![](https://gfx.gexe.pl/avatars/av-4528.jpg)
[ Ilustracja
]
Nie zastanawiając się zatem, zerwałeś się z miejsca i ignorując urywane, pełne zdziwienia okrzyki Meksykanina puściłeś się biegiem w stronę pożogi. Żar bił mocno w twarz nawet z kilkudziesięciu metrów, a wielki słup ognia wytryskający w niebo rozsypywał się po asfalcie w deszcz gryzącego dymu i pyłu, które pomimo wiatru wyciskały łzy z oczu i powietrze z płuc. Nie zwolniłeś jednak, słysząc zza płomiennej kurtyny krzyki gorejącego człowieka, co jeszcze bardziej zwiększyło wydzielanie adrenaliny w twoim organizmie. Gdy wbiegałeś na płytę stacji, osłaniając się kurtką przed żarem, dymem i szybującymi w powietrzu ognistymi odłamkami, zobaczyłeś wyraźnie zwęglone lub porozrywane eksplozją ciała, jak również porozrzucane i powyginane jej siłą motocykle. Większość z nich płonęła, co w twym nastawionym na walkę umyśle zakiełkowało cieniem niepokojącej refleksji - czy przypadkiem nie "nie zastanowiłeś się" trochę za bardzo?
Kolejny trzask i charakterystyczny pomruk rosnącego ognia zwolnił czas wokół ciebie. Rozedrgane, szalejące płomienie zwolniły, jakby nagle zatopiły się w gęstej, gorącej ciszy, by za sekundę wyciągnąć po ciebie swe długie, kolczaste palce.
Druga eksplozja oderwała cię od tego dziwnego stanu, a twoje ciało od podłoża, zalewając szalejącą pożogą, w której twoja świadomość zgasła wraz z wszechogarniającym bólem.
Zniknąłeś.
Umarłeś...
Byłeś...?
Gdzie?
Kiedy?
Te słowa nie miały znaczenia tam, gdzie się przebudziłeś. Znów byłeś duchem. Znów nie miałeś ciała, które określiłoby cię w tym pustym, zasnutym szarą, gęstą, nieprzeniknioną mgłą otoczeniu. Gdzieś w oddali, za jej obłokami, które niebezpiecznie przypominały ci kłęby siwego dymu, majaczyły kształty - jedne niedostrzegalne, inne w niezrozumiały sposób przerażające, jeszcze inne w ten sam sposób przyjazne. Jednak żadne z nich nie zdawały ci się niczym więcej, niż majakami. Tym bardziej, że pojęcia odległości zdawały się nie mieć tu standardowego znaczenia, które mógłbyś oznaczyć na dowolnym układzie współrzędnych.
![](/view/images/emoticons/default/wink.gif)
Nie zastanawiając się zatem, zerwałeś się z miejsca i ignorując urywane, pełne zdziwienia okrzyki Meksykanina puściłeś się biegiem w stronę pożogi. Żar bił mocno w twarz nawet z kilkudziesięciu metrów, a wielki słup ognia wytryskający w niebo rozsypywał się po asfalcie w deszcz gryzącego dymu i pyłu, które pomimo wiatru wyciskały łzy z oczu i powietrze z płuc. Nie zwolniłeś jednak, słysząc zza płomiennej kurtyny krzyki gorejącego człowieka, co jeszcze bardziej zwiększyło wydzielanie adrenaliny w twoim organizmie. Gdy wbiegałeś na płytę stacji, osłaniając się kurtką przed żarem, dymem i szybującymi w powietrzu ognistymi odłamkami, zobaczyłeś wyraźnie zwęglone lub porozrywane eksplozją ciała, jak również porozrzucane i powyginane jej siłą motocykle. Większość z nich płonęła, co w twym nastawionym na walkę umyśle zakiełkowało cieniem niepokojącej refleksji - czy przypadkiem nie "nie zastanowiłeś się" trochę za bardzo?
Kolejny trzask i charakterystyczny pomruk rosnącego ognia zwolnił czas wokół ciebie. Rozedrgane, szalejące płomienie zwolniły, jakby nagle zatopiły się w gęstej, gorącej ciszy, by za sekundę wyciągnąć po ciebie swe długie, kolczaste palce.
Druga eksplozja oderwała cię od tego dziwnego stanu, a twoje ciało od podłoża, zalewając szalejącą pożogą, w której twoja świadomość zgasła wraz z wszechogarniającym bólem.
Zniknąłeś.
Umarłeś...
Byłeś...?
Gdzie?
Kiedy?
Te słowa nie miały znaczenia tam, gdzie się przebudziłeś. Znów byłeś duchem. Znów nie miałeś ciała, które określiłoby cię w tym pustym, zasnutym szarą, gęstą, nieprzeniknioną mgłą otoczeniu. Gdzieś w oddali, za jej obłokami, które niebezpiecznie przypominały ci kłęby siwego dymu, majaczyły kształty - jedne niedostrzegalne, inne w niezrozumiały sposób przerażające, jeszcze inne w ten sam sposób przyjazne. Jednak żadne z nich nie zdawały ci się niczym więcej, niż majakami. Tym bardziej, że pojęcia odległości zdawały się nie mieć tu standardowego znaczenia, które mógłbyś oznaczyć na dowolnym układzie współrzędnych.