- Sama ich obecność kala ten las - Odpowiedziała zimno kobieta. Zauważyłeś jak przygląda ci się z cienia kaptura.
Niektórzy z ocalałych ludzi rzucili swoje bronie na ziemię, błagając o litość. Spotkali się jedynie z zimną kalkulacją. Odziane w kolory ziemi postacie poderznęli im gardła swoimi długimi sztyletami. Ci którzy próbowali się oprzeć, umierali z bronią w ręku. Nim się obejrzałeś każdy jeden leżał już martwy na ziemi.
- Obserwowaliśmy cię gdy tylko pojawiłeś się w okolicy niziołku. To przyjemność gościć powiernika sekretów natury. - Jej głos zaprzeczał wypowiedzianym słowom. - Fhamorel z przyjemnością cię pozna. Jest naszym przywódcą i jak ty, druidem.
Jej głos był równie melodyjny co drapieżny. Odniosłeś wrażenie że jej zaproszenie jest nie do odrzucenia.
-Prowadź.- Odpowiedział oschle i już nie zajmował się zmarłymi. Zbędna śmierć. Warknął na wilki by przypadkiem nie jadły tych ludzi. Czort jeden wie co mieli w sobie. Szczeknął by podążyły także. Sam zajął się teraz swoją raną. Obejrzał dokładnie rozcięcie i ocenił jego szkodliwość. Z kieszeni wyciągnął parę ziół i posypał ranę po czym rozpoczął inkantacje i kreślenie magicznych symboli do leczenia ran. -[font="Garamond"]lossy leigheas ar eireaball lizard, agus lig an fhoirceannadh do leighis[/font]
Poczułeś lekkie mrowienie w miejscu gdzie przed momentem była rana. Teraz pozostała po niej zaschnięta krew.
Zebraliście się z miejsca, zauważyłeś jak dwie postacie wiążą ręce schwytanego Perseya, popychając go przed siebie.
Przez pierwsze półgodziny nikt nie wypowiedział żadnego słowa. Nielicząca pojękiwań schwytanego,wasza grupa nie wydawała praktycznie żadnych dźwięków.
Czas zaczął ci się dłużyć. Krajobraz zaczynał się nieco zmieniać, stawał się bardziej górzysty. Co jakiś czas słyszałeś jak nad wami przelatywał kruk, krukając przeraźliwie.
Wiedząc iż z powodu małego wzrostu będzie szedł wolniej Kamień zdecydował się jechać na grzbiecie Ciemnego. Wielki wilk może nie był wierzchowcem, czy nawet psem do jazdy ale, stary wychudzony niziął raczej nie stanowił dla niego problemu. Przez lata nauczyli się współpracować w jeździe. Teraz szedł na czele watahy. Wilki spokojnie podążały. Czegóż miały się obawiać? Szły jak zawsze jednym sznurowym krokiem po własnych śladach. Jak wszystkie watahy. W czasie jazdy Kamień się nie odzywał. Obserwował swoich 'przewodników' by lepiej ich ocenić. W tym czasie zakrakał na lecącego z nimi kruka by się z nim zapoznać. Kruki od tak nie podążają za pochodem więźniów. Jeśli był to reprezentant innego druida warto się przedstawić.
Skupiłeś się by skomunikować się z krukiem, gdy ten nieoczekiwanie podleciał do ciebie i spoczął ci na ramieniu. Ruszył kolka razy nerwowo głową po czym wydał z siebie dźwięk. Gdy skrzeczenie dobiegło końca, dobiegł do ciebie głos. Czysty, zrozumiały, niemal ludzki głos.
- Witaj szlachetny obrońco natury - Głos wydawał się dobiegać z głowy kruka. - Mam nadzieję że Lavyn i jej zuchy nie napełniły cię zbędnymi uprzedzeniami?
Kruk odwrócił swoją głowę w twoją stronę, otwierając kilka razy swój dziób.
-Dziwi mnie zbędna śmierć ludzi. Po co?- Jak zwykle Kamień nie owijał swych wypowiedzi w piękne słówka. Może była to wina długiego przebywania jedynie w naturze, bez potrzeby spotykania innych. Mimo to w kącikach jego ust pojawił się uśmiech. Nie mógł przecież być opryskliwy do zwierzęcia. Nie pasowały mu metody tego druida ale nie znaczyło to iż jego zwierzęta są coś temu winne.
- Też kiedyś byłem taki jak ty - Odparł kruk, co było dosyć dziwne zważając że mówiło do ciebie zwierze. - Lecz dotarło do mnie że natura potrzebuje bardziej radykalnych strażników. Co chwila natrafiamy na zatrute rzeki, do których spuszczane są ścieki z gniazd zgnilizny i zepsucia mieszczuchów. Co chwila połacie lasu znikają tylko dla tego ze jakiś baron potrzebuje wznieść nowy fort. Być może jeszcze kilkadziesiąt dni temu zabiłbym przywódce tej bandy, puszczając wolno resztę. Lecz nie dziś, nie po tym co się stało...
-Co się stało?- Na razie nie było co się wdawać w dywagacje o roli człowieka w naturze. Wiele kręgów druidzkich miało swoje własne zdanie na ten temat. Kamień starał się być poza rozmową, o tym co zrobić z miastami. Jego rolą była obserwacja i spis tego co w Naturze jest. Mimo to, puki droga trwała mógł poznać problem trapiący te ziemie. Lepsza taka rozmowa przez posłańca niż żadna. Kamień sądził iż to posłaniec licząc iż wyczułby aurę druida gdyby kruk nim był. Może, że był to bardzo potężny druid.
- Dowiesz się wkrótce. Dowiesz się i jeśli leży ci na sercu dobro natury, zapłaczesz razem z nami - Odparł tajemniczo rozmówca, po czym rozłożył skrzydła, zaskrzeczał dwa razy i odleciał. Po chwili zniknął ci z oczu, ale dałbyś sobie rękę odciąć że krążył gdzieś w pobliżu.
Podróżowaliście jeszcze przez jakiś czas. Nic jednak nie przepowiadywało zmiany jaka miała nadejść. Za jednym z pagórków zauważyłeś że jedno z drzew wygina się pod dziwnym kontem. Po bliższej analizie doszedłeś do wniosku że drzewo jest chore. Kora była w wielu miejscach oderwana, a tam gdzie była, sączyła się dziwna wydzielina. Liście, przynajmniej te które pozostały, były zwinięte. Suche gałęzie pokryte były dziwnym ni to mchem ni to pajęczyną.
Rozejrzałeś się zdziwiony dookoła. Reszta drzew także przejawiało te dziwne objawy.
Zsiadł z grzbietu Ciemnego i bez odzywania się do przewodników podszedł zbadać chore drzewo. Najpierw bez dotknięcia go oglądał objawy. Starał się ocenić powód choroby. Czy był to szkodnik czy może grzyb, czy coś jeszcze innego. Starał się przypomnieć sobie czy coś takiego już widział. Dla pomocy w badaniu przysiadł i w garści sprawdził glebę. Ułamał kawałek kory by powąchać wydzielinę. Starał się też ocenić czym były inne obiawy. Jednak im dłużej prowadził oględziny tym bardziej sądził, że powody tego są nienaturalne. Ale czy widział coś takiego wcześniej w swoich podróżach? Sięgnął po księgę by wszystko co widzi spisać. Stan liści, ziemie, korę, dziwną narośl i stan korzeni. Musi tu jeszcze na pewno spędzić chwilę. Trzeba przysiąść i wysłuchać natury w tym miejscu. Wsłuchać się w zwierzęta, jeśli jakieś są. Na razie nie zamierzał się ruszać.
Reszta grupy przystanęła razem z tobą rozumiejąc naturę twojego postoju.
Kobieta z którą rozmawiałeś wcześniej podeszła do ciebie. Stojąc kilka kroków za tobą powiedziała.
- Tak jest wszędzie. im bardziej zbliżamy się do serca lasu, tym więcej takiego plugastwa opanowuje drzewa. - Powiedziała już bez gniewu w głosie, lecz zamiast tego wyczułeś smutek.
Wziąłeś garść ziemi do ręki. Wydała się być normalna. Ta znajdująca się blisko drzewa przesiąkła tajemniczą wydzieliną. Ta zaś, była lepka i śmierdziała rozkładem.
Im dłużej znajdowałeś się przy drzewie, tym bardziej utwierdzałeś się w przekonaniu że jakaś plugawa magia maczała w tym "palce". Niema mogłeś wyczuć złą aurę.
Kamień wiedział że musi się przyjrzeć tej sprawie. Przysiadł i wsłuchał się w puls Natury. Słuchał szeptu wiatru, który mógł wędrować między usychającymi liśćmi. Dotknął ziemi by poczuć jak woda niesie odżywcze siły. Szukał źródła. Musiał być sposób rozszerzania tej zarazy, nawet jeśli magiczny. Czy to przez wodę w ziemi czy przez powietrze.. czy przez zwierzęta. Czy były zwierzęta? Czy słyszał ptaki które mogłyby wić gniazda w tych drzewach, albo drobne owady żyjące pod nimi. Czy ta choroba dotykała tylko drzewa czy też i zwierzęta? -Jak długo to trwa?
- Od kilku tygodni - Odparła chłodno kobieta - Zaczęło się niewinnie. Kilka uschniętych drzew, natura jakby sama z siebie zwalczała tą chorobę. Ale po jakimś czasie zaczęło się rozprzestrzeniać. Coraz większe połacie zaczęły się poddawać...
Nastawiłeś uszu, wpatrywałeś się dokładnie w korony drzew, lecz nie zauważyłeś żadnego ruchy, żadnego dźwięku. Las ten wydawał się być opuszczony.
- Fhamorel czeka - dodała w końcu kobieta - On z pewnością odpowie na twoje wszelakie pytania.
Kamień nie od razu ruszył za kobietą. Najpierw skrupulatnie spisał obserwacje. Następnie powstał i podszedł do swoich towarzyszy. Zawrczał do nich, szczeknął parę razy i zawył na koniec. Na ich pożegnanie przynajmniej na jakiś czas. Jeśli dalej jest gorzej, nie znajdą pożywienia i będą zagrożone. Wędrowny druid nie chciał do tego dopuścić. Zamierzał odesłać wilki by przez dwa dni krążyły z dala i zapolowały, muszą zebrać siły. Za dwa dni spotkają się tutaj albo zawyje ponownie. Gdy jego towarzysze odeszli dopiero ruszył z grupą. Cóż teraz będzie ich spowalniał.
Twoi zwierzęcy towarzysze zniknęli gdzieś za drzewami, Ciemny odwrócił się w twoją stronę po czym ruszył za resztą.
Poruszaliście się teraz trochę wolniej, lecz nikt nie powiedział ani słowa. Marsz dostosował się do twojej szybkości.
Przedzierając się przez coraz gorzej wyglądające krzewy i drzewa, dotarliście do małej polanki. Zauważyłeś znajdujące się na niej skromne namioty. Kilka porozrzucanych małych schronień zrobionych z rozmaitych darów natury, gałęzi, skór, traw.
Nie to jednak przyciągnęło twój wzrok, lecz masywne drzewo rosnące na jej środku. Gdybyś przyszedł tutaj w innej sytuacji, pewno zachwycił by cię jego wygląd. Teraz był to tylko smutny, przygnębiający obraz umierającego drzewa.
Była to niezwykle milcząca i składająca się z zamkniętych osobników ekipa. Kamień jak wcześniej rzadko się odzywał tak i teraz bez słowa podszedł do masywnego drzewa. Nawet jeśli nie podziwiać je to oddać mu szacunek i chwilę kontemplować nad jego bólem i przemijaniem. Oto taki dar Natury odchodził złamany przez coś. Był to cykl życia, jednak trawiąca ten las choroba, zakłócała ten cykl, przyśpieszała go w nienaturalny sposób i na domiar złego, niewiadomym było czy po śmierci zadanej przez nią powstanie nowe życie. Trzeba było zbadać tą sytuację. Martwiło go też, że mimo tak długiego czasu, nie mógł sobie przypomnieć czy coś takiego, lub podobnego widział w swoich wędrówkach. Widać mogła go już pamięć zawodzić, albo mogło być to coś zupełnie nowego, co stanowiło przerażającą zagadkę. Czemu jednak zaczajono się na tych ludzi i zabrano ich lidera? Bandzior z blizną nie wyglądał na kogoś kto może maczać palce w tak złej magii. To zwykły rzezimieszek. Nie było jednak co teraz o to pytać. Może tutejszy strażnik natury rzuci trochę więcej światła na to wszystko.
Zbliżyliście się do wielkiego drzewa a jego wygląd wcale się nie poprawił. Zauważyłeś człowieka stojącego plecami do was, pochylonego nad czymś. Był ubrany w skóry, przy pasie miał przypięty sztylet. Jego poszarpane włosy falowały lekko na wietrze.
- Jesteście wreszcie - Powiedział, po czym odwrócił się do was. Zauważyłeś że twarz człowieka zdobią rozmaite tatuaże.
- Musieliśmy dopasować tępo do naszego nowego towarzysza Fhamorelu - Odpowiedziała kobieta podchodząc do tamtego.
Kamień rzucony w świat się nie odezwał. Przyjrzał się postaci po czym znów począł oglądać drzewo. Szukał równocześnie w pamięci czy widział już takie tatuaże i czy słyszał o Fhamorelu. Czy to był tutejszy strażnik? Czy należał może do jakiegoś kręgu rozproszonego teraz po tych ziemiach. Wszelkie wspomnienia byłyby teraz mile widzianym źródłem informacji i może byłyby w stanie rzucić trochę światła na tą sytuację. Na pewno jednak pozwoliłby ocenić z jakim człowiekiem miał do czynienia Kamień. Niziął w zadumie podrapał się między warkoczami swojej brody.
Próbowałeś przypasować Fhamorela, jego wygląd i wszystko co mogło się z nim kojarzyć do znanego ci "świata" druidzkiego. Nic, pustka. Jakakolwiek działalność prowadził Fhamorel, nie była tobie znana.
Prawdopodobnie był przywódcą ekstremistycznej grupy obrońców natury, co zdążył już pokazać.
- Umiera. - Powiedział Fhamorel zbliżając się do ciebie - Umiera i nasze starania by temu zapobiec... nie przynoszą żadnego efektu. Jeśli ciało jest osłabione a serce bije mocno, można przezwyciężyć niemal każdą chorobę. Jeśli jednak serce jest słabe, cały organizm czeka powolna agonia... A to jest właśnie serce tego lasu. Jego dusza.
-I ten zbir coś może wiedzieć? I po to trzeba było zabijać pozostałych? To było ścierwo ale nie warte śmierci, nie zagrożenie dla lasu. Problem to to co tu się dzieje. Śmierć ludzi temu nie pomoże. Zbadałeś tą magię? Przyczynę tego?- Nizoł patrzył chłodnym spojrzeniem na swojego wyższego rozmówcę. Nawet jeśli różnica była znacząca, Kamień starał się by jego ton i surowe podejście pokazało jego wagę. Nie byli może równi wzrostem, ale nie winno się go lekceważyć. Byli sobie równi w tej dyspucie. Za często ludzie czy elfy patrzyły z góry na mniejsze rasy, w pewien sposób jako dominanci. Czasem traktując niższych jak dzieci, nawet krasnoludy. Panował przecież pogląd iż krasnolud to zapijaczony brodacz z toporem,a jednak była to dumna rasa z wielką kulturą i wieloma tradycjami. To samo tyczyło się niziołków, jadnak kamień od lat już się za takiego nie uważał. Był druidem. Szedł ścieżką wskazaną przez Naturę. Ta doprowadziła go w to miejsce, przed tego mężczyznę. Miała zapewne w tym swój cel. Był to czas na te wyjaśnienia.