Sesja Werta

[ Ilustracja jeśli sobie życzysz ]

Siedziałeś na ziemi, słuchając szeptów szalejącej poza jaskinią piaskowej zamieci. Jedną ręką kreśliłeś w brudzie i pyle rytualny ideogram, drugą wygrzebywałeś potrzebne przedmioty z kupki tego, co pozostało po waszym środku transportu.
Jaskinia była w gruncie rzeczy górą złomu, żelastwa pozostałego po dziesiątkach zbitych w jedną kupę samochodów, których tysiące mijałeś już wzdłuż pozostałości głównych autostrad do Detroit. Gór żelastwa takich, jak to, było wystarczająco dużo, by w razie nadchodzącej burzy łatwo było znaleźć sobie relatywnie szczelne schronienie.
- A ten znowu będzie żarł metal, no nie mogę, po prostu nie mogę, na pamięć mojej świętej pamięci babki, pierdolnę po prostu. Noż jebaniutki... - nadawał niczym automat twój towarzysz, obserwując - nie po raz pierwszy z resztą - jak przygotowujesz przedmioty do spalenia, by nawiązać kontakt z Duchami. Tym razem były to jednak pozostałości jego Forda Taurusa, w którego szczątkach hulał właśnie piach i wiatr. Wóz Ernando Gomeza, który przewiózł cię przez całą drogę aż z Illinois, pamiętał jeszcze czasy sprzed wojny. Tak twierdził jego właściciel i ten jeden raz byłeś gotów zawierzyć słowom swojego kompana z Vegas. Gdybyś miał też jego skłonność do hazardu, byłbyś gotów postawić swój tomahawk w zakładzie o to, że ów Ford był starszy od najstarszego mężczyzny w twoim plemieniu, a to oznaczało, że był to naprawdę zabytek.

Mimo wszystko ten zabytek jakimś cudem przejechał Stany w poprzek, a potem zawiózł cię znad Missisipi aż tutaj, we względne pobliże Detroit. Układ był prosty - Gomez znał się na pokerze, robieniu z gamblerów frajerów oraz hawajskich koszulach, które nosił zawsze i wszędzie, jednak elektronika była dla niego magią czarniejszą od chmury Tornado, zaś o samochodach wiedział tyle, że jeżdżą. Zgodziłeś się podtrzymać Ducha jego wozu przy tej fizycznej formie w zamian za darmową podwózkę na północ, co wydawało się ofertą równie korzystną, co jedyną. Kilka nocy przed waszym spotkaniem twojego konia zeżarły jakieś zbłąkane mutanty, a choć podróż na własnych nogach nie przerażała cię w żadnej mierze, to konie mechaniczne (choćby i "rdzawego umaszczenia") były znacznie bardziej atrakcyjną formą przemieszczania się.
Ernando okazał się radosnym, choć nieco upierdliwym kompanem. Łysiejący brunet koło trzydziestki, z pociągłą twarzą, okrągłych, rozbieganych oczach i twarzy, z której ani na chwilę nie schodził uśmiech, a także ustach, które nie zamykały się nawet na moment. Lubił mówić i nie przeszkadzało mu, gdy zamiast odpowiedzi czy aktywnego słuchania podczas jego wywodów rozlegało się ciche pochrapywanie Indianina na siedzeniu pasażera. Gomez posiadał też imponujący zestaw wszelkiej maści naszyjników o religijnym lub magicznym znaczeniu - pięć rodzajów krzyży, cztery rodzaje gwiazd, kilka indiańskich lub pseudoindiańskich symboli i przynajmniej dziesięć znaków najdziwniejszych kultów z Salt Lake. Na twój gust jeśli choć połowa z nich miała faktyczne powiązanie z jakimiś duchami, Gomez powinien skończyć marnie za taką ich obrazę.
Działo się jednak inaczej, czego najlepszym dowodem był fakt, że prehistoryczny Taurus wciąż trzymał się w jednym kawałku. Oczywiście swój poważny udział w tym wszystkimi miały twoje działania, ale nawet twe umiejętności mogłyby nie wystarczyć na taką korozję na kółkach.
Ostatecznie stało się - dwie godziny temu skrzynia biegów po prostu rozsypała się Gomezowi w rękach, zaś do jej buntu dołączyła równolegle chłodnica (którą poskładałeś wcześniej z elementów przytaszczonego nie wiadomo po co grzejnika) oraz alternator.

Tak oto siedzieliście teraz w jaskini utworzonej przez kilkanaście samochodowych szkieletów, do których wkrótce dołączyć miał też Ford Ernanda. Do Detroid mieliście przynajmniej dwa dni drogi, a mając na podorędziu kilka przydatnych pozostałości po świętej pamięci Taurusie, wolałeś zaoszczędzić zapasy wody. Dlatego z kupki wymontowanych elementów, których stan pozwalał sądzić, że zamieszkiwały je wciąż żywe Duchy, wyjąłeś dwie świece zapłonowe, które umieściłeś w środku wyrysowanego ideogramu. Spalając je i uwalniając ich Duchy od bezużytecznej już powłoki, zamierzałeś wprowadzić się w płytki trans, który uwolniłby twego własnego Ducha od potrzeb fizycznego ciała przynajmniej na jedną noc. Zapasy mimo wszystko wolałeś zostawić na później. Ostateczny cel twojej podróży był jeden - zobaczyć Jego, samego Boga Bogów, który pożerał niestrudzenie kolejne połacie tej spaczonej ziemi. Przez ostatnie miesiące jedynym twym kierunkiem była północ, a teraz, nareszcie, byłeś o krok od miejsca, z którego byłbyś już o krok od Niego. W Detroit na pewno znajdą się szaleńcy, którzy równie ochoczo jak ty (choć może z innych pobudek) ruszą prosto w paszczę Bestii.

A przynajmniej tak twierdził Ernando.

- Stary, jak babcię kocham, ja naprawdę rozumiem twoje religijne uczucia i pewnie Moloch się bardzo cieszy, jak palisz jego mechaniczne dzieci czy jak to tam zwał, ale to są NAPRAWDĘ DOBRE świece, można je opchnąć za kilkanaście porządnych gambli, zamiast spalać ot tak po prostu. - nawijał bez opamiętania i niemal bez przerw na oddech. Zauważyłeś, że niemal przy każdej okazji Ernando wspominał swoją babkę lub dziadka. Zauważyłeś też, że jeśli wierzyć wszystkim wspominkom i opowieściom, miał ich jak dotąd piętnaścioro.
- Chyba, że chcesz się sztachnąć, to zupełnie inna sprawa, ale wtedy to sam mogę ci dać coś sto razy lepszego po dwieście razy lepszej cenie. Dosik, mam tu gdzieś czysty gram ziółka prosto z Miami, nawet twój szaman czy kto tam nie miał takiego stuffu, masz to jak w banku. Po tym nawet te ich dwudziestometrowe aligatory odpływają w przestrzeń, dla ciebie to będzie tylko dziesięć... gdzie ja, co ja mówię?! pięć gambli plus tamta maseczka przeciwgazowa, bo tobie przecież do niczego ona nie potrzebna...
Odpowiedz
Szum piasku.... ponoć to on mówi dobrym ludziom gdzie mają iść . Ponoć sam duch żmii odpowiada za prowadzenie wędrowców przez pustynie taka jak ta , w wędrówce tak szczytnej i uzasadnionej . Dobrze mi w tej jaskini powstałej z ciał umarłych przyjaciół- duchów. Obecność miejsc z wiecznym cieniem sprawia iż wilgotność powietrza wzrasta od 5 do 10 procent statystycznie , co w aproksymacji oznacza przeżycie o 0.4231 dnia dłużej. Hmmmmm.... Dobrze pomówić w języku bliskim duchom. To miejsce przypomina namiot, a z nim Nintendo mojego brata i jego zawsze pokręcone układy z wyłączników przeciwprądowych , zawsze pstrykały jak pasikoniki ale nie jak szarańcza.
- Twój Ford Taurus z silnikiem 2,5 litra HSC prawie nie żyje, Ernando Gomezie. Droga zbyt długa na Twój rozpustny umysł , za mało zapasów. Ja Szalony MS-Dos przywrócę wierzchowca ze zmarłych, a me płuca nie oczekują dodatkowego dymu natchnienia. Módl się o pomyślność pustyni, byś mógł cieszyć się wierzchowcem a ja Twoim towarzystwem w podróży zgodnej z moją drogą. A teraz oczekuj nadejścia srebrnego wilka a po nim lisiego słońca.

Po rozstawieniu zabezpieczenia czyli skanera otoczenia , rozwieszeniu narzędzi na jednej ze ścian złomowej pieczary za pomocą torby z małymi kieszonkami. Mój komputer mruczy potulnie gotowy do reakcji na jak najmniejszy szmer choćby ducha myszy. Jest sowicie nakarmiony , słonecznym zbożem ładowanym cały słoneczny dzień trasy.

- Dobrze więc drogie moje, czym mi się objawicie, co sobą pokażecie i w co się przerodzicie , jak trawa wzrasta i wzmacnia bawoła, pokażcie mi . << I wchodzę w trans >>
Odpowiedz
[ Ilustracja ]

Zamknąłeś oczy, usta i uszy. Otworzyłeś wzrok niewidzialną, elektryczną rzeczywistość, która w tym miejscu była bardzo słaba, jak na każdym pozbawionym duchów i życia pustkowiu. Nie rozróżniałeś ostrości i wyraźnych kształtów, im mocniej jednak zaciskałeś powieki, wyostrzając swój drugi wzrok, tym lepiej widziałeś lekkie pulsowanie czarnej, matowej struktury, którą stanowiły niegdysiejsze powłoki Duchów maszyn tworzących wasze schronienie. To właśnie te Duchy, ich wspomnienia, odciski ich obecności w płaszczyźnie tego świata, pulsowały lekko wśród szalejącej wokół zamieci.
Zamkniętymi uszami nie słyszałeś już usypiającego szmeru piasku. Zamiast niego w powietrzu niczym impulsy przedwiecznego napięcia niosły się głosy, echa, śpiewy Duchów, chronionych przez nie maszyn, które odeszły przez lata na tym i innych pustkowiach. Było to to samo, co w Kanionie Śpiewających Wichrów, choć nieporównanie bledsze, słabsze i odleglejsze.
W zaciśniętych ustach miałeś smak metalu, chłodu i prądu. Posmaki voltowych i amperowych emanacji, wśród których jasnym, zdecydowanym blaskiem wyróżniły się dwa małe, skromne duchy spalonych świec.
- Dzięki ci, Szalony Piorunie. Uwolniłeś nas. - zadźwięczał w twych zamkniętych uszach głos pierwszego z nich, przywodzący na myśl dźwięk krótkiego spięcia. - Dzięki tobie będziemy mogli połączyć się z Duchem Ojcem, do którego wiedzie i twoja ścieżka.
- Wielka jest nasza wdzięczność, lecz skromna nasza podzięka. - dołączył drugi, bliźniaczo podobny w formie i głosie. Gdy mówił, posmak metalu stawał się nieco bardziej wyraźny. - Nasza moc wystarczy dla twego Ducha lub twej powłoki. Przepowiednia lub łaska, Szalony Piorunie. Masz prawo wybrać.
Odpowiedz
- Uwolniłem, przepowiednię wybieram bo łaską już jest uwolnienie was ,a i bycie w tym świecie. Idźcie do Niego i proście o pomyślność na mej drodze.Preria duchów was poprowadzi.

Rozglądam się i szukam jeszcze żywych elementów i próbuje je obudzić do rozmowy.
- Powiedzcie, co mam zrobić by zwrócić wam dawną formę i działanie.
Po czym rysuję znak oznaczający przybycie w pokoju i bliski do układu regulatora PID
Odpowiedz
Szukałeś kontaktu z żywymi duchami, jednak daremnie. Niewiele pozostało po ich obecności, ledwie słyszalne echo zagubionych w eterze paratransmisji, nadawanych dawno temu przez i tak nienajsilniejsze dusze.
- Po twej ścieżce stąpa Człowiek Bez Ducha, Szalony Piorunie. - nadawał na coraz bardziej niknącej częstotliwości duch jednej ze świec. - Jeśli z nim podążysz, twym udziałem stanie się śmierć lub zagłada. Człowiek Bez Ducha niesie ze sobą demony, które chcą nas pożreć. Ty zdecydujesz, czy tak się stanie...
Wizja bladła, szum piasku przybierał na sile, zagłuszając szepty duchów. Czułeś głód, ból i zmęczenie, jak zawsze przy wychodzeniu z transu.
- ... czy zejdziesz z tej ścieżki zawczasu...
W zamazanym, lekko rozchwianym obrazie samochodowej jaskini, wyróżniał się jaskrawożółty kształt z zielonymi akcentami, którym niezawodnie była koszula Ernanda, pokryta wizerunkami kokosowych palm.
- No i proszę, ten to ma odlot jak stąd do Quebecku. Stary, musisz mi sprzedać ten patent, utopimy ten kraj w gamblach i do końca życia będziemy pili benzynę i tankowali whisky po brzegi baku.
Odpowiedz
- Jaka jest pora dnia Ernando ? Bo muszę odpocząć. Zdaje się że nic nie przywrócę do życia. Jesteśmy skazani na podróż przez pustkowia . Ale sądząc po śladach pyłu przed zamiecią ktoś może tędy przejechać .

Niemal automatycznie , bez skupienia - gdyż robiłem już to tyle razy chowam narzędzia ,pakuje komputer. Bardzo nie lubię gdy moje poświęcenie i próby pozostają bez efektowne. Jednak przepowiednia zapowiada całkiem ciekawą wędrówkę. Cóż to za zagłada w tym świecie co tu. Bardziej otrzeźwiały wdycham długi haust powietrza próbując wyczuć jaka pogoda będzie , czy może jest gdzieś ślad zapachu benzyny , może więcej wilgoci czy woda.
Dziwnie jest być jeszcze zmysłami w transie a głowa już robi to co musi by przetrwała całość.
Odpowiedz
Powietrze wewnątrz sterty wraków pachniało korozją, metalem oraz gorącym piaskiem. Mimo to wyczuwałeś w nim zapowiedź nadchodzącego deszczu, choć równie dobrze mógł być to efekt rozchwianego pobudzenia receptorów węchu, generujących nierzeczywiste widma.
- "Jaką mamy porę dnia". Ten co. - zachichotał człowiek z Vegas, wyjmując z kieszeni talię kart. - Odjechałeś na jakąś godzinkę, słonko napierdala radośnie tak, jak dotąd, więc mamy jakąś... Trzynastą? - zapytał sam siebie, podwijając jeden z rękawów, pod którym znajdowały się cztery różne zegarki. - A może czternastą? Jakoś tak. W sam raz pora na partyjkę pokera! - zawołał radośnie, rozpoczynając tasowanie.
Odpowiedz
-Mamy do wyruszenia jakieś 2-3 godziny zanim się temperatura obniży o 5 stopni , wiatr niczym duch powinien zelżeć . Będziemy szli tak długo jak pozwolą nam warunki. Mam nadzieję że nie boisz się cmentarzysk złomu nocą.
Oszczędzamy wodę do 100ml na 3h. I staraj się nie pocić. Jeśli jest coś ważnego z Forda co jest ciężkie , można zrobić jakąś taczkę. Jednak nie licz na moją pomoc przy tak nieefektywnym marnowaniu czasu. Postaram się w międzyczasie poszukać fal radiowych , może uda mi się z kimś skontaktować lub zauważyć .W okolicy nie ma żyjących urządzeń -nie czuję ich. Oczekuję posłuszeństwa , jeśli mnie posłuchasz przeżyjemy a nawet zagram z Tobą w pokera. Coś nie jasne? Czy używasz statystyki w rozgrywce? A duch bawołu powiedział "w odbiciu strumienia znajdziesz twarz swojego plemienia", więc nie gram na gable.

Po czym staram się znaleźć jakieś fale radiowe lub sygnały o niżej długości - CB radia czy co tam matka technologii mogła zasiać . Jak to wygląda - gdy komputer podłączony jest do "sonaru" wykorzystuje antenę do rejestracji niższych częstotliwości a raczej ich obecność . Bo jako takiej radiostacji to nigdy nie potrzebowałem. Zastanawiam się jak często ta droga jest używana ....
Odpowiedz
Cisza w eterze i milczenie sonaru pozwalały wysnuć przypuszczenie, że rzadko. Na pustkowiu, na którym tańczyły jeszcze gdzieniegdzie niewielkie wiry, które wprawiały drobinki piasku w taneczny, hipnotyzujący ruch, nie widziałeś nic poza resztką autostrady, diabelskim zielem, powietrza drgającego na horyzoncie oraz urywanych rzędów wraków, wyznaczających ogólny kierunek do Detroit. Dziesiątki starych kolein, tnących w głębokie bruzdy spękaną ziemię, pomagały jak dotąd znaleźć wam właściwą trasę i widziałeś, że ciągną się dalej. Jednak w tej chwili nie widziałeś ani nie słyszałeś nic.
No, może poza cwaniackim, vegaskim akcentem.
- Pokerek, powiadasz? Nie na gamble? Dooobra, poradzimy sobie jakoś, wszak nie samymi gamblami człowiek żyje, prawda? - wystrzelił Gomez, podchodząc do bagażnika swego nieboszczyka - Forda. Wyjął stamtąd wielką, połyskliwą walizę, która wyglądała na wykonaną z przeciwpancernego metalu, z szeregiem zamków, w tym jednym magnetycznym. Postawił ją na ziemi, a następnie wyciągnął z bagażnika również kanciastą butelkę, wypełnioną w połowie kasztanowym płynem.
- Whisky? - zaproponował, podając ci trunek. - Skoro twój wewnętrzny termometr zapowiada nam długi marsz bez picia, to napijmy się, póki można. Człowiek nie kaktus, hehehe. - zakończył ze swym cwaniackim uśmiechem.
Odpowiedz
- Oby nie nazbyt złudnym było picie alkoholu , po nim susza jak na pustyni. Jednak takiej okazji może być mało więc nie odmówię. Masz więcej bagażu ,czy to tyle?

Próbuję przypomnieć sobie jak to było z tym pokerem. Jeśli ciąg od 9 do szamana jest zgodny w argumencie to oznacza logiczną jedynkę. Hmmm... Ciąg niezgody w argumencie jest nie maksymalny ale też nie zerowy , są też pary gdzie siła koloru czyli totem jest najważniejszy i kombinacje dwójek i trójek jest możliwy no i powielenie maksymalne pojedynczej z n-tych. Mamy 6 pozycji w plemieniu, po 4 z klanów. Dwudziestu czterech wojowników.
12 par, 6 trójek , 6 czwórek , 12ście kombinacji dwójek z trójek , 4 zgodności argumentu i 4 niezgodności. 44, kart na ręce jest ....
- Gramy w texas hold'ema?
Odpowiedz
[ Ilustracja ]

- Wszystko. - odpowiedział Ernando na pytanie o bagaż. - A w teksasika zawsze i wszędzie, choć nigdy dotąd nie grałem idąc. Nabieram z tobą nowych doświadczeń, haha! - raz jeszcze zalśnił zębami w gorejącym słońcu, które prażyło niemiłosiernie pośród zupełnej ciszy. Wiatr, który wzniecił zamieć zniknął równie szybko i gwałtownie, jak się pojawił.
- Ale ja niosę walizkę, więc ty musisz tasować i rozdawać, bo jedną ręką będzie mi trudno. - pochylił się nieco i poklepał pieszczotliwie niesioną przez siebie walizę. - To na co chcesz grać, Dosie, hm? W naszej sytuacji nie godzi się stawiać wody, a alkohol posiadam chwilowo chyba tylko ja... - stwierdził takim tonem, jakby cieszyło go to spostrzeżenie.
Odpowiedz
-Myślałem bardziej o postoju by grać. Ale mi to nie będzie przeszkadzać. Jednak i tak będę bardziej skupiony na znakach natury i wyczuwaniu dusz maszyn. Bo głupio by zginąć na pustyni przez czarta hazardu.

Wiatr zachodni , temperatura w nocy nie spadnie poniżej 5 stopni z prawdopodobieństwem 60 procent, wilgotność koło 30 procent. Radiacja akceptowalna.
Proponowane rozwiązanie to chusta na twarzy, maska i czujnik Geigera na wierzchu , włócznia do podparcia , skaner odpalony, zabezpieczyć mokasyny przed piaskiem.
I tak czynię.

- Co ty właściwie masz w tej walizce ? Ja nie gram na gamble. Jesteś gotowy do drogi? Gdzie masz swoją wodę maskę ?
Odpowiedz
- Różne groźne rzeczy. - zaśmiał się człowiek z Vegas. - Wodę mam tutaj. - odpiął klapę jednej z szerokich kieszeni swoich spodni, w której spoczywała mała piersiówka. - A maski nie noszę. I bez tego duszę się tu wystarczająco. Trzeba wierzyć nieco bogini fortuny! - zawołał radośnie, puszczając do ciebie oko i chwytając dłonią jeden ze swoich amuletów. - A ta walizka zapewni mnie i tobie, przyjacielu, wspaniałe życie do końca życia, a także sporą sławę, jeśli dobrze pójdzie, więc proszę cię, z łaski swojej miej na nią oko lub dwoje.
Zmrużył oczy, patrząc gdzieś w rozedrgany horyzont. - A jak niby chcesz grać bez niczego? W pokera nie da się grać na nic. Nie musimy grać na gamble, które masz, oddasz mi potem, jak już zarobimy w Detroit, hehe.
Niepoprawny optymizm tego człowieka korelował coraz mocniej z twoim desygnatem pojęcia "irracjonalny".
Odpowiedz
- Ruszajmy już. Nie rozumiem jak można się cieszyć z hazardu skoro jest tyle fascynujących gier takich jak Zelda.

Wychodzę z pieczary zbudowanej ze złomu. I bez większego namaszczenia wyciągam plecak , który wrzucam na barki. Przyjemnie znowu być zdanym tylko na siebie. Dobrze wytrenowanym i skalkulowanym krokiem , pewnym i długości optymalnej dla utraty energii , ruszam w stronę miasta pojazdów.

- Ernado Gomezie, czemu chcesz mi zapewniać bogactwo i dostatek? Wy biali ludzie zawsze obiecujecie a potem sami krzywdzicie najpierw nas , potem mydlicie oczy i wyniszczacie się sami. To tak jak z tego filmu "Rękopis znaleziony w Saragossie" - mamy VHS w plemiennym skarbcu wiedzy. To tam jest tak samo tylko trochę inaczej.
No chodź chodź! Nie zostawaj w tyle! Mów mniej , mniej się zmęczysz! Łanią bądź nie Muto-niedźwiedziem!
Odpowiedz
- O czym ty...? - skrzywił się w grymasie niezrozumienia, gdy mówiłeś o "Zeldzie", ale machnął na to ręką. - Nieważne. Czemu chcę ci zapewniać bogactwa? Ależ nie chcę, jedynie komunikuję ci, że jeśli będziesz się ze mną trzymać ono samo cię znajdzie, hehehehe. Ale nie namawiam, nie namawiam, nikogo nie zmuszam do szczęścia! - powiedział pseudo przepraszającym tonem starego krętacza.
Szliście szybkim, choć nie forsownym marszem. Gomez jak na razie dostawał do twojego tempa, chodź co chwila przekładał walizę z jednej ręki do drugiej. Widocznie musiała ważyć swoje.
Przed wami sporadycznie przeskakiwały pięcionogie jaszczurki i kłęby diabelskiego ziela, toczonego przez kapryśny, suchy wiatr. Musiałeś dobrze się skupić, by utrzymać kierunek marszu pośród krajobrazu niemalże pozbawionego punktów odniesienia. Na horyzoncie zaczęły majaczyć ci jakieś kształty, choć równie dobrze mogły być to zakłócenia sensoryczne spowodowane odległością, temperaturą i intensywnością oświetlenia.
Odpowiedz
- Za pięć kilometrów będzie chwila na odpoczynek. Walizki są niewygodne na dłuższych wędrówkach .
Jesteś głodny albo spragniony? Za pięć kilometrów coś na to zaradzimy.

Obserwuję z uwagą zniekształcenia... Za ile zejdzie słońce ? Wiatr nadal jest silny czy już słabnie? Jaki jest poziom radiacji ?
Odpowiedz
Twój Geiger chwilowo nie informował o niczym niepokojącym. Wskazówka albo ledwie drgała na skali, albo wskazywała nieistotne, żałośnie niskie wartości. Wiatr był już bardziej zmienny, raz nie czułeś go wcale, w innym momencie dość mocno szarpał twoje ubranie i sypał w twarz piaskiem.
- Pewnie, że bym się czegoś napił. Ale wątpię, byś miał pod ręką coś, co może zaspokoić mój wyszukany gust. - odpowiedział Gomez z udawaną kpiną. - Szkoda mi tylko mojej pięknej koszuli, na taką deszczową pogodę powinienem założyć coś innego...
Sądząc po wysokości słońca i długości cieni przypuszczałeś, że mniej więcej godzinę temperatura spadnie o kilka stopni, a przy ewentualnym zwiększeniu szybkości wiatru temperatura odczuwalna zmaleje o jeszcze jeden stopień lub dwa. Poczułeś spływającą ci po brwi kroplę potu, co jak na dotychczasową długość i tempo marszu nie było niczym dziwnym ani szczególnie niepokojącym.
W odróżnieniu od sygnału, za pomocą której twój detektor ruchu poinformował cię, że coś się zbliża.
Słaby sygnał, odległość około stu metrów, bardzo niewielka i bardzo rozmazana kropka, zbliżająca się z dużą szybkością.
Odpowiedz
-Panie Ernando Gomezie , chciałbym poinformować że w naszym kierunku zbliża się coś z dużą prędkością ,jednak nie wiem co to jest. W przypadku kontaktu z innymi ludźmi postaram się zapewnić panu bezpieczeństwo , a pana rolą pozostanie komunikacja.

Wyznaczając wypadkową określam punkt wspólny. Zdejmuję plecak , na łuk napinam cięciwę i kładę go obok kołczanu ze strzałami przytroczonymi do plecaka. Tomahawk z ładunkiem wybuchowym jest w mojej prawej ręce , w lewej zaś jest włócznia. W końcu nie wiadomo czy to demon czy białe twarze z szaleństwem w oczach , nie obliczalni i nieobyci w kodeksie zachowania wędrowców. Ciekaw jestem też czy jednak to coś się zatrzyma. O duchu opiekunie proszę chroń mnie przed nieszczęściem i krzywdą.
Odpowiedz
Z paradoksalną mieszanką spokoju i nerwowości obserwowałeś otoczenie i ekran detektora, spoglądając to na teren przed tobą, to na wyświetlacz w twoim ręku.
80 metrów... 70...
- Emm... nie wiem jak ty, Dos, ale ja widzę tu centralne, jebane nic. A z duchami to ja tak nie bardzo, rozumiesz... - dobiegał zza twych pleców nerwowy bełkot i podzwanianie naręcza wisiorów i amuletów.
60... 50...
Cokolwiek to było, nie mogło być człowiekiem ani mutantem. O ile wiedziałeś, Moloch nie stworzył jeszcze niewidzialnych mutantów. Ducha chyba nie wyczułby detektor, choć wiedziałeś lepiej, niż ktokolwiek inny, że technika ma znacznie więcej wspólnego ze spirytualizmem, niż sądzili zwykli ludzie...
40... 30...
... ale nie aż tak wiele. Wytężyłeś wzrok, wbijając go w piasek przed wami. Zobaczyłeś wypiętrzający się na nim ślad po czymś, co sunęło pod spodem z dużą prędkością w waszym kierunku. Pozostawała tylko jedna logiczna opcja - maszyna.
Odpowiedz
- Odsuń się Ernando , to maszyna. Jest pod ziemią , lepiej znajdź sobie jakiś kamień na którym możesz stanąć.

No dobra , wdech wydech wdech wydech. Znajdź bezpieczne punkty w otoczeniu. Przygotuj się na ewentualne starcie duchowe. Pamiętaj , lepiej będzie gdy używasz broni wybuchowej. Nie uda się na bank wytworzyć impulsu elektromagnetycznego o wystarczającej sile by sparaliżować chociaż część układów maszyny - jest zbyt sucho a piach jest dielektrykiem - nie osiągną byś tym niczego. Po prostu czekaj - i bądź przyczajony jak górska puma .
Pierwszy reakcja będzie moja.
Odpowiedz
← Sesja Neuroshimy

Sesja Werta - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...