłoby tak, gdyby nie
Czuwająca, która - nie spuszczając niczego z oczu - nakazała swym wiernym pigmejom zrobić z
Kotą to, co z każdą inną żabą.
Gdy w najbardziej radykalny ze wszystkich sposobów ostatnia osoba dotknięta klątwą została z od niej uwolniona, zdziesiątkowane potwory rozpierzchły się. Atmosfera oczyściła się, krypta zaś, w niezrozumiały sposób, trochę jakby pojaśniała. Strzepnąwszy z szaty resztki demoniego mózgu mistrz Taramis stuknął mocno kosturem o ziemię, roznosząc echo i słoneczny blask po niemal całym podziemiu.
- Siedlisko zła zostało oczyszczone z klątwy. - oznajmił doniośle, patrząc na was z nieskrywaną dumą. - Tak wielu zeszło was tu ze mną, tak niewielu doszło tak daleko. Ale to nic, bowiem cokolwiek czeka przed nami, nie będzie nam już straszne.
----------------------------------------------
THE END rundy XX
za którą piekielnie gorąco dziękuję, jednocześnie chcąc wyróżnić Krwawą Łzą za diabelnie skuteczną grę czuwającą nad wami
Noire
