[ekhp1] Początek - Finkregh
- Jak widze pan Mirro jest również spostrzegawczy. Nikt z tych napuszonych bufonów nawet nie spojrzał na tył naszych pięknych zaproszęń, a szkoda. Nono. A pan? To dobrze o panu świadczy. Ale za bardzo nie wiem co pan mówi o tym Cieniu. Można powiedzieć, że jestem zorientowany w temacie, hehe, i nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego mielibyśmy odwiedzić "gniazdo"? - wymawia ostatni wyraż z emfazą. - A te trzy kule? Znowu kule... Zainteresował mnie pan.
- No cóż... Powiedzmy, że stało się to zupełnie przypadkiem. Co do tego cienia... Cóż, w pewnym sensie Cieniem jesteście wszyscy wy, bracia Mortissieri. Natomiast trzy kule i 'gniazdo'... Nietrudno się domyśleć, że to Orle Gniazdo, siedziba króla. Trzy klucze-kule znajdują się w koronie i berle samego króla. Możnaby powiedzieć, że jest to w pewnym sensie umowa - w zamian za nieśmiertelną chwałę, jaka na pewno przypadnie w udziale tym, którzy ukradną to, co czyni króla królem, proszę o pomoc w zdobyciu tych trzech kluczy. Naturalnie, żadne pieniądze nie wchodzą tutaj w grę, bo musiałbym sprzedać tron, będąc królem, żeby was wynająć... Pomyśl, hrabio. Nieśmiertelna chwała w zamian za trzy zwykłe klucze... To chyba niezbyt dużo?
- Nieśmiertelna chwała? Ciekawe... Tylko czy nam na tym zależy? - mężczyzna uśmiecha się spod maski - A z resztą Mortissieri muszą razem podjąc decyzję, na tym to polega. Ale teraz trwa bal, trzeba się zabawić - powiedział po czym tanecznym krokiem podszedł do jakiejś damy i zawirowal z nią w takt grającej muzyki.
Patrzyłeś na dwie splecione postacie wirujące szaleńczo. Kobieta ubrana w piękną suknię, skryta za maską bawiła się przednie. Widziałeś jej rozwiane w tańcu włosy i błyski rozsyłane wkoło przez biżuterię.
-Zabawa! Nie stój, niech cień nie chmurzy twojego oblicza przyjacielu - rzuciłciągle wirując w tańcu.
Po chwili zauważyłeś hrabiego schodzącego ze schodów w towarzystwie jakiejś starszej damy. Marcus zakończył taniec i podszedł do ojca. Skinął mu głową porozumiewawczo i powiedział mu coś na ucho (stojąc do ciebie plecami i zasłaniajac sobą hrabiego).
Po chwili hrabia klasnął w dłonie.
- Moi mili goście, przejdźmy do sali czas rozpocząć tirralla! (skomplikowany taniec obfitujacy w różne trudne figury, przejścia i przeplatanki)
Ruszyliście d dużej sali balowej w której marmurowa podłoga wydawała się lśnić niczym śnieg. Kryształowy żyrandol świecący dzięki magii rozświetał całe pomieszczenie bajecznym swiatłem. Goście (ok. 50 osóB) podzielili się na 2 grupy wg. płci i stanęli pod przeciwległymi ścianami. Hrabia lekko z przodu jego synowie po bokach a vis a vis ich partnerki. Podobnie uczyniła reszta gości. Orkiestra udetrzyła w instrumenty i zaczęło się. Meżczyźni ruszyli pojedynczo w strone środka sali...
Patrzyłeś na dwie splecione postacie wirujące szaleńczo. Kobieta ubrana w piękną suknię, skryta za maską bawiła się przednie. Widziałeś jej rozwiane w tańcu włosy i błyski rozsyłane wkoło przez biżuterię.
-Zabawa! Nie stój, niech cień nie chmurzy twojego oblicza przyjacielu - rzuciłciągle wirując w tańcu.
Po chwili zauważyłeś hrabiego schodzącego ze schodów w towarzystwie jakiejś starszej damy. Marcus zakończył taniec i podszedł do ojca. Skinął mu głową porozumiewawczo i powiedział mu coś na ucho (stojąc do ciebie plecami i zasłaniajac sobą hrabiego).
Po chwili hrabia klasnął w dłonie.
- Moi mili goście, przejdźmy do sali czas rozpocząć tirralla! (skomplikowany taniec obfitujacy w różne trudne figury, przejścia i przeplatanki)
Ruszyliście d dużej sali balowej w której marmurowa podłoga wydawała się lśnić niczym śnieg. Kryształowy żyrandol świecący dzięki magii rozświetał całe pomieszczenie bajecznym swiatłem. Goście (ok. 50 osóB) podzielili się na 2 grupy wg. płci i stanęli pod przeciwległymi ścianami. Hrabia lekko z przodu jego synowie po bokach a vis a vis ich partnerki. Podobnie uczyniła reszta gości. Orkiestra udetrzyła w instrumenty i zaczęło się. Meżczyźni ruszyli pojedynczo w strone środka sali...
...podchodząc do kobiet, stojących do nich plecami. Każdy położył dłoń na ramieniu partnerki, obrócił ją delikatnie, i unosząc jej lewą dłoń, ukłonił się, i czekał na pozwolenie wyruszenia w tany. Kobiety, uśmiechając się pobłażliwie, strąciły dłonie partnerów, ruszyły za nich.
Tak jak reszta mężczyzn, wodziłem wzrokiem za partnerką. Okazała się zaskakująco piękna, zwinna i delikatna, prawdopodobnie również była elfką. Obróciła się w rytm muzyki, tak jak pozostałe, i nagle w kobiecych dłoniach pojawiły się wachlarze, które rozłożone, kusiły partnerów do podejścia. Każdy porwał swą partnerkę, unosząc ją lekko ponad posadzkę i wykonując jeden pełny obrót. Niektóre z kobiet śmiały się; w tym i elfka, z którą tańczyłem.
Falowały spódnice, pary wirowały, jakby każda tańczyła z osobna, a jednak razem tworząc niepowtarzalne wzory. Co jakiś czas, przy skomplikowanych krokach, pary zmieniały swój skład, ani razu jednak nie gubiąc kroku. Z góry musiało wyglądać to jakby zgrani artyści wyrysowywali na posadzce symetryczne wzory.
Parami wiodącymi w całym tańcu najpewniej byli bracia Mortissieri, tego byłem pewien. Parokrotnie mignęli mi w trakcie wymiany partnerek; prawie zawsze wtedy gubiłem krok, spóźniając się o pół uderzenia serca, a potem musiałem to nadrabiać. Przez cały czas w mojej głowie tłukło się pytanie :
"Co postanowią zrobić?..."
[jadę na dwa dni, w sobotę będę. Chwila przerwy w sesji ]
Tak jak reszta mężczyzn, wodziłem wzrokiem za partnerką. Okazała się zaskakująco piękna, zwinna i delikatna, prawdopodobnie również była elfką. Obróciła się w rytm muzyki, tak jak pozostałe, i nagle w kobiecych dłoniach pojawiły się wachlarze, które rozłożone, kusiły partnerów do podejścia. Każdy porwał swą partnerkę, unosząc ją lekko ponad posadzkę i wykonując jeden pełny obrót. Niektóre z kobiet śmiały się; w tym i elfka, z którą tańczyłem.
Falowały spódnice, pary wirowały, jakby każda tańczyła z osobna, a jednak razem tworząc niepowtarzalne wzory. Co jakiś czas, przy skomplikowanych krokach, pary zmieniały swój skład, ani razu jednak nie gubiąc kroku. Z góry musiało wyglądać to jakby zgrani artyści wyrysowywali na posadzce symetryczne wzory.
Parami wiodącymi w całym tańcu najpewniej byli bracia Mortissieri, tego byłem pewien. Parokrotnie mignęli mi w trakcie wymiany partnerek; prawie zawsze wtedy gubiłem krok, spóźniając się o pół uderzenia serca, a potem musiałem to nadrabiać. Przez cały czas w mojej głowie tłukło się pytanie :
"Co postanowią zrobić?..."
[jadę na dwa dni, w sobotę będę. Chwila przerwy w sesji ]
Masa ludzka wiła się dostojnie w coraz to bardziej skomplikowanych tanecznych gigurach. Raz po raz pary odłączały się by wykonać aunti'sse po środku sali. Nagle poczułeś, że moze jednak twoje umijętności nie są "aż" tak dobre jak ci się wydawało. Z opresji jednak uratował cię jeden z braci który zwinnie zamienił się z tobą partnerką. Zauważyłeś, że w obydwu braci wstąpił jakiś diabelski temperament, raz po raz zmieniali partnerki i najogólniej wszędzie było ich pełno. Skąd oni brali tyle sił. W pewnej chwili kiedy mogłes sobie pozwolić na trochę odpoczynku wykonując powolny slalon z partnerką zauważyłe coś dziwnego. Kobieta z którą tańczyłeś była tą damą z maską z pawich piór. Brakowało jej jednak diademu! Coś ci zaczęło świtać w głowie...
"No tak... Czemu nie inaczej? Dla nich to w końcu bogate bufony, z których można zdzierać złoto całymi garściami... Ciekawe, kogo obwinią? Pewnie siebie nawzajem..."
Szybko wymienił się partnerką z jakimś potężnym jegomościem, któremu brakowało na palcu ogromnego pierścienia, wnioskując po głębokości śladów na dłoni.
"Ciekawe jak to robią?"
Partnerką okazała się elfka, ta, z którą tańczył na początku. Ucieszył się, iż zostawili w spokoju jej mały, srebrny naszyjnik, idealnie dopasowany do stroju. Może był zbyt skromny? Wszędzie dopatrywał się działalności braci; mógł być spokojny o siebie, gdyż nic cennego nie miał w ogóle - jeśli nie liczyć małego skarbu w skrzyni, w domku.
"Kiedy ten taniec w końcu się skończy?..."
Tempo tańca wyraźnie przyspieszało, pary zostały wciągnięte w grupowe wzory; nie było mowy o zwolnieniu tempa czy uwolnienia się.
"Czyzby dochodziło do kulminacji?... Dobra. Nie patrzeć pod nogi, nie patrzeć na kroki, niech się dzieje co chce."
Coś przeczuwałem, że jesli skupię się na krokach, to zakłócę cały przebieg tańca. Oby tylko nie...
Szybko wymienił się partnerką z jakimś potężnym jegomościem, któremu brakowało na palcu ogromnego pierścienia, wnioskując po głębokości śladów na dłoni.
"Ciekawe jak to robią?"
Partnerką okazała się elfka, ta, z którą tańczył na początku. Ucieszył się, iż zostawili w spokoju jej mały, srebrny naszyjnik, idealnie dopasowany do stroju. Może był zbyt skromny? Wszędzie dopatrywał się działalności braci; mógł być spokojny o siebie, gdyż nic cennego nie miał w ogóle - jeśli nie liczyć małego skarbu w skrzyni, w domku.
"Kiedy ten taniec w końcu się skończy?..."
Tempo tańca wyraźnie przyspieszało, pary zostały wciągnięte w grupowe wzory; nie było mowy o zwolnieniu tempa czy uwolnienia się.
"Czyzby dochodziło do kulminacji?... Dobra. Nie patrzeć pod nogi, nie patrzeć na kroki, niech się dzieje co chce."
Coś przeczuwałem, że jesli skupię się na krokach, to zakłócę cały przebieg tańca. Oby tylko nie...
Na szczęście elfka wyczuła twoje niezdecydowanie i przejęła inicjatywę. Poczułeś się znacznie pewniej wiedząc, że ona wie co robi. Orkiestra podkręciła jeszcze tempa piłując instrumenty cyba do granic możliwości. Krok, przejscie, krok, 2 kroki, przejscie... i cała sala zamarła nagle. Gdyby ktoś mógł teraz spojrzeć na to wszystko z góry zobaczył by piękną symetryczna gwiazdę ułożoną z ludzi.
Gwar rozmów zaczął powoli narastać. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Opetańczy taniec się skończył. W końcu mogłeś odetchnąć. Podobnie jak paru arystokratów którzy już najwyraźniej czasy w których mogli swobodnie balowac w taki sposób mieli za sobą.
Hrabia Mortissieri zaklaskał w dłonie i uroczyście zaprosił gości do sali obok gdzie stały już zastawione stoły. Towarzystwo przyjęlo to z wyraźną aprobatą. Zaraz po twoich bokach zmaterializowali się bracia ze swoimi partnerkami i zaciągnęli cięd o sali obok.
- Ładnie sobie pan radził. Widać w panu elfa, panie Mirro. - tym razem był to Marcus.
Gwar rozmów zaczął powoli narastać. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Opetańczy taniec się skończył. W końcu mogłeś odetchnąć. Podobnie jak paru arystokratów którzy już najwyraźniej czasy w których mogli swobodnie balowac w taki sposób mieli za sobą.
Hrabia Mortissieri zaklaskał w dłonie i uroczyście zaprosił gości do sali obok gdzie stały już zastawione stoły. Towarzystwo przyjęlo to z wyraźną aprobatą. Zaraz po twoich bokach zmaterializowali się bracia ze swoimi partnerkami i zaciągnęli cięd o sali obok.
- Ładnie sobie pan radził. Widać w panu elfa, panie Mirro. - tym razem był to Marcus.
- Elf, nie elf, dawno tego nie robiłem... Niemniej doceniam pochwałę z pańskich ust. Zaskakujące, że niektórzy wciąż są świeży jak po przespanej nocy, a mają za sobą bardzo pracowity taniec... Mi niestety nie było dane spać tej nocy. Wiadomo - sprawy najwyższej wagi. O czym zatem będziemy rozmawiać?
Denerwowało mnie to utrzymywanie pozorów. Poza tym, chciałem jak najszybciej znaleźć się w łóżku. I uśmierzyć ten ból stóp. I szybko przejść do sedna sprawy.
Denerwowało mnie to utrzymywanie pozorów. Poza tym, chciałem jak najszybciej znaleźć się w łóżku. I uśmierzyć ten ból stóp. I szybko przejść do sedna sprawy.
- Dzień jak co dzień panie Mirro. Trochę rozrywki i... treningu zawsze się przyda. O czym będziemy rozmawiać? Napewno nie o interesach. Teraz jest bal, czas zabawy. Czas śpiewu, tańca i jadła. Taniec już był. Teraz jadło. A potem śpiew.
- Spokojnie, nie każemy panu śpiewać. Aż tylu talentów chyba pan nie skrywa. Proszę się częstować. - powiedział Albrecht w momencie kiedy doszlisćie do zastawionych stołów - Jeszcze trochę i będzie pan mógł odpocząć.
- Spokojnie, nie każemy panu śpiewać. Aż tylu talentów chyba pan nie skrywa. Proszę się częstować. - powiedział Albrecht w momencie kiedy doszlisćie do zastawionych stołów - Jeszcze trochę i będzie pan mógł odpocząć.
- Dziękuję za komplement... A co do śpiewania to jestem pewien, że żadnego talentu nie ukrywam - uśmiechnąłem się. - I nie wątpię, że odpoczynek mi się przyda. Po takim tańcu... Niesamowite! Przeciez takich potraw nie powstydziłby się nawet król! Wręcz niemożliwe, gdybym tego nie zobaczył. No cóż... Odpowiednia ilość złota otwiera drogę do wszystkiego. Niemniej, wydawanie złota jest sztuką, a wy ją doprowadziliście do perfekcji, panowie...
Podszedłem do pierwszego półmiska, na którym ułożone były w skomplikowanych wzorach jakieś nieznane ryby, podane w tak artystyczny sposób, że aż szkoda było je ruszać. Przeszedłem całą długość stołu, ogladając wymyślne potrawy, co i rusz przystając, by spróbować kęs tej czy tamtej. Jednak ich cel był jeden - cieszyć oko, nie żołądek. Jak byłem głodny, tak i teraz nie nasyciłem się prawie w ogóle.
Podszedłem do pierwszego półmiska, na którym ułożone były w skomplikowanych wzorach jakieś nieznane ryby, podane w tak artystyczny sposób, że aż szkoda było je ruszać. Przeszedłem całą długość stołu, ogladając wymyślne potrawy, co i rusz przystając, by spróbować kęs tej czy tamtej. Jednak ich cel był jeden - cieszyć oko, nie żołądek. Jak byłem głodny, tak i teraz nie nasyciłem się prawie w ogóle.
I ponownie dostrzegłes moment w którym obaj braci podeszli do hrabiego i zaczęli mu coś szeptać na ucho. Stali do ciebie plecami ale nie wyglądało na to by mówili o tobie. Zasadniczo nie zwracali na ciebie większej uwagi. Chyba...
Za to zwróciła na ciebie uwagę Ona. Podeszła pewnym krokiem, ubrana w śnieżnobiałą suknię i wymyślną srebrzystą maskę wyglądała jak królowa lodu.
- Widać, że nie jesteś przyzwyczajony do bywania w takich miejscach. To prawie jak ja, tylko, że ja ich po prostu nie lubię. - powiedziała delikatnym głosem który dzwięczał melodyjnie.
Za to zwróciła na ciebie uwagę Ona. Podeszła pewnym krokiem, ubrana w śnieżnobiałą suknię i wymyślną srebrzystą maskę wyglądała jak królowa lodu.
- Widać, że nie jesteś przyzwyczajony do bywania w takich miejscach. To prawie jak ja, tylko, że ja ich po prostu nie lubię. - powiedziała delikatnym głosem który dzwięczał melodyjnie.
- No cóż, nie ty jedna, pani, stronisz od wielkich rzesz arystokratów. Osobiście wolałbym znaleźć się ze 100 mil od tego miejsca, niestety, nie ja dyktuję, gdzie i kiedy mam się stawić. Prawie można pozazdrościć włóczęgom i podróżnikom - chodzą gdzie chcą, kiedy chcą... Naturalnie wiąże się to z pewnymi niedogodnieniami, choć wszystko można przezwyciężyć. Oni żyją po prostu na włąsny rachunek. A większość tych tutaj nie potrafiłaby się nawet samodzielnie odziać, a przy podróży na piechotę po parunastu krokach nabawiliby się pęcherzy na stopach. No i żyją w przekonaniu, że wszystko im wolno, że zawsze dostaną to, co chcą. W tym wypadku jednak mowa tylko o mężczyznach, gdyż kobiety prawie zawsze dostają to, co chcą i to wtedy, kiedy chcą. Można by to uznać nawet za swego rodzaju sztukę, nieprawdaż? No, ale to nie jest temat, w którym mógłbym zabłysnąć doświadczeniem czy umiejętnościami... A szkoda, gdyż wiedziałbym wtedy, jak postępować z kobietami. A skoro już mówimy o kobietach... Wyglądasz olśniewająco w tej sukni. W połączeniu z tą srebrną maską tchnie taką chłodną gracją, pięknem.
- Ciekawy z pana człowiek panie... - zawiesiłą głos niepewnie. - Gardzi pan tymi ludźmi, ciągnie pana do romantycznego wędrowca, tułacza ale jednak jest pan tutaj a nie na trakcie? A to co pan o kobietach mówił tez ciekawe. Taki już ten nasz swiat, że to mężczyźni dogadzają kobietom. - uśmiechnęła się perliście
- Mów mi Mirro, pani... - tym razem i ja zawiesiłem głos. - Tak jak już mówiłem. Nie ja decyduję, gdzie i kiedy mogę cokolwiek zrobić. Smycz, na której mnie uwiązano jest dość... krótka i niewygodna, mimo iż aksamitna. Taki juz los wasali... Co do kobiet, to w myśl powiedzenia "Mężczyźni rzadzą światem, kobiety mężczyznami" jest to czystą prawdą. I trudno też znaleźć kobietę, która nigdy by tej przewagi nie wykorzystała, chyba się ze mną zgodzić, pani... - zakończyłem, pozostawiając niewypowiedziane pytanie.
Ekh, zauwazyłeś, że ta sesja jest jak do tej pory najdłuższą dla jednego gracza?
Ekh, zauwazyłeś, że ta sesja jest jak do tej pory najdłuższą dla jednego gracza?
- Nieee skądże. A teraz chodźmy do sali obok, zaraz zaczną się śpiewy - powiedziała po czym podała ci ręke uśmiechajac się. - Oczywiście jeśli pan pozwoli. - to było jedno z tych 'jeśli' które można było spokojnie ominąć.
Znowu mignął ci jeden z Mortissierich szepczący z hrabią. Odszedł od niego i podszedł do kobiety ubranej w wąską niebieską suknię. Chwilę z nią rozmawiał po czym ujął jej dłoń i zaczął prowadzić do sali obok. Zauważyłeś tylko rozmyty ruch dłoni i srebrna bransoletka znikła z przegubu kobiety. Jednak o dziwo po chwili Mortissieri oddał ją jej. Kobieta coś mu szepnęła na ucho po czym zaśmiała się wesoło. Wtedy Marcus wziął i zapiął sobie bransoletke na ręku. Stanął przy stoliku z krewetkami i zaczął rozmowę z jakimś wyelegantowanym mężczyzną. I ku twojemu jeszcze większemu zdziwieniu tym razem kobieta w niebieskiej sukni podeszła do niego, ujęła jego dłoń po czym zdjęła bransoletkę...
[a co?]
Znowu mignął ci jeden z Mortissierich szepczący z hrabią. Odszedł od niego i podszedł do kobiety ubranej w wąską niebieską suknię. Chwilę z nią rozmawiał po czym ujął jej dłoń i zaczął prowadzić do sali obok. Zauważyłeś tylko rozmyty ruch dłoni i srebrna bransoletka znikła z przegubu kobiety. Jednak o dziwo po chwili Mortissieri oddał ją jej. Kobieta coś mu szepnęła na ucho po czym zaśmiała się wesoło. Wtedy Marcus wziął i zapiął sobie bransoletke na ręku. Stanął przy stoliku z krewetkami i zaczął rozmowę z jakimś wyelegantowanym mężczyzną. I ku twojemu jeszcze większemu zdziwieniu tym razem kobieta w niebieskiej sukni podeszła do niego, ujęła jego dłoń po czym zdjęła bransoletkę...
[a co?]
- Naturalnie... Pani pozwoli? - wziąłem ją delikatnie pod rekę i przeszliśmy razem do sali, gdzie miały odbyć się śpiewy. Przechodziliśmy obok jednego z braci, i zobaczyłem kątem oka, jak kobieta zręcznie manipuluje przy bransolecie i po chwili, pozornie niezauważalnie, ściągnęła ją i zapięła na swoim nadgarstku.
"Pewnie żona... Albo ktoś wybitnie zręczny, sprytny i skrajnie odważny - lub głupi - skoro sam Mortissieri pozwala na coś takiego.
[a nic. Po prostu jeszcze z nikim się nie połączyłem... Tak dziwnie pisać samemu, chociaż nikt mi w paradę nie wchodzi ^__^ Ale kogoś w końcu spotkam... ]
"Pewnie żona... Albo ktoś wybitnie zręczny, sprytny i skrajnie odważny - lub głupi - skoro sam Mortissieri pozwala na coś takiego.
[a nic. Po prostu jeszcze z nikim się nie połączyłem... Tak dziwnie pisać samemu, chociaż nikt mi w paradę nie wchodzi ^__^ Ale kogoś w końcu spotkam... ]
W kolejnej sali krzesła były ustawione w kształt półkola. Otaczały 3 krzesła na których siedzieli trzej elfowie. Spoglądając z pewną wybisłością na gości stroili instrumenty w taki sposób jakby miał zależeć od tego los całego świata. Raz po raz nachylali się do siebie i szeptali coś pobrzdękując na instrumentach. Kiedy goście usiedli światła przygaszono a jeden z elfów złożył ręce łącząc palce. Po chwili szepnął coś cicho i z pomiędzyjego dłoni wyleciały 3 małe kule. Wyglądały jakby były zbudowane z delikatnego białego muślinu falujacego na wietrze. Kule zaczęły unosić się wokół muzyków oświetlając ich dyskretnie. Po chwili zaczęli grać...
Tony muzyki zaczęły wydobywac się powoli z pięknie wykoanynych instrumentów.
Téir abhaile riú, téir abhaile riú, téir abhaile riú a Mhary,
téir abhaile riú 's fan abhaile mar atá do mharagadh déanta.
Następni dwaj muzycy zaczęli śpiewać:
Is cuma cé dhein é nó nár dhein,
is cuma cé dhein é a Mhary,
Is cuma cé dhein é nó nár dhein,
mar atá do mharagadh déanta.
Tony muzyki zaczęły wydobywac się powoli z pięknie wykoanynych instrumentów.
Téir abhaile riú, téir abhaile riú, téir abhaile riú a Mhary,
téir abhaile riú 's fan abhaile mar atá do mharagadh déanta.
Następni dwaj muzycy zaczęli śpiewać:
Is cuma cé dhein é nó nár dhein,
is cuma cé dhein é a Mhary,
Is cuma cé dhein é nó nár dhein,
mar atá do mharagadh déanta.
[ja proszę tłumaczenie. Elficki znam ]
- Piękny śpiew... Szkoda, że ja nigdy nie miałem do niego talentu. Ale nie można umieć wszystkiego, nieprawdaż? - szepnąłem cicho, tak, aby dosłyszała mnie tylko ,,moja pani".
Starałem się dyskretnie wypatrzeć braciszków, równoczesnie podziwiając muzyków. Dawno nie miałem okazji słuchać czegoś takiego. Właściwie... Chyba nigdy.
- Piękny śpiew... Szkoda, że ja nigdy nie miałem do niego talentu. Ale nie można umieć wszystkiego, nieprawdaż? - szepnąłem cicho, tak, aby dosłyszała mnie tylko ,,moja pani".
Starałem się dyskretnie wypatrzeć braciszków, równoczesnie podziwiając muzyków. Dawno nie miałem okazji słuchać czegoś takiego. Właściwie... Chyba nigdy.
[skoro znasz to co ja ci mam tłumaczyć Mogę ci dać do posłuchania ]
- Racja, nie można. Ale nie mozna przestać próbować - powiedziała po czym zamilkła zasłuchana w śpiew.
Níl sé ina lá, níl a grá. Níl sé ina lá is ní bheidh go maidin,
Níl sé ina lá is ní bheidh go fóill, solas ard atá sa ghealaigh.
Chuaigh mé isteach i dteach aréir, is d'iarr mé cairde ar mhnaoi an leanna.
is é dúirt sí liom "Ní bhfaighidh tú deor. Buail an bóthar is gabh abhaile."
Po chwili wypatrywania dostrzegłeś Mortissierich siedzących w jednymz pierwszych rzędów. Wraz ze swoimi partnerkami i hrabią, dumnie wyprostowani słuchali elfów nie spuszczajac z nich wzroku. Zauważyłeś, ze kobiety o dziwo miały biżuterie a przynajmniej jej większość.
Chuir mé féin mo lámh i mo phóca, is d'iarr m«briseadh scillinge uirthi.
Is é dúirt sí liom "Suigh síos ag bord, is bí ag ól anseo go maidin."
"éirigh i do shuí, a fhear an tí, cuir ort do bhrístí is do hata.
Go gcoinne tú ceol leis an duine cóir, a bheas ag ól anseo go maidin."
- Racja, nie można. Ale nie mozna przestać próbować - powiedziała po czym zamilkła zasłuchana w śpiew.
Níl sé ina lá, níl a grá. Níl sé ina lá is ní bheidh go maidin,
Níl sé ina lá is ní bheidh go fóill, solas ard atá sa ghealaigh.
Chuaigh mé isteach i dteach aréir, is d'iarr mé cairde ar mhnaoi an leanna.
is é dúirt sí liom "Ní bhfaighidh tú deor. Buail an bóthar is gabh abhaile."
Po chwili wypatrywania dostrzegłeś Mortissierich siedzących w jednymz pierwszych rzędów. Wraz ze swoimi partnerkami i hrabią, dumnie wyprostowani słuchali elfów nie spuszczajac z nich wzroku. Zauważyłeś, ze kobiety o dziwo miały biżuterie a przynajmniej jej większość.
Chuir mé féin mo lámh i mo phóca, is d'iarr m«briseadh scillinge uirthi.
Is é dúirt sí liom "Suigh síos ag bord, is bí ag ól anseo go maidin."
"éirigh i do shuí, a fhear an tí, cuir ort do bhrístí is do hata.
Go gcoinne tú ceol leis an duine cóir, a bheas ag ól anseo go maidin."
[jak masz mp3 - dawaj. I uściślijmy - mój elf umie elficki, ja nie ;p]
"Dziwne... To muszą być ich patnerki, ewentualnie żony. Mortissieri mają żony? Gdybym był na ich miejscu, zwyczajnie starałbym im się to wybić z głowy. Na przykład patelnią..."
Siedziałem, na poły zasłuchany w melodię. Czujnie patrzyłem i na muzyków, i na braci. Ostatecznie, wszystko było możliwe...
[mam pomysł - popchnij ta fabułę dalej, bo będziemy się wymieniać prawie nic nie wnoszącymi postami]
"Dziwne... To muszą być ich patnerki, ewentualnie żony. Mortissieri mają żony? Gdybym był na ich miejscu, zwyczajnie starałbym im się to wybić z głowy. Na przykład patelnią..."
Siedziałem, na poły zasłuchany w melodię. Czujnie patrzyłem i na muzyków, i na braci. Ostatecznie, wszystko było możliwe...
[mam pomysł - popchnij ta fabułę dalej, bo będziemy się wymieniać prawie nic nie wnoszącymi postami]