Tak jak się pojawił, tak znikł, pozostał po nim tylko lekko wyczuwalny zapach biblioteki. Zdecydowanie wolał czytać i analizować niż rozmawiać z innymi.
Ktoś tu chyba próbował ratować jej tyłek. Jednak, czy to nie oznaczało wplątania jej w inne kłopoty? Zmarszczyła brwi patrząc nieufnie na Ymretha. Wielki murzyn w niebieskich ogrodniczkach budził jej podejrzliwość. Tak samo jak Matt, który pojawiał się i znikał niczym... murzyn na pasach? I dlaczego wciąż siedział w bibliotece, unikając pozostałych? A może odnalazł coś ciekawego, co i ją mogłoby zainteresować?
Podniosła się z miejsca, wygładziła opiętą sukienkę i powlokła się w stronę biblioteki za Mattem. A co, jeśli to on? Na wszelki wypadek lepiej się zabezpieczyć. Idąc w stronę, w której zniknął Matt wygrzebała zza dekoltu okulary z wbudowaną bronią laserową. Podziękowała w duchu, że wystarczy jedna myśl, aby zadziałały. Jeśli to [color="#FF0000"]Matt[/color]...
Po śmierci Doktora na pokładzie zapanowały nastroje iście minorowe. Świadomość, że nie ma nikogo, kto będzie ich bronił przed zakusami ostatniego pozostałego przy życiu wilkołaka mocno podkopało morale mieszkańcopasażerów „ZGE03”. Ale, jak to mawiają, nadzieja umiera ostatnia. Szczegół, że póki co i tak musiała stać w kolejce, co prawda kurczącej się, ale wciąż kolejce.
W obliczu nieomylnych wyroków wygłaszanych przez Rangera, wiadomym było, kto stanie się dzisiejszą ofiarą. Ale może uda się wytropić, kto miałby interes w dopadnięciu mężczyzny? Dlatego nasi dzielni bohaterowie zmusili się do otrząśnięcia się z traumy dnia poprzedniego, wzięcia się w garść i wrócili do wzajemnego rzucania na siebie podejrzeń, choćby najbardziej fantastycznych.
Uwagę dziś przykuł Boneclaw. Dziwna istota, mieniąca się Baronem, z mackami zamiast rąk. Winny, niewinny? Właściwie, to już nieważne. Tyle osób było pewnych, że wyeliminowanie kolejnej tylko zawęzi krąg podejrzanych, umożliwiając przeżycie reszcie.
- Cóż wam mogę rzec? Nie ja jestem winny. Ale i tak mnie nie posłuchacie. Więc pozwólcie, że przedstawię wam pomysł, który da przynajmniej szansę na zdybanie tego potwora. Otóż, oddalę się od was. Jeśli dopisze mi szczęście, znajdę go i przynajmniej zranię. Odpowiada wam to?
- Oczywiście, że nie! Futro masz za skórą, jełopie i w ten sposób chcesz się wywinąć odpowiedzialności i zniknąć w zakamarkach statku! Bujać to my, nie nas!
- Ciiiicho. Właściwie to Boneclaw całkiem niezły plan zaproponował, zwłaszcza, jeśli nie kłamie o swej niewinności. Wiem, pójdę za nim i będę obserwować… a w razie czego, osobiście zakończę jego żywot. Wszystkim pasuje?
Pasowało. Jednego tylko nie wzięto pod uwagę: że wilkołak, prócz wilkohumanoidalnej formy zyskiwał też wyostrzone zmysły, w tym słuch. I zapewniam, turlał się w duchu ze śmiechu, słysząc te żałosne próby planowania. Ooo tak, ta noc będzie… ciekawa. Ale najpierw, niewielka dywersja.
Pech, a raczej celowe, przebiegłe i przemyślne działanie wciąż nieuchwytnego futerkowca sprawił, że w odległej części „ZGE03” pojawiła się usterka na tyle niewielka, by móc zaryzykować oddalenie się od reszty zgromadzonych celem jej naprawienia, ale jednocześnie na tyle poważna, że nie mogła poczekać do rana – do tego czasu wygenerowałaby zbyt wiele errorów, które skutecznie zakłóciłyby pracę innych urządzeń. A któż mógłby się tym zająć jak nie mechanik, którym był… Ymreth? I do tego zwinął się
I tak się jakoś złożyło, że ta dwójka, Boneclaw i Ymreth natknęli się na siebie…
- Ty! Ty! Przyszedłeś mnie zeżreć, prawda?! – ryknął Murzyn, by cisnąć bez namysłu solidnym kluczem, który trzymał w ręce. Na nieszczęście, cios ten był tak niespodziewany, że zaskoczony mackowaty nie miał jak się bronić. A taki kawał ciężkiego żelastwa, do tego celnie ciśnięty… zrobił swoje.
- O cholibka… - zdążył tylko wybąkać, gdy spostrzegł, jak fatalną pomyłkę popełnił. Boneclaw był człowiekiem. I to człowiekiem, któremu towarzyszył Czuwający.
- No proszę, kogo my tu mamy… – rozległ się głos za plecami byłego już mechanika. Przed oczyma Ymretha rozbłysły gwiazdy, a potem… potem była tylko ciemność.
- O cholibka… – Czuwający, któremu wybitnie rozregulował się celownik, bezwiednie powtórzył słowa swej ofiary.
Ciało Rangera Krzysia zostało odnalezione dopiero następnego ranka. To, co z niego pozostało, potwierdzało tylko, że rzeczywiście był Wyrocznią, jak wskazywały jego poczynania.
- Nie wydaje się wam, że czuć tutaj jakiś…. Stary zapach? – odezwał się ktoś, przyglądając się biernie ciału.
Szeregi ludzi coraz bardziej ulegały przetrzebieniu. Milczał Kaznodzieja, nie broniąc niewinnych przed niesłusznymi oskarżeniami. Milczał Sędzia, nie próbując nijak przechylić szali sprawiedliwości. Czuwający sprawiał wrażenie, że przeszedł na stronę wroga, a Doktor i Wyrocznia… No cóż, już nigdy nie mieli przemówić.
Sytuacja stawała się coraz gorsza. W obliczu utraty silnych sprzymierzeńców, nieobliczalnego postępowania kogoś, kto nie sprawiał już wrażenia bycia sojusznikiem, przed naszymi bohaterami jawił się…
___________________________
…dzień szósty.
Stary zapach?
- Moimi typami pozostają Matt, na-pewno-nie i Thora.. ale które z nich jest najstarsze? - zastanowił się. Zaraz! - Matt! Czyż nie był przesiąknięty zapachem starych książek z biblioteki? A tak w ogóle, to dalej, przyznawać się, kto ile ma lat. Drogie panie, proszę o to również was, choć to nieelegancko. Ważą się nasze losy. Ja tam pachnę kocimiętką, nie starością - oświadczył, wypinając pierś wraz z roślinką wystającą z butonierki.
- Przypominam, że Tarrrameliona próbowały już zdjąć wilkołaki - wtrącił się Tig. - Sądzę, że na-pewno-nie-wilkołak nie jest wilkołakiem, wbrew temu, co sugerowałoby jej imię, ale dla pewności faktycznie powinna pójść na cel Czuwającego.. a Thorhalla oczywiście jest niewinna - przytaknął, przypominając sobie poniewczasie, że ś.p. Wyrocznia ją sprawdził.
- Tylko nie stara! Dwie osoby. Jedna na licz, druga dla Czuwającego. Matt... chcesz z nami o czymś porozmawiać może? Wolisz orgię, czy raczej spotkanie w cztery oczy?
Przeszła całe pomieszczenie chyba z tysiąc razy.
- Nie wiem, nie wiem. Powiedzcie, czy możliwe jest zrealizowanie takiego planu: przykładowy Tar umawia się ze swoimi przyjaciółmi wilkołakami, że się poświęci, żeby go zaatakowali tej nocy. Jednak szczęśliwym trafem, ratuje go Doktor, a on sam może zacząć zabijać. Czy może to już jest zbyt przekombinowane?
Użytkownik Eni dnia czwartek, 19 grudnia 2013, 22:16 napisał
Przeszła całe pomieszczenie chyba z tysiąc razy.
- Nie wiem, nie wiem. Powiedzcie, czy możliwe jest zrealizowanie takiego planu: przykładowy Tar umawia się ze swoimi przyjaciółmi wilkołakami, że się poświęci, żeby go zaatakowali tej nocy. Jednak szczęśliwym trafem, ratuje go Doktor, a on sam może zacząć zabijać. Czy może to już jest zbyt przekombinowane?
Tak, sam sobie też myślałem o takim scenariuszu. Ale to niesamowity łut szczęścia. Eni.