Dwa lata temu stawiałem pierwsze kroki we wciąż najpopularniejszej wieloosobowej symulacji apokalipsy – modzie do "Army 2: Operation Arrowhead", znanym jako DayZ. Wtedy próbowałem naprawić zdezelowanego UAZa, siedząc na opustoszałym lotnisku w towarzystwie stosunkowo przyjaznych graczy. Dziś patrzę na te pierwsze przeżycia i uśmiecham się pod nosem. Podobnie jak rzesza innych graczy, tak samo i ja w jakiś sposób tą apokalipsę poukładałem i uczłowieczyłem.
Łatwizna, impotencja wyobraźni; takie epitety dobrze – według mnie – podsumowują popularność motywu zombie we współczesnej fantastyce. Argumenty w tekście. Z lektury felietonu Hassana o DayZ wynika, że niekoniecznie mam rację. To tylko taki folklor. Nie ma się czym przejmować. Rozsądźcie sami.