Sesja Werta

Zastygłeś w bezruchu, a tuż za tobą w przerażeniu zastygł Gomez. Obserwowałeś zbliżającą się maszynę, nie zważając już na wskazania detektora.
Z piasku na wysokości twoich oczu wystrzeliły metalowe szczęki, należące do czegoś, co przypominało stalowego robaka. Nie zdążyłeś rzucić tomahawkiem, a jedynie odskoczyć w bok, gdy robak przeleciał obok twej głowy i zakopał się ponownie w piasku. Ledwie upadłeś i podążyłeś za nim wzrokiem, a już atakował ponownie, tym razem krzyczącego ze strachu Ernanda.
Odpowiedz
Próbuję nawiązać kontakt duchowy z maszyną - zwrócić na siebie jej uwagę.
-No chodź - dalej !

No i przecież informowałem pana Gomeza o niebezpieczeństwie.
Odpowiedz
Spanikowany i niezdolny do jakichkolwiek instynktownych odruchów Gomez nie miał szans uniknąć śmierci, która pod postacią zębatej maszyny zmierzała w kierunku jego szyi. Cofając się bezcelowo o pół kroku potknął się jednak o kamień i upadł nieporadnie na plecy, dzięki czemu szczęki napastnika jedynie musnęły po wierzchu jego gardło, nie czyniąc większej szkody.
Sławetny fuks człowieka z Vegas, inaczej nie mogłeś tego wyjaśnić.
Skupiłeś się tak szybko, jak pozwalała sytuacja, chcąc wysłać możliwie najmocniejszy i najczytelniejszy przekaz do atakującej maszyny. Nie miałeś na to dość dużo czasu, musząc jednocześnie w pełni świadomie oczekiwać ataku w twoim kierunku, a poza tym duch maszyny mógł być zbyt prymitywny, by odebrać jakąkolwiek metafizyczną treść.
A jednak, sądząc po nagłej zmianie kierunku Szczęk, które ponownie postanowiły pozbawić życia ciebie, wnosiłeś, że odniosłeś sukces. Za sekundę miało się okazać, za jaką cenę.
Odpowiedz
Mówię w duchu do niej "Spokojnie, maleńka . Nie musisz się mnie bać . Nie bądź agresywna, to nie ja testem Twoim celem." Jednak próbuję uniknąć jej uderzenia czy odniesienia rany uchylając się z wypadkowej jej kinematyki.
Odpowiedz
Maszyna wykonała gwałtowny zwrot i sprężyła swoje segmenty do kolejnego błyskawicznego skoku. Zamiast tego zatrzymała się jednak, unosząc przednią część tak, jakby się ci przyglądała.
Czułeś coś. Jakąś więź, połączenie. Niesłychanie proste, słabe i prymitywne. Zdawało się, że wytworzyłeś w duchu maszyny nie tyle przekonanie czy zrozumienie, a błędną sekwencję obliczeń. Procedury operacyjne Szczęk pozwalały im jedynie wpatrywać się w ciebie, analizując wciąż wmontowanym w nie modułem termodetektora twoje położenie.
- Jaaa pierdolę... - usłyszałeś pełen zaskoczenia i niekłamanego podziwu głos szulera z Vegas, który obserwował zatrzymaną, kiwającą się nieco w górę i w dół niczym zaczarowana przez tresera bestii kobra, maszynę. - Na co jeszcze czekasz?! Rozjeb to gówno zanim się obudzi!
Odpowiedz
Z racji tego iż byłem przygotowany do rzutu tomahawkiem , mogę to zrobić jednym ruchem ręki. Staram się rzucić w maszynę - gdyż wybuch jest inicjowany uderzeniem, co w przypadku gdyby maszyna atakowała mnie frontalnie zapewni większą szansę na trafienie. Z racji możliwej bliskości po rzucie staram się uskoczyć za jakąś ochronę przed podmuchem.
"Spokojnie maleńka spokojnie, stój spokojnie."
Rzucam ! Duchy prerii i pustyni prowadźcie mnie!
Odpowiedz
Rzuciłeś i trafiłeś bezbłędnie, gdyż cel sparaliżowany twoim wcześniejszym działaniem nie zdążył uruchomić procedury uniku. Jednak i ty nie byłeś w stanie z niej skorzystać, ze względu na brak jakichkolwiek obiektów, które pasowałyby do określenia "osłona". Pozostało ci więc jedynie wykorzystać siłę własnego rzutu i osłonić głowę ramieniem, dzięki czemu wybuch, który zniszczył maszynę i przewrócił cię na ziemię, poparzył głównie wierzchnią część twojego przedramienia.
Czując ból, żar i piach w ustach i oczach, usiłowałeś dojść do siebie po upadku na glebę oraz lekkim ogłuszeniu.
Odpowiedz
Podnoszę się z ziemi , otrzepuje i z uśmiechem pełnym piasku i pyłu - idę do Ernando Gomeza
- Myślałem że nie żyjesz, następnym razem słuchaj się mnie bardziej a może nie będziesz musiał mieć farta.
Po czym podchodzę do tego co zostały z maszyny i próbuję ocenić co można wykręcić i co jest jeszcze sprawne. Może moduł ruchowy pozwoli jakoś przemierzyć drogę do Detroid. Ciekaw jestem też log'ów z procesora .
Odpowiedz
Niestety, z robota nie pozostało wiele więcej ponad rozrzuconą w promieniu kilku metrów kupkę stopionego metalu i spalonych podzespołów. Nie sądziłeś, by cokolwiek z tego, nawet jeśli nie zostało doszczętnie spalone lub rozkawałkowane wybuchem, nadawało się jeszcze do użytku.
- Hehehehehe... - odpowiedział przygłupio wciąż nerwowym śmiechem twój towarzysz i dodał nieco pewniej: - Szczęście sprzyja lepszym. A to z tym... no... Jakoś tak ją zatego, prawda? Że tak się gibać zaczęła w miejscu.. To było niezłe stary. Naprawdę niezłe. - jąkał się z niekłamanym uznaniem.
Odpowiedz
- Ty masz swoje szczęście fart i łud. Jak widzisz moje techniki też istnieją . Nie odniosłeś żadnych obrażeń? Bo jak pewnie nie wiesz , nie ma tu potiona czy level upa.

Zbiera wszystkie swoje graty , obwiązuje chustą poparzenia - i jak gdyby za wiele się nie działo oczekuje na Veganina do wymarszu. Poganiając jego zbyt wykwintny tyłek na pustynię przystało. Przychodzą wrzeszczą a potem ze zdziwieniem ledwo co nie giną, nasze dzieci lepiej sobie radzą na rytuałach mikroprocesorowych. Po co oni to tak nadkładają poza rzeczywistość - giniesz albo nie, jesteś lepszy albo martwy. 0 1 -czy to nie jest oczywiste?
Odpowiedz
Jak widać nie dla wszystkich. Niektórzy wolą snuć przypuszczenia, tworzyć domysły i dywagować na tematy, których nie sposób określić nawet rachunkiem prawdopodobieństwa.
- Słuchaj... A jak z Molochem? Umiesz robić coś z tymi wszystkimi małym pierdółkami, ale czy dałbyś radę z nim...? - padło po dłuższym okresie marszowego milczenia. - Czy zniszczyłbyś go? Gdybyś mógł?
Odpowiedz
-Zniszczyłbym. Im mniejsze tym bardziej prymitywne, nie wiem jak będzie walka z większymi jednostkami myślenia wyglądała. Co gdy się okaże że Moloch jest rozproszony i trzeba będzie się przebijać przez te wszystkie połączenia. Postaram się zniszczyć i mam największe szanse ,gdy dostając się do sieci głównej wejdę w ich świat i zły demon będzie określoną formą. To będzie tak jak pojedynek ja kontra inny człowiek , gdy on ma karabin a ja łuk. Nie powinieneś jednak rozmyślać nad czymś co jest zbyt odległe by można było zauważyć na horyzoncie.Weź łyka wody, minęło kolejne 3 godziny.

Wzdycha z zadumą , czy mi się zdaje czy czuję troszkę inną woń powietrza - może to już spaliny. Ciekawe za ile się z ciemni.
Odpowiedz
Słońce obniżało się już widocznie na nieboskłonie, podczas gdy temperatura przy gruncie i w powietrzu stawała się nieco bardziej znośna. Gomez ocierał pot z czoła wolną ręką, drugą wciąż taszcząc swoją walizę. Wypiliście po łyku wody (musiałeś przypilnować, by twój kompan nie okantował cię przy tej okazji, ale chyba nie było mu to w głowie) i zatrzymaliście na odpoczynek po kolejnej godzinie marszu. Przypuszczałeś, że przeszliście jakieś 6-8 kilometrów odkąd opuściliście samochodową jaskinię.
Samych samochodów, a raczej wałów złomu i żelastwa, było teraz więcej i wyznaczały trasę waszej wędrówki znacznie wyraźniej. Mimo to nie dostrzegałeś jeszcze zarysu miasta i wątpiłeś, czy dotrzecie do niego przed nadejściem nocy.
Odpowiedz
-Panie Gomez , coś pan źle wygląda. Co jest z panem? W ramach prezentu za to że był pan taki dzielny , mogę trochę ponieść panu tą walizkę , bo pewnie panu ciąży. I nad czym się pan tak zastanawia.

Sprawdzam stan baterii, upewniam się że dziś brałem syrop , sprawdzam stan jedzenia i ilość wody. Skoro zostało nam jeszcze parę ponad dzień drogi - warto mieć pewność że nie brakuje czegoś niezbędnego jak sterownik czujnika.
Odpowiedz
- Uff, z rozkoszą stary, z rozkoszą. - wysapał mieszkaniec Vegas, oddając ci walizę. Faktycznie, ciężka, spokojnie ponad pięć kilo, a wykonana tak, że miałeś wrażenie, iż mógłbyś zasłonić się przed postrzałem (choć raczej nie był to pancerny metal, ale głowy byś nie dał). - A tak się rozglądam po tych zieleniących się lasach, przez które mamy przyjemność właśnie się przechadzać w cieniu, śpiewie ptaków i szemraniu strumienia... - ciągnął sarkastycznym tonem, teatralnie określając gestem jałowe pustkowie wokół was - i zastanawiam się jaki był ten świat, zanim armia złośliwych tosterów zrobiła z niego to, czym jest teraz. I czy udałoby się go naprawić, gdyby jakimś cudem owe tostery powróciły do etapu robienia grzanek.

Bateria trzymała się dobrze, 78%, może mniej, zważywszy na temperaturę, która na tego typu konstrukcje wpływa niekiedy bardzo złudnie.
Woda i prowiant - dobrze, trzymaliście się mniej więcej twojego planu racjonowania, co w towarzystwie chuderlawego cwaniaka w hawajskiej koszuli było dość zaskakujące. Jeżeli faktycznie do rana dojdziecie do miasta lub na jego obrzeża, nie będzie powodów do zmartwień.
Syrop... Cholera jasna, z tego wszystkiego zapomniałeś! Szybko wyjąłeś obdrapaną buteleczkę, w której do połowy chlupotał mętny płyn. Wychyliłeś solidny łyk, około 40 mililitrów palącego paskudztwa o miętowym posmaku i skrzywiłeś się mimo woli. Przez wszystkie te lata nie zaczęło smakować ani trochę lepiej, ale na to akurat niewiele mogłeś poradzić.
Odpowiedz
Oczywiście walizkę przewiesza sobie przez ramię wykorzystując jakiś pas materiału czy pasek - by mieć wolne ręce i nie męczyć rąk. Czy on a jakieś nakrycie głowy... gorsze to niż przeprawa przez radioaktywne rzeki z końmi i zwierzętami.
- Tu nie chodzi o zabijanie ducha maszyn ...Twoich tosterów. Tu chodzi o to że są kierowane złą mocą siłą która je zmienia. Tak jak wypaczone spojrzenie po tornado , po tym czujesz że to jest dobre i chcesz wrócić do tego. Jak jesteś zmęczony , mów mi takie rzeczy . Ile godzin jeszcze będziesz wstanie iść ? Chcesz postój na noc ? Szedłeś kiedyś nocą przez pustynie? Boisz się mutantów ? Zwierząt lub duchów ze wzgórz?

Ja nie wiem czemu nie udało nam się jeszcze robić własny lepszy syrop ... Może znajdę źródła wiedzy by je przekazać potem do plemienia. Jeśli uda mi się przejąć chodź część systemu komunikacji , przekażę wiedzę.
Obawiam się Detroit , szczerze. Duże ludzkie skupiska sprawiają że można czuć się tylko osaczonym. Zysk , patologia pożądania rzeczy bez sensu i celu. Chociaż wierzę w drogę pokazywaną mi przez przodków , może więc znajdę i takich ,którzy ją zrozumieją. Z tego co słyszałem, można tam znaleźć specjalistów robiących z maszynami to w sposób majestatyczny i zgodny z ich naturą. Przekonamy się.
Jeśli istnieje możliwość iż skaner przestanie działać zanim dotrzemy w obrzeża , próbuję ograniczyć jego wyczerpanie - włączany jest co 20 minut na 5 minut. Wszystko co będzie się zbliżać powinno złapać się w ten zakres. Chociaż jeśli nie jest tak źle , mogę zmniejszyć pole skanowania by łapać odległość mniejszą jednak stałą.
Odpowiedz
- He..he... - na poły wyśmiał, na poły wysapał z siebie głoski Gomez. - Czuję się rześki i świeży, jestem twardy jak wiatr i szybki jak skała... czy jak to tam... Czyli za jakąś godzinę możemy zrobić postój na herbatkę. - skwitował z łobuzerskim uśmiechem. Przestawiłeś skaner na mniejszy zasięg. Przy tej widoczności i ukształtowaniu terenu połowa skali to i tak duży margines bezpieczeństwa. Czułeś, jak śmierdzisz, jak brud wałkuje się pod twoim ubraniem, tworząc szorstką, gryzącą skorupę. Mięśnie, choć wciąż silne i posłuszne, rozgrzały się na tyle, byś mógł poczuć, że je masz, choć nie stanowiło to jeszcze żadnego problemu. Czułeś też lekki ucisk na pęcherz, informujący o nadchodzącej, aczkolwiek wciąż podległej twej woli potrzebie.
- Mutanty... Trudno powiedzieć. Widziałem kilka, brzydkie jak dwa i siedem w dwóch kolorach... Ale bywają w końcu bardzo różne. Tak czy siak, wolałbym nie spotykać. Zwierzęta? Nieeee... Moja babka miała mastifa wielkości niedźwiedzia... To dopiero było bydlę. A duchy ze wzgórz, hehe... Nie wiem, chyba są niewidzialne jak to duchy, nie? Czyli nie można się ich bać, hehe...
Odpowiedz
Napawając się przyjemnością związaną z lekkim bólem i zmęczeniem marszem - zaczynam szukać dogodnego miejsca na postój - taki na 2-3 godziny. Bo chyba on już nie daje rady, a i mi się troszkę więcej luzu przyda. Jeśli będzie wyśmienite - to może nawet na noc zostaniemy - tak do 4 rano by ostatnie parę godzin marszu zostawić na wczesny poranek , by zdążyć przed południem.
Odpowiedz
Im dalej szliście, tym dłuższe, gęstsze i wyraźniejsze stawały się sterty złomu wyznaczające obszar dawnej autostrady. Również słońce nie chciało ustępować wam tempa, opadając coraz wyraźniej za krwawą linię horyzontu. Mimo bliskości i obfitości wszelkiego rodzaju żelastwa, nie udało wam się natrafić na "jaskinię" bliźniaczą tej, w której przeczekaliście burzę. Zamiast tego dostrzegłeś porzuconego kilkadziesiąt metrów dalej Tira, który za sprawą rdzy, pyłu oraz wiatru stał się niemal naturalnym wybrzuszeniem w jałowej i monotonnej powierzchni pustkowia. Już z daleka mogłeś ocenić, że zmieściłoby się do niego ponad dwadzieścia osób, a i sama maszyna, choć bez żadnych wątpliwości niesprawna, zdawała się być szczelnym i obiecującym schronieniem.
Odpowiedz
Po chwili poświęconej na przeskanowanie dokładniejsze wnętrza , sprawdzam co tam w środku jest i przy upewnieniu się że jest bezpiecznie - rozbijam "obóz" we wnętrzu tira.
Odpowiedz
← Sesja Neuroshimy

Sesja Werta - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...