[
Ilustracja muzyczna ]
Przez otwarte drzwi wypadł na ciebie charakterystyczny zapach kilkudniowej, zaschniętej krwi. W samym pomieszczeniu (przestronnym, około czterdziestu metrów kwadratowych jak nic) było jej całkiem sporo w różnych miejscach i płaszczyznach, jednak wciąż całemu obrazowi szczęśliwie brakowało sporo do poziomu krwawej jatki.
O wiele bardziej wszechobecny był chaos i ogólny rozpiździel. Powywracane szafki i krzesła, papiery walające się absolutnie wszędzie, dwie nierówne połówki połamanego, eliptycznego stołu konferencyjnego leżące lub stojące krzywo w dwóch różnych miejscach sali. Tu i ówdzie widziałeś strzępy ubrań zlepione brunatną substancją na podłodze czy ścianie, gdzie rozciągał się ślad ciągnięcia kogoś rannego z dużą siłą wzdłuż danej płaszczyzny.
Wraz z Harveyem obchodziliście salę wzdłuż dwóch przeciwległych ścian, idąc bardzo ostrożnie, jakbyście stąpali po szkle. Waszej uwagi nie uszły kratki prowadzące do szybów wentylacyjnych - jedna wyraźnie wyrwana i zgnieciona do środka, leżała pośród sterty śmieci mniej więcej na środku pokoju, gdzie spadłą z wysokości sufitu. Druga, prowadząca do przeciwległego szybu, zwisała smętnie na pojedynczej śrubie, również odgięta i niemal rozerwana siłą potężnego, punktowego uderzenia. Same szyby wentylacji nosiły również wyraźne ślady wgnieceń odśrodkowych, zarówno na dnie jak i po bokach, przynajmniej na tym krótkim odcinku, który mogliście obserwować z pomieszczenia.
Gdzieś w okolicy lewego rogu sali, naprzeciw skradającego się czujnie androida, coś poruszyło się pod kupą złożoną z wywróconej szafki na dokumenty, półtora krzesła i wywróconego baniaka na wodę, wydając przy tym nieartykułowany, dość żałosny jęk. Momentalnie sprężyliście się jak struny, celując w potencjalnego napastnika, atak jednak nie nadszedł, jedynie pojękiwania przybrały na sile.
Domyślając się tego samego, co ty, Harvey nieco szybciej zbliżył się ku stercie śmierci, odkopując rozwalone elementy wystroju. Waszym oczom ukazał się wówczas mocno zmaltretowany ochłap człowieka, jednego z naukowców, sądząc po ubraniu, leżący niemal bezwładnie na całej tej stercie i zawodzący żałośnie w czymś, co niewątpliwie było agonalnymi jękami.
-
Nosz kurwa pięknie... - zaklął android. Dyndająca po prawo, przy suficie, kratka, zaskrzypiała smętnie, a ochłap naukowca jęknął jeszcze mocniej, wyginając się spazmatycznie, jak przy nagłym ataku epilepsji.