Służba na molochu takim, jaki Conestoga miała swoje zalety. Osobne pokoje, strzelnice, siłownie. Tylko z jakiegoś powodu nie można było doprosić się o solidnego kucharza, choć w samej stołówce zmieściłoby się z pięćdziesięciu wygłodniałych chłopów. Ale nie, jajogłowi od zdrowego, żołnierskiego żywienia wiedzieli lepiej. Zawsze wiedzą lepiej. No i teraz macie.
Bezbarwną, bezkształtną breję. Śniadanie, kurwa, mistrzów.
- Jak na to patrzę, to chyba muszę kogoś zastrzelić... - mruknął złowieszczo Oswald, nabierając trochę mazi na łyżkę i pozwalając jej spaść z wysokości z powrotem na talerz, z głośnym, obleśnym plaśnięciem.
- Zastrzel Korniłowa, w nagrodę dostaniesz roczny przydział tej cudownej odżywki. - zaoferował łysemu Teksańczykowi równie łysy i czarny jak noc Jordan.
- Przeeestań, nie dość, że muszę żreć to gówno, to jeszcze mi tu każesz sobie wyobrażać mordę tego... No żeż kurwa, lezie tutaj. Musiałeś wykrakać? - Oswald jęknął boleśnie na widok wchodzącego do stołówki Korniłowa. Starszy mechanik, bo taką funkcję w waszym oddziale pełnił Korniłow, był jednym z tych ludzi, którzy - podobnie jak jajogłowi - zawsze wiedzą lepiej. Jeśli coś się popsuło, on zawsze wiedział lepiej, dlaczego się popsuło i dlaczego to właśnie ty to popsułeś. Jeśli trzeba było coś naprawić, Korniłow zawsze wiedział, dlaczego tobie się to nie udało lub dlaczego jemu udałoby się lepiej. Fakt faktem, że pomimo swego wiecznego malkontenctwa, wrodzonej upierdliwości i czegoś, co wasz dowódca określał niekiedy mianem "ruskowatości", Korniłow faktycznie potrafił zrobić coś z niczego, kiedy faktycznie było potrzeba. Ale to nie przysparzało mu fanów wśród członków oddziału.
Mechanik przeszedł przez pustą salę i demonstracyjnie położył tacę na stole tuż obok waszego, nie bacząc na odprowadzającego go ołowiane spojrzenia Oswalda i Jordana. Równie demonstracyjnie wrócił do bufetu po przyprawy, choć, jak wiedział każdy, kto spędził w korpusie przynajmniej tydzień, przyprawianie śniadaniowej papki było równie skuteczne, co ładowanie akumulatora kluczem nastawnym.
- Ej, Gutierez. - Oswald wychylił się do ciebie, szepcząc konfidencjonalnie, gdy Korniłow stanął kawałek dalej przy samoobsługowym bufecie. - Dosyp tej męcie trochę przyprawek... - postawił przed tobą niewielki słoiczek opatrzony jakąś etykietą. - To moja odżywka do ćwiczeń, takie małe paliwo atomowe, ale naszemu zatwardziałemu Ruskowi świetnie posłuży na przeczyszczenie.