[
Ilustracja ]
Z pościgiem na karku pędziłeś w stronę nieuchronnego. Cztery wozy rosły ci w oczach, a na domiar złego jeden z nich, jadący z tyłu stawki, wybrał sobie ten właśnie moment na wyprzedzanie "na trzeciego". Nagle droga zrobiła się wąska, ciasna, a nadjeżdżające z naprzeciwka samochody dziwnie rozmazane i spowolnione.
Pierwszy z lewej mijał cię czarny Chevrolet, którego jadąc z tobą praktycznie na czołowe wymijało ciemnoczerwone Gran Torino. Ford minął cię dosłownie na lakier, odrywając lewe lusterko w niezwykle długim mgnieniu oka, przez które mogłeś wyraźnie przyjrzeć się obłąkanej, roześmianej twarzy pieprzniętego kierowcy. Zaraz za nim, bardziej po lewo, mijało cię coś, co przypominało Porsche o nieokreślonym kolorze, zaś idealnie na wprost ciebie pędziło zmutowane Scirocco z przerośniętym silnikiem. Przez dobre pół sekundy, w trakcie którego nie miałeś nawet cienia szansy, by skręcić, ty i kierowca jadącego naprzeciw samochodu bawiliście się w cykora.
Nie była to zabawa, w której czułeś się najmocniej. Jasne, urodziłeś się i mieszkałeś w Detroit, co w wielu kwestiach mówiło samo za siebie, ale nigdy nie byłeś tak głupi, by w pełnym zakresie zostać kierowcą wyścigowym. Jednak świr mijający cię z lewej, porszawka pędząca po prawej i ogólny szczękościsk towarzyszący paraliżowi mięśni uniemożliwiły ci jakikolwiek manewr.
Kierowca Scirocco musiał zrozumieć sytuację, dlatego też zamiast w twojej masce wolał zaparkować w pobliskiej kupie złomu, w którą wykręcił z głośnym piskiem. Usłyszałeś też, jak jedna z wymijających cię fur zderzyła się z którąś z jadących za tobą. Nie miałeś jednak czasu zerknąć w lusterko, bo oto zgromadzeni centralnie na środku drogi widzowie, organizatorzy i uczestnicy wyścigu sięgnęli po pistolety, rewolwery i karabiny, zamierzając dać upust swemu niezadowoleniu z faktu, że popsułeś im rzeczoną rozrywkę.