To w takim razie masz rację, nie wyłapałem tego, bo generalnie w tej grze ja nie czuję się niewolnikiem - zwłaszcza jak już mam własnego niewolnika
A na Inkwizytorze to co chwila jedna postać nazywa nas niewolnikiem, bo nas nie cierpi.
Z tym omijaniem przeciwników to prawda, ale koniec końców nie uważam tego za mankament, bo i tak walki mi psują krew. Poruszasz się po jakiejś lokacji pełnej przeciwników, gdzie masz z trzy miejsca do odwiedzenia w ramach questów, i wtedy co chwila musisz walczyć - idąc w dane miejsce, potem idąc do drugiego, trzeciego i wracając, bo przeciwnicy cały czas się odnawiają. Tak to przynajmniej można zrobić tak jak mówisz - pobiec środkiem i uniknąć części starć. Zresztą jak jest duża odległość do celu, to można biec dalej. Do walki zatrzyma się tylko towarzysz, ale w którymś momencie będziemy na tyle daleko, że tryb walki się wyłączy, a towarzysz automatycznie pojawi się koło nas.
Ten transport przydałoby się skrócić (spaceport>hangar>statek>przejście do mapy, żeby wskazać, gdzie lecimy). Poza tym jako Przemytnik musiałem z kimś na swoim statku obgadać kolejny cel - ale wejście do statku oznacza animację, jak statek startuje. Po kij, jak to tylko zwykła rozmowa - krótka przerwa w głównej fabule, która następnie dalej toczy się na tej samej planecie, jeszcze planety nie zmieniamy.
Nie chciałeś grać żadnymi postaciami po jasnej stronie Mocy? I co sądzisz o Inkwizytorze? Akurat nim mi się trochę nie chce grać, ale póki co go nie usuwam. Imperialny Agent, Sith Wojownik i Przemytnik na pewno zostają. Szkoda, że nie można stworzyć 8 postaci na jednym serwerze.
[Dodano po 5 dniach i 21 godzinach]
Ciąg dalszy mojego naparzania w SWTOR.
1) Gram dla historii klasy i towarzyszy.
2) Nie cierpię MMO, nie znam używanego wśród graczy MMO nazewnictwa, ale znalazłem określenie tego, czego tak w tej grze nienawidzę: grinding.
3) Ostatnio tak się wkurzyłem przez zadania poboczne, że kompletnie je olałem. Może coś tracę, ale nawet mi się nie chce zagłębiać w treść, bo te dialogi są niebotycznie rozbudowane, nawet jeśli fabuła zadania to tylko pretekst do zrobienia czegoś, co robiłem dziś, wczoraj i tydzień temu, ogólnie przez całą grę: zabicia jakiejś liczby przeciwników lub kliknięcia na coś tam (detonacja bomb, zniszczenie jakichś urządzeń, ogólnie interakcja z przedmiotem). Po prostu nie da się jasno stwierdzić, czy zadanie jest lepsze bez zapoznawania się z przeważającą ilością chłamu.
4) Wkurzyłem się też na fabuły planet. Fabuła Quesh była tak słaba... A zaraz potem Hoth i to samo. Działanie na szkodę wroga, unieszkodliwianie jego broni, niszczenie czegoś, nuda, nuda, nuda. Po prostu biorę udział w wojennym konflikcie między Imperium a Republiką/sojusznikiem Republiki/innym wrogiem Imperium. Ale to sprowadza się do bardzo podobnej otoczki fabularnej i podobnych działań. Tak trudno, nie wiem, zrobić jakiś kryminalny wątek zaginięcia jakiegoś dużego sojusznika Imperium, który byłby przetrzymywany przez Republikę i torturowany, co pokazałoby Republikę w gorszym świetle, a jednocześnie ten ktoś okazałby się jeszcze większym skurkowańcem, który wymordował, nie wiem, jakichś dzieciaków, a na dodatek wchodzą w to osobiste animozje, motyw zemsty, rodziny i ostatecznie gracz mógłby opowiedzieć się potajemnie przeciwko Imperium albo za, ewentualnie patrzeć jak wrogowie się wykrwawiają...
Cokolwiek z emocjami.
5) Najlepszą planetą póki co była Nar Shaddaa. Wątki o kontrolę nad planetą wydawały mi się ciekawsze, mające trochę emocji i niezłych sytuacji. Fabuła nie była też rozciągana jak guma, bo na takim Hoth widać brak pomysłów oraz słabość i wtórność otrzymywanych zadań - byleby dać nam coś do zrobienia.
6) Tak jak wcześniej wspominałem, zrobienie fabuły planety z jedną dobrą postacią potrafi uratować całą fabułę. I tak na Taris po stronie Imperium motorem napędowym była rywalizacja z zadziorną uczennicą Sith. Na Balmorze mogliśmy flirtować z dowodzącą kobietą Sith. Takie rzeczy owocują ciekawszymi dialogami, które okazują się nie najgorszą nagrodą za robienie cały czas tego samego bez widocznego wpływu na świat.
7) Jak na grę z grindingiem ten system walki jest nużący. Ja tam jadę cały czas na tych samych zdolnościach, a poziom trudności to śmiechu warte. Ginę wtedy, kiedy nieudanie próbuję na chama przebiec całą lokację, bo nie chce mi się walczyć (co zdarza się szczególnie, gdy wracam z robienia misji, a wrogowie się odnowili. Ależ to denerwuje! I żeby jeszcze ktoś oprócz mnie w tej lokacji był - czasem natknę się na jedną osobę i tyle). A, no i ginę wtedy, gdy śmierć jest opłacalna, bo wtedy przenoszę się bliżej miejsca, gdzie otrzymałem misję i dokąd muszę teraz wrócić. Trochę siara dla BioWare, ale naprawdę w tej grze warto wtedy zginąć. Problem w tym (znów siara dla BioWare), że śmierć czasem wcale nie jest łatwa, bowiem poziom trudności jest banalny i możesz stać i patrzeć, a i tak nie stracisz nawet połowy życia, bo towarzysz cały czas je odnawia. No, chyba że go odeślesz... Hm. Dopiero teraz na to wpadłem.
8) Główna fabuła Agenta ma naprawdę dobre momenty, jest interesująca, zaskakująca, budzi emocje. Aż szkoda, że musi być tak rozwadniana przez elementy MMO.
9) Wspomniałem, że gram też dla towarzyszy. Nie powiedziałbym, że w przypadku Agenta są szczególnie świetni poza Kaliyo (nieobliczalna psychopatka, którą niekoniecznie się lubi). Dobre są interakcje między nimi, widać, że gadają nie tylko z nami, ale i między sobą. Dobre jest też wtrącanie się do rozmów z innymi NPC-ami i komentowanie naszych poczynań. Tyle że te dwie cechy są raczej cechami całej gry, a więc i towarzyszy pozostałych klas.
Z kompanów Agenta wyróżniłbym poza Kaliyo jeszcze tylko Rainę Temple - miła, sympatyczna, przykładna i można z nią romansować. Przy okazji poprawiam się: jednak w dialogach aprobowanie ma jakiś wpływ - chwilami jest to jednak zbyt drobiazgowy system. Co do Przemytnika - Risha dalej zgrywa tajemniczą i sprytną, więc od razu budzi zainteresowanie. To postać bardzo pasująca do Przemytnika. Wookie ok, choć mam wrażenie, że głównie dlatego, że to wookie.
10) Obawiam się, że część towarzyszy dostajemy za późno. Z taką Kaliyo miałem bardzo rozwiniętą relację i dużo punktów wpływu, przeszedłem z nią sporą część fabuły. Raina od razu jest w gorszym położeniu - dopiero dołączyła do drużyny (jestem bodajże w 2 akcie, albo w jego połowie, albo zbliżam się do końca). Przemytnik póki co jest bardziej przemyślany, bo niby mam tylko dwóch towarzyszy - wookiego i Corso - ale z Rishą rozmawiam i przebywa na moim statku, bo jest ważna dla fabuły. Nie jest jeszcze kompanem, ale jak nim zostanie, to wcale nie będzie nowo poznaną osobą, z którą dopiero zaczniemy się poznawać. Mogłaby zostać kompanem nawet jako ostatnia - nic by to nie zmieniło, bo nawiązywanie z nią relacji zaczęliśmy na początku 1. aktu.
11) Dalej żałuję, że te lokacje są takie bez życia. Nie opłaca się ich eksplorować, bo jedynie, co znajdziesz, to kolejnych przeciwników - a postacie dające zadania są oznaczone i umiejscowione tak, żebyś ich nie przegapił (czyli głównie znajdują się w jednym miejscu), poza tym zazwyczaj dają nudne, powtarzalne zadania. Klimat na planecie robią głównie wygląd wizualny i muzyka. Otwartość jest tylko iluzoryczna, bo w gruncie rzeczy planeta jest podzielona na mniejsze lokacje, a chodzenie po nich i eksploracja nie mają sensu - powtarzam: nic się w nich nie znajdzie. Może jak na MMO to są dobrze zaprojektowane lokacje/planety, ale jak na cRPG-a - są one fatalnie zaprojektowane.
12) BioWare, co ty żeś zrobił z tymi podróżami. Przecież to idzie się zastrzelić: lecisz na planetę, wychodzisz ze statku, jest hangar, winda, idziesz do jakiegoś mniejszego pojazdu, który zabiera cię do portu... Wtf. Nawet nie wiem, czy podałem to dobrze, bo tych przejść jest za dużo. Nie wiem, po co tyle tego. Że niby immersja? Hahahahahahahaha. Immersja... To może najpierw zastanówmy się nad tym, w jaki sposób towarzysz się do nas teleportuje, podczas gdy my jeździmy po planecie jakimś pojazdem, żeby było szybciej. Albo jak używamy tego całego "taxi", ale też jedziemy sami. Albo jak czekamy aż przedmiot się odnowi, żeby móc na niego kliknąć (wcześniej został kliknięty przez innego gracza). Albo jak wrogowie się odnawiają, choć niby misja zakończona i miejsce powinno zostać przejęte przed naszych sprzymierzeńców.
Więc nie kupuję tego. Jest to zbędne. Ogólnie sporo w grze biegania albo jeżdżenia zakupionym pojazdem - przy czym jedzie się nim dość wolno i trzeba omijać przeciwników, bo mogą cię zestrzelić i wtedy trzeba walczyć. No ale takie omijanie nie zawsze bywa skuteczne, niestety, co też irytuje.
Zastanawiam się nad oceną tej gry i waham się między 6 a 7. Momentami gra się naprawdę super, gdy jest progres w głównej fabule. Innym razem zastanawiam się, po co ja się dalej z tym męczę, skoro tak wiele elementów mnie denerwuje...