W sporej części zgadzam się z Ktulem, polemizowałbym jednak trochę (ale tylko „trochę”) w sprawie finalnej oceny „więzów”; zanim jednak do tego dojdę, podzielę się paroma odczuciami odnośnie gry. Dawno, jeśli w ogóle, nie grałem w tak nastrojowego cRPG! Z doskonałą (albo bliską temu stanowi) muzyką*, ze świetnym, angielskim dubbingiem (a nie żadną podróbką vide polsko jęzorowaty Heros V i jego Liny oraz Foremniaki). Ba, zalety tej gry recenzent wychwalił tak pięknie, że aż mi głupio powtarzać to, co napisał.
Tak samo postacie, każda (no może poza zwykłymi przechodniami, ale i tu są "malownicze" wyjątki) została "dopieszczona" osobowością, i to tak, że wiele współczesnych gier się chowa. Nawet zwykły, wydawałoby się, że tępy jak obuch siekiery, ghul, może wykorzystać tę pozę i sprytnie manipulować naszym bohaterem...
Już nie mówiąc o moich "ukochanych" siostrzyczkach z Santa Monica.
Dobrze, przejdę do zasygnalizowanej na początku kwestii "oceny". Moja byłaby o pół punktu niższa, a różnica byłaby spowodowana finałem gry.
SPOILERZakończenie głównego wątku sprawiło, że poczułem się tak, jakbym od twórców gry dostał prosto w pysk. I to w negatywnym znaczeniu tego słowa. Ta całą aura mistycyzmu budowana wokół sarkofagu została rozwiana, a bohater okazał się tylko marionetką. Tym samym jego/nasze czyny w czasie gry, stały się czymś wtórnym wobec manipulacji pewnej znaczącej postaci świata mroku.
Ech, byłem zwyczajnie rozczarowany zakończeniem tej wspaniałej gry, oczekiwałem czegoś bardziej podniosłego
* Na sesjach Ktula, soundtrack "Bloodlines" rozgościł się na dobre. I bardzo dobrze!