[
Ilustracja muzyczna ]
W pośpiechu dokręcając ostatnie śrubki i poprawiając zaczepy oprzyrządowania, widziałeś resztę oddziału zbierającą się na płycie lądowiska. Ustawieni w równym szeregu z kamiennymi twarzami wysłuchiwali ostatnich komend majora Rogersa, których treść byłeś w stanie sobie dopowiedzieć. Nikt się nie śmiał, nie było standardowych, koszarowych pogaduszek i poszturchiwań. Nawet Matrejo wydawał się jakoś
bardziej ponury.
Nie minęła minuta, a cały oddział zapakował się na pokład Czejena. Ty sam nie tyle usiadłeś, co zostałeś wepchnięty, przepchnięty i dopchnięty do siedzenia, co po zastanowieniu poczytałeś nawet za okoliczność sprzyjającą, bo sam nieźle nagłowiłbyś się i namachał, zanim doszedłbyś do tego, jak zmieścić dupsko z całym tym pancerzem i sprzętem w tak mały fotel, nie mówiąc już o szynach bezpieczeństwa. Tutaj gwaru, krzyków i zamieszania było już więcej, lecz to był zdecydowanie chaos kontrolowany. Nim Ford i O'Maley posadzili wreszcie tyłki jako ostatni, Hendricksen siedział już w fotelu pilota odpalając silniki, a asystująca mu Donovan zapalała kolejne kontrolki na panelu nad sobą.
-
A co to? Harvey dziś nie kieruje? - zadźwięczał swoim murzyńskim basem siedzący naprzeciw ciebie Jonson.
-
Niestety, potwornie boli mnie głowa i zamiast obrazu widzę kod binarny. Dziś bardziej nadaję się na złom, niż na pilota. - odparł android żartobliwym tonem, puszczając porozumiewawcze mrugnięcie do Jonsona.
-
Uważaj uważaj, żebyś jeszcze tam nie trafił. - mruknął mocujący się z pasem Korniłow. - Nic nikomu po zepsutych narzędziach...
-
Eeee tam, na moje oko to procesor Harveya nie wytrzymał obliczeń na wyjście z sytuacji pod tytułem "upojne dwie godziny przeglądu maszyn w wyborowym towarzystwie Korniłowa". - wciął mu się w zdanie Kato, wywołując salwę śmiechu pozostałych.
-
A gdzie jego ekscelencja major, jeśli można wiedzieć, kapralu? - zapytała Reyes, przebijając się przez echo rechotu i dosrywek pod adresem mechanika.
-
Tam, gdzie jego miejsce. - odparł Hendricksen, niezbyt wysilając się na ukrywanie uśmiechu. - Czyli nie tutaj. Major Rogers będzie kierował naszymi poczynaniami z centrum dowodzenia. Przywilej, który nikomu z nas raczej nie grozi, bo do takich luksusów trzeba dożyć, albo się urodzić. Śluza. - rzucił do Donovan, która wstukała coś na panelu i przy akompaniamencie pokładowej syreny przygotowała hangar do otwarcia śluzy odgradzającej go od próżni kosmosu. Silniki zawyły, wstrząsając całym wahadłowcem i jego załogą. Głowa obiła ci się o hełm, a ten o oparcie fotela.
-
Jak tam, Gutierez? Pierwszy zrzut? - zapytał siedzący po prawo Oswald.
-
W razie czego postaraj się wytrzepywać gówno tą drugą nogawką. - poprosił siedzący po lewo Ford.