Na dziedziniec wchodzi wysoki elf ubrany w bogato zdobiony strój. Z nieskrywanym niesmakiem ogląda zgromadzonych. Stąpając powoli dociera na środek dziedzińca. Kiedy jest już pewien, że cała uwaga jest skupiona na jego osobie mówi: "Król nasz miłościwy przysyła mnie w bardzo ważnej sprawie. Wezwać mi tu dowódcę nieroby!, ale szybciutko." Elf udając, że nie zauważa nerwowej krzątaniny stoi jak gdyby nigdy nic i oczekuje na przybycie dowódcy.
Przyglądacie się całej tej scenie z pewnego oddalenia. Siedzicie przy stole pod murem gdzie zabieracie się właśnie za śniadanie na świeżym choć już nieco chłodnym powietrzu. Przybycie elfa z rozkazami królewskimi wywołało mały popłoch na dziedzińcu. Parobkowie, czeladnicy i rzemieślnicy oraz rekruci biegają w popłochu udając, że ciężko pracują.
Po chwili widzicie jak jeden z czeladników wraca z koszar a za nim kroczy was dowódca. Podchodzi do elfa i zaczyna z nim żywo dyskutować. Elf wyraźnie rezygnuje z nadętej postawy, jest wyraźnie czymś poddenerwowany lub podekscytowany. Dowódca natomiast początkowo słucha w milczeniu a po chwili zaczyna chodzić nerwowo przed elfem dużo przy tym gestykulując.
uwaga, zmiana koloru jest czysto kosmetyczna. to jest tekst dla wszystkich)
Spoglądam w tamtą stronę uważnie. Biorę chleb do ręki. Panowie, coś się dzieje. Mam przeczucie, że zaraz będziemy mięli robotę. Pewnie znowu gdzieś coś spieprzono. Chyba trochę przyspieszę to jedzenie.
Jem szybciej, tak na wszelki wypadek gdyby dowódcy się zachciało nas wezwać. Czy oni naprawdę nie potrafią nic zrobić dobrze?
-Znowu nas pewno wyślą na jakieś zadupie.......
Biorę przykład z Danego i jem jak najszybciej. Takiego posiłku może nie być przez długi czas. -Panowie, czemu my zawsze odwalamy brudną robotę ? Oni coś spieprzą, my musimy to posprzątać, a na nich spada cała chwała i gloria !
Wzdycham i rozmyślam nad niesprawiedliwością świata.
-Ohh, teraz musiał ten elfik przyjść... właśnie teraz, kiedy zjadłem dopiero 3 kurczaki, niech go topór trafi. Nawet nie zdążyłem się nacieszyć beczką piwa po dniu służby.
Dokańczam nerwowo kurczaka i biorę się za następnego popijająć piwem z beczki.
-No wiesz Ashganie, lubie sobie nieraz też powbijać topór w czyjeś żołądki, albo porozgniatać czaski goblinom... ale jednak nieraz mógłbym uwalić się na krześle z piwem w jednej ręce (zazwyczaj w lewej), a udem kurczaka w drugiej (w prawej). No ale jak trza będzie walczyć, to będe walczył.
Jak ty możesz jeść jabłko, przecież to ani smaczne tylko kwaśne, ani się tym nie najesz i szybko sie to je. ;p
-Boże. Ale to tłuste. Jak ty możesz to jeść? Ja wole lekkie posiłki i często, przynajmniej moge utrzymać umiejętności złodziejskie na wysokim poziomie.
Jabłka dobra rzecz, zwłaszcza jak się nimi celnie rzuca. Ale powalczyć można zawsze, a piwo jest tu nawetgulpdobre.
Dowódca jest zafrasowany, to zły omen.
Tak czy siak panowie to koniec sielanki.....
Powiedziałem ze smutkiem na twarzy. Mam nadzieje, że to nie będzie zadanie podobne do tego z zeszłego tygodnia. Szukanie goblina, który ukradł naszyjnik Milady mnie dobiło !
Biorę łyk piwa.
Tym razem to chyba zadanie na większą skale. Nie sądze żeby wysłannik króla fatygował sie do nas tylko po to żebyśmy odnaleźli dla niego jakiś głupi naszyjnik. Wogole co my robimy, za duzo o tym myślimy. Rozluźnijmy sie póki możemy, a ty Manor nie wypij tego całego piwa bo jak przyjdzie co do czego to goblin cie położy.
-Jeszcze nigdy goblin mnie nie położył po beczce piwa, po 3 już mało brakowało... ale to nie był jeden goblin, lecz CAŁA HORDA! Mogę wam opowiedzieć jeśli chcecie? Napewno chcecie...
No więc tak... to było jeszcze przed wstąpieniem do Gwardii... byłem wtedy daleko na północy, gdzie jak wyjdziesz z domu bez rękawiczek to ci palce tak marzną że aż odpadają. No, byłem tam bo tam mieszka mój wuj... z niego to był dopiero wojownik, sam potrafił położyć 15 orków widelcem, no i wracając do historii, byłem tam by go odwiedzić. Po drodze zatrzymałem się w pewnej karczmnie aby trochę odpocząć... nie żebym był zmęczony czy co, po prostu musiałm zrobić sobie przerwe, takie chodzenie jest nudzące, i wracając do historii... zatrzymałem się w karczmie, zamówiłem 3 beczki piwa, wypiłem, zjadłem jeszcze przekąske... kilka smażonych gęsi, pycha, mówie wam, no i wracając zjadłem przekąske i podzedłem dalej w drogę. Ide tak i ide, aż tu nagle słysze jakiś okrzyk, pomyślałem sobie że to goblin, wieć pomyślałem sobie także że go zabiję bo wyjdę z formy przez tą wędrówke. Poszedłem w strone okrzyku, doszedłem do jaskini, wszedłem do niej... och, ależ tam ciemno było, ale co nieco widziałem, lecz żadnego goblina nie dostrzegłem... no to wyszedłem na zewnątrz, patrze a tu cała horda goblinów, myślałem że mi się w oczach dwoi i troi i pobiegłem w ich stronę wymachując toporem. Jeden padł, drugi, trzeci, czwarty... piętnasty i ciągle ich było dużo, już ledwo stałem... aż nagle zobaczyłem burzę jakiś niebieskich kul, to był jakiś mag ubrany na czerwono. Widziałem jeszcze tylko jak wszystkie gobliny poupadały sztywno, lecz i ja upadłem z wycieńczenia. Kiedy się obudziłem byłem w jakimś domku, ciepło, miło... i tu już robi się sielankowo, od tego momentu opowieści nic się nie dzieje, nie ma co opowiadać.
I to na tyle, cała historia... więc dopiero po 3 beczkach, a to jeszcze było dawno, teraz bardziej uodporniłem się na piwo... więc teraz dopiero po 4 i pół beczki moge mieć problemy z goblinami.
Waszej rozmowie przysłuchuje się jeden z gwardzistów z innej zmiany. Stoi nie daleko beczek oznakowanych insygniami królewskimi. Chwieje się podpierając się halabardą. W jednej ręce trzyma czerpak którym co chwila nabiera coś z jednej z beczek i wypija (zazwyczaj rozlewając połowę).
Po chwili podchodzi w waszym kierunku niebezpiecznie zataczając się na boki i mówi:
My pierwsza brygada... [hik] Manooorze mój kolego powiec mi jak to jest? Jak żeśmy pili miesionc temu pod Dębową Tarczom [hik] to mówiłeś, ze to była jedna beczka i 5 goblinów a teras [hik] już 3 beczki i 15 goblinuf... osz... oszul... oszkul... zdradziłeś mnie Manoosze![hik]
Nagle, nie wiadomo w jaki sposób gwardzista zatacza się i potyka. Wywraca się na zastawiony stół rozrzucając talerze i kubki. Halabarda pozbawiona podparcia strażnika (albo na odwrót) zatacza niebezpieczny łuk. Ashgan siedzący najbliżej zrywa się od stołu w momencie kiedy żeleźce halabardy z hukiem wbijają się w stół rozcinając jabłko na idealne połówki. August (Strażnik, nasz forumowy) dalej smacznie śpi na stole mimo hałasu i halabardy wbitej zaledwie parę centymetrów od jego dłoni. Pijany gwardzista stacza się pod stół mamrocząc pod nosem:
[hik] ...nie nalewajcie więcej mojemu pszyjacielolowi Manorowi, on jusz dzisiaj nie pije.... [hik]
Po chwili dobiega do waszych uszu odgłos chrapania...
uwaga, zmiana koloru jest czysto kosmetyczna. to jest tekst dla wszystkich)
No i miałem przeczucie, że trzeba szybko jeść. Wszystko teraz leży na ziemi. Cholera, a chciałem jeszcze coś zjeść. Niech go szlag trafi, o czym on nawijał? Manorze, wiesz o co chodziło?
Kto pijanemu strażnikowi dał halabardę, trzeba będzie pogadać z dowódcą. Jak coś takiego się dzieje, to nie dziw, że przegrywamy wojnę.
Patrzę pod stół. Zasnął, psia jego mać. Trzeba go stąd zabrać i halabardę też... A ten nawet nie drgnął.
Patrzę w kierunku Augusta.
Szturcham śpiącego strażnika, by upewnić się czy na pewno śpi. Gdy słyszę tylko chrapanie dokładnie go oglądam. Mój wzrok przykuwa sakiewka. -Nie śpij bo cię okradną ! Rekompensata za straty musi być !
Ostrożnie próbuję odpiąć sakiewkę pełną brzdęczących monet......
Chwilę mocujesz się z sakiewką po czym wysypujesz jej zawartość na dłoń. Wśród paru korków od wina, paru pokrzywionych łusek ze zbroji, oraz figurek które powinny ich posiadaczowi zapełnić mocna głowę znajdujesz zaledwie parę miedziaków. Kwota ta ledwo by wystarczyła na cienkie piwo.
-Eee, nie wiem o co mu chodziło, było piętnaście goblinów albo i więcej, pięć to ja z zamkniętymi oczami wykałaczką kłade.
Podczas jednej z gwardyjnych popijaw, Manor w przypływie złego humoru opowiedział wam prawdziwą wersje. Jednak prawdopodobnie sam o tym już nie pamięta. Każdy z was słyszał tą historię już w tylu wariantach, ze nie zwracacie na nią już większej uwagi. A teraz co się naprawdę zdarzyło podczas tej wędrówki Manora do wuja:
Wszystko dobrze do momentu wyjścia z karczmy pijanego. Po wyjściu poszedł pobłądził troche i wydawało mu się że słyszał okrzyk goblina, więc poszedł niby w tamtą strone i doszedł do malutkiej pustej jaskini... tam upadł i spał jak zabity do rana. Rano się obudził i poszedł z bólem głowy dalej do wuja który nawet wilka nie umie zabić, jest zwykłym karczmarzem. Manor każdemu opowiada inną wersję, przeważnie nie ma w niej maga... ale jako że dużo osób go teraz słuchało wymyślił sobie potężnego maga.
-Hehe. Śpi jak zabity. No to mała rozgrzewka. Spróbuje mu zarać klucze od komnaty. Nachylam się nad strażnikiem i sięgam po klucze do kieszeni Nie było tak trudno. Tak sie składa że mam w kieszeni trochę pachnidła z odwłoku dużego żuka. To powinno go postawić na nogi.
podstawiam fiolke pod nos śpiącego.
Ashgan gmerając przy kluczach nie zauważasz postaci stojącej za tobą.
Aż ty psiawiaro! To my cię z ulicy przegarnęliśmy, uregulowaliśmy twoje długi z gildią tych popapranych złodzieji, przyodziewek i suchy kąt do spania dali a ty ciągle nie mozesz sie wyzbyć swoich nawyków. Jak cię do karceru wsadzę to się może wtedy oduczysz. Nie zapominaj żołnierzu gdzie jesteś! Srebrne łyzeczki z dworu to moze też twoja sprawa?!
A z tą mozcymordą pod stołem policzę się jak tylko wytrzeźwieje. Królewskiego winka mu sie zachciało...
Odwracasz się i widzisz nad sobą dowódcę. Wysokiego, barczystego mężczyzne z lekko już siwiejącymi włosami. Widać, że jest wściekły. Spogląda na ciebie pytajaco.
-No więc dowódco to było tak. Siedzieliśmy sobie tutaj. Nagle przyszedł ten pijany strażnik, zdemolował stół, więc postanowiliśmy być dobrymi kolegami i odnieśc Augusta do jego komnaty żeby go pan nie musiał w tym stanie oglądać, a że mam złodziejskie umiejętności wyciągnąłem klucze nie budząc go. Prawda chłopcy?
Stoję na bacznośc przed dowódcą patrząc mu prosto w oczy.